Piętnaście bramek w dziewięciu meczach Ligi Mistrzów. Nie ma raczej wątpliwości, że gdyby europejskie rozgrywki odbywały się w standardowym formacie, Robert Lewandowski pobiłby rekord wszech czasów pod względem liczby trafień w pojedynczym sezonie Champions League. Wciąż ma zresztą na to szansę, do wyrównania osiągnięcia Cristiano Ronaldo z 2014 roku brakuje mu już tylko dwóch trafień. Pozostał do rozegrania jeden mecz. Przed Bayernem Monachium ostatnie, niewątpliwie największe wyzwanie. Finałowa konfrontacja z Paris Saint-Germain. Dla samego Lewandowskiego będzie to starcie szczególne w dwójnasób. Polak gra nie tylko o triumf w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Starego Kontynentu. Dla niego stawką jest również eksponowane miejsce w historii futbolu.
Mecz życia
To trochę wyświechtane określenie: “mecz życia”. Bardzo pompatyczne. Jednak w przypadku Lewandowskiego nie ma mowy o przesadnej egzaltacji. Dla niego finałowe spotkanie z paryżanami naprawdę jest najważniejszym momentem kariery. Wóz albo przewóz. Jeżeli Lewandowski z PSG przegra, jeżeli zaprezentuje się blado i nie spuentuje tak fantastycznego sezonu poprzez zdobycie najcenniejszego trofeum w klubowym futbolu, to zapewne zostanie zapamiętany – tylko i aż – jako jeden z czołowych napastników swojej generacji. Niekwestionowany król bundesligowego podwórka, legenda Bayernu Monachium. I to są oczywiście gigantyczne osiągnięcia, których lekceważyć nie sposób. Jeśli jednak Bayern rozbije PSG, a Polak raz jeszcze pokaże klasę i ponownie wpisze się na listę strzelców, potwierdzając swoją dominację w sezonie 2019/20…
Cóż, to zmieni postać rzeczy. Zastanówmy się bowiem, ile razy w Lidze Mistrzów triumfowali najwybitniejsi snajperzy ostatnich lat. Oczywiście przychodzi do głowy Luis Suarez w sezonie 2014/15, no i naturalnie Karim Benzema. Ale żaden z nich nie wziął europejskich rozgrywek aż tak spektakularnym szturmem jak Lewandowski. Nie wykręcili aż tak oszałamiających liczb.
No i ten pierwszy miał obok siebie Leo Messiego (oraz Neymara), a ten drugi Cristiano Ronaldo (i Garetha Bale’a). Lewy nie ma u swego boku żadnego z dwójki piłkarskich kosmitów. On sam po prostu zbliżył się do nich poziomem tak bardzo, jak tylko to możliwe. Dość powiedzieć, że Messi nigdy nie zdobył w jednym sezonie Champions League więcej niż czternastu goli. Lewy już go zatem przelicytował. A przecież ma też na koncie sześć asyst, zresztą wszystkie w fazie pucharowej turnieju. Napastnik Bayernu zapisuje na swoim koncie punkcik w klasyfikacji kanadyjskiej średnio co… 38 minut gry. Przecież to jakiś obłęd.
Robert Lewandowski
Sergio Aguero, Zlatan Ibrahimović, Edinson Cavani, Harry Kane, Pierre-Emerick Aubameyang, Gonzalo Higuain, Edin Dżeko, Romelu Lukaku, Robin van Persie, Radamel Falcao. I kogo tam jeszcze wypada wymienić w tej wyliczance słynnych dziewiątek. Żaden z nich nie ma w swoim dorobku zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Żadnemu nie udało się również zostać królem strzelców tych rozgrywek. Część nie grała nawet w finale. Dla Lewandowskiego z kolei dzisiejszy mecz to już drugi finał Champions League w karierze. Jednak przed siedmioma laty Polak tak naprawdę wciąż dopiero przedstawiał się światu. Gruntował swoją pozycję w czołówce najlepszych napastników Starego Kontynentu. Nawet gdyby wówczas jego Borussia Dortmund zwyciężyła z Bayernem Monachium, nie miałoby to takiego wydźwięku.
Teraz kapitan reprezentacji Polski jest budzącą powszechny zachwyt i postrach maszyną. Gra toczy się więc o to, by nie przeszedł do historii jako jeden z Cavanich, Higuainów i Kane’ów, tylko jako ten niepowtarzalny Robert Lewandowski. Najlepsza dziewiątka swoich czasów.
Druga strona medalu
Jednak Andrzej Mogielnicki już prawie ćwierć wieku temu zauważył, że do tanga potrzeba dwojga. Nie ma dobrej przedmeczowej narracji, jeśli o coś historycznego gra tylko jedna strona. I tak samo jest w przypadku dzisiejszego finału Champions League.
No nie tylko Lewandowski ma ochotę, by wspiąć się o parę pięter wyżej w rankingu najwybitniejszych piłkarzy w dziejach. To samo chodzi po głowie Neymarowi. No i Kylianowi Mbappe, choć akurat ten ostatni dopiero się zbliża do dwudziestych drugich urodzin, więc jest z pewnością przekonany – i zapewne ma rację – że najlepsze jeszcze przed nim. Brazylijczyk i Polak nie są w równie komfortowej sytuacji. Lewandowski ma 32 lata. Jest w życiowej formie, ale musi liczyć się z tym, że aż tak wybitny sezon już mu się raczej nie przytrafi. Neymar również nie jest tym beztroskim 21-latkiem, który podbijał europejskie boiska przed laty. Lider ofensywy PSG ma za sobą dwudzieste ósme urodziny. Jeśli teraz nie strąci Leo Messiego i Cristiano Ronaldo z ich pieprzonej grzędy, to kiedy? Gdy ci dwaj skapcanieją albo po prostu zejdą ze sceny w glorii chwały? Cóż to będzie niby za wyczyn?
Sprowadzenie dzisiejszego finału do konfrontacji Lewandowskiego z Neymarem to oczywiście publicystyczne uproszczenie, bo przede wszystkim zmierzą się ze sobą dwie znakomicie funkcjonujące drużyny, które – przynajmniej wszystko na to wskazuje – zagwarantują nam niezapomniane widowisko. Ale coś w tym jednak jest. Jeden z wymienionej dwójki gwiazdorów dziś wieczorem osiągnie największy sukces w swojej dotychczasowej karierze. I zapewne zapracuje również na tytuł najlepszego piłkarza roku, nawet jeśli nie będzie z tego Złotej Piłki.
Który?
fot. NewsPix.pl