Reklama

Lech i transfery z opcją wykupu – para wybitnie niedobrana

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

30 stycznia 2021, 12:12 • 4 min czytania 32 komentarzy

Konstruowanie kadry zespołu w polskich warunkach to w pewnym sensie chodzenie po polu minowym. Budżet transferowy klubu jest niewielki, perspektywa gry w pucharach marna, warunki do wypromowania się średnie. Kluby jednak szukają minimalizacji ryzyka – a właściwie próbują go nie podejmować. Lech Poznań w ostatnich latach przeprowadził prawie dwadzieścia transferów na zasadzie „wypożyczamy gościa z opcją wykupu – jak się sprawdzi, to go wykupimy, a jak nie, to się pożegnamy”. Sęk w tym, że większość z tych wypożyczeń była fiaskiem, a Lech stracił nie tylko pieniądze na wypłaty tych piłkarzy, ale i walutę być może nawet cenniejszą – czas na sukcesy.

Lech i transfery z opcją wykupu – para wybitnie niedobrana

Oczywiście trudno obronić tezę, że gdyby Lech tych wypożyczeń nie przeprowadzał, to seryjnie sięgałby po trofea, a gablota przy Bułgarskiej nie domykałaby się od zalewu pucharów. Natomiast rozmawialiśmy w zeszłym tygodniu z osobą, która w polskiej piłce trochę już widziała. I usłyszeliśmy taką chyba dość zgrabną metaforę. Lech na rynku transferowym jest jak nieśmiały chłopak, który stoi pod ścianą. Na parkiecie wyhaczył zgrabną dziewczynę, ale nie wie jak zagadać. Oparty o filar analizuje – jak zagadać, co zrobić z rękoma, czy się przedstawić, czy zaproponować taniec… Myśli, rozkminia, rozważa. I gdy wreszcie ma już w głowie plan, to… dziewczyny nie ma już na parkiecie, bo zgarnął ją inny podrywacz, który po prostu przeszedł do działania.

I chyba coś w tym jest. Lech transferami Mikaela Ishaka czy Pedro Tiby pokazał, że potrafi wyszukać bardzo dobrego piłkarza jak na polskie warunki. Ale liczba wpadek transferowych jest zawstydzająca jak na aspiracje i możliwości finansowe Lecha.

W piątek Kolejorz przeprowadził czwarty transfer tego okienka – podpisał półroczny kontrakt z opcją przedłużenia o dwa lata z Niką Kwekweskirim. I nie można wykluczyć, że były gracz Toboła Kostanaj okaże się strzałem w dziesiątkę, a lechici za darmo wzięli właśnie znakomitego piłkarza. Natomiast historia takich transferów Kolejorza uczy, że bardziej prawdopodobne jest dopisanie Gruzina do długiej listy piłkarzy, którzy przez pół roku po prostu figurowali na liście płac.

Lech bowiem często wypożycza piłkarzy z opcją wykupu lub podpisuje z nimi krótkoterminowe umowy.

Reklama

Zerknijmy:

  • sezon 20/21 – Mohammad Awwad, Nika Kaczarawa, Bohdan Butko, Wasyl Krawieć
  • 19/20 – Bohdan Butko
  • 18/19 – Dimitros Goutas, Timur Żamaletdinow
  • 17/18 – Ołeksij Chobłenko, Mario Situm, Deniss Rakels, Vernon de Marco, Elvir Koljić
  • 16/17 – nikt
  • 15/16 – Władimir Wołkow
  • 14/15 – David Holman, Arnaud Djoum, Zaur Sadajew, Darko Jevtić

Z całej tej listy siedemnastu piłkarzy tylko w przypadku Darko Jevticia Lech skorzystał z opcji wykupu lub podpisał z piłkarzem dłuższą umowę po wygaśnięciu kontraktu krótkoterminowego. Mało. Skrajnie mało.

Wobec tego należy się poważnie zastanowić – czy takie klejenie kadry ma w ogóle sens? Z tego co wielokrotnie mówili ludzie z Lecha – klub stawia na transfery tego typu, bo są one transferami niskiego ryzyka. Sprawdzi się – fajnie. Nie sprawdzi – trudno, przynajmniej nie straciliśmy na kwocie wykupu. Ponadto Kolejorz argumentuje to też tak, że nie każdy piłkarz sprowadzany do zespołu musi być gwiazdą. To znaczy – część zawodników sprowadzanych jest po to, by odegrać drugorzędną rolę w zespole. Być czwartym stoperem, drugim lewym obrońcą czy piątym skrzydłowym. Ot, zapewnić rywalizację na treningach i zagrać te kilka meczów w sezonie, gdy kolega z drużyny akurat ma kontuzję lub pauzuje za kartki.

Ale przecież można spojrzeć też na tę kwestię z drugiej strony – Lech takimi transferami nic nie zyskuje.

Oczywiście w gronie tych piłkarzy było paru grajków, którzy pewnie mieli większe możliwości niż te, które pokazali w Poznaniu. Koljić złapał kontuzję, Lech go nie wykupił, ten później strzelał hurtowo gole w Rumunii. Holman i de Marco poradzili sobie w Slovanie Bratysława. Djoum regularnie grał w Szkocji. Sęk w tym, że takie wypożyczenie sprawdzające jest często skazane na porażkę z samego podejścia do piłkarza – jest na chwilę, jest na sprawdzenie go w treningach, ale nie musimy mu ufać.

Idealny czas na ryzyko

Tak łopatologicznie – gdyby zamiast kilkunastu gości do sprawdzenia Lech w tym czasie sprowadził w ich miejsce czterech-pięciu piłkarzy, co do których był w pełni przekonani, to przecież kadra zespołu mogłaby realnie nabrać na jakości. Nie chodzi przecież o to, by transfery zgadzały się pod względem ilościowym, ale właśnie jakościowym.

Na Kwekweskirim krzyżyka rzecz jasna nie stawiamy. Ale historia uczy na błędach. Być może Lechowi bardziej opłaciłaby się inwestycja w jednego czy dwóch kozaków aniżeli w czterech-pięciu zawodników, co do których sam klub nie ma przekonania? To jest właśnie to mityczne zarządzanie ryzykiem. Zwłaszcza, że Kolejorz akurat teraz ma środki do tego, by pozwolić sobie na ryzyko. Po pierwsze – ma przecież rekordowy budżet w historii klubu. Według naszych szacunków sezon 2020/21 powinien zamknąć w okolicach 150 milionów przychodu. A po drugie – ma w składzie aktywna, którymi można zabezpieczyć się na przyszłość. Przecież Puchacza, Kamińskiego czy Marchwińskiego w przyszłości na pewno uda się sprzedać za spore pieniądze.

Reklama

Zatem – kiedy ryzykować, jeśli nie teraz lub latem?

fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

32 komentarzy

Loading...