Załamujemy ręce po styczniowej rozbiórce w Ekstraklasie. Nie ma już w lidze najskuteczniejszego napastnika jesieni (Jarosław Niezgoda), najskuteczniejszego młodzieżowca (Patryk Klimala) oraz najproduktywniejszego piłkarza w rozszerzonej klasyfikacji kanadyjskiej (Darko Jevtić). Odeszli też tacy piłkarze, na których momentami miło było zawiesić oko – by wymienić tu Lukasa Haraslina, Adama Buksę, Ricardinho czy Guilherme. Sami zaczęliśmy się pytać – takim wewnętrznym głosem – czy wiosną będzie na kogo popatrzeć?
No i dla własnego spokoju, dla rozchmurzenia się w to pochmurne popołudnie, dla poszukania jakiekolwiek optymizmu uznaliśmy, że trzeba sporządzić listę jedenastku piłkarzy, którzy zostali w lidze i których powinno się oglądać z przyjemnością.
DANI RAMIREZ
Hiszpan właśnie wytransferowany do Lecha Poznań miał w sobie cząstkę chaosu. Żaden piłkarz w lidze nie strzelał tak często z dystansu, a ŁKS nie odnosił z tego większych korzyści. Niemniej bardzo niewielu gości potrafiło zrobić z piłką coś takiego, co robił najlepszy piłkarz łodzian. A robił to z niezwykłą regularnością. Przypomina nam się chociażby to przerzucenie piłki nad dwoma zawodnikami Cracovii atakującymi go już na połowie ŁKS-u. Albo to przełożenie przeciwników na zamach i strzał przy bliższym słupku z Lechem.
Przy okazji transferu do Lecha sprawdziliśmy sobie jego statystyki i wyszło nam wtedy, że Ramirez pod względem urozmaicania ataków swojej drużyny podaniami jest w absolutnej ligowej czołówce:
– pod względem podań prostopadłych – 2. w lidze
– pod względem podań kluczowych – 3. w lidze
– pod względem “smart passes” – 1. w lidze
Jeśli w Poznaniu nie straci swoich magicznych mocy, to stawiamy w ciemno, że w Poznaniu będą z niego mieli pociechę. I my – przed telewizorami – również.
ANDRE MARTINS
Rozłożyła nas na łopatki teza jednego z byłych piłkarzy – bodaj w którymś felietonie na łamach “Przeglądu Sportowego” – o tym, że Martins niewiele wnosi do zespołu, a najlepiej świadczy o tym brak liczb w postaci goli czy asyst. I jeśli chcemy sprowadzić wkład Portugalczyka do liczb, to oczywiście – widzimy dziesiątki piłkarzy, którzy strzelają lub asystują częściej od niego. Ale tylko głupiec sprowadzałby jego rolę do nabijania cyferek w odpowiednich rubrykach.
Ze świecą szukać w lidze piłkarza o takiej inteligencji boiskowej. Świetnie reguluje tempo gry, bardzo dobrze gra przestrzenią, właściwie bez niego nie byłoby błysków Luquinhasa, rajdów Wszołka, bramek Niezgody czy Kante. Jeśli ściągać do tej ligi cofniętych rozgrywających, to tylko takich.
FILIP STARZYŃSKI
Szef stałych fragmentów gry, jedna z najlepiej ułożonych prawych stóp w lidze. Przypomina nam się ten czterdziestometrowy przerzut do Sasy Zivca przy akcji bramkowej… Mało zawodników potrafi zagrać w tej sytuacji “balona” w punkt, a Starzyński zagrał wówczas takie cięte, mocne podanie w punkt. Niektórzy zarzucają mu, że człapie, choć pod względem pokonanych kilometrów jest w czołówce ligowej. Może nie ma gazicha, może nie wyciska setki na klatę, ale potrafi grać w piłkę. Na ligi zachodnie to nie wystarczyło, ale w Ekstraklasie “Figo” robi co chce.
W tym sezonie ma dwa gole, sześć asyst i cztery kluczowe podania, więc brał udział przy blisko 40% bramek Miedziowych. Zeszły sezon? 13 bramek, pięć ostatnich zagrań, pięć kluczowych. Jeszcze poprzedni? Kolejne rubryki wskazują sześć punktów, trzy i dwa.
LUQUINHAS
Drugi najlepszy drybler ligi. Na początku sezonu mieliśmy lekkie obawy – czy to nie jest czasem casusu przykładowego Manu, który wikłał się w kolejne dryblingi, biegał jak oszalały, ale wynikały z tego tylko straty i pozorny wiatr na skrzydle. Ale Brazylijczyk z meczu na mecz łapał rytm. Sam potrafił opanować swój chaos, a z tego chaosu wynikały dla Legii wymierne efekty.
Przypuszczamy, że wiosną wróci jednak na skrzydło, choć na dziesiątce wyglądał naprawdę efektownie. Niemniej nawet ze skrzydła może siać duże spustoszenie w defensywach rywali Legii. Zresztą ekstraklasowicze mieli z nim wielkie problemy już jesienią – żaden piłkarz w lidze nie był faulowany tak często, jak Luquinhas.
KAMIL JÓŹWIAK
Najskuteczniejszy drybler Ekstraklasy. W jego przypadku nie można już mówić o młodzieżowcu zdobywającym doświadczenie – to gość z ponad setką występów na poziomie seniorskim, z debiutem w reprezentacji Polski i miejscem w radzie drużyny Lecha Poznań. W poprzednich sezonach miał problem z przeniesieniem typowej piłki juniorskiej na poziom seniorski – wikłał się w sporą liczbę pojedynków, ale rzadko wynikało z tego coś produktywnego. W tym sezonie stał się już prawdziwym koniem pociągowym ofensywnej gry Kolejorza.
Cztery gole i dwie asysty nie są może jakimś rewelacyjnym wynikiem, ale tez pamiętamy sporo sytuacji wykreowanych przez Jóźwiaka, po których gole jednak nie padały. Asyst mógł mieć zatem więcej. Widać też, że łapie luz, a przy tym jest zdecydowanie konkretniejszy niż w przeszłości. Na ogół ma najwięcej sprintów, szybkich biegów, dryblingów i pojedynków w swoim zespole. Wiosną będzie starał się o wyjazd na EURO oraz o zagranicznych transfer latem, więc spodziewamy się przyjemnej dla oka ewolucji wychowanka Lecha.
MICHAŁ KARBOWNIK
Odkrycie rundy jesiennej. Nastolatek ustawiony na nie swojej pozycji wykręcił cztery asysty i dwa kluczowe podania w lidze, do tego dołóżmy jeszcze świetny mecz w Pucharze Polski z Widzewem. Wcale nie dziwimy się, że o tego chłopaka pytają naprawdę mocne firmy z zachodu Europy. Ciekawi też jesteśmy tego, gdzie będzie wystawiany wiosną. Na lewej obronie może zagrać przecież Mateusz Cholewiak, a Karbownik to przecież środkowy pomocnik. Nie ma w Legii już Cafu, więc teoretycznie młodziak mógłby też z powodzeniem grać obok Martinsa.
Mariusz Piekarski, agent Karbownika, chętnie widziałby go właśnie na tej pozycji. – Bardzo się cieszę, że w tak młodym wieku gra na wysokim poziomie. Po prostu wiem, że jego wartość będzie większa, gdy będzie grał w środku pola i tam będzie robił liczby. Podoba mi się w jego grze ten taki szybki doskok, dynamiczny odbiór. Jeśli odbierze piłkę w centralnej części boiska, to obrońcy będą musieli do niego wychodzić, a to z kolei sprawi, że napastnik będzie miał więcej miejsca. To też przełoży się na asyst i bramki Michała. Tylko o to mi chodzi. Ale z jego gry jestem bardzo zadowolony – mówił w Stanie Futbolu.
PEDRO TIBA
Ostatnio ucięliśmy sobie pogawędkę z Ivanem Djurdjeviciem, który był trenerem Lecha, gdy Tiba trafiał do Poznania. Serb powiedział krótko: – Takiego gościa, jak Tiba, w Ekstraklasie nie ma. Ma wszystko, czego potrzeba na jego pozycji.
Portugalczyk lubi piłkę, a piłka lubi jego. W lidze przoduje w statystyce rajdów ofensywnych, nikt tak często nie przesuwa piłki bliżej bramki rywala samym biegiem. Tak jak Martins jest kluczowy dla układanki Legii, tak bez Tiby gra lechitów wyraźnie cierpi. Uwielbiamy te jego crossowe piłki dorzucane to na lewe skrzydło, to na prawe. Teraz do współpracy Lech dorzucił mu Ramireza i coś czujemy, że ten duet może solidnie rozhulać grę Kolejorza. Technicznie Portugalczyk to ścisły top ligi.
JESUS IMAZ
Sami jesteśmy ciekawi tego, jak Hiszpan będzie sobie radził bez Patryka Klimali, bo nie ma co ukrywać – bardzo dobrze funkcjonowali w duecie, który wymieniał się pozycjami. Imaz może nie jest tak spektakularnym dryblerem jak Ramirez, może nie ma takiej wizji gry jak Martins czy Tiba, ale pod wieloma względami jest od tych piłkarzy lepszy. Przede wszystkim – jest paskudnie groźny w polu karnym. Ostatnio rozmawialiśmy z jednym z obrońców Ekstraklasy i podzielił się z nami ciekawym spostrzeżeniem – Imaza cholernie trudno przypilnować w szesnastce, bo atakuje z głębi pola i stoper nie ma jak się do niego przykleić, jak przy klasycznej dziewiątce.
To na jego barkach będzie spoczywała odpowiedzialność, by ciągnąć Jagę wiosną. Klub dorzucił mu ciekawych kompanów do grania, ale to Hiszpan będzie chwytał kierownicę w grze białostoczan.
PAWEŁ WSZOŁEK
Wpadł do ligi po treningach na salce gimnastycznej i w lesie, po czym pokazał wyraźnie “panowie, przyszedł niedawny reprezentant Polski i facet z Championship, zrobię tu przeciąg”. Cztery gole, pięć asyst, jedno kluczowe podane – całkiem przyzwoite liczby jak na gościa, który zaczął grać dopiero w jedenastej kolejce.
Może to odważna teza, ale mamy wrażenie, że Wszołek to młodsza wersja tego, czego spodziewaliśmy się po Kubie Błaszczykowskim. Wiślak pokazywał ogromną jakość, ale niestety organizm nie pozwalał mu na regularną grę i demolowanie ligi tydzień po tygodniu. A Wszołek to podobny casus – może nie grał w czołowym klubie Bundesligi, ale przecież chwilę temu grał regularnie w ligach o niebo lepszych od Ekstraklasy. I to widać. Poza Zivcem i Boharem trudno w tej lidze o skrzydłowego bardziej pazernego na bramki.
SERGIU HANCA
Zdecydowanie najjaśniejsza postać ofensywy Cracovii. A skoro Pasy mają bić się o mistrzostwo, to liczymy, że Rumun nie tylko będzie najlepszy w swoim zespole, ale i zgłosi poważny akces do wyboru piłkarza sezonu. Bilans jesienny ma całkiem obfity, bo przyniósł zespołowi pięć goli, cztery asysty i dwa kluczowe podania. Ale ma coś w sobie ten gość takiego, że po prostu miło się patrzy na to, jak gra. Naturalny luz, dużo swobody z piłką przy nodze, uporządkowany taktycznie, ale przy tym nie jest ograniczony do schematu “kiwnij&wrzuć”. Cracovia miewała w ostatnich latach problem z do bólu przeciętnymi obcokrajowcami (Bojan Cecarić!), ale Hanca wraz z van Amerfsoortem, Lopesem czy wcześniej Siplakiem dają nadzieję na zmianę frontu.
SRDJAN SPIRIDONOVIĆ
Już samym CV przykuł naszą uwagę – wychowanek Austrii Wiedeń, epizod we Włoszech, powrót do kraju, później Grecja… Materiał na konkretny transferowy flop, albo na kozaka. Na szczęście Pogoń podtrzymała niezłą skuteczność transferową i z Srdjanem też trafiła.
Wiemy, że niektórzy widzą w nim zbawcę Pogoni, natomiast my póki co jeszcze wstrzymamy się z tezą, że to jest gość na transfer z półki kilku baniek euro. Niemniej jeśli bierzemy pod uwagę kryterium efektowności, to Spiridonović wypełnia je w całej rozciągłości. Jak Młode Wilki w Kilerze – pełen zestaw narzędzi do nękania rywali. Kiwnąć umie (i to skutecznie), bombę z dystansu ma (zapytajcie van der Harta), depnąć potrafi. W ruchach przypominam nam trochę Delewa, a jeśli będzie w stanie powtórzyć formę z jesieni, to będziemy wstydzić się naszej zachowawczości przy mianowaniu go na potencjalnego kozaka wiosny.
***
Dorzucić do tej listy moglibyśmy jeszcze Camarę, Furmana, Bohara, Zivca, Puchacza, Gytkjaera, Felixa, Szczepańskiego, Gola, Paixao, Gwilię, Jimeneza, Janżę, Stigleca, Czerwińskiego, Kozulja Angulo i paru kolejnych. Dążymy jednak do puenty, że nawet mimo zimowego exodusu w Ekstraklasie będzie kogo oglądać.
I wcale nie musi być aż tak tragicznie bez Niezgody, Jevticia czy Buksy.
Wcale nie musi, prawda?
fot. FotoPyk