Obcokrajowcy w Ekstraklasie to taki dyżurny temat do krytyki. Nawet wujek Staszek przy wigilijnym stole zdiagnozuje sytuację w polskiej piłce mówiąc, że trzeba stawiać na młodych Polaków, a na tamtych to już nie. Byli piłkarze też chętnie mówią, że kiedyś było lepiej, bo grał Moses Molongo i podnosił poziom, ale poza tym sami nasi. Sprawa, jak zwykle, jest znacznie bardziej złożona. Bo nie obcokrajowcy są problemem, a słabi obcokrajowcy, obcokrajowcy wypaleni, obcokrajowcy odcinający kupony, obcokrajowcy chcący tylko i wyłącznie dorobić parę groszy. Na dzisiejszym rynku czekają transferowe okazje, jednorodne narodowościowo kadry to nie są współczesne realia, więc trzeba po prostu umieć się odnaleźć.
Przykład natomiast jak to potrafi być niejednoznaczne: Marko Vejinović. Umie grać w piłkę? Tak. Póki był zmotywowany, wierzył, że odbudowa w Arce otworzy mu nowe furtki, to wyglądało to świetnie. Ale furtki się nie otworzyły. Vejinović wrócił więc tam, gdzie błysnął, w dodatku na tłusty kontrakt. Koledzy z szatni mówili, że determinacją się nie wyróżniał, choć grać potrafił. Przeważyło to pierwsze, bo nigdzie bez zaangażowania wyników nie będzie. Dziś, co najwymowniejsze, wciąż pozostaje bez klubu. Złożyć się więc musi kilka czynników, by obcokrajowiec w Ekstraklasie zaistniał, na pewno nie zależy od tego tylko umiejętność gry w piłkę.
Podkreślamy, żeby nie było niedomówień: oceniamy całkowitych ekstraklasowych świeżaków, powroty to osobna historia.
A. LIGOWE GWIAZDY
Cztery transfery, które okazały się sztosami. Piłkarze, na których grze można zawiesić oko, piłkarze regularni, co istotne: tak wpływowi w grze, że podnoszących jakość całych formacji.
Michal Frydrych nie jest najlepszym obcokrajowcem, który trafił w tej rundzie do Ekstraklasy, ale szczególne jest to, że przychodził najpóźniej i do drużyny najsłabszej. Druga połowa września. W defensywie pożar za pożarem. Frydrych, wiadomo, ciekawe CV, z wisienką w postaci tej Barcelony wyciąganej przy każdej okazji, ale też była druga strona medalu. W Slavii wiosną nie grał za wiele. Jeden mecz przed pandemią od pierwszej minuty, potem kilka ogonów. Można było się spodziewać, że owszem, Wisła sprowadza ciekawego grajka, ale jednak też takiego, który będzie potrzebował czasu. A okazało się, że Frydrych to taki szef, który momentalnie wszedł w buty lidera całego bloku defensywnego. To też pokazuje jego klasę.
Ivi Lopez to z kolei dowód ambicji Rakowa Częstochowa. Przecież w momencie, gdy Hiszpan przychodził do klubu, na jego pozycji świetne wrażenie robili Cebula i Tijanić. Ta dwójka prowadziła Raków na szczyt tabeli. A jednak, zamiast się tylko cieszyć, że żre, sprowadzono na to miejsce kogoś o jeszcze większych możliwościach. Lopez potrzebował chwili adaptacji, ale później przedstawił wachlarz możliwości: od szybkości, dryblingu, polotu, gry kombinacyjnej, po bomby ze strzałów z dystansu.
Juranović to największy pewniak w tym zestawieniu, od razu jego kandydatura wyglądała dobrze. Sprowadzony bardzo szybko kapitan Hajduka Split – to się po prostu trzymało kupy. Ciekawe natomiast są sygnały – choćby od Maćka Wąsowskiego w “Weszłopolskich” – że zdaniem takiego Ivicy Vrdojlaka dziś Juranović wygląda ze dwa razy lepiej niż w Hajduku. Legia go napędziła. To, co u niego imponuje, to że jest bardzo regularny. W każdym meczu można liczyć, że Jura ogarnie w tyłach, a z przodu też zrobi zamieszanie.
No i wreszcie Ishak, który, mimo słabości Lecha w Ekstraklasie, dał tej jesieni prawdziwy popis. Miał trudne zadanie, bo Gytkjaer robił znakomicie to, czego oczekuje się od napastnika: strzelał bramki. Był w tym wybitnie regularny. Zastąpić kogoś takiego nie jest łatwo. A Ishak nie tylko zastąpił, ale dołożył jeszcze więcej, bo to jest zawodnik, który lepiej klei cały zespół, lepiej współpracuje z linią pomocy. Zresztą, Szwed potrafi przecież nawet wrócić do linii obrony przy kontrze rywala i wydrzeć mu piłkę. Jest bardziej wielowymiarowy, ale też nie stanowi jakiegoś grajka, który musi się zasłaniać grą tyłem do bramki. To przecież choćby wciąż wicelider strzelców Ligi Europy.
- Mikael Ishak (łącznie 24 mecze; w ESA 7 goli, 1 asysta, 3 kluczowe podania, do tego osiem goli w Lidze Europy)
- Josip Juranović – (łącznie 15 meczów; w ESA 1 gol, 3 asysty, 1 kluczowe podanie)
- Ivi Lopez (łącznie 12 meczów; w ESA 5 bramek i 1 kluczowe podanie; poza tym gol i asysta w Pucharze Polski)
- Michal Frydrych (9 meczów; w ESA 1 gol i 1 asysta)
B. POWYŻEJ POZIOMU
Gwiazdy na pewno nie, ale ludzie, którzy swoje już wnieśli, poza tym w sumie rozbudzili apetyty. Po pierwsze, Yaw Yeboah. Ciekawa postać, widać momentami, dlaczego w swoim kraju kiedyś był uważany za wielki talent, któremu wróżono naprawdę dużą karierę. Błyskotliwość. Odwaga gry jeden na jeden. Motoryka. Yaw potrafi mieć takie mecze, kiedy rzuci rywala na kolana. Rzecz w tym, że nie zdarza mu się to jeszcze dostatecznie często, a i liczby mógłby mieć lepsze. Tylko jedna asysta to jednak dla skrzydłowego, który stara się brać odpowiedzialność za grę zespołu, zdecydowanie za mało.
Lorenco Simić jest nietypowym stoperem, czasami potrafił w kuriozalny sposób ostro, bezmyślnie sfaulować. Ale też widać, że nie jest to obrońca od wybijania piłek. Dość spora kultura grania, pewny w tyłach, no i dość szczególny bilans bramkowy. Tak krótki przebieg grania, a już cztery trafienia? Pozazdrościłby wyniku niejeden napastnik. Oczywiście również ci z Zagłębia, bo Simić to w tym momencie najlepszy snajper Miedziowych.
Alex Gorgon przychodził z imponującym na szczecińskie warunki CV, liczyliśmy, że weźmie w Pogoni kierownicę. Tak się na pewno nie stało, do tej poprzeczki nie doskoczył, z czego sam sobie zdaje sprawę. Ale na pewno trudno go nazwać też rozczarowaniem, swoje drużynie dał, doszły bramki, a wynik Pogoni mówi sam za siebie, Gorgon w realizacji tego rezultatu na pewno mocno pomógł. Wydaje się też, że czuje się coraz lepiej i wiosna może należeć do niego.
Na koniec kandydatura, która na dzień dobry wydawało się, że może roznieść ligę. Alvarez. Papiery na podporządkowanie sobie ofensywy Cracovii, a przynajmniej: bycie w niej centralną postacią. Trochę z czasem zwolnił, potem doszła kontuzja, czyli po prostu pech. Niemniej chyba sam fakt, jak Pasy czekają na powrót tego gracza, swoje mówi. To wciąż może być jeden z liderów.
- Yaw Yeboah (łącznie 12 meczów; w ESA 3 gole, 1 asysta, 1 kluczowe podanie)
- Lorenco Simić (łącznie 11 meczów; w ESA 3 gole, poza tym gol w Pucharze Polski)
- Alexander Gorgon (łącznie 13 meczów; w ESA 4 gole i 1 kluczowe podanie, poza tym gol w Pucharze Polski)
- Marcos Alvarez (łącznie 11 meczów; w ESA 1 gol, 2 asysty, 1 kluczowe podanie)
C. ŚREDNIACY
Dla niektórych, jak dla Sykory, obecność w tej kategorii to rozczarowanie. Dla niektórych punkt wyjścia, bo Zahović może nie wszedł w ligę z buta, ale zaczął się rozkręcać i spokojnie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że pójdzie szybko w górę. Dość niespodziewanie, ale z przekonaniem znajdujemy tutaj miejsce dla Bożydara Czorbadzijskiego. Zakup awaryjny, w trakcie rundy – wiemy czym to się potrafi kończyć. Tym, że przychodzi zawodnik nieprzygotowany fizycznie, którego dopiero trzeba budować. Ale Bułgar potwierdził, że kiedyś miał całkiem mocną reputację w swoim kraju, w defensywie Stali dał sporo jakości. Inna sprawa, że na tym tle nie było o to tak ciężko. Matej Rodin był graczem solidnym, nie schodzącym poniżej pewnego rzetelnego poziomu, a duet z Wisły… Szczególnie po Saviciu spodziewaliśmy się więcej, tak samo na pewno jak kibice Białej Gwiazdy. Niemniej powiedzmy, że były przebłyski, które uprawniają, by postawić przy nim może nie plus, ale też nie minus. Czuć też, że jest szansa na to, by to wyglądało zupełnie inaczej.
- Luka Zahović (łącznie 11 meczów; w ESA 2 gole, 2 asysty)
- Jan Sykora (łącznie 15 meczów; w ESA 1 kluczowe podanie, gol w Lidze Europy)
- Matej Rodin (łącznie 11 meczów; w ESA 1 asysta)
- Bożidar Czorbadzijski (6 meczów)
- Adi Mehremić (8 meczów; w ESA 1 gol)
- Stefan Savić (12 meczów; 2 asysty w ESA)
D. PONIŻEJ PRZECIĘTNEJ
To jest bardzo zróżnicowana kategoria, bo do jednego worka wrzuciliśmy kilka typów zawodników. Nie można więc między wszystkimi tutaj stawiać znaku równości. Niektórzy, jak Kraweć, czy nawet Lagator na finiszu, mieli swoje bardzo dobre momenty. Rzecz w tym, że reszta spotkań kładła się na nich cieniem. Niektórzy prezentowali takie stany niższe średnie, jak Ivanov, Sadiković czy Grecy z Górnika – ci ostatni na pewno wypadli w pakiecie gorzej, niż Grecy sprowadzeni przez Płatka wiosną. Może teraz czas na kolejny duet.
Jest tutaj i swoista podkategoria zawodników, którzy nie zostali sprawdzeni. To nie działa na korzyść takiego Julio Rodrigueza, że w średniej defensywie Wisły Płock nie potrafił się pokazać, no ale ostatecznie jest to też zawodnik niesprawdzony. Taki Soren Reese był sprowadzany jako solidny grajek, nie pograł nic, ale przeszkodziła w tym też kontuzja.
Ale jest też i czyste szrociwo, czyli w zasadzie w komplecie “wzmocnienia” Podbeskidzia. Niebywałym rozczarowaniem okazał się Rivaldinho, w tej kategorii prawda jest też taka, że wobec wielu nie mieliśmy wielkich oczekiwań. Niektóre transfery to kwestia rzucenia kośćmi, niektórzy są po prostu tani, jak Ivanov, ktoś, jak Obradović, jest młody, rozwojowy. Ale z Rivaldinho wydawało się, że to może być fajny strzał, dający sporo frajdy swoją grą, ale i czystej jakości. Rivaldinho przechodził ciężko koronawirusa, wiemy o tym, ale jednak szans w różnych częściach rundy dostał multum, by zwykle być albo hamulcowym, albo w stopniu minimalnym brać udział w grze. Wolny elektron, ale w złym tego słowa znaczeniu.
No i tutaj też znajdujemy bodaj najmocniejsze nazwisko w całym rankingu, bo Beciraj swego czasu coś po prostu w piłce znaczył. Nie żeby przeceniać, mówić o jakiejś europejskiej gwieździe, ale jednak na pewno nie był anonimem. Tymczasem kolejny raz w przypadku takiego gracza sprawdza się zasada: patrz co grał ostatnio, nie co grał kiedyś. Forma potrafi minąć. Fizyczność piłkarza się zmienia, a jeśli na niej bazował i jej brakło, to po zawodniku. To jest w sumie dość przykre, bo podobno sam Beciraj był mocno nastawiony na to, by się w Wiśle odbić, przeżywał szyderkę z jego postury – no ale cóż, po prostu tego nie udźwignął, teraz Hyballa podobno też ma do niego spore zastrzeżenia.
O Mrazu nawet szkoda gadać. Hamulcowy pierwszej wody.
- Damir Sadiković (9 meczów)
- Giannis Masouras (12 meczów)
- Stefanos Evangelou (6 meczów; gol w Pucharze Polski)
- Mohammed Awwad (14 meczów; 1 gol w ESA)
- Wasyl Kraweć (15 meczów; 1 kluczowe podanie w ESA)
- Robert Ivanov (8 meczów; asysta w Pucharze Polski)
- Filip Lesniak (16 meczów)
- Dusan Lagator (14 meczów; 2 gole i kluczowe podanie w ESA)
- Milan Obradović (8 meczów)
- Rivaldinho (16 meczów; 1 gol w ESA)
- Fernan Lopez (6 meczów)
- Fatos Beciraj (11 meczów)
- Milan Rundić (9 meczów)
- Gergo Kocsis (12 meczów; 1 asysta w ESA)
- Martin Sus (7 meczów)
- Luis Mata (3 mecze)
- Sergij Miakuszko (8 meczów; 2 gole w Pucharze Polski)
- Mario Rodriguez (7 meczów; asysta w Pucharze Polski)
- Branislav Pindroch (2 mecze)
- Giannis Papanikalaou (7 meczów)
- Petar Mamić (0 meczów)
- Mykola Musolitin (0 meczów)
- Julio Rodriguez (0 meczów)
- Soren Reese (0 meczów)
- Samuel Mraz (15 meczów, 2 gole)
ARCHIWUM X – Kris Twardek, Marko Malenica
Dwóch zawodników kategorii specjalnej. Kris Twardek podobno niezwykle przeżywał, że trafił do tak mocnej ligi jak Ekstraklasa. Bywały takie strzały w przeszłości, kiedy zagraniczny piłkarz bez papierów na ligę jednak dawał w niej radę, można sięgnąć w daleką przeszłość i powiedzieć o Okachim. No ale Twardek, jak popytaliśmy u osób, które śledzą ligę irlandzką, nawet tam się nie wyróżniał. To był więc czysty strzał. Zasłynie ze swojego dryblingu, którym niestety dla niego i kibiców Jagi, raczej bawił niż straszył.
A Malenica to oczywiście zawodnik, który miał być zabezpieczeniem, czyli wielkich oczekiwań nie było, no ale przyjechać i położyć mecz rezerwom, tylko z tego dać się zapamiętać – duża sprawa.
Fot. FotoPyK