Na zapleczu Ekstraklasy pojawia się coraz więcej nowych trenerów spoza tzw. karuzeli. Kolejnym z debiutantów, który otrzymał szansę jest Adam Majewski. Jak były piłkarz Wisły Płock czy Legii Warszawa chce odmienić grę olsztynian? Co skłoniło go do tego projektu i czym przekonał szefów klubu? Na ile ważna będzie w Stomilu praca z młodzieżą? Jakie cele – te krótkoterminowe, ale i długofalowe – ma jego drużyna? Zapytaliśmy u źródła.
Jak to jest opuścić Płock po tylu latach?
Bodajże przez ostatnie kilkanaście lat mieszkałem w Płocku. Natomiast wcześniej, jeszcze będąc zawodnikiem, opuściłem rodzinne miasto, przeprowadzałem się do Poznania czy do Warszawy, także nie mam z tym żadnego problemu.
Co skłoniło pana do przeprowadzki do Olsztyna?
Przede wszystkim chęć sprawdzenia swoich możliwości na wyższym poziomie. Skrupulatnie przygotowywałem się do pracy trenera, przeszedłem wszystkie szkolenia, kursy, wcześniej miałem jakąś przygodę piłkarską. Teraz przyszedł czas na pracę na wyższym poziomie i bardzo się cieszę, że tu trafiłem.
Złośliwi mówią, że przekonali pana koledzy z boiska – Sylwester Czereszewski i Wojciech Kowalewski i to właśnie po takiej znajomości otrzymał pan szansę.
Tak, pierwsze skojarzenie takie może być. Wszystkie osoby zorientowane w piłce nożnej dobrze wiedzą, że razem graliśmy w Legii Warszawa, zdobywaliśmy mistrzostwo Polski. Być może troszeczkę to pomogło, ale na pewno nie miało wpływu na decyzję, bo nie byłem jedynym kandydatem. Sposób gry, wizja gry, charakter czy osobowość, którą prezes miał okazję wcześniej poznać – myślę, że to przekonało moich kolegów z boiska, żebym trafił do Stomilu.
Podobno był pan tak dobrze przygotowany do rozmowy kwalifikacyjnej, jeśli można to tak nazwać, że zawstydził pan nawet kandydatów z dużymi nazwiskami.
O to trzeba zapytać prezesa, natomiast na pewno byłem dobrze przygotowany. Oglądam wiele spotkań innych zespołów, nie było problemu z aklimatyzacją, nazwiskami zawodników. Cieszę się, że byłem tak przygotowany i ta rozmowa miała wpływ na to, że jestem w miejscu, w którym jestem.
Jakieś prezentacje, tabelki były? Nie wiem co rozumieć, pod tym dobrym przygotowaniem (śmiech).
Nie, tu chodzi przede wszystkim o znajomość klubu, znajomość możliwości zawodników pierwszego zespołu i jako całości i indywidualnych. Propozycja pojawiła się nieoczekiwanie, więc prezentacji nawet nie było kiedy przygotować.
Na portalu laczynaspilka.pl czytałem, że Stomil śledził pan od listopada. Czyli sygnały, że może pan przejąć ten klub były?
Jakieś drobne symptomy miałem, jeszcze za kadencji innego prezesa. Ale to były tylko pogłoski, dlatego oglądałem też inne zespoły. Nie ukrywam jednak, że to miejsce i ten klub bardzo mi odpowiadały pod względem sportowym i geograficznym.
No tak, bo patrząc na to, jak Stomil prezentował się w tym sezonie, nie sądzę, że oglądał pan jego mecze tylko dlatego, że podobał się panu futbol grany przez klub z Olsztyna.
Nie mnie to oceniać, ale był to futbol bardzo skuteczny, zdobyto określoną liczbę punktów. Taki był styl gry poprzedniego trenera, gra defensywna, kontrataki, walka zawodników. Śledziłem po prostu losy drużyn, do których mogłem realnie trafić.
Jaki ma pan plan, żeby Stomil trochę uatrakcyjnić? Często pojawiał się taki zarzut, że ten zespół nie gra miło dla oka i nie widać w nim planu na dłuższy czas.
Myślę, że przede wszystkim dlatego zostałem wybrany przez prezesa, żeby odmienić styl gry drużyny na bardziej ofensywny. Mam na to pomysł, wiem jak to wdrożyć, oczywiście na miarę możliwości zawodników, jakich mamy w drużynie. Jest tu wielu młodych piłkarzy i to też był pewnie dodatkowy atut dla mnie, bo przez ostatnie dwa lata prowadziłem rezerwy Wisły Płock, w których grało wielu młodych chłopaków. Wiem jak postępować z młodymi ludźmi, wiem jak do nich dotrzeć, również dlatego, że wcześnie wkroczyłem w karierę piłkarską, a późno ją zakończyłem.
Ale nawet jeśli faktycznie dobrze poznał pan drużynę jeszcze przed przyjściem, nie jest to wymarzony moment, żeby zaczynać pracę na własny rachunek. Wskoczył pan wprost w maraton meczów.
Zgadza się, w piłce nożnej, gdy zmiana następuje w trakcie sezonu, czasu nigdy nie ma za wiele. Na pewno lepiej byłoby wejść do klubu przed sezonem czy przed rundą wiosenną, natomiast nie mam obaw. Nie boję się odpowiedzialności, wiem, czego się spodziewać. Czasu było mało, ale przez kilka dni, które są za nami, udało się pewne rzeczy zmienić.
Ciężko w takich okolicznościach coś zmienić, zaszczepić? Oglądałem pierwszy mecz, poprawy nie widziałem, ale – żeby nie było – nie zamierzam za to krytykować. W takim czasie i Guardiola by Stomilu nie podniósł.
Najważniejsze przed tym meczem było zdobycie trzech punktów, to było priorytetem, bo wiemy, że tabela jest spłaszczona. Chcieliśmy wykorzystać ambicję, determinację młodych zawodników. Zmieniliśmy też ustawienie, co nie było łatwe w ciągu trzech dni, ale myślę, że przyniosło dobry skutek. Oczywiście grając z Chojniczanką, która otrzymała czerwoną kartkę w 17. minucie, grało się inaczej. Nie mówię, że łatwiej, bo każdy kojarzy, że w przewadze gra się łatwiej, ale z doświadczenia wiem, że takie mecze rozstrzygają się w różny sposób. Wdrożyliśmy swoje schematy w ofensywie, które będziemy chcieli stosować w przyszłości.
Kamyczek do ogródka jednak można wrzucić, bo Stomil mimo przewagi dopiero w końcówce zaklepał trzy punkty.
Najważniejsze, że się udało. Mieliśmy kilka sytuacji, słupki, poprzeczki, jeszcze kilka zagrożeń, więc mogliśmy wygrać to spotkanie wyżej.
Czy to ustawienie z trójką obrońców będzie chciał pan stosować na stałe, czy jeszcze nie wiadomo, czy zda ono próbę czasu?
Jest taki pomysł, zobaczymy, jak będzie to funkcjonowało w przyszłości. Będzie to jedno z rozwiązań, ale będziemy też próbowali grać czwórką w obronie. Generalnie chcemy grać po swojemu, a nie dostosowywać się do gry przeciwnika. Wyszliśmy z takim założeniem, że w pięciu łatwiej się bronić niż w czterech, więc ograniczyliśmy ryzyko, chcieliśmy pomóc młodym zawodnikom.
Skuteczność, to jest coś, nad czym musi pan najmocniej pracować? Po restarcie Stomil strzelił dwa gole. Jednego z karnego, drugi to samobój.
Z jednej strony tak, ale nie powiedziałbym, że to typowa bramka samobójcza, bo jeżeli się nie mylę, to przed zdobyciem gola wymieniliśmy 24 podania, więc to była ładna, składna akcja. A że bramkarz miał w tym udział, to już nic nie poradzę. Chcielibyśmy, żeby tak nasza gra wyglądała, ale też popracować nad stwarzaniem większej liczby sytuacji bramkowych, bo to wyglądało z założeń koncepcji poprzedniego trenera, że przy kontratakach sytuacji nie było za dużo.
Natomiast zauważyłem jedno – nie bał się pan postawić na młodzież, mimo że ten mecz mógł bardzo wiele znaczyć. Zmieścił pan w składzie pięciu zawodników z rocznika 98 i młodszych. Z ławki weszło dwóch kolejnych. To kierunek, w którym ma iść Stomil?
Tak, ale kierunek, jaki obierze Stomil zależy od zarządu klubu, ja będę się musiał dostosować. Mnie to pasuje, nie mam problemu z patrzeniem w metrykę, czy ktoś ma 18 czy 38 lat. W kolejce są jeszcze następni zawodnicy, niewiele brakowało, żeby w tym meczu zadebiutował Kuba Staszak z rocznika 2002, ze zmiany wycofaliśmy się w ostatniej chwili z uwagi na stałe fragmenty gry przeciwnika.
Rozumiem, że to miał być taki sygnał, że warto walczyć o skład?
Z perspektywy historii Stomil i Wisła to są bardzo podobne kluby. Wielokrotnie tutaj przyjeżdżałem, utożsamiam się z regionem, miastem i chciałbym, żeby grało jak najwięcej wychowanków. Jeśli wychowanek będzie prezentował takie same umiejętności jak zawodnik przyjezdny, to będziemy stawiać na piłkarza miejscowego. Będziemy szli taką drogą, żeby młodzi zawodnicy mogli się uczyć od starszych, doświadczonych piłkarzy, ale niekoniecznie takich z nazwiskami, bo Stomil nie będzie przepłacał. Będziemy stawiać na wychowanie swoich zawodników, promocję i dobranie zawodników, którzy będą pasować do klubu charakterologicznie.
Jaki jest typ zawodnika idealny dla Stomilu?
Zawodnicy młodzi, którzy chcą się rozwijać, wypromować, a nie już wygrani, zmanierowani. Nie ukrywam, że jeśli uda się zebrać takie grono młodych zawodników i uzupełnić je doświadczonymi piłkarzami, to chcielibyśmy powalczyć o awans do Ekstraklasy, bo każdy może marzyć.
Koki Hinoko to piłkarz, który zaciekawił i mnie i wielu innych obserwatorów pierwszej ligi. Co pan nam o nim powie, obserwując go na co dzień w treningu?
To nieprzypadkowy zawodnik, posiada niezłe umiejętności techniczne jak na swój wiek, bo to chłopak z rocznika 2001. Jest w obcym kraju, a doskonale dopasował się do warunków. Będziemy na niego stawiać i myślę, że w przyszłości będzie to wiodąca postać naszego zespołu. Na pewno będą u niego wahania formy, ale takich zawodników będziemy szukać, jeśli chodzi o jakość piłkarzy zagranicznych.
Na pewno pomaga w tym to, że ta młodzież może na pana patrzeć i widzieć autorytet. Blisko 300 meczów w Ekstraklasie to coś, co na pewno budzi ich szacunek.
Na pewno nikt nie spojrzy na mnie i nie zarzuci mi: gdzie ty grałeś? Zaczynałem w Płocku w trzecioligowym klubie, z którym dotarliśmy do Ekstraklasy. Te 300 meczów zdecydowanie pomaga, to kilkanaście lat praktyki, dzięki której łatwiej mi się dostosować do sytuacji boiskowych.
Młodzież pytała o wskazówki, podpowiedzi co do zachowań na boisku?
Tak, zwłaszcza że nastąpiła wspomniana nagła zmiana systemu. Nie tylko młodzi przychodzą z pytaniami, jesteśmy ze sztabem otwarci na rozmowy i to cieszy, że każdy z zawodników chce się rozwijać.
Wróćmy do Płocka i pańskiej pracy w rezerwach Wisły. Jak rozumiem, z wyników pana nie rozliczać, bo te nie były najważniejsze?
Przede wszystkim celem był rozwój zawodników pod kątem pierwszego zespołu, rozwój jednostek. Skupiałem się na tym, żeby przekazać jak najwięcej wiedzy pod kątem seniorskim. Myślę, że większość tych chłopaków zrobiła postęp i zobaczymy, jak to się przełoży na przyszłość, bo będę śledził ich losy.
Postęp być może zrobili, ale w kadrze Wisły zbyt wielu ich nie znajdziemy. Tylko jeden zawodnik zaliczył debiut w tym sezonie.
Z tym pytaniem proszę się kierować do zarządu klubu. Wiadomo, że jednych ocena jest taka, drugich inna. Myślę, że jeszcze dwie osoby mogły zadebiutować, ale przeszkodziły w tym kontuzje i do tego nie doszło. Wtedy obraz byłby bardziej sympatyczny.
Jest szansa, że któryś z tych piłkarzy pojawi się na szczeblu centralnym?
Myślę, że tak. Było, jest kilku zawodników z potencjałem. Ale na to składa się wiele czynników, oprócz umiejętności trzeba mieć trochę szczęścia, czy chłodną głowę, żeby zaprezentować te umiejętności na boisku.
Może pan im pomóc, jeśli któregoś z nich ściągnie pan do Stomilu.
Oczywiście, jeżeli będzie taka potrzeba, to jestem za. Znam ich, znam ich umiejętności, ale o tym będzie decydował dyrektor sportowy, bo to nie będzie mój prywatny klub.
Mówiliśmy o filozofii i wyznaczonych celach, więc zapytam, czy znajdzie się w nich Pro Junior System, bo wydaje mi się, że Stomil idzie w tym kierunku, by na tym systemie zarabiać.
Jest cel sportowy i cel w postaci Pro Junior System. Nie będziemy jednak wystawiać zawodników tylko po to, żeby wygrać PJS, bo najważniejsze jest boisko i wynik sportowy.
A jaki on jest? Bo pierwsza liga to takie wdzięczne rozgrywki, że raz się gra o awans, a za tydzień o utrzymanie.
Przede wszystkim celem była zmiana gry drużyny, drugim będzie zdobycie jak największej liczby punktów. Każdy może mieć marzenia, bo teraz wystarczy złapać passę trzech wygranych meczów i z dołu tabeli ląduje się w strefie barażowej. Ale my skupiamy się na zmianie stylu gry, a jeżeli to się przełoży na wyniki, to będziemy walczyć i marzyć.
Czyli presji w walce o baraże w tym sezonie nie ma?
Oficjalnie nie, trzeba realnie oceniać możliwości i sytuację. Jeśli jednak pojawiłaby się taka okazja, to każdy zespół, nie tylko Stomil będzie chciał z niej skorzystać.
Mówił pan, że pańska drużyna będzie chciała grać ofensywnie. Bez urazy, ale słyszymy to praktycznie od każdego nowego trenera. Więc zapytam tak, jak pytałem innych debiutantów – jak poznamy, że Stomil gra to, czego chciał go nauczyć Adam Majewski?
Przede wszystkim styl ofensywny będzie zależał od jakości zawodników, bo ja tu mogę pięknie opowiadać. To będzie zależne od ich przygotowania, także taktycznego i motorycznego, żeby mogli zrealizować to, co chcemy, ale czy to zrobią będzie zależało tylko od nich na boisku. Druga sprawa jest taka, że chcemy ograniczyć przypadek do minimum i jeśli uda nam się to zrobić, a także dołożyć określone schematy, to mam nadzieję, że ofensywny styl będzie widać, tak jak i większe posiadanie piłki.
Czyli będziemy śledzić posiadanie piłki czy liczbę wymienionych podań i jeśli one będą rosły, to znaczy, że pana plan działa.
Po części tak, ale trzeba też pamiętać, żeby po tej określonej liczbie podań dołożyć skuteczną finalizację.
Patrzy pan już w stronę przyszłego sezonu? Przygotowania do niego będą specyficzne, wiele czasu nie będzie.
Na razie koncentrujemy się na tym, żeby zweryfikować tę kadrę zespołu, żeby wiedzieć, jakimi zawodnikami trzeba wzmocnić tę kadrę w przyszłym sezonie. Trzon kadry zostanie, bo piłkarze mają ważne kontrakty, więc chodzi o 2-3 osoby na konkretnych pozycjach.
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix