Nieobca jest nam sztuka trollingu, więc tym bardziej doceniamy prawdziwych artystów w tym fachu. Wolverhampton najpierw zaczęło robić biznesy z portugalskimi agentami. Potem zatrudniło osiemdziesięciu sześciu Portugalczyków we wszystkich możliwych pionach klubu (poziomach pewnie też). A na końcu przebrało się w bordowo-zielone stroje, które równie dobrze mogłyby służyć Ronaldo i spółce w meczach reprezentacyjnych.
Dlaczego o tym wspominamy? Bo wyjątkowym trollingiem jest nie tylko zrobienie portugalskiego klubu w angielskiej lidze, ale też sposób gry Wolves. Wydawałoby się, że te portugalskie barwy do czegoś zobowiązują, tymczasem w dzisiejszym meczu z Leeds United…
Ech, finezji tutaj tyle, co w holenderskiego futbolu u ubranych na pomarańczowo zawodników Bruk-Betu Nieciecza.
PATENTY BIELSY
W pierwszej połowie jeśli na czymś można było zawiesić oko, to na patentach Leeds United. Wielokrotnie wspominał o tym choćby Mateusz Klich – szalony filozof futbolu każdy mikrocykl treningowy poświęca w pierwszej kolejności na ćwiczeniu elementów, które można wykorzystać przeciw konkretnemu rywalowi. I tak udało się choćby zmontować sprytnie rozegrany stały fragment, po którym Bamford już w 7. minucie trafił do siatki. Piłka z rogu na przedpole, potem podcinka nad obrońcami, główka – niestety dla gospodarzy, minimalny spalony.
Mogły się podobać próby wstecznych podań na skrzydłach, gdzie dośrodkowania wychodził na dwa tempa. Nieźle wyszedł błyskawiczny atak zakończony kiksem Heldera Costy. Brakowało ze strony Leeds finalizacji, ale też trzeba przyznać, rywal mocno zagęścił okolice własnego pola karnego, często podopieczni Marcelo Bielsy bez trudu podchodzili na trzydziesty metr, a potem z ogromnym trudem przesuwali się o każde kilka kroków do przodu.
Próby ofensywne gości? Chyba tylko jedna, gdy przed fenomenalną szansą stanął Daniel Podence. Jego uderzenie było dość mocne, ale jednocześnie w środek bramki, Meslier na raty, ale złapał piłkę. Poza tym? Bryndza. Wolves byli przy piłce przez jakieś 30% czasu, ale śledząc ich poczynania – i tak robili z nią tyle, że rozsądniejsze byłoby oddanie jej na pełne 45 minut w ręce i nogi zawodników Leeds.
JAK NIE KIJEM GO…
Obraz gry po przerwie? Hm, w zasadzie nie uległ zmianie, znów zaczęło się od nieuznanego gola. Tym razem jednak to Wolves zdobyli bramkę po spalonym, co musiało być dla nich o tyle bolesne, że ofsajd od uderzenia dzieliło dobre kilkanaście sekund i przeniesienie ciężaru gry z prawej flanki na lewą. To był jednak sygnał dla Leeds, że Portugalia jednak się przed nimi dzisiaj nie położy. Tak, strzał Podence’a w drugiej minucie doliczonego czasu przed przerwą był dopiero pierwszym celnym uderzeniem, ale tym bardziej warto docenić, że Wolves po przerwie odkrywali się nieco częściej. Po godzinie gry drugą niezłą szansę miał Podence. Dziesięć minut później zaś padł jedyny gol w meczu.
I tu w pełni widać, że nie zawsze trzeba mieć styl rodem z Półwyspu Iberyjskiego. Raul Jimenez palnął tak, że wcale nie jesteśmy pewni czy ten strzał w ogóle byłby celny. Inna sprawa, że samo zejście, drybling, potem jeszcze przełożenie piłki na prawą nogę to delicje. Strzał jednak był przede wszystkim fartowny – Philips próbował zablokować go głową, ale wyszedł z tego wzorcowy rykoszet, który minął kompletnie zaskoczonego Mesliera.
Okazało się, że to już wystarcza na Leeds w dzisiejszym meczu. Wolves zaczęli wyjątkowo bezczelnie kraść cenne sekundy, Bielsa się wnerwiał, jego piłkarze frustrowali. Mimo sześciu doliczonych minut – nie było wyrównania, a tak naprawdę chyba nawet istotnej szansy na wyrównanie, bo trudno za taką uznać strzał Povedy. Tu zresztą wypada przyznać, że nieco więcej spodziewaliśmy się od Mateusza Klicha. Nie wyróżnił się dzisiaj na minus, może mógł lepiej zareagować przy nieuznanej bramce. Ale też trudno napisać, by dał coś ekstra swojemu zespołowi.
***
Leeds United przegrywa drugi mecz w sezonie, ale nie ma chyba powodów do paniki. W przekroju całego spotkania to gospodarze wyglądali na lepiej poukładaną drużynę, która po prostu nie znajduje sposobu na sforsowanie zasieków rywala. W taki sposób z Bielsą będzie grało niewiele drużyn, a mecze z Manchesterem City, Fulham czy nawet Liverpoolem pokazują, że Pawie dopiero przy otwartej wymianie ciosów pokazują ten swój okazały ogon. Okazji ku temu na pewno nie zabraknie.
LEEDS – WOLVES 0:1 (0:0)
Jimenez 70′