Jakub Serafin jako 19-latek zadebiutował w pierwszym zespole Lecha Poznań. Mimo że wiązano z nim duże nadzieje, nie udało mu się poważnie zaistnieć w poznańskim klubie. Obecnie występuje w Puszczy Niepołomice, lecz wciąż uważa, że spokojnie dałby sobie radę wyżej. Dlaczego, nigdy nie otrzymał szansy z prawdziwego zdarzenia na grę w Ekstraklasie? Czy wciąż ma żal w stosunku do włodarzy Lecha? Jak wspomina pobyt w Norwegii? Czy w Cracovii padł ofiarą stawiania na obcokrajowców? Jaka sytuacja z życia piłkarskiej szatni utkwiła mu najbardziej w pamięci? Zapraszamy!
***
„Kuba dobrze prezentował się na pierwszoligowych boiskach. Ma duży potencjał, dlatego podjęliśmy decyzję o przedłużeniu z nim umowy. Był obserwowany przez trenera Rafała Ulatowskiego oraz Jarosława Araszkiewicza. Obaj stwierdzili, że regularna gra w Bytovii Bytów bardzo mu pomaga, zatem najbliższe pół roku spędzi jeszcze na wypożyczeniu. Wszystko po to, aby latem powrócić do Lecha i powalczyć o pierwszy skład”. To wypowiedź Piotr Rutkowskiego z grudnia 2016 r. Ostatecznie już nie zagrałeś potem żadnego meczu w barwach Kolejorza. Dlaczego tak wyszło?
W Bytovii Bytów spędziłem już półtora roku. Klub postanowił przedłużyć ze mną kontrakt. Gdy wróciłem do Lecha, nie byłem mimo wszystko pewny swojego los. Miałem walczyć o swoją pozycję w zespole. Wszystko zależało od tego, jak wypadnę w przedsezonowych sparingach. Nie nastawiałem się, że mi się uda. Ponownie szukano mi jakiegoś klubu na wypożyczenie. Trenerem był wówczas Nenad Bjeilca. Przeprowadził ze mną rozmowę po jednym z treningów i powiedział, że chce, abym został w Lechu. Dał mi także do zrozumienia, że jeśli będę cierpliwy i zaangażowany w pracę, dostanę szansę gry. Finalnie jej nie otrzymałem, a potem pojawiła się propozycja wyjazdu do Norwegii, z której to skorzystałem.
Zabrakło ci pewności siebie i wiary we własne umiejętności?
Byłem bardzo zdeterminowany, aby wrócić do Lecha. To był mój główny cel. Na wypożyczeniu w Bytowie prezentowałem się bardzo dobrze, więc czułem się dość pewnie. Gdy wróciłem do Poznania na nowy okres przygotowawczy, założyłem sobie, że zrobię wszystko, by móc spełnić swoje marzenie – grać na stałe w Lechu Poznań. Nie wracałem z nastawieniem, że jestem za słaby albo że nie dam sobie rady.
Masz żal do Lecha, że finalnie nie dostałeś więcej szans?
Nie mam jakiś wielkich pretensji. Bardziej z perspektywy czasu żałuję, że nie zostałem w Norwegii. O dziwo na obczyźnie czułem dobrze, a moje występy również zadowalały mnie oraz trenerów. Lech skrócił wypożyczenie, a możliwości gry nie otrzymałem. Pod tym względem czuję pewien żal.
Może trener Bjelica wymagał od ciebie czegoś więcej?
Tak naprawdę, to była dziwna sytuacja. Do tej pory w sumie nie wiem, o co w niej chodziło. Myślałem, że skoro na prośbę Lecha z powrotem ściągnięto mnie do Poznania, to nie po to, abym grał tylko w rezerwach. Tym bardziej że wracałem z najwyższej ligi norweskiej, a nie z polskiej I ligi. Ciężko mi się ustosunkować do trenera Bjelicy, bo nigdy na mnie nie postawił. Na dobrą sprawę nie wiem, czy on chciał mojego powrotu, czy ktoś z góry tak zarządził. Byłem trochę w szoku, że nie dostałem nawet minuty.
PUSZCZA WYGRA Z GKS-EM JASTRZĘBIE? KURS 2.37 W TOTALBET!
Skandynawia to nietypowy kierunek dla polskiego piłkarza. Ciekawy epizod.
Lech wcześniej grał z FK Haugesund w europejskich pucharach. Jakoś tak się złożyło, że nawiązali współpracę i zimą pojawiła się oferta wypożyczenia do Norwegii. Potrzebowali wówczas na cito kogoś do środka pomocy i wybór padł na mnie. Na początku byłem trochę negatywnie nastawiony. To była dla mnie egzotyczny kierunek. Z biegiem czasu uważałem, że zrobiłem bardzo dobry ruch. Najwyższa klasa rozgrywkowa. Dobrze przygotowane boiska. Wszystko fajnie opakowane. Zagrałem tam w ciągu pół roku 10 spotkań. Po meczu z Rosenborgiem Trondheim zaproszono mnie na rozmowę z władzami klubu i poinformowano, iż klub jest na tyle zadowolony z moich występów, że chcą mnie wykupić z Lecha.
Już po półrocznym pobycie chciałeś tam zostać?
W tamtym czasie pragnąłem wrócić do Lecha. Gra przy Bułgarskiej, z taką liczbą ludzi na trybunach była bardziej atrakcyjna. Lech to ogromna marka w Polsce. Ja czułem po pobycie w Norwegii, że stać mnie nawet na pierwszy skład Kolejorza. Ale wyszło potem inaczej, niż chciałem…
To też nie były czasy, gdy Lech aż tak odważnie stawiał na młodzież, jak teraz.
Zdecydowanie. Wówczas nie było takiej nawałnicy młodych. Zazwyczaj jeden, góra dwóch chłopaków z danego rocznika trafiało do szerokiej kadry Lecha. Siła przebicia była mniejsza, ale zawsze jakiś tam wychowanek grał. Nie chcę szukać winnych. Janek Bednarek z mojego rocznika potrafił się przebić. A więc można było dostać szansę i ją wykorzystać. Też przecież był po przejściach – wypożyczenia, kontuzje.
Mimo wszystko zawsze będziesz wspominał Lecha z dużym sentymentem?
Byliśmy pierwszym rocznikiem w założonej akademii. Trener Śledź poskładał to wszystko tak, że stanowiliśmy fajną grupę młodych zawodników. Jestem bardzo wdzięczny Lechowi. Spędziłem tam kilka dobrych lat. Ten klub ukształtował mnie jako piłkarza.
Jeszcze w gimnazjum wyjechałeś z okolic Olsztyna do Poznania. Duży był to przeskok?
Pierwsze kroki w piłce stawiałem w GKS-ie Stawiguda z rodzinnej miejscowości. Potem przeniosłem się do Olsztyna. Chodziłem tam do klasy złożonej z kadry wojewódzkiej. Po czym w III klasie gimnazjum wyjechałem do Poznania. W województwie warmińsko-mazurskim nie było wtedy, aż takich szans do rozwoju. To był odpowiedni czas na wyjazd. Postąpiłem słusznie, wybierając Lecha. Dość szybko zaaklimatyzowałem się w nowej ekipie. Kojarzono mnie już tam z różnych turniejów ogólnopolskich. Natomiast początki nigdy nie są łatwe. Zwłaszcza gdy się wyjeżdża tak daleko od domu. Całe szczęście boisko zawsze się obroni, a na nim prezentowałem się dobrze, więc szybko zyskałem poważanie u kolegów z drużyny.
Jednak po tylu latach spędzonych w Lechu w końcu postanowiłeś na dobre odejść z klubu. Nie miałeś już siły cierpliwie czekać na jakieś minuty? Cierpliwość często popłaca.
Po pół roku grzania ławy i gry wyłącznie w rezerwach powiedziałem swoim menadżerom, że to już najwyższy czas zmienić otoczenie. Zamknąć pewien etap w życiu. Udałem się na wakacje z myślą, że po powrocie trzeba będzie wyprowadzić się z Poznania. Czekałem na oferty. Pojawiła się propozycja z Cracovii. Skorzystałem z niej. Wydawała mi się to naprawdę dobra opcja. Była wtedy duża szansa, aby postawić wreszcie duży krok naprzód.
JASTRĘBIE – PUSZCZA BTTS NIE – KURS 2.00 W TOTALBET!
Summa summarum tych występów w Cracovii również nie za dużo zaliczyłeś. Trener Probierz w Krakowie niechętnie stawia na młodych piłkarzy.
To prawda. Przykro mi, że młodzieżowcy, ogólnie Polacy mają dużo mniejszy margines błędu w porównaniu do obcokrajowców, których – nie ma co ukrywać – masowo się ściąga do Cracovii.
Sam zabiegałeś o wypożyczenie do Puszczy Niepołomice?
Pierwsze rozmowy były już zimą. Mieliśmy tam bardzo silny środek pola – Damian Dąbrowski, Janusz Gol, Javier Hernandez. Zwyciężyliśmy 7 meczów z rzędu. Zimą trener Probierz powiedział, że nie żadnych ma szans na moje wypożyczenie i zostałem do końca sezonu. Zaliczyłem bodajże dwa występy. Wówczas już sam chciałem odejść i była to wspólna decyzja, że mam udać się na wypożyczenie. Mowa też była o transferze, ale włodarze klubu się nie zgodzili.
Kolejny raz padłeś ofiarą tego, że trenerzy nie chcą stawiać na młodych polskich piłkarzy, bo boją się wyniki?
Ewidentnie nie miałem okazji do grania u trenera Bjelicy. A w Cracovii z biegiem czasu coraz mniej dawano szans młodzieżowcom. Słabo to obecnie wygląda. Wtedy dobrze wypadałem na treningach. Były rozmowy z trenerem Probierzem. Miałem dostawać więcej minut. Ale rozmowa to jedno, czyny to drugie.
Cracovia to już absolutnie przeszłość?
Nigdy nie mów nigdy. Na ten moment to zamknięty rozdział mojej przygody z piłką. W Puszczy prezentowałem się dobrze. Miałem nadzieję, że w końcu zaistnieje w Cracovii. Podczas spotkania w siedzibie klubu z trenerem Probierzem wspólnie stwierdziliśmy, że nasza współpraca nie ma dalszego sensu. Wprost powiedział, że będę miał problemy z graniem, a ja nie chciałem stać w miejscu.
Fair rozwiązanie. Bez owijania w bawełnę przez trenera Probierza. Po koleżeńsku.
To raczej wynikało z tego, że sam nalegałem na rozmowę, bo chciałem wiedzieć, na czym stoję. Nie miałem zamiaru wciąż czekać.
Patrząc na to, gdzie otrzymałeś najwięcej szans, były to kluby z mniejszych miejscowości. Jesteś małomiasteczkowym typem piłkarza? Na prowincji czujesz się najlepiej?
Teraz akurat mieszkam w Krakowie (śmiech). Trochę tych klubów już zwiedziłem. Bytovia Bytów, wcześniej GKS Bełchatów. Moim zdaniem, to chyba po prostu przypadek, że akurat w mniejszych miejscowościach dotychczas radziłem sobie najlepiej. To nie ma chyba jakieś większego przełożenia. Niezależnie czy był to Poznań, czy 20-tysieczny Bytów, w każdym miejscu czułem się bardzo dobrze.
Szatnie tych zespołów patrzyły na ciebie trochę w takim sensie – „o, przychodzi gwiazdeczka z ekstraklasy”?
W dzisiejszych czasach większość szatni już nie jest już negatywnie nastawiona do młodych. Ja zresztą też jestem pewny swoich umiejętności. Wiadomo, że na samym początku w Lechu było inaczej. Byłem jeszcze nastolatkiem i wcześniej oglądałem występy piłkarzy w Canal +, a tu nagle siedzę z nimi na odprawie przedmeczowej. To był przeskok. W sumie to nigdzie nie miałem problemów z wejściem do szatni. Nastały takie czasy, że nie ma już raczej nieprzyjemnych sytuacji. Na przykład w Bytovii sponsorem był Drutex i nie było tam zbyt wielu zawodników miejscowych. Większość zespołu stanowili gracze przyjezdni.
OVER 2.5 GOLA W MECZU – KURS 1.95 W TOTALBET!
Nie było pasowania i chrztów bojowych?
Nie było. Co najwyżej na wkupnym zaśpiewało się jakąś piosenkę.
Masz bogate CV jak na 24-latka. Pewnie widziałeś sporo śmiesznych sytuacji z życia szatni.
Na gorąco ciężko mi sobie przypomnieć najśmieszniejszą, ale dużą polewkę mieliśmy z Maćka Gostomskiego w Cracovii. Maciek musiał zrzucić kilka kilogramów i podsunęliśmy mu plan treningowy, który miał mu w tym pomóc. Maciek myślał, że jest to rozpiska od trenera przygotowania fizycznego i skrupulatnie wykonywał każde ćwiczenie. Wręcz zajeżdżał się. Ale dzięki naszym treningom osiągnął cel. Po 2/3 dniach było nam go już szkoda i przestaliśmy mu aplikować takie obciążenia. Baliśmy się przyznać mu, że to nasza sprawka. Maciek chodził zadowolony, że trenerzy tak dbają o niego, o jego przygotowanie. Dopiero gdy zszedł z wagi i dzięki temu mógł jechać na obóz, przyznaliśmy się, że to my tworzyliśmy te rozpiski.
Wrócimy jeszcze na chwilkę do twoich I-ligowych wojaży. Mniejsza presja w małych miastach sprawia, że tam pokazujesz pełnie potencjału?
Ja wolę grać przy większej ilości kibiców. Puste trybuny czy mała frekwencja negatywnie wpływają na występy. Człowiek musi wtedy bardziej się nakręcać, bo nie czuć aż tak bardzo atmosfery meczowej.
Mimo innych realiów czujesz się dobrze w Niepołomicach?
Lubię atmosferę panującą w tym klubie. To jest mały klub, który tworzą ludzie z tego miasta. Wszyscy wszystkich znają. Oprócz dobrego klimatu jest też dobry zespół. W poprzednim sezonie byliśmy blisko baraży. Wciąż tworzy się fajny projekt. Wszystkie te czynniki działają na plus. Czuję tam dobrze. Skończyło mi się wypożyczenie i musiałem podjąć decyzję, w którym kierunku chcę iść. Pomimo że miałem propozycję z innych klubów, uważam, że słusznie zrobiłem, zostając w Niepołomicach. Klub pod każdym aspektem się rozwija. A ja chcę w tym pomóc. Dzięki temu zostałem tutaj na kolejny sezon.
Trener Tułacz jest już w klubie kilka sezonów. Poczucie stabilizacji na ławce trenerskiej także miało wpływ na wybór?
Osoba trenera ma bardzo duży wpływ na to, że gram w Puszczy. Gdyby nasze relacje były niepoprawne, na pewno nie zostałbym w drużynie. Trener wierzy we mnie. Ufa moim umiejętnościom. Robię wszystko i ciężko pracuję, żeby odpłacić się za zaufanie trenera i pomóc drużynie. Nie ukrywam, to dzięki trenerowi Tułaczowi nie wybrałem innej opcji.
Jak się odniesiesz do tezy, że jesteś za dobrą na I ligę, a za słaby na Ekstraklasę?
Osobiście czuję się gotowy na Ekstraklasę. Zgrałem już kilka spotkań na tym poziomie. Trenowałem w zespołach z tej ligi. Byłem w Cracovii, byłem w Lechu, a nigdy tak naprawdę nie dostałem poważnej szansy. Wiem, jak to funkcjonuje. Jestem pewien, że dałbym sobie radę. Obecnie w I lidze robię wszystko, aby wrócić do Ekstraklasy.
Trochę liczb ci brakuje. Rzadko strzelasz bramki.
Nie jestem typem bramkostrzelnego zawodnika. Zdaję sobie sprawę, że tych goli mi brakuje. Choć w tym sezonie w ośmiu spotkaniach, zaliczyłem już 4 asysty. Pracuję nad tym, aby tych trafień było więcej. To jest element, który wymaga u mnie zdecydowanej poprawy. Muszę częściej podejmować próby strzałów z dystansu. W tym aspekcie mam na pewno spore rezerwy.
Nie jesteś już pokolenia piłkarzy, którym przeszkadza granie co trzy dni i traktują to jako wymówkę dla słabszych wyników. Tymoteusz Puchacz w Hejt Parku stwierdził, że lubi grać w tzw. angielskich tygodniach. Nie masz problemu z dużym natężeniem meczów?
Po wznowieniu rozgrywek I ligi, po lockdownie graliśmy praktycznie co chwilę i nie mieliśmy zbyt wiele czasu do odpoczynku. Byłem ciekawy, jak mój organizm na to zareaguje, bo pierwszy raz zmierzyłem się z taką sytuacją. Po czasie stwierdzam, że granie co trzy dni działa na naszą korzyść. Treningiem można wypracować jakąś tam optymalną formę, ale formy meczowej i występów nic nie zastąpi. Wypracowaliśmy dzięki temu niezłą dyspozycję fizyczną i z meczu na mecz czuliśmy się coraz lepiej.
Czyli podstawowym składem ligowym przystąpicie do pucharowego meczu z GKS-em Jastrzębie-Zdrój?
Zagramy w najsilniejszym zestawieniu. Dla nas to bardzo ważne spotkania, a dla klubu i miasta rozgrywki Pucharu Polski to niesamowita szansa na promocję.
ROZMAWIAŁ PIOTR STOLARCZYK
Fot. Newspix