Siedemnaście porażek i jeden remis w ostatnich osiemnastu meczach. Zaledwie trzy zwycięstwa i trzynaście punktów w dwudziestu ośmiu kolejkach Ligue 1. Dwadzieścia dwa strzelone gole przy pięćdziesięciu ośmiu straconych. Żałosna gra, sezon spisany na straty i godny pożałowania status czerwonej latarni ligi. Póki rzeczy rozgrywały się na boisku, Toulouse FC pewnym i zdecydowanym krokiem zmierzała w stronę otchłani, czyli spadku do Ligue 2. Właściwie nie było dla niej nadziei. Jak się jednak okazuje TFC może okazać się największym beneficjentem przerwania rozgrywek we Francji i wcale nie spaść z ligi. O co chodzi?
Po kolei. Rzut oka na tabele Ligue 1 i Ligue 2, o które rozgrywa się cały raban.
Jeszcze w kwietniu francuski rząd podjął decyzję o zakończeniu rozgrywek piłkarskich w kraju. Z dnia na dzień okazało się, że nad Sekwaną w tym sezonie nie zagra już nikt. I można dyskutować o słuszności tej decyzji w sytuacji, kiedy inne ligi powolnie i skutecznie wypracowywały swoje koncepcje odmrażania rozgrywek, ale nie o to tutaj się rozchodzi. Francuzi zdecydowali i basta. Niedługo później zapadły decyzje o rozstrzygnięciach – PSG zostało mistrzem, Maryslia i Rennes zakwalifikowały się do Ligi Mistrzów, Lille, Nice i Reims do Ligi Europy, Amiens i Toulouse miały spaść do Ligue 2, a Lorient i Lens awansować do Ligue 1.
Wzbudziło to kontrowersje. Wściekli byli chociażby włodarze Lille i Lyonu. Pierwsi tłumaczyli, że stracili szansę na zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów, a drudzy, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie zagrają w europejskich pucharach, co jest skandalem i nieporozumieniem. Co więcej, właściciel Lyonu, Jean-Michel Aulas, postanowił odwołać się od decyzji o zakończeniu rozgrywek.
I tutaj zaczyna się zabawa.
We wtorek zebrała się Francuska Rada Stanu, która odrzuciła apelację Lyonu i zatwierdziła legalność rozstrzygnięć w Ligue 1. Może i w Lyonie zawrzało, może Aulas jest teraz wściekły, ale nie to spowodowało najwięcej emocji we Francji. Dlaczego? Ano dlatego, że przy okazji Francuska Rada Stanu poinformowała, że zawiesza spadki Amiens i Toulouse.
Władze klubu z Tuluzy wyraziły oczywiście aprobatę z takiego stanu rzeczy i podkreśliły, że jest to rozwiązanie sprawiedliwe, ponieważ drużyna nie miała szansy bronić się na boisku. Świetne tłumaczenie. Takie nie za mądre. Bo kurczę, oni naprawdę kompromitowali się na boisku. Trzeba być niezwykle cynicznym, żeby uważać, że w pozostałych dziesięciu meczach odrobili dziesięciopunktową stratę do Nimes, które zajęło ostatnią bezpieczną pozycję. W 2020 roku Tuluza jeszcze nie wygrała. Zremisowała tylko z Amiens, do tego w marnym stylu. Poza tym wszystko w czapę.
A teraz może okazać się, że klub jednak zostanie w lidze. Przy zielonym stoliku. Niezły absurd. Piłka jest po stronie LFP, które ma czas do 30 czerwca, żeby przedyskutować format rozgrywek na przyszły sezon. Didier Quillot, dyrektor generalny LFP, zapewnił, że przy zielonym stoliku wykolegowane z awansu nie zostaną Lens i Lorient. I, że najprawdopodobniej Ligue 1 w przyszłym sezonie będzie liczyć sobie dwadzieścia dwa zespoły. Pomysł ten ma wielu przeciwników. Primo, żadna inna topowa liga w Europie nie rozgrywa ligi w takim formacie, to byłaby pewnego rodzaju rewolucja. Secundo, skonstruowanie takiego formatu wymaga sporych zmian i sporych machinacji przy regulaminie, bo diametralnie zmienia klasyczny format promowany przez LFP. Tertio, tak, jak utrzymanie Amiens jeszcze jako tako się broni, tak ta Toulouse to jakiś niesmaczny żart.
– Umowa między ligą a federacją mówi, że w rozgrywkach bierze udział maksymalnie 20 zespołów, ale umowa na sezon 2020-21 jeszcze nie została podpisana. To prawda – tłumaczy Didier Quillot.
Sprawa wygląda tak: kontrakt na lata 2020–2024 musi zostać zatwierdzony przez zgromadzenie federalne FFF zaplanowane na koniec czerwca.
– Konwencja jest niezmienna od czterdziestu lat, jest odnawiana co cztery lata i zapewnia, że w Ligue 1 bierze udział maksymalnie 20 zespołów. To nie Rada Stanu decyduje, czy gramy w składzie dwudziestu, czy dwudziestu dwóch zespołów. Ta decyzja należy do LFP – dodał bardzo zdecydowanie Didier Quillot.
Sprawa więc nie jest jeszcze przesądzona. Znów potwierdza się, że nie ma możliwości sprawiedliwego i przekonującego rozwiązania spraw boiskowych przy zielonym stoliku. Nie ma i już. Już wcześniej przypuszczaliśmy, że przedwczesne zakończenie Ligue 1 doprowadzi do wielu apelacji i pozwów, ale czegoś takiego, jak w przypadku Toulouse nie dało się przewidzieć. Można pewnie napisać, że ktoś tutaj dostał drugą szansę, wcześniejszy choinkowy prezent, ale bez jaj, ta decyzja nie broni się na żadnym poziomie i nie ma żadnego związku z duchem sportu.
Fot. Newspix