– Dzień dobry. Prosimy o zajęcie miejsc. Na stole na końcu sali znajdą państwo przekąski oraz ciepłe napoje, bo chyba trochę nam zjedzie. Zanim zaczniemy, jeszcze jedna prośba – prosimy nie wyrywać sobie mikrofonu. Szanowni państwo, spotkaliśmy się tu, by jeszcze raz przedyskutować nasze oczekiwania względem występów Lecha Poznań w fazie grupowej Ligi Europy. Po meczu z Benfiką…
– Liczą się tylko punkty, cała reszta to pierdolenie o Szopenie!
– Spokojnie, panie Janku, za chwilę oddamy panu głos. Po meczu z Benfiką…
Wybaczcie nam nieco abstrakcyjny występ, ale samo zagadnienie abstrakcyjne nie jest. Po meczu z Benfiką rzeczywiście rozgorzała ciekawa dyskusja. Większość (tak na oko) osób była zadowolona z postawy Kolejorza, który nawiązał walkę z ekipą z Portugalii, która pewnie będzie się liczyła w walce o końcowy triumf w LE. Czasami w tym zadowoleniu dochodziło nawet do przesady, ktoś widząc komentarze i nie znając wyniku, mógłby pomyśleć, że to Lech walnął gościom cztery sztuki, a oni odpowiedzieli dwiema – to jednak tylko pewien margines. Ale ta wspomniana większość nadziewała się też na kontry, którym – tak absolutnie na chłodno patrząc – nie można było odmówić logiki. Logiki bezdusznej, zerojedynkowej.
I chyba tu jest pies pogrzebany. Futbol często się prawom logiki wymyka, czego niezłym przykładem jest nawet sama obecność Lecha Poznań w fazie grupowej Ligi Europy.
Lech sprawi niespodziankę i nie przegra w Glasgow? Kurs 2,88 w SuperBet!
Cofnijmy się o ponad rok. Władze poznańskiej drużyny ogłaszają, że przyszły sezon będzie dla tej drużyny okresem przejściowym. Reset, dość twardy. Nie przeprowadzają szałowych jak na nasze warunki transferów, drużynę chcą oprzeć na wychowankach, co do których – choćby z racji osiągnięć na wypożyczeniach – wielkiej pewności mieć nie można. Przez niełatwy czas drużynę ma przeprowadzić trener, którego wcześniejszy dorobek nie powala na kolana, przesłanki są w tym przypadku kruche. Od razu pojawiły się głosy, że zapomnimy o tych deklaracjach po pierwszym, może drugim kryzysie. Że trener straci stołek na rzecz kogoś bardziej doświadczonego. Że zimą Lech ruszy na zakupy, by uratować sezon. Naturalna kolej rzeczy. Raz, że prezesi Kolejorza już niejednokrotnie pokazywali, iż nie nie ma sensu przykładać wielkiej wagi do ich słów, miotając się od koncepcji do koncepcji. A dwa, że Lech to tak duży klub, iż liczenie na wielkie pokłady cierpliwości wśród kibiców to dość ryzykowna zabawa.
No ale mimo wszystko się udało. Żuraw przetrwał wszystkie ciężkie chwile. Koniec końców zgarnął wicemistrzostwo i poukładał te klocki. Oraz – co chyba najważniejsze – nadał drużynie styl, którym Lech potrafił się wyróżnić na krajowym podwórku.
W tym momencie wjeżdża klasyk – krajowe podwórko to żaden wyznacznik. Przekonaliśmy się o tym bardzo boleśnie, gdyż przez trzy ostatnie sezony była to dla nas jedyna arena. Każda próba wyściubienia nosa poza Ekstraklasę kończyła się dla naszych klubów bardzo podobnie i wiele wskazywało na to, że teraz nie będzie inaczej. Lech faworytem, przynajmniej patrząc na kursy bukmacherskie, był tylko w przypadku spotkania z Valmierą. Los nie sprzyjał, bo z drużynami z podobnej półki lub nawet lepszymi trzeba było mierzyć się na wyjeździe.
No ale trzy razy udało się oszukać przeznaczenie. Niewiele jest w fazie grupowej drużyn, które mają za sobą tak trudne eliminacje. To już nie fuks, tylko zasługa tego, że Lech konsekwentnie realizował swój pomysł na grę. I pierwszy mecz w grupie pokazał, że wcale nie ma on zamiaru porzucić go wraz z minięciem progu salonów. Czasami przewaga rywala w jakości piłkarskiej jest zbyt wielka, by wziąć go sposobem. O tym przypomniała Benfica, ale też nie zrobiła tego pewnie, nie czując choćby przez chwilę obawy o końcowy wynik.
Przynajmniej cztery celne strzały Kolejorza? Zagraj w SuperBet po kursie 1,95!
To historia najnowsza, ale trzeba ją przypominać, by mieć świadomość miejsca, w którym znajduje się Lech Poznań i cała polska piłka klubowa. Do tego zmierzamy. Nie można przeskoczyć od razu z klasy drugiej do szóstej, a skupianie się tylko na wyniku, oczekiwanie wygranych, to właśnie chęć zaliczenia mniej więcej takiego manewru. Jasne, ten nasz uczeń wydaje się bardzo zdolny, wiele rzeczy łapie w mig. Ale ma też braki, które można wytknąć mu bez trudu. Zrobiła to Benfica, bezlitośnie wykorzystując dziurę w obronie, dzisiaj mogą to zrobić Rangersi, na których Lech wyjdzie bez Tiby, Kamińskiego i Crnomarkovicia. Szczerze mówiąc, to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Ale trzeba podejść do tego z pokorą i potraktować jako naukę. Brzmi banalnie, ale jest też prawdziwe.
Każdy wali nas w dupę i to nie jest fajne – taką złotą myślą po meczu ligowym podzielił się kiedyś ze światem Aleksander Kwiek. I ma rację, nie jest. Ale tu walka toczy się o to, żebyśmy w przyszłości tego walenia w cztery litery potrafili uniknąć. Lech jako pierwszy klub od kilku lat wkroczył na drogę, która do tego miejsca prowadzi, ale by nią podążać, potrzeba cierpliwości i konsekwencji. Nie namawiajmy go, by opuścił tę ścieżkę dla wyszarpania punkciku z Rangersami. Każdy korzystny wynik w tej edycji Ligi Europy lepiej potraktować jako wartość dodaną.
Panie Janku, teraz oddajemy panu głos.
Gol Jakuba Modera? Kurs 5,50 w SuperBet!
Fot. newspix.pl