Reklama

Jak Lechia przegrała swój najlepszy mecz w sezonie

redakcja

Autor:redakcja

17 października 2014, 23:44 • 2 min czytania 0 komentarzy

Przedziwny był to mecz. Już prawie mieliśmy wyciągać z kieszeni starą i zgraną historyjkę o 0:0, które jednak znakomicie się oglądało. Byliśmy o krok, ale obrona Lechii, przez całe spotkanie naprawdę niezła, na chwilę zapomniała pomyśleć i odpuściła krycie Sa. Gość jednak przecież coś tam głową potrafi uderzyć, prawda? No właśnie.

Jak Lechia przegrała swój najlepszy mecz w sezonie

Lechia nie musi jednak dzisiaj płakać, bo zagrała naprawdę dobrze, druga połowa to był w gruncie rzeczy ich popis. Brakło tylko jednego: wyniku. Tego lepszego krycia przy straconej bramce i wykończenia w polu karnym rywali. Ale jest a czym budować, wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. Dobrym przykładem tu Vranjes, który czy to passami, czy to strzałami, ale wciąż siał pozytywny zamęt. Fajnie to wyglądało. Gdzie jednak końcowa efektywność? Tu jej nie było, ale to nie znaczy, że nie będzie jej też za tydzień czy dwa.

Idźmy dalej, taki Colak. Aktywny, co chwila potrafił znaleźć się w niezłej sytuacji, tylko co z tego, skoro wszystko marnował? Interesujący przypadek dotyczy trzeciego z pociągowych koni Lechii, bo do przerwy Nazario nie istniał, partaczył wszystko, zmarnował awet 154% sytuację bramkową. Właściwie stawialiśmy po cichu, że nie wyjdzie na drugą połowę. A on wyszedł i był chyba najlepszy w drużynie gości – pokazał mananę w nodze, dobry dorzut, techniczne podanie. Umiejętność odważnych, ale i mądrych zagrań. Jeśli będzie potrafił ustabilizować formę, będą z niego ludzie. Tak jest, ktoś z tego szrotu kupowanego na ilość, może okazać się porządnym wzmocnieniem.

Legia? Cóż, jeśli Rado i Żyro grają poniżej swoich możliwości, a w obronie gra taki monolit jak duet Astiz – Lewczuk, to trudno się dziwić, że wyglądało to słabo. W pierwszej połowie owszem, byli stroną przeważającą, jednak znamienne: najlepszą okazję i tak stworzyła sobie Lechia. Legia najbliżej była po błędach elektrycznego dzisiaj Bąka, który mylił rolę golkipera z siatkarskim rozgrywającym.

Czy jednak bardzo pomyli się ten, kto powie, że każdy może być po tym starciu umiarkowanie zadowolony? Kibice z Warszawy powiedzą, że ich zespół potrafi wygrać nawet wtedy, gdy gra słabiej. Fani Lechii wreszcie zobaczyli wśród swoich dobrą piłkę, potrafiący narzucić tempo poważnemu rywalowi. A pozostali… Cóż, jak ktoś odpalił o 20:30 Ekstraklasę, to się nie nudził.

Reklama

Aha, co do zamieszania wokół bramki Sa. Nawet pół godziny po meczu nie dało się ustalić jednoznacznie, czy był w końcu spalony czy nie. A przecież do dyspozycji powtórki, stopklatki, analizy. I wszystko na nic! Nie ma takiego dowodu, który przesądzałby sprawę ostatecznie. Skoro tak, to naprawdę trudno mieć pretensje do sędziego.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...