Można było mieć wątpliwości. Powiedzieć, że Lechia ma problemy finansowe, to jak nic nie powiedzieć. Perturbacje w płynności ekonomicznej definiują ten klub. Stały się jego codziennością. Regularne opóźnienia w wypłacaniu pensji pracownikom klubu, zaległe bonusy za trzecie miejsce i Puchar Polski z poprzedniego sezonu – klasyczki. Dlatego, choć chcielibyśmy napisać, że sytuacja Lechii – jak każdego innego polskiego klubu – znacznie pogorszyła się przez skutki gospodarcze spowodowane kryzysem wybuchu pandemii koronawirusa, to w Gdańsku, jak było bardzo źle, tak teraz mogłoby być po prostu fatalnie. I bardzo możliwe, że tak jest, ale klub trochę temu przeczy swoimi pierwszymi ruchami na rynku transferowym: właśnie wykupił Kristersa Tobersa.
Sześciokrotny reprezentant Łotwy podpisał trzyletni kontrakt – do 30 czerwca 2023 roku. Nie jesteśmy prorokami, nie wiemy, jaka będzie wtedy polska piłka, czy Adam Mandziara upora się do tego czasu ze swoją patologiczną skłonnością do zachowań pozbawionych logiki i czy stanie się jeszcze sto innych rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ale na pewno to jest ruch, który nie był taki oczywisty, jak się może wydawać.
19-letni Tobers przyszedł do Gdańsk z FK Lipawa na półroczne wypożyczanie z opcją przedłużenie i choć nikt nie spodziewał się po nim wielkich cudów, to miał dostać porządną szansę na wykazanie się nie tylko podczas wewnętrznych gierek, ale też, właściwie przede wszystkim, na murawie. Piotr Stokowiec takiego gościa potrzebował. Po zimowej przebudowie i pożegnaniu się z paroma zawodnikami z różnych pozycji, trzeba było załatać dziury w składzie, a skoro już o cerowaniu, to nikt nie szyje takich łatek tak, jak gracz, który z powodzeniem radzi sobie na kilku pozycjach. A Tobers deklarował, i nie tylko, umiejętność pogrania i w środku obrony, i na boku obrony, i na defensywnym pomocniku.
W sparingach pokazał się z dobrej strony. Zgrupowania przepracował nieźle i wyszło na to, że rundę wiosenną rozpoczął w pierwszym składzie Lechii. Efekt?
Najwyżej przeciętny. Weźmy jego noty – 3, 5, 3, 4, 4, 4.
Grał wszystko od deski do deski poza meczem z Zagłębiem, w którym zszedł w przerwie. Wiadomo, że na jego korzyść przemawia fakt, że jest jeszcze młody, że wszedł w silniejszą ligę, że trochę go to wszystko mogło przytłoczyć, ale z drugiej strony nie bądźmy tacy pobłażliwi: Tobers nikogo nie rzucił na kolana. Lechia grała w kratkę – po dwa zwycięstwa, remisy i porażki w sześciu meczach – i w tym szaleństwie Łotysz trochę nie mógł się odnaleźć. Grał ostro, złapał trzy żółte kartki, ale nie twardo. Wyglądał na murawie czasami tak, jakby rowerem próbował dogonić samochód osobowy – nie było na to szans. Inna sprawa, że może to kwestia doświadczenia. Jeszcze nie wiedział, jak się ustawić, żeby zyskać przewagę. Za rok pewnie będzie mądrzejszy.
W żadnym swoim ekstraklasowym występie nie pokazał się jakoś specjalnie ponadprzeciętnie, ale w żadnym też totalnie się nie skompromitował – tylko na tle Lecha Poznań wyglądał bardzo źle, ale kurczę, nie on sam. Poza tym trochę ospały, trochę zagubiony, trochę zbyt wycofany, zbyt bojaźliwy, ale na pewno nie beznadziejny.
Gdyby oceniać go tylko przez pryzmat boiska, to faktycznie niełatwo byłoby znaleźć oczywiste powody konieczności dania mu dłuższej szansy, ale tutaj sprawa jest prosta: to zawodnik perspektywiczny, który musi Piotrowi Stokowcowi pasować do koncepcji, jeśli od początku odważnie na niego stawiał i faktycznie w perspektywie budowania drużyny w sposób długofalowy, a nie na hurra, taki trzyletnie przedłużenie umowy z 19-letnim chłopakiem to ruch zrozumiały. Zwłaszcza, że jak słyszymy – to jeden z największych talentów łotewskiej piłki.
Tym samym Lechia zaczyna budowanie zespołu na przyszły sezon. I choć żadne ruchy transferowe nie zakryją tego, że ten klub w wielu aspektach funkcjonuje zwyczajnie patologicznie, to im więcej takiego rzeźbienia i kształtowania zdolnych zawodników według długoterminowego planu, tym lepiej dla klubu i ligi…
Fot. FotoPyK