Nie wiemy, czy w Polsce jest legalne powiedzieć, że Lewandowski zagrał kiepski mecz, ale Lewandowski zagrał kiepski mecz. Jak ktoś chce koniecznie Lewego pochwalić, polecamy mówić “ABSORBOWAŁ UWAGĘ OBROŃCÓW”, bo jak wyliczyło WeszłoStats, Lewy zaabsorbował dzisiaj obrońców Lokomotiwu dokładnie bardzo wiele razy. Nie czepiamy się: oczywiście maszyna, która strzela w Bundeslidze gola co 37 minut, ma prawo się zaciąć. Bayern cierpiał w Moskwie, Krychowiak z Rybusem się postawili, ale obrońca tytułu wywiózł trzy punkty. To dwunasta kolejna wygrana monachijczyków w Lidze Mistrzów.
Odhaczmy najpierw występ kapitana reprezentacji Polski, bo były to rewiry ekstraklasowe. Zaraz na dzień dobry spudłował z jakichś dwóch metrów, uderzając trochę kolanem, a trochę nie wiadomo czym. Jakby Lewy zrobił to w meczu Wisły Płock z Podbeskidziem, był w lidze od trzech tygodni i miał nazwisko kończące się na “ić”, mógłby powoli się pakować. Nie miałby tu życia. Odnotujmy też mierny rzut wolny w mur, ze dwa machnięcia łapami do Comana, może jedną przyzwoitą główkę, a także śmiejącego się z Lewego Krychowiaka, bo zdaniem Krychy Lewy przyaktorzył w starciu panów reprezentantów.
No i jeszcze wywalczony rzut karny, który skasował VAR.
Sytuacja w pierwszej chwili wyglądała jak z Archiwum X. Lewy wpada w pole karne, faktycznie nieźle kiwa, balansem wyprowadza rywali w pole kapusty. Kulikow fauluje, bo co ma zrobić. Akcja meczu Lewego, faktycznie przypominająca, że ten gość z dziewiątką na plecach nie wygrał występu dziś w fundacji “MAM MARZENIE”, tylko coś tam kopie. Dopiero po dłuższej chwili okazuje się, że wcześniej był na spalonym – w sumie dużo wcześniej.
Lewandowski stoi po lewo, nieco za linią Loko.
Lokomotiw dobrze wszedł w ten mecz, stuprocentową okazję zaraz na początku miał Smołow i wydawało się, że tyle zostanie Rosjanom. Gdybanie: o, jakby Smołow trafił, to by był inny mecz. Wtedy byłaby szansa. Bo wkrótce po szansie Smołowa można było pomyśleć – oho, Bayern rozstawił karuzelę.
Na 1:0 po genialnej akcji przez Pavarda trafił Goretzka. Bayern kilkukrotnie dzisiaj próbował przerzutów na Pavarda, który dogrywał w środek z pierwszej piłki, czasem jeszcze z powietrza. No, takie dośrodkowania to jesteśmy w stanie zaakceptować. Wyglądało to niezwykle efektownie, Coman niemal po kopii akcji bramkowej trafił w słupek. Była zabawa, było trochę luzu, no i spora liczba graczy Bayernu w kluczowej strefie Loko. Gospodarze nie mieli też odpowiedzi na pressing gości – Guilherme musiał ratować się łatwą do przechwycenia lagą. Jakby Lokomotiw miał mało problemów, w przerwie musiał zejść kontuzjowany Corluka.
A jednak Bayern po przerwie zagrał jeden z najsłabszych meczów pod Hansi Flickiem. Owszem – była ta sprawa z karnym Lewego. Miał też swoją okazję po rozegraniu z Kimmichem Coman. W końcu też Kimmich strzelił kapitalną bramkę zza szesnastki – podwórkowy sznyt: przyjęcie, wolej, Guilherme nawet nie reaguje, choć nie była to jakaś petarda, tylko cholernie sprytny strzał. I Bayern to jednak wygrał.
Ale zobaczyliśmy pierwszy raz od jakiegoś czasu Bayern, który w Lidze Mistrzów traci kontrolę nad meczem. Któremu jego charakterystyczny styl zaczyna się trochę sypać, a trochę ciążyć.
Lokomotiw nie tylko wyrównał po bramce Miranczuka. Lokomotiw miało też kilka innych znakomitych sytuacji. Wysoko ustawiona linia Bayernu była w pewnym momencie niemiłosiernie punktowana. Uciekł Ze Luis, ale zagrał zbyt egoistycznie. Nie zabrał się dobrze z piłką Rifat Żamaletdinow. Wystarczyło rzucić piłkę za plecy i pod bramką Bayernu robił się gnój. Tyle mieli farta, że Loko kompletnie brakowało jakości w wykończeniu, jakby nie mogli uwierzyć, że seryjnie meldują się po bramką Neuera.
Ogółem mecz trochę jak ostatnio Lecha z Benfiką – Loko pokazało się z dobrej strony, miało swoje szanse, ale finalnie potentat zgarnął pełną pulę. Przeciągnął linę na swoją stronę tylko dzięki większym indywidualnościom.
LOKOMOTIW MOSKWA – BAYERN MONACHIUM 1:2 (0:1)
Miranczuk 70 – Goretzka 13, Kimmich 79
Fot. NewsPix