Ustalmy na początku – faza grupowa Ligi Europy to pomieszanie z poplątaniem, miliard piłkarzy, milion drużyn, sto tysięcy meczów, ludzki umysł tego nie ogarnie. Nie da się odnotować wszystkiego, nie da się obejrzeć choćby urywka z każdego rozgrywanego meczu. Trzeba kombinować – a to na dwa ekrany, a to przełączanie co kwadrans… Stwierdziliśmy, że nie ma sensu kopać się z koniem i walczyć o ogarnięcie wszystkiego – w zamian dajemy wam dziesięć spostrzeżeń z meczów, które udało nam się obejrzeć/prześledzić.
1. Krychowiak to kocur
Komentator wysnuł ciekawy wniosek – Deulofeu to tak dokładny piłkarz, że dośrodkowanie, po którym Krychowiak zdobył gola musiało być adresowane właśnie do niego. Niezależnie od tego, czy duży szacunek dla naszego rodaka w kwestii wykańczania podań od kolegów nie jest tylko nadinterpretacją – duże słowa uznania dla Grześka, który w bardzo fajny sposób domknął wrzutkę z rzutu wolnego. Patrzyliśmy też na jego poruszanie się, na sposób, w jaki zdarza mu się dyrygować kolegami z Sevilli. Jeśli nic się nie spieprzy – mamy kolejnego faceta w bardzo przyzwoitym klubie, który jest kimś więcej, niż “tym młodym na ławce”.
Sevilla wygrała cały mecz 2:0.
2. Typowy Celtic
Niektórych fart nie opuszcza. Celtic dzisiaj: dwa strzały, dwa gole. Pierwsza bramka, ot, Wakaso uderzył zza pola karnego i weszło. Druga, po rykoszecie. A w tyłach? Cóż, obrońcy znowu muszą zrzucić się na whisky dla Gordona, który momentami bronił strzały nie do wyciągnięcia. Nie przesadzamy ani trochę – w pierwszej połowie wyciągnął się jak struna i ledwo musnął piłkę chyba nieobciętym paznokciem, to jednak wystarczyło, by zbić piłkę na róg. Takich interwencji miał sporo.
W zespole Salzburga najwięcej obiecywaliśmy sobie po Soriano. Owszem, zaliczył on ostatecznie piękną bramkę, to była ozdoba wieczoru. Ale szczerze? W naszych oczach i tak zawiódł. Popisał się przez chwilę, a przecież to on powinien być dyrygentem ofensywy ekipy z Austrii. Brakowało go wielokrotnie. Koledzy dawali sobie radę, stwarzali świetne okazje (przy pomocy jak zwykle nieruchawej obrony Celtiku), brakło im do zwycięstwa być może właśnie większej aktywności kapitana. Punkt u siebie z przeciętnie dysponowanym Celtikiem nie może ich zadowolić.
Aha, trzeba powiedzieć, że Scott Brown nie czekał zbyt długo na powrót do formy. Dzisiaj najlepszy na boisku. Wraz z Gordonem wzięli swój zespół na plecy.
3. Partizan nie pęka (ale przed rezerwami)
Tottenham jako jeden z nielicznych klubów w tej fazie (przynajmniej nie wynotowaliśmy wielu podobnych) postanowił zagrać drugim garniturem. Oczywiście, nie zabrakło kilku nazwisk (Paulinho, Vertonghen, Lennon, na ostatnie pół godziny Soldado i Lamela), ale widać było w grze londyńczyków, że to nie do końca europejski poziom. Co prawda mecz zakończył się dość sprawiedliwym 0:0 po wyrównanym meczu z kilkoma okazjami z obu stron, ale patrząc na coraz śmielszą grę Serbów w drugiej połowie… Mamy wrażenie, że gdyby nie trema i respekt dla rywala, czysto piłkarsko Partizan mógł spokojnie powalczyć o komplet punktów.
Szkoda, bo jednak lubimy takie nauczki dla siłaczy – zbyt wielka rotacja nie popłaca, a lekceważenie Ligi Europy może się zemścić kompromitacjami w tych rozgrywkach. Otrzymaliśmy coś na kształt kompromisu – Tottenham zobaczył, że nikt nie zamierza się przed nim kłaść, Partizan uwierzył, że da się na serio walczyć z Anglikami, a mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
4. Przełączenie z Salzburga na Belgrad to jakiś inny poziom perwersji
Poza czysto piłkarskimi wnioskami – przełączając z meczu Red Bull Salzburg, szczególnie w momentach po bramkach Celtiku, na spotkanie Partizana Belgrad z Tottenhamem… Jakby tu wyjaśnić wam różnicę…
Coś jakby z tego:
Przerzucić się na to:
Inny poziom.
5. Wolfsburg przegrał – ze sobą, z czasem, z sędziami. Z Evertonem
Pierwszy gol – swojak. Drugi – do szatni. Trzeci? Po karnym, który został podyktowany za faul dobry metr przed linią “szesnastki”. Trzy ciosy, po których Wolfsburg nie miał prawa się podnieść i – mimo oddania jakiejś kosmicznej liczby strzałów – już się nie podniósł. Statystyki whoscored.com mówią wszystko:
Naturalnie nie da się uciec od oczywistego skojarzenia, tym bardziej, że Everton w końcówce dobił jeszcze strzałem Mirallasa na 4:0 (chyba z minimalnego spalonego, nie jesteśmy pewni).
Bonus – Bendtner dostał pół godziny. Bez szału.
6. Szukała się nie zmęczył
Nie oglądaliśmy, przyznajemy się bez bicia, ale Steaua z Szukałą w składzie (90 minut) ograła duńskie AaB… 6:0. Inne dzisiejsze pogromy to ostry przejazd po Dynamie Mińsk, który zafundowali sobie Grecy z PAOK-u Saloniki (6:1) oraz oranie Astry Giurgiu przez Dinamo Zagrzeb (tym razem 5:1). Do tego gładkie 5:0 zaliczyli Young Boys z spotkaniu ze Slovanem Bratysława.
Aha, pusty stadion Dinama… Smutno się robi.
7. Polski mecz bez Polaków
Club Brugge – Torino 0:0. Bez Glika i bez Soboty, więc nawet nie rzucaliśmy okiem. Dotarło do nas tylko to, tradycyjny dowód, że gdzie indziej “sobie poradzili”:
8. Ruch wstydu nie przyniósł
Czy to Ruch był taki dobry, a może wtedy zamiast Metalista grali jacyś przebierańcy? Metalist wyglądał dzisiaj na naprawdę konkretny zespół. Dużo kombinacyjnej gry, sporo fantazji i technicznych zagrań. Pamiętacie wiele tego rodzaju akcji ze starć z Ruchem? No właśnie. A tutaj już bramka sporo tłumaczy: kapitalna wrzutka, odegranie głową na główkę i brameczka.
Ładnie, naprawdę ładnie. I co z tego, skoro na koniec w ryj, 1:2? Trabzon prześlizgnął się przez dzisiejszy mecz. Dwa gole po zamieszaniu, błędach w kryciu, a nie koronkowych akcjach. Rywal był lepszy, ale notorycznie brakowało mu skuteczności. Goście niby prezentowali jakość, ale prędzej indywidualną, niż zespołową. Ale cóż, wywalczyli dziś trzy niezwykle ważne punkty na trudnym terenie. Trochę szkoda tej bramki, która padła w ostatnich sekundach, bo wtedy i sytuacja Legii wyglądałaby inaczej. Naszym zdaniem – lepiej. Teraz Trabzon pokonując Metalista na wyjeździe może czuć się nie tylko malowanym liderem grupy po pierwszej kolejce.
9. Inter lepszy, ale niesmak pozostał
Inter nie miał wcale łatwej przeprawy w rywalizacji z Dnipro, ale też chyba nikt się nie spodziewał, że przyjadą i dostaną na tacy trzy punkty. Nerazzurri byli lepsi, stwarzali sobie więcej sytuacji, niektóre wręcz w absurdalny sposób bronił bramkarz gospodarzy. Akcja w drugiej połowie, z której powinny paść dwa gole – piąty metr, sam na sam. Dobitka i znowu to samo, golkiper wszystko łapie! Niepojęte. Właściwie kto wie, może jego wysiłki pozwoliłby na to, by dowieźć do końca 0:0? Po czerwonej kartce jednak okazji było tak wiele, że coś musiał wpaść i wreszcie wcisnął D’Ambrosio.
Problem w tym, że Rotan wcale nie powinien wylecieć z boiska – owszem, Ukraińcy grali chwilami ostro, ale w tej akurat okazji M’Vila przyaktorzył. Trochę szkoda więc, że Włosi wygrali dzięki cwaniactwu i umiejętnościom, a nie tylko tym drugim. Choć oddajmy im co ich – wyglądają coraz lepiej. To już inny zespół, niż rok temu.
Ciekawostka: Handanović wciąż czeka, by ktoś pokonał go w tym sezonie. Trwa Serie A, Liga Europy już w fazie grupowej, a Słoweniec ciągle z czystym kontem.
10. Oprawa na dobranoc
Na koniec dorzucamy oprawę Borussii. Skrótów jeszcze nie mogliśmy znaleźć, Niemcy zremisowali 1:1 z Vilarrealem.