15 lat i 219 dni. Dokładnie w takim wieku zadebiutował w hiszpańskiej ekstraklasie Luka Romero, ofensywny pomocnik urodzony w Meksyku, który od pięciu lat szkoli się w akademii RCD Mallorki. Dlaczego akurat ten chłopak spośród wielu utalentowanych zawodników został rekordzistą, jeżeli chodzi o najwcześniejszy debiut w La Lidze?
Bardziej Silva niż Messi
Trzeba zaznaczyć, że Romero wymazał z kronik rekord, który utrzymał się przez długie dekady. Należał on do Francisco Bao Rodrigueza, znanego szerzej pod ksywką Sanson, który zadebiutował w barwach Celty Vigo w wieku 15 lat i 255 dni. Miało to miejsce 31 grudnia 1939 roku. – Wydaje mi się, że zostałem dostrzeżony ze względu na wzrost i siłę fizyczną – wspominał obrońca, który ostatecznie do pierwszego składu Celty się nie przebił. – Byłem bardzo zaskoczony, ale wszyscy w klubie mi pomagali w adaptacji. Oczywiście nie spodziewałem się, że trener pozwoli mi na występ w pierwszej drużynie. To była dla mnie olbrzymia niespodzianka. Niestety wkrótce powiedziano mi, że jestem zbyt młody, by na dłuższą metę przydać się w grze na najwyższym poziomie. W wieku siedemnastu lat zmieniłem klub i ułożyłem sobie życie poza Vigo, wbrew woli mojej rodziny. Do Celty wróciłem jednak po paru latach – dodał eks-rekordzista.
Cóż – atrybuty czysto fizyczne akurat nie stanowią mocnej strony Luki Romero, który nie bez kozery nazywany jest – może niezbyt kreatywnie – “meksykańskim Messim”. Świeżo upieczony debiutant jest lewonożny, ma zaledwie 165 centymetrów wzrostu, a jego główne atuty to kreatywność, błyskotliwy drybling i ciąg na bramkę przeciwnika. Nawet bujna czupryna piłkarza Mallorki przywodzi na myśl wspomnienia młodziutkiego Messiego.
– To klasyczna argentyńska dziesiątka – mówi Dani Pendin, członek sztabu szkoleniowego Mallorki. – Jednak na razie bardziej niż Messiego przypomina mi swoich zachowaniem i charakterem Davida Silvę.
Real Madryt 2:0 RCD Mallorca (31. kolejka La Ligi 2019/20). Debiut Luki Romero.
Ameryki jednak nie odkryjemy – pójść w ślady Argentyńczyka będzie piekielnie trudno. Nawet biorąc pod uwagę, że Romero do seniorskiego futbolu wskoczył o dwa lata wcześniej niż Messi. Swoją drogą, Leo miał już na swoim koncie kilka występów w La Lidze, gdy Romero nie było jeszcze na świecie. Luka zadebiutował w dniu trzydziestych trzecich urodzin piłkarza FC Barcelony.
Piłkarskie tradycje w rodzinie
Porównania do gwiazdora Barcy są zresztą uzasadnione w dwójnasób. Romero reprezentuje bowiem od lat młodzieżowe reprezentacje Argentyny. Dlaczego? Cóż – choć przyszedł na świat w meksykańskim Durango City, to jego rodzice z pochodzenia są właśnie Argentyńczykami. Ojciec chłopaka, Diego Adrián Romero Oivadis, również jest piłkarzem. Karierę zaczynał w Quilmes Atlético Club, czyli w ekipie z miasta swojego urodzenia. Potem reprezentował różne pomniejsze kluby argentyńskie, a po przeprowadzce do Hiszpanii w 2007 roku zaczął grywać w niższych ligach tego kraju. Jest gościem absolutnie zwariowanym na punkcie futbolu.
W 2016 roku 42-letni już wówczas Diego, nazywany “El Abuelo”, czyli “Dziadek”, opowiadał: – Podobają mi się piłkarskie projekty, gdzie ambicją jest awans na wyższy poziom rozgrywek. Bardzo mnie ta idea pociąga. Walka o awans to dla mnie wciąż świetna zabawa i motywacja do treningów.
– Jestem bardzo wdzięczny futbolowi, zawsze gra w piłkę dostarczała mi tylko pozytywnych doświadczeń – mówił Romero senior. – Możliwość uprawiania ukochanego sportu przez tak wiele lat to spełnienie marzeń. Moją pracą jest to, co najbardziej lubię. Z piłką wiążą się dla mnie piękne wspomnienia i liczne przyjaźnie, które udało mu się nawiązać w wielu krajach. Pozostawiłem za sobą wiele drzwi, które wciąż pozostają dla mnie otwarte. Miałem to szczęście, że przyszło mi występować w ambitnych klubach. Staraliśmy się dawać kibicom dobre widowiska. Wiele razy udało mi się wywalczyć awans, ale nigdy nie zostałem zdegradowany.
Męczarnie Barcelony, ale i dobre zmiany Ansu Fatiego oraz Riquiego Puiga w meczu z Athletikiem. Dobra dyspozycja drużyn z Madrytu i dołująca Sevilla. To główne wątki najnowszego “Estadio Weszło”. Gośćmi Krzysztofa Rota byli Maciej Łoś (FCBarca.com), Filip Modrzejewski (“Prawda Futbolu”) oraz Mateusz Wojtylak (RealMadryt.pl). Zapraszamy do odsłuchu!
Nie ma się zatem co dziwić, że taki piłkarski świr swoich synów również wychował na piłkarzy. Brat Luki Romero, Tobias, jest z kolei obiecującym bramkarzem.
O meksykańsko-argentyńsko-hiszpańskiej perełce głośno zrobiło się po wczorajszym debiucie, ale prawda jest taka, że Luka już od wielu lat figuruje w kajecikach szanujących się skautów, którzy śledzą rozwój najbardziej utalentowanych zawodników na Starym Kontynencie. W wieku siedmiu lat Romero z bardzo pozytywnym wynikiem przeszedł nawet testy w słynnej La Masii. Nie podjął jednak dalszego szkolenia w akademii Barcelony, bo rodzice nie zdecydowali się na przeprowadzkę do stolicy Katalonii. Ojciec chłopaka grał wówczas w barwach ekipy SD Formentera z Balearów. No i tym sposobem Luka koniec końców jako trampkarz zakotwiczył w Mallorce, z którą zawarł ośmioletnią umowę jeszcze jako dziesięciolatek. Natychmiast zaczął tam robić furorę. Zdobył grubo ponad dwieście bramek w stu pierwszych występach w juniorskich zespołach Los Bermellones.
– Dani Alves był zachwycony talentem malucha, gdy zobaczył jego popisy na jednej z plaż Formentery – pisze portal ccma.cat. – Luka wykonał ponad 500 żonglerek, ani razy nie pozwalając piłce upaść na piasek. Alves poprosił paparazzich, by sfotografowali go z chłopcem, który będzie następcą Leo Messiego. Luka pomyślnie przeszedł wszystkie testy w Barcelonie, ale La Masia z zasady nie może pozwalać chłopcom poniżej dziesiątego roku życia na zamieszkiwanie w ośrodku La Masii. Potem zainteresowanie Luką wyrażały też takie kluby jak Real Madryt czy Sevilla, ale jego rodzice wybrali bliską Mallorcę.
Wokół piłkarza węszy też od dawna hiszpańska federacja, ale wątpliwe jest, by jej przedstawicielom udało się cokolwiek wskórać. – Cała moja rodzina pochodzi z Argentyny i ten kraj chcę reprezentować – stwierdził kategorycznie nastolatek.
Czy nie za wcześnie?
Ojciec Luki trochę kręci nosem na ciągłe porównania do Leo Messiego. – Nie lubię tej retoryki. Ona nakłada olbrzymią presję na piętnastoletniego chłopca. Messi to piłkarz wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Luka powinien go na razie traktować wyłącznie jako wzór do naśladowania.
Trzeba przyznać, że szkoleniowiec klubu, Vicente Moreno, pograł naprawdę odważnie. Oczywiście zdarza się, że zawodnicy debiutujący w bardzo młodym wieku w pełni realizują pokładane w nich nadzieje, ale nie jest to żadną regułą. Natomiast oczekiwania wobec tak wczesnych debiutantów rosną w galopującym tempie. Zwłaszcza, gdy premierowy występ w seniorskim futbolu przypada akurat na starcie z Realem Madryt. Nawet jeżeli wynik meczu jest już przesądzony. Ostatecznie Luka na murawie pojawił się w 84. minucie starcia z “Królewskimi”, którzy bronili wówczas dwubramkowego prowadzenia.
– Serce waliło mu jak młotem – śmiał się Moreno, który położył piętnastolatkowi dłoń na klatce piersiowej, udzielając mu ostatnich wskazówek przed dokonaniem zmiany. – Starałem się go uspokoić. Nie zapominajmy: to dziecko. Można sobie tylko wyobrazić, co działo się w jego głowie w takim emocjonującym momencie.
Vicente Moreno w otoczeniu swoich podopiecznych.
Po meczu Luka nie krył podekscytowania: – Dziękuję sztabowi szkoleniowemu za szansę, nigdy nie zapomnę tego momentu – mówił. Trener pochwalił jego występ: – Był zaangażowany w grę, agresywny. Dobrze się pokazał w trzech sytuacjach. To bardzo mądry dzieciak, który wie, jak należy wykonać polecenia trenera. Ma mocną osobowość. Oczywiście był bardzo zdenerwowany, ale to minie. Jestem przekonany, że bardzo się rozwinie. Cieszę się, że zadebiutował.
Cytowany już Pendin mówił natomiast: – Obserwujemy rozwój Luki od dłuższego czasu, ale nie chcieliśmy go spalić zbyt wczesną szansą. Musimy zachować ostrożność. Wiemy, na co go stać. W swojej grupie wiekowej dokonuje niesamowitych rzeczy. Nie jest jednak w pełni rozwinięty fizycznie, co może stanowić problem w starciach z seniorami.
Dość wymowne słowa. Asystent trenera przez ostrożność rozumie wypuszczenie do boju przeciwko Realowi Madryt ledwie piętnastoletniego piłkarza. Chyba rzeczywiście mamy do czynienia z olbrzymim talentem.
Być może takie działania mają na celu przekonanie piłkarza oraz jego rodziców, że Mallorca jest właściwym miejscem do rozwoju talentu. Z pewnością działacze klubu nie chcą powtórki z historii. W 2014 roku za zaledwie kilka milionów euro do Realu Madryt czmychnął im przecież Marco Asensio, dzisiaj wartego wielokrotnie więcej. Z drugiej strony – po 31. serii spotkań Mallorca plasuje się w strefie spadkowej i nie zanosi się na to, by miała się z niej przed końcem rozgrywek wykaraskać. W tak trudnych okolicznościach trudno się spodziewać, by piętnastolatek otrzymał od trenera duży kredyt zaufania. Jego występ przeciwko Realowi Madryt może zatem pozostać incydentem. Czegoś podobnego doświadczył przed laty Jose Antonio Reyes, który zadebiutował w seniorskiej drużynie Sevilli jako szesnastolatek, ale dopiero po dwóch latach zaczął regularnie w niej występować.
Inna sprawa, że napięty terminarz i zwiększona podatność piłkarzy na kontuzje może spowodować, iż trener Moreno nie będzie miał innego wyjścia niż odważniejsze postawienie na nastolatka. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że sztab Mallorki wie co robi. Oby nie przeszarżowali.
fot. NewsPix.pl