Być może to jedna z najciekawszych decyzji w niższych ligach w ostatnich tygodniach. I nie, nie piszę tutaj o zatrudnieniu Sławomira Peszki w Wieczystej Kraków! Olimpia Elbląg zwolniła Adama Noconia, trenera, który w ubiegłym sezonie wydźwignął ją z dna tabeli i utrzymał w gronie II-ligowców. W tych rozgrywkach postęp jest jeszcze bardziej widoczny – Olimpia zajmuje piąte miejsce, a wiosną zagrała już prawie z całym topem – pokonała GKS Katowice, zremisowała na Widzewie, ograła Resovię. Terminarz, obecna forma, ale przede wszystkim kunszt samego Noconia niemalże gwarantowały baraże o I ligę, bo trudno sobie wyobrazić potknięcia Olimpii w Elblągu z Legionovią czy Gryfem Wejherowo.
I w takiej właśnie sytuacji trener, który przejmował klub na ostatnim miejscu w tabeli II ligi rozwiązuje kontrakt za porozumieniem stron. Z dna ligi do realnej szansy na awans, ze statusu murowanego kandydata do spadku, do obecnej opinii, może nie “pogromcy faworytów”, ale klubu dzielnie boksującego się z najsilniejszymi zespołami ligi, z Widzewem i GKS-em Katowice na czele. Zaczynał pracę w klubie, który przegrał 9 z 11 pierwszych meczów. Teraz ma cztery punkty przewagi nad siódmym miejscem, zaledwie dwa straty do ligowego podium. O bezpośredni awans mogłoby być ciężko, ale już wygranie baraży? Właściwie czemu nie?
Nocoń przychodzi do klubu (źr. 90minut.pl)
Nocoń odchodzi z klubu (źr. 90minut.pl)
W normalnych okolicznościach teraz powinien paść nieśmiertelny frazes: jak nie wiadomo o co chodzi… Sęk w tym, że w tym przypadku bardzo dobrze wiadomo, o co chodzi. Nie kryje tego nawet prezes Olimpii Elbląg, Paweł Guminiak, który jednocześnie jest też prezesem Stowarzyszenia Druga Liga Piłkarska i wiceprezesem Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej.
– Trener chciał walczyć o awans, my musimy patrzeć na finanse klubu. Jedną z podstawowych kwestii, co do których nie doszliśmy do porozumienia była kwestia młodzieżowców. Uważam, że powinniśmy grać większą liczbą młodzieżowców, liczę na to, że mieszanka doświadczenia z młodością sprawi kilka niespodzianek w tej lidze. Nie zakładam scenariusza, że spadniemy z II ligi. W tym momencie rozpoczęliśmy budowę drużyny na nowy sezon. Propozycję przedłużenia kontraktów złożymy zawodnikom, ale jeżeli ktoś będzie chciał grać gdzie indziej, to nie będziemy go zatrzymywać – skomentował swoją decyzję Guminiak w portalu Elbląskiej Gazety Internetowej.
Odsiewając tutaj te miksy doświadczenia z młodością i szansę na sprawienie niespodzianek w lidze, mamy jak na talerzu motywy decyzji.
Trener Nocoń, jak to trener, chciał grać o zwycięstwa ligowe, a następnie o awans do I ligi. Trudno go za takie podejście winić, mimo upływu lat w piłce nożnej dość popularny jest pogląd, że najbardziej liczą się zwycięstwa i punkty (choć znam klub, który stara się temu zaprzeczyć). Sęk w tym, że władze Olimpii są już w pełni nowoczesne i takimi bzdurami jak punkty czy gole się nie zajmują. Ich interesuje bowiem wysoka pozycja nie w tabeli, ale w klasyfikacji Pro Junior System, która może przynieść bardzo konkretne zyski do klubu.
Trochę szydzę, ale tak naprawdę sprawa nie jest zero-jedynkowa, to nie jest sytuacja, w której szlachetny trener przegrywa z chciwym prezesem.
Oczywiście, trudno winić Noconia, że nie chce firmować swoim nazwiskiem zamachu na hajs z PJS. Wystawianie masy nastolatków, łącznie z młodocianym bramkarzem w ataku, co przerabialiśmy już w poprzednich latach, to żaden zaszczyt dla trenera, zwłaszcza takiego, którego nazwisko coraz częściej przymierza się do klubów w wyższych ligach. Ale też nie potrafię w pełni jednoznacznie potępić prezesa Guminiaka.
Prezes Guminiak może przecież odpalić Internet, na przykład stronę Weszło i sprawdzić kilka ostatnich tekstów na temat GKS-u Bełchatów. Bełchatowianie byli rok temu w podobnej sytuacji – dość niespodziewanie okazało się, że biedny klub z budżetem spiętym na agrafki może powalczyć o I ligę. Misja zakończyła się sukcesem, GKS awansował, a obecnie stoi nad przepaścią, bo zwyczajnie brakuje mu pieniędzy na bieżące opłaty.
Tak, awansu, fety po awansie, zwycięstwa nad Widzewem nikt im nie odbierze, zwłaszcza, że akurat bełchatowianie przy okazji wygrali też Pro Junior System. Ale jeśli ktoś sądzi, że biedny II-ligowiec po uzyskaniu promocji staje się bogatym I-ligowcem – GKS pokazuje, że to nie działa w ten sposób. Koszty są podobne, przychody minimalnie większe. Co więcej – w Bełchatowie te pensje, które udało się wypłacić, to właśnie… kasa z Pro Junior System. Większość przychodów klubu w ostatnich miesiącach to sprzedaż zawodników, którymi udało się wywalczyć awans oraz właśnie przelew z PZPN-u. Poza tym bryndza, same zobowiązania, niewiele wpływów.
Innymi słowy – gdyby GKS nie wygrał sezon temu PJS, to niektórzy piłkarze być może nie zobaczyliby ani jednej pensji w tym roku.
Nie jestem księgowym w Elblągu, ale zakładam, że prezes Guminiak najlepiej zna budżet swojego klubu. Jeśli wydaje mu się, że z milionem złotych od PZPN-u klub przetrwa, a bez niego upadnie, to jego decyzja jest w pełni uzasadniona. Można się obruszać, pytać, gdzie duch sportu, ale matematyka nie kłamie. Jako kibic Olimpii początkowo byłbym oburzony, ale potem zastanowiłbym się ponownie – czy wolę, by klub dwa sezony z rzędu zagrał w środku II ligi, czy jednak bardziej atrakcyjna jest droga awansu ponad stan, a potem mozolnej reaktywacji gdzieś od IV ligi, jeśli klub zbankrutuje. Pomijam już kwestię najbardziej bolesną, czyli uzyskanie awansu na boisku, a potem rozczarowanie związane z brakiem licencji. Jeśli w Elblągu finansowo jest tak źle, że jedynym ratunkiem wydaje się PJS, to nawet bardzo wyrozumiała Komisja ds. Licencji mogłaby wyrazić swój sprzeciw.
Guminiak postąpił w sposób, który trudno powiązać ze sportem. Sport to przecież rywalizacja, współzawodnictwo, pogoń za coraz lepszymi wynikami. Ale tyle już powstało tekstów na temat przejścia piłki nożnej ze świata czystego sportu do świata brudnego biznesu. On jest nieubłagany, zawodnicy nie nakarmią swoich dzieci punktami w tabeli, prezes nie zapłaci za organizację wyjazdu pokazaniem skrótu zwycięstwa nad GKS-em Katowice. W swoim okręgowym związku Guminiak odpowiada za finanse i organizację, zdaje się, że nie przez przypadek. Nie jest łatwo chłodnym okiem patrzeć na tabelki zysków i strat, gdy gorące serce widzi już świętowanie awansu na rynku w centrum miasta. Ale rolą prezesa jest właśnie studzić gorące serce, zwłaszcza, gdy w oczy zagląda widmo bankructwa.
W końcu to nie jego wina, że za wystawianie juniorów płaci się lepiej, niż za awans do wyższej ligi.
Nie jego wina, że znaczące różnice w przychodach zaczynają się tak naprawdę dopiero po awansie do Ekstraklasy. Wreszcie nie jego wina, że znalezienie sponsora do II-ligowego klubu to często misja straceńcza i skazana na niepowodzenie.
Czy to jest skandal, że Nocoń traci pracę, bo chce grać o awans? Jest, trudno to określić inaczej. Ale czy możemy tutaj łatwo wskazać pojedynczego winnego? Program Pro Junior System? No nie, on jest tutaj bohaterem pozytywnym, dzięki któremu niektóre kluby stawiające na młodzież mogą w ogóle przeżyć. Prezes Guminiak? On tylko przelicza budżety i widzi, że bez hajsu z PZPN-u Olimpia może się wykoleić.
Jeśli kogoś za coś winić, to chyba jedynie piłkarski ekosystem, który sprawia, że w II lidze same płace piłkarzy pochłaniają kwoty większe, niż kluby są w stanie zarobić z dnia meczowego oraz wpływów sponsorskich. Przecież Olimpia nie musiałaby desperacko walczyć o przelew z PZPN-u, gdyby płaciła piłkarzom mniej. Ale gdyby płaciła piłkarzom mniej, zapewne nawet Nocoń nie ugrałby piątego miejsca, bo póki nie ma sianka, nie ma też granka. Wracamy do dyskusji o wprowadzeniu salary cap? Oj, nie, nie w tygodniu, w którym Wieczysta Kraków kontraktuje Sławomira Peszkę, a Radunia Stężyca zabiega o Wojciecha Fadeckiego.
Po prostu trzeba się chyba pogodzić, że coraz częściej sport będzie przegrywał z biznesem. I trudno za to winić księdza Guminiaka.