– W czwartej lidze dwa zespoły zastanawiały się na temat grania. Pozostałych czternaście nie chciało grać. Dla mnie to bardzo czytelny komunikat: nie gramy – mówi Sławomir Kopczewski, prezes Podlaskiego ZPN-u na gorąco po podjęciu decyzji o zakończeniu sezonu w niższych ligach. Jak sprawa wygląda z perspektywy Podlasia?
Z pana perspektywy to dobrze, że niższe ligi zostały zakończone? To rozwiązanie tożsame z tym, co ustalono w Podlaskim ZPN-ie?
U nas w województwie nic nie zostało ustalone, bo czekaliśmy na spotkanie prezesów. Chcieliśmy podjąć kolegialnie jedną decyzję, która będzie spójna dla wszystkich wojewódzkich związków. Przede wszystkim w tej chwili nie możemy trenować, bo nie ma jeszcze decyzji o otwarciu boisk, a więc to też nie jest do końca nasza decyzja. Kiedy miałyby się rozpocząć nasze zajęcia treningowe? Kiedy miałyby się rozpocząć rozgrywki ligowe? Moglibyśmy przedłużyć sezon do końca lipca i co wtedy, zaczynamy kolejny sezon w sierpniu? To ligi amatorskie, nie zapominajmy o tym. I nie oszukujmy się – terminy środowe w środku tygodnia niestety nie wchodzą w rachubę, bo ci ludzie pracują. A w związku z tym, że są problemy w zakładach pracy i całej gospodarce, nie liczę na jakieś zwolnienia czy tego typu rzeczy. Z całym szacunkiem – piłka to dla nich pasja, hobby, a nie sposób na zarobienie pieniędzy.
Czyli wnioskuję, że przychyla się pan do tego rozwiązania.
Przede wszystkim trzeba podejść realnie do sytuacji. Ekstraklasa rozpoczęła zajęcia, mogą trenować w grupach czternastoosobowych, za chwilę całe zespoły. Ruszą się rozgrywki. Ale czym to było poprzedzone – badania medyczne, wcześniejsza izolacja. Jak jesteśmy w stanie zabezpieczyć to w niższych klasach rozgrywkowych?
Ryzyko piłkarza, nic więcej.
Dokładnie. Kto weźmie odpowiedzialność? Prezesi klubów? Rozmawiałem u siebie praktycznie ze wszystkimi prezesami. W czwartej lidze nie chcą grać. W okręgówce – zdania są podzielone, ale myślę, że ludzie nie do końca sobie zdają sprawy z odpowiedzialności, jaka na nich mogłaby ciążyć. Nie oszukujmy się – odpowiedzialność jest bardzo duża. Decyzja, która dzisiaj zapadła, musi być jeszcze postawiona na zarząd każdego WZPN-u i umocowana odpowiednią uchwałą. Ale myślę, że z tym chyba nigdzie nie będzie problemów. My jako związki nie chcieliśmy się poróżnić, żeby ktoś potem nie miał pretensji, że u mnie jest tak, u kolegi na Pomorzu jest inaczej, a na Mazowszu jeszcze inaczej, a w Lublinie nie wiadomo jak. Myślę, że spójne rozwiązanie sytuacji jest klarowne i oczywiste.
Przed spotkaniem z prezesami w Warszawie sondował pan, jakie nastroje panują w klubach? Jak to wyglądało?
Rozmawiałem telefonicznie ze wszystkimi klubami czwartej ligi, okręgówki i z większością prezesów A-klasy. W czwartej lidze dwa zespoły zastanawiały się na temat grania. Pozostałych czternaście nie chciało grać. Dla mnie to bardzo czytelny komunikat: nie gramy. W okręgówce zdania były podzielone. Byłem troszeczkę zaskoczony, bo ludzie sobie – jak mówiłem – nie zdawali sprawy z odpowiedzialności, z tego, że powinny być testy. Nikt przede wszystkim nie zwracał też uwagi na podstawową rzecz – na razie nie mamy możliwości wstępu na boiska w pełnych zespołach.
Z drugiej strony to piłka amatorska, kluby nie potrzebują okresów przygotowawczych.
Jeżeli mówimy o czwartej lidze, nie wyobrażam sobie, by ktoś do niej podszedł z marszu. Okręgówka? Też ludzie dwa-trzy razy w tygodniu się spotykali. Każdy grał o jakieś cele. Ktoś chciał awansować, no to musiał się do tego przygotować. Też trzeba się z tym liczyć. Choć to piłka amatorska, większość spotykała się dla przyjemności, by się pobawić w piłkę. Pasja. I tak to jest odbierane przeze mnie.
Jak zakończenie ligi przed czasem zniosą budżety klubów?
Problem może być z mojej perspektywy jeden – rozliczenie dotacji samorządowych. Niektórzy mają to w okresie półrocznym, inni w rocznym. Jeżeli w rocznym – OK. Jeżeli w półrocznym – kwestia kompromisu i dogadania się z samorządem, który ewentualnie pozwoli na to, by rozciągnąć to w czasie, albo nie. Nie oszukujmy się – na co wydają kluby amatorskie? Jak rozmawiałem, każdy postawił na jedną rzecz – doprowadzenie do funkcjonalności boisk, bo te są w naprawdę dobrym stanie, nic się nie dzieje. Zajęto się renowacją obiektów. Rozgrywek nie ma, czyli nawet jak ktoś płacił zawodnikom, to teraz nie płaci, bo nie ma ku temu argumentów. Podstawowa kwestia – w tych ligach ludzie nie grają dla pieniędzy. Organizacja spotkań to też jakiś koszt, który musiałyby kluby ponieść, tego nie ma. Sędziowie – kolejna sprawa, która odpada. Myślę, że finansowo kluby za dużo nie stracą. Rolą związków jest znalezienie pomysłu, jak pomóc klubom w następnym sezonie, który – mamy nadzieję – ruszy normalnie, bo tego też nie wiemy.
Pojawiają się już pomysły, jak pomóc klubom?
Musimy się zastanowić, bo na pewno pomóc klubom będzie trzeba. Nie możemy ich zostawić samych sobie. Związki wojewódzkie są od tego, by im pomagać. To my jesteśmy dla klubów, a nie kluby dla nas.
Fot. FotoPyK