Polscy piłkarze, którzy wyjadą do zagranicznego klubu, często podkreślają wielką różnicę w treningach. O tym, czy jest to prawda, czy mit, opowiedział w “Lidze PL” w Kanale Sportowym Jan Bednarek. Czym różnią się zajęcia w Lechu od tych w Southampton? Co jest najbardziej wymagające w treningach w Premier League? Który napastnik dał mu się najmocniej we znaki? Sprawdźcie zapis rozmowy z reprezentantem Polski!
Pierwsze spostrzeżenie: wyjeżdżasz, masz kilka tygodni treningów, co cię zaskoczyło, jeśli chodzi o różnicę treningów?
Porównując treningi w Lechu i Southampton, to ćwiczenia mieliśmy takie same. Dobór ćwiczeń zbytnio się nie różnił, różniło się wykonanie i szybkość działań. To, że gra jest szybsza, było spowodowane jakością zawodników i tym, że piłka szybciej krążyła. Po pierwszym tygodniu graliśmy sparing z Brentford na wyjeździe. Grałem pierwszą połowę i nie wierzyłem, że sędzia nie odgwizduje takich wślizgów, jakie tam były. W Polsce było tak, że coś się stało, była chwila przerwy, żeby piłkarz doszedł do siebie. Tam czegoś takiego nie było. Nie powiem, że w Polsce jest łatwiej. W Anglii intensywność była większa, bo jakość zawodników była wyższa. Nie ma momentu na zawahanie, nie ma czegoś takiego, że przyjmiesz piłkę i czekasz co się stanie. Przed przyjęciem musisz wiedzieć, co zrobisz.
Po jakim czasie coś takiego stało się dla ciebie normalne?
Do dzisiaj mam momenty, w których ciężko złapać oddech. Proszę o chwilę na odpoczynek, ale dla mnie stało się to normalne. Wiem, że w pewnym momencie zabraknie oddechu, czwórki się zapalą, ale wiem, że już tego nie potrzebuję. Brakuje oddechu, ale jak przyłożę, to jeszcze go trochę znajdę!
Patrząc z perspektywy czasu faktycznie odczuwałeś, że potrzebujesz czasu, żeby dojść na poziom, który pozwoli ci wygrać z nimi rywalizację?
Jednego byłoby ciężko wygryźć. Jak przychodziłem van Dijk był w drużynie U-23, po jakimś czasie przywrócili go do drużyny i grał siedem czy osiem spotkań. Było widać, że nie ma do niego podjazdu. Trzeba podpatrywać i się uczyć. Ale myślę, że na takim poziomie jak my jesteśmy, nie ma większych różnic między zawodnikami. Jeden z nas lepiej gra w obronie, inny lepiej w powietrzu, ale patrząc ogólnikowo różnicy nie ma. Poziom jest wyrównany, o tym, kto jest lepszy decydują małe detale. Mnie na pewno nie pomagało, że nie miałem w ogóle doświadczenia.
Kosztowałeś sześć baniek, ale dla nich to nie był wydatek.
Dokładnie, przychodzi młody chłopak, który musi się dużo uczyć, takie było ich podejście. Nie widzieli we mnie gotowego zawodnika do gry, kupowali potencjał, żebym okrzepł w lidze i wykorzystał swoją szansę. Sytuacja zmusiła klub do tego, żebym wskoczył do składu, byłem ostatnim zawodnikiem. Najważniejsze było to, żeby wtedy udowodnić, że mogę grać w Premier League.
Rozmawialiśmy z Mateuszem Klichem o Marcelo Bielsie, jak organizuje dzień zajęć. Jak to wygląda u ciebie?
Od godz. 9 do godz. 9:30 jest śniadanie. Posiłki są obowiązkowe, więc nie ma da się tego przeskoczyć, każdy musi tam być. Co więcej my chyba za te posiłki płacimy. 70 czy 80 funtów miesięcznie nam za to potrącają. Nie ma z tym dyskusji, takie są zasady. O 10.15 praktycznie zawsze mamy odprawę z analizą pomeczową lub analizą przeciwnika. To jest podzielone na dni. Np. w środę trenujemy pressing, więc analizujemy przeciwnika z piłką, w czwartek bez piłki. W piątek jest analiza naszych treningów, podsumowanie tygodnia.
Po analizie jest siłownia, tam zawsze jest rozgrzewka. Mamy podział na grupy, robimy stabilizację, ćwiczenia przygotowujące. Potem od razu idziemy na boisko. Im bliżej meczu, tym krócej na nim jesteśmy. Na początku tygodnia jest tak półtorej godziny, dwie godziny lekko.
Jedno co mi zostało w głowy, jak rozmawialiśmy prywatnie. Mówiłeś, że w gierkach jest cały czas ogień, rywalizacja.
Gierki podczas treningu trwają 10 minut, ale są intensywniejsze niż podczas meczu. Nie ma faz posiadania piłki, jest przód-tył, pressing, od razu atak. Nie ma miziania się, przechodzisz od razu do roboty. Trenując tak ciężko nie jesteś zaskoczony podczas meczu, że coś się wydarzy. Ale czwartek i piątek to są lekkie dni. W czwartek jest dziadek, trochę taktyki, w piątek stałe fragmenty, żeby w weekend nogi niosły, żeby była świeżość. Nie jest tak, że jest codziennie zajazd.
Kiedyś rozmawiałem z Vincentem Kompanym, który mówił, że w Premier League w pierwszym sezonie poznawał futbol na nowo, a on przecież grał w Bundeslidze. W Manchesterze zyskał 11 kilogramów mięśni. Ty ważysz tyle samo?
Trochę przybrałem! Ale bardziej myślę, że rozwinąłem się mentalnie, jeśli chodzi o rozumienie gry. Jeśli chodzi o mięśnie, to zyskałem dwa-trzy kilo. Genetycznie nie jestem tak stworzony, żeby tak szybko przybierać wagę. Teraz na kwarantannie cały czas ćwiczę, a waga stoi.
Chciałem zapytać o taktykę, na co najbardziej zwracali uwagę po twoim przyjeździe, co poprawiłeś indywidualnie?
Najważniejszą rzeczą jest skanowanie, obserwowanie co się dzieje dookoła. Łukasz mi kiedyś powiedział, że w Polsce podczas minuty zawodnik skanował 27 razy, a w Premier League 127. To było najważniejsze, co musiałem zmienić. W pierwszym meczu grałem z Chelsea na Edena Hazarda, obserwowałem go, wyłączyłem się na chwilę i już nie wiedziałem, gdzie on jest. Jeśli chodzi o taktykę, to pressing i konieczność przesuwania. W Polsce czułem, że odległości między formacjami są duże, a w Anglii jest to spłaszczone, jest więcej zawodników na mniejszym polu. Dlatego ważne było, żeby się przesuwać, nie zostawiać miejsca na posłanie prostopadłej piłki. Musiałem skupić się na tym, żeby dawać przeciwnikowi jak najmniej przestrzeni i czasu.
Pograłeś już trochę w Premier League, przeciwko któremu napastnikowi nie lubisz grać?
Ciężki do przypilnowania jest Aguero. Jest niski, jest nabity, ale jak idziesz na niego na boisku to wydaje ci się, że jesteś silniejszy i szybszy. Tobie się wydaje, że jesteś na wygranej pozycji, a on potrafi wykorzystać siłę i spryt, żeby być przed tobą. To jest jego klasa, on tym karci i nie przez przypadek strzelił tyle bramek w Premier League.
Jeszcze jedno prywatne pytanie. W Southampton Artur Boruc ciągle jest bardzo sławny w mieście? (śmiech)
Jest legendą naszego klubu! (śmiech) Bardzo dobrze go wspominają, zawsze był gotowy do treningu, nieważne co się działo. To świadczy o jego klasie i kondycji fizycznej. Uważają go za super człowieka i top bramkarza, na pewno nawet jeśli jest w Bournemouth, z którym rywalizujemy w regionie, to go szanują.
Rozmawiali Łukasz Trałka, Jakub Wawrzyniak, Michał Kędziorek i Michał Żewłakow w Kanale Sportowym