Reprezentacja Polski wypadła z Włochami tak beznadziejnie, że nie da się nad tym przejść do porządku dziennego. Oliwy do ognia pomeczowymi wypowiedziami (i długim milczeniem) dolał jeszcze Robert Lewandowski, w efekcie czego ze zdwojoną siłą odżyła dyskusja o zmianie selekcjonera. Rozmawiamy na te tematy z Maciejem Żurawskim, 72-krotnym reprezentantem kraju, uczestnikiem MŚ 2002 i 2006 oraz Euro 2008. Co sądzi o ewentualnym pożegnaniu Jerzego Brzęczka? Czy Krzysztof Piątek zasłużył na krytykę za uśmiechy zaraz po zakończeniu meczu? W jakim aspekcie wróciliśmy na ziemię po niedzielnym 0:2? Kto został najdobitniej zweryfikowany? Czego oczekuje od biało-czerwonych w następnym spotkaniu? Zapraszamy.
Pamięta pan, kiedy nasza reprezentacja była równie bezradna jak w niedzielnym meczu z Włochami?
Nie pamiętam. To był chyba nasz najgorszy mecz za kadencji Jerzego Brzęczka.
Powiedziałbym, że nawet nie chyba.
W pierwszej połowie poprzeczka wisiała tak nisko, jak to tylko możliwe. W drugiej można było powiedzieć, że jest ciut lepiej, chociaż cały czas źle. Nikt z nas nie chce dołować reprezentacji, nie o to chodzi, ale drużyna musi się podnieść po tak słabym występie. Z Włochami nie funkcjonowało nic, nie sposób doszukiwać się jakichkolwiek pozytywów.
Mówił pan, że w drugiej połowie było już ciut lepiej.
Lepiej w tym względzie, że ze dwa razy znaleźliśmy się z piłką w polu karnym rywala i przez moment ożywiliśmy się w środku pola. Kilka odbiorów, trochę mniejsze przestrzenie dla Włochów. Ale to trwało chwilę, potem po nieodpowiedzialnym zachowaniu Góralskiego wszystko wróciło do poprzedniego stanu. A Góralski powinien wylecieć już po pierwszym faulu. Robertowi Lewandowskiemu też się zresztą upiekło. Oglądając powtórki jego uderzenia łokciem, od razu nasuwały się myśli o czerwonej kartce. Uratował go brak VAR-u.
Ciężko się to oglądało. Boki nie działały ani w obronie, ani w ofensywie. Zespół skupiony niemal wyłącznie na defensywie, która i tak kiepsko wyglądała. Do tego jako zawodnik wspierający Lewandowskiego ze środka kompletnie nie sprawdził się Linetty.
Pana zdaniem gospodarze wymusili na nas tę bezradność czy Jerzy Brzęczek od razu zakładał murarkę?
Pewnie wszystko po trochu. Co by nie mówić, Włosi rozegrali naprawdę świetny mecz. Aż byłem zaskoczony, biorąc pod uwagę, ile mieli problemów kadrowych w ostatnich dniach. Częściowo oglądaliśmy ich drugi garnitur i mimo to jako zespół wypadli wręcz doskonale.
Mam wrażenie, że nieco uśpiło nas spotkanie z Ukrainą. Przeszliśmy nad nim do porządku dziennego, bo wynik się zgadzał, a skoro tak, to mniejsza z tym, że sama gra była kiepska. Ciągle wielu uważa, że jeśli jest zwycięstwo, to nie czepiamy się szczegółów. Teraz przeciwnik był lepszy i obnażył wszystkie nasze słabości. Z Włochami nie mogliśmy nawet liczyć na łut szczęścia.
Donnarumma w “La Gazzetta dello Sport” nie otrzymał noty, bo nie było za co go ocenić.
Ten mecz pokazał, że nie ma co przesadzać z optymizmem odnośnie młodych piłkarzy. Słyszało się już komentarze, że stali się pełnowartościowymi reprezentantami i zastanawiano, czyje miejsce w składzie zajmą. Włosi Modera, Jóźwiaka czy Szymańskiego bardzo boleśnie zweryfikowali. Nie było ich na boisku. Okej, jak wszystkich, ale to pokazuje, że nie mówimy jeszcze o zawodnikach gotowych pociągnąć drużynę, gdy nie idzie.
Ogólnie najbardziej martwiła chyba nasza bezradność w pomocy. Krychowiak od dłuższego czasu zawodzi, Moder dostosował się do tego poziomu, a Linetty na “dziesiątce” to od początku było nieporozumienie. No i Góralski pokazał, jak może wyglądać w meczach z najsilniejszymi, łatwo o przegrzanie styków.
To był jego największy błąd. Jako zawodnik Góralski moim zdaniem ostatnio zaliczył bardzo duży progres, potrafił się pokazać nie tylko wślizgami. Wczoraj niestety głowa nie dojechała. Co do formy Krychowiaka – zgoda. Moder… To nie tak, że on dopiero teraz wypadł słabiej. Wszedł z Ukrainą, strzelił gola, fajnie się odnalazł w polu karnym, ale ogólnie nie można było stwierdzić, że rozegrał dobry mecz. Tym bardziej nie mogliśmy tego powiedzieć po ligowym występie z Legią. W ostatnim czasie chłopak trochę obniżył loty, nie znajduje się w optymalnej dyspozycji. Mieliśmy więc rozczarowującego Krychowiaka, Modera pod formą i Linettego, który ujął wszystkich występem z Bośnią, ale to tyle. W kadrze jest od lat i ciągle w niej mocniej nie zaistniał. Generalnie ta trójka Krychowiak-Moder-Linetty od początku nie wyglądała jak optymalny wariant drugiej linii na takiego przeciwnika.
Jak pan odebrał omawianą ze wszystkich stron wypowiedź Roberta Lewandowskiego odnośnie planu na mecz? Najpierw osiem sekund wymownej ciszy, a potem stwierdzenie, że dużo rzeczy jest do poprawy i nie wykorzystujemy na maksa każdego treningu, więc przy słabym przygotowaniu nie możemy rywalizować z najlepszymi.
Żaden zawodnik będący w reprezentacji, nawet z bardzo mocną pozycją, nie pozwoli sobie na centralne, jednoznaczne uderzenie w selekcjonera. Nie przystoi, nie wypada, bez względu na obraz meczu. Między wierszami jednak łatwo wyczytamy, że całokształt przygotowań, treningów, nakreślenia taktyki nie wszystkim się podoba. Widać, że Robert był wczoraj sfrustrowany. Tu na kogoś nakrzyczał, tu machał rękami. Normalnie raczej nad emocjami panuje, więc ta cała atmosfera musiała mu się mocno udzielić.
Pana zdaniem Lewandowski wysłał w świat sygnał, że trzeba rozpocząć dyskusję, czy warto kontynuować współpracę z Jerzym Brzęczkiem?
Minęły już ponad dwa lata i wielu ekspertów podkreśla, że pytania, na które nie otrzymujemy odpowiedzi są ciągle te same. Pewne dyskusje już kilka razy wybuchały od nowa, ale przychodził jakiś mecz, w którym nieźle wyglądaliśmy i rany na chwilę się zasklepiały. Coś tam drgnęło, jest krok do przodu i okej, jedziemy dalej. Ale potem znów ktoś obnażał nasze słabości i wracaliśmy do punktu wyjścia. Raz było gorzej, raz nieco lepiej i tak ten czas minął. Nigdy nie udało się wskoczyć na poziom kadry Nawałki, która potrafiła kilka meczów z rzędu rozegrać w przyjemnym stylu i przy tym mieć dobry wynik. Tego mi przede wszystkim brakuje. Nie jesteśmy wielkim zespołem, który potencjałem może się równać z Hiszpanią, Włochami, Holandią, Anglią czy Niemcami. Nie możemy stawiać się z nimi w jednym szeregu.
I raczej nikt tego nie robi, natomiast można wymagać, byśmy w każdym tego typu spotkaniu przeprowadzili przynajmniej kilka składnych akcji i oddali jakieś groźne strzały.
Dokładnie. Nikt nie oczekiwał, że rozbijemy Włochów i jeszcze będziemy mieli 60 procent posiadania piłki. Wszystko sprowadza się do lepszej gry. Po prostu. My wczoraj nie pokazaliśmy nic, absolutnie nic. Dzieci we mgle.
A to też nie jest tak, że nie mamy kim grać. Od początku wyszło pięciu zawodników z Serie A plus Lewandowski i regularnie występujący w Premier League Bednarek, z ławki weszli Zieliński i Milik.
Nie przesadzajmy też w drugą stronę. Jest wielu zawodników z Serie A, ale część ze słabszych klubów, które nie liczą się tam w walce o czołowe miejsca. Kilku kadrowiczów powołujemy z drugiej ligi angielskiej, Góralski występuje w Kazachstanie i tak dalej. Nie mamy kadrowiczów w samych topowych klubach, a i tak nie wszyscy na co dzień regularnie grają. Takie okoliczności rzutują później na przygotowanie reprezentacji, co nie zmienia faktu, że od tej drużyny musimy oczekiwać więcej.
Wyobraża pan sobie scenariusz, w którym zmieniamy teraz selekcjonera?
W środę kadrę czeka mecz z Holandią, a potem będzie długa przerwa, więc… Ogólnie sobie taki scenariusz wyobrażam, dlaczego nie? Jeśli chcemy coś zmieniać, słychać już ostatni dzwonek. Nowy selekcjoner musiałby mieć trochę czasu, żeby się wdrożyć. Ale tak, wyobrażam to sobie i mogłaby to być zmiana z pożytkiem dla reprezentacji. Oczywiście każdy trener jest pewnym ryzykiem, nigdy nie wiemy, czy wszystko wypali. Gdybyśmy jednak wzięli kogoś z odpowiednim doświadczeniem, ryzyko zostałoby zminimalizowane i na starcie mielibyśmy większą pewność.
W Polsacie Sport dostało się Krzysztofowi Piątkowi za pełną uśmiechów rozmowę z włoskim kolegą tuż po końcowym gwizdku. Słusznie?
Uważam, że reprezentacja Polski powinna być dla każdego z naszych piłkarzy najważniejsza. Jeżeli przyjeżdżam na mecz, jestem częścią tej drużyny i nawet tylko siedzę na trybunach, to po porażce w tak słabym stylu, ograniczam pewne reakcje. Każdy zawodnik powinien ograniczać. Nie chodzi koniecznie o zwieszanie głowy i patrzenie w podłogę, ale trochę powściągliwości byłoby wskazane. Takie śmianie się od ucha do ucha z którymś z rywali – bez względu na temat rozmowy – może świadczyć o braku powagi odnośnie tego, co się właśnie stało i postawie w stylu “okej, ja dziś nie grałem, więc mnie ta porażka nie dotyczy”. Tak to odbieram. Piątek mógł zupełnie tak nie myśleć, ale gdy widzimy taką scenkę, daje ona pretekst do zdenerwowania.
Podsumowując, sądzi pan, że mecz z Holandią może toczyć się o coś znacznie więcej niż trzy punkty w Lidze Narodów i Jerzy Brzęczek powalczy w nim o posadę?
Musimy zmyć plamę jeśli chodzi o jakość naszej gry. Mniejsza o wynik, ale zespół musi się podnieść i pokazać charakter. Tego wszyscy oczekujemy. Jeżeli przegramy po dobrym występie, w którym zaprezentujemy swoje atuty, ewentualna porażka będzie odebrana zupełnie inaczej. Najważniejsze, żebyśmy nie mieli sobie nic do zarzucenia i mogli powiedzieć, że zagraliśmy na sto procent swoich możliwości. A gdyby nawet nie wystarczyło to do dobrego wyniku, nikt nie będzie miał większych pretensji.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Newspix