Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

08 września 2014, 12:00 • 4 min czytania

0:7, zgłos się! Ten komentarz pewnie będzie pojawiał się najczęściej po tym całym Gibraltarze. Zatem pokuszę się o bardziej oryginalny. Wiecie, że wygraliśmy nawet wyżej, niż na mundialu Niemcy z Brazylią? Oni 7:1, co za nędza! Ale co do tego 0:7 – niezły serial, pokazujący debilizm milicji, co znamy dobrze. Na szczęście przestępcy, czyli my wszyscy, jesteśmy jeszcze bardziej debilni, i stąd tak zwana wykrywalność. Ja z serialu, poza skojarzeniem z Widzewem (0:9 zgłoś się, to po meczu z Eintrachtem), poza dmuchaniem niezłych lasek (milicjanci mieli te pałki jednak), no to pamiętam scenkę z hotelu Solec przy Legii, gdzie akurat z kadrowiczami spożywałem golonkę z grochem i kapustą. Do kelnerki podchodzi jakiś zwyczajny pan i szeptem, ale niestety dosyć donośnym mówi: „Tajna służba, szukamy przestępcy, ściśle tajna akcja…”.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY
Reklama

A ona, na cały glos, do koleżanki: „Ewa! Porucznik Borewicz do ciebie!”.

No więc 0:7 z krajem – nieistniejącym. Spodobał mi się najbardziej komentarz Borka z Algavre (wiecie, że tam się kończy Europa naprawdę i słońce zachodzi, dalej wschód), otóż tenże Mateusz rzekł, iż cała ludność Gibraltaru nie zapełniłaby stadionu. No i wszystko na ten temat. Uważam nawet, ze tak jak była akcja „splash”, tak można zainicjować kolejną. Nie grać z frajerami i nie ganiać na każdy pomysł UEFA – szkoda prądu. I sądzę, że możnaby najpierw, na znak protestu, grać nie tyle z flagami opuszczonymi do połowy masztu, ale na przykład z getrami opuszczonymi do połowy, w podkolanówkach, w trampkach, i oczywiście półrękawkach. To niepoważne, żeby Lewandowski narażał złamanie nogi w starciu z kelnerami, jak kiedyś Boniek na Madagaskarze. Jak kiedyś na urlopie walnął kilka goli na plaży, to… dostał ofertę pracy w hotelu na zmywaku, żeby został. Aż wyjął gazetę i pokazał, że wygrał akurat Puchar Mistrzów z Juventusem.

Reklama

Ciekawsze wydaje mi się to, po stokroć, że zaraz po najgorszej drużynie świata spotkamy się z najlepszą. Jasne, teraz zbiera joby, bo męczyła się ze Szkotami i pomagał sędzia (super, że wreszcie nie Szkotom!), ale w końcu i tak wygrali. Mój typ? Wygramy, w końcu karta musi się odwrócić. Choć mam paru kumpli piłkarzy bankrutów, bo im karta nie odwróciła się nigdy.

* * *

Coś strzelę teraz pompatycznego, ale w końcu obchodzimy ponoć dzisiaj Dzień Dobrych Wiadomości. Moja młoda koleżanka prześledziła wiadomości z trzech głównych serwisów informacyjnych w TV: TVP, Polsat, TVN. Zwykle w głównym wydaniu, takim półgodzinnym jest osiem informacji. Sześć dotyczy zbrodni i wypadków lub wojen, a jedno z tych info – obowiązkowo śmierci dziecka  (dziś jedno nienarodzone). A dwie jakieś głupawe, że kolejka, albo czegoś zabrakło. Otóż w tym czarnowidztwie sterowanym centralnie (ludzie zastraszeni akceptują Borewiczów), bywały kiedyś jasne momenty. Już nie mówię, że tydzień w tydzień otwierano nowe fabryki i wodowano nowe statki, o samochodach nie wspominam nawet, ale były też sukcesy w… No, kurde, nie uwierzycie, w piłce nożnej. I nawet 10 września (to za dwa dni) ustanowiono państwowy Dzień Piłkarza!

Wszystko to na cześć złotej drużyny olimpijskiej, która jako jedyna seniorska w dziejach wygrała poważny turniej, a Kaziu Deyna został nawet królem strzelców z 9 golami w 7 meczach (pomocnik, to tak a propos przypisywania do pozycji na boisku – Kazik strzelał gole w każdej pozycji, że się tak wyrażę). Trochę ten sukces dezawuowano (czyli olewano), że to mistrzostwa krajów socjalistycznych. No więc – kłamstwo. Związek Radziecki był mistrzem Europy, o sile NRD niech świadczy iż ogrywali NRF na mundialu, a tacy ludzie jak Błochin czy Streich więcej znaczyli w świecie niż dziś Lewandowski. Węgrzy, finałowi rywale 10 września, bronili paru tytułów mistrza, a ich Florian Albert ciutkę wcześniej został najlepszym graczem Europy FF, nie gorszy był Antal Dunai. Daliśmy popis, z nieoczekiwanym finałem. Po dwóch meczach Gadocha miał pięć goli i… się zaciął, nawet karnego w finale spartolił. A w nim przegrywaliśmy 0:1, po kiksie Deyny zresztą. A potem – miód malina! Ale… żeby nie popadać w kult jednostki – żeby Deyna mógł kiwać, Lubański musiał mu podawać, Kraska odbierać piłki, Kostka bronić, a Gorgoń walić po nogach. Świetna drużyna, żal ze sporo z nich już nie żyje, włącznie z trenerem, komentatorem, no i kibicami, którzy to pamiętają. No, a wracając do tego lekceważenia sukcesu – Polska pokazała na kolejnych mundialach, że jest najlepsza i tu, i tu. A igrzyska naprawdę zyskały na wartości – grał Maradona (ale zabić się nie dam), Platini, Romario był królem strzelców, a Neymar przy całym swym talencie był na ostatnim turnieju „ledwo” wicemistrzem… Teraz niezmiernie mnie cieszy, że Polska walczy o udział w turnieju w Rio de Janeiro. Od czegoś trzeba zacząć, a to jest przecież start wyśniony. I mamy dobrych chłopaków. Dobra, ale nie będę chwalił dnia piłkarza przed zachodem.

* * *

Bo jak mawiał dawniej pewien partyjny minister od sportu:

„Towarzysze! Piłka nożna nie ciul! I od głaskania się nie podniesie!”.

* * *

Aha, wracając do tych złotych piłkarzy i trenera… No to dwóch z nich, najwybitniejszych, spoczywa dziś w Alei Zasłużonych na Powązkach. Naprzeciw siebie, może dalej ustalają taktykę? Albo Kazio się tłumaczy czemu jak zwykle wrócił nad ranem?

Jak będzie święto Wszystkich Świętych, zajrzyjcie tam koniecznie. Ich się nie oglądało przysypiając…

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
1
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Felietony i blogi

Reklama
Reklama