Jeżeli mecz Dynama Kijów z Juventusem miał być rozgrzewką przed wieczornymi emocjami w nowym sezonie Ligi Mistrzów, no to nadal jest nam dość chłodno. Panowie piłkarze nas nie porwali, przez większość czasu emocje były jak na grzybach w styczniu, gdy nie ma grzybów. Na szczęście mieliśmy dwa polskie wątki, więc jakaś dodatkowa nutka ciekawości ciągle nam w głowie grała i utrzymywała koncentrację przez kolejne minuty.
Debiutu w Champions League doczekał Tomasz Kędziora. Żadnych fajerwerków w jego wykonaniu nie uświadczyliśmy, ale wstydu również się nie najedliśmy. Całkiem solidny występ na tle bardzo wymagającego, choć nie nakręconego na maksa przeciwnika.
Reprezentant Polski nie miał łatwego zadania, bo grał na Federico Chiesę. Ten ze strzałami może ma problem, potrafi jednak zakręcić obrońcami. I dość szybko w prosty sposób ograł Kędziorę, następnie oddając groźny strzał w dalszy róg. Buszczan wykazał się refleksem, odbił piłkę. Na szczęście na tym kręcenie naszym rodakiem się skończyło, później już większych wpadek nie zanotował.
Co do Buszczana, uratował swój zespół także po chytrym uderzeniu Kulusevskiego, ale był strasznie niepewny przy dośrodkowaniach. Niedługo po obronieniu strzału Chiesy źle piąstkował po rzucie rożnym i gdyby Chiellini (po dwudziestu minutach zszedł z powodu kontuzji), przy którym stał Kędziora, bardziej spodziewał się tego błędu, mielibyśmy gola. Nie moglibyśmy winić za niego Polaka, ale na pewno między zainteresowanymi byłyby większe kwasy. A tak rozeszło się po kościach.
Buszczan mógł też zrobić znacznie więcej przy bramce na 0:1, która padła zaraz po zmianie stron. Chiesa na prawej stronie zakręcił dla odmiany Cyhankowem (Kędziora zszedł do środka), Ramsey błyskotliwie odegrał piętą, a Kulusevski płasko strzelił. Buszczan się nie popisał, a pierwszy z dobitką był Morata. Wielu dopiero wtedy się zorientowało, że Hiszpan w ogóle przebywa na boisku. Delikatnie mówiąc, facet nie rzucał się w oczy, ale dwa razy zrobił swoje. W końcówce dobił Dynamo po świetnym dośrodkowaniu Cudrado. Morata zbiegał w kierunku bliższego słupka, wyprzedził młodego Zabarnego i dostawił głowę. Piękna, szkoleniowa akcja, choć w gruncie rzeczy bardzo prosta.
W miarę możliwości Kędziora starał się być aktywny w ofensywie. Rozkręcił się w tym aspekcie przy niekorzystnym wyniku, gdy gospodarze musieli się wreszcie nieco otworzyć. Najgroźniej po jego dośrodkowaniu zrobiło się już w doliczonym czasie. Powstała kotłowanina w polu karnym, z której ostatecznie obronną ręką wyszli obrońcy “Starej Damy”.
Wcześniej Dynamo grało bojaźliwie, bez polotu i pomysłu. Juventus nie żyłował się z wysokim pressingiem, obrońcy przeciwnika mogli sobie swobodnie rozgrywać, ale jak tylko chcieli przetransportować piłkę trochę dalej od swojej bramki, mistrzowie Włoch zaczynali się uaktywniać i szybko sobie radzili. Wojciech Szczęsny do jakiegokolwiek wysiłku został zmuszony dopiero w 92. minucie po uderzeniu z jakichś trzydziestu metrów autorstwa Sydorczuka. Nasz bramkarz dla pewności zbił piłkę do boku. Wcześniej Dynamo miało dwa celne strzały, ale to były lekkie, nieśmiałe próby, z którymi Szczęsny poradziłby sobie z zamkniętymi oczami.
Koniec końców Juventus wygrał pewnie i zasłużenie, mimo że drugi cios zadał późno. Przesadnie się nie zmęczył, udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ekipa z Kijowa przekonała się, jak wielka jest skala wyzwania w grupie z Juve i Barceloną. W praktyce zostaje walka o trzecie miejsce z Ferencvarosem. W Dynamie najwyraźniej są tego świadomi, bo nikt w jego szeregach nie robił smutnych min po ostatnim gwizdku. Mircea Lucescu z uśmiechem na ustach rozmawiał z Andreą Pirlo i swoimi podopiecznymi. Dla nich to po prostu fajna przygoda bez większych zobowiązań. A my się cieszymy, że weszły nam oba przedmeczowe typy z zapowiedzi bukmacherskiej.
Dynamo Kijów – Juventus 0:2 (0:0)
0:1 – Morata 46′
0:2 – Morata 84′
Fot. Newspix