Całkiem przyzwoicie radzi sobie w Premier League ekipa Newcastle United. Kontrowersyjne rozstanie z Rafą Benitezem i zastąpienie hiszpańskiego szkoleniowca niezatapialnym Stevem Brucem pozwalało przypuszczać jeszcze przed startem sezonu, że „Sroki” zakończą bieżące rozgrywki spektakularnym spadkiem do Championship. A tu proszę – dwadzieścia cztery kolejki za nami, a podopieczni Bruce’a zdążyli wypracować solidną przewagę nad strefą spadkową i szwendają się blisko środka tabeli, a nie w okolicach jej dna. Właściwie jedynym naprawdę poważnym kłopotem Newcastle jest skuteczność w ofensywie. A w zasadzie jej brak.
Statystyka jest porażająca – środkowi napastnicy Newcastle zdobyli dotychczas w lidze, uwaga, jedną bramkę.
[etoto league=”eng”]
Oczywiście defensywa „Srok” też pozostawia sporo do życzenia. 36 straconych goli to nie jest wynik świadczący o tym, że Bruce zbudował w swojej drużynie kolektyw, który nawet najpotężniejszego przeciwnika potrafi pozbawić argumentów w ataku. Ale pod tym kątem Newcastle od reszty ligi mimo wszystko nie odstaje, bo przecież choćby londyńska Chelsea – zajmująca obecnie czwartą lokatę w tabeli – straciła dotychczas w lidze 32 bramki. Dziesiąty w stawce Arsenal oberwał od rywali 34-krotnie. Na tym polu wstydu zatem nie ma, jest po prostu przeciętność.
Co innego, jeżeli chodzi o punktowanie przeciwników.
Zawodnicy Newcastle drogę do siatki rywala znaleźli jak na razie zaledwie 24 razy. Gorsi od nich są tylko piłkarze Watford, Bournemouth i Crystal Palace. Identycznie wygląda dorobek bramkowy Norwich. Trzy z czterech wymienionych ekip znajdują się obecnie w strefie spadkowej. Crystal Palace jest wyżej, ale oni naprawdę nieźle bronią dostępu do własnej bramki, mają tylko o jedną bramkę wpuszczoną więcej od Manchesteru City.
– Pukamy do różnych drzwi – opowiadał kilkanaście dni temu Bruce. – Nasze słabości są oczywiste. Po prostu nie jesteśmy skuteczni w ofensywie. Zobaczymy, co się wydarzy w przeciągu najbliższych kilku tygodni. Dodał jednak parę dni później: – Będę działał tylko wtedy, gdy pojawi się na widoku ktoś lepszy od naszych obecnych napastników. Jeżeli nie, to po co w ogóle wykonywać taki ruch? Jestem cierpliwy.
Cóż – może to cierpliwość, a może po prostu oszczędność.
Ostatecznie Bruce – czy w zasadzie Mike Ashley, właściciel klubu – nie szczędził grosza na wzmocnienie linii ataku jeszcze przed startem sezonu. Do zespołu dołączył przede wszystkim Joelinton, ściągnięty z Hoffenheim za zdumiewającą kwotę 40 milionów funtów. 23-letni Brazylijczyk zakończył poprzedni sezon Bundesligi z dorobkiem siedmiu trafień, więc niewiele wskazywało na to, by miał powalczyć o koronę króla strzelców Premier League, ale Bruce wiele sobie po tym transferze obiecywał. I srodze się przeliczył. – Jego fizyczna dyspozycja jest bardzo dobra – uspokajał ostatnio angielski manager. – Chłopak przechodzi przez klasyczny dla napastnika okres niewytłumaczalnej, strzeleckiej niemocy. Przeciwko Rochdale w Pucharze Anglii miał kilka sytuacji, żadnej nie wykorzystał [chodzi o pierwszy mecz, zakończony remisem 1:1]. Niestety. Zbyt rzadko trafia do siatki, musi to poprawić. Jest młody, trochę naiwny. Brakuje mu siły mentalnej – jeżeli tego nie poprawi, jego kryzys jeszcze się pogłębi. Musimy mu pomóc. Wszyscy wiemy, że dziewiątka na plecach to duży ciężar do uniesienia.
Dość często w angielskich mediach pojawiają się doniesienia, jakoby Joelinton nie radził sobie z presją, jaką na niego nałożono. Wiadomo, jak to jest. Stali bywalcy trybun na St James’ Park pamiętają jeszcze zapewne popisy strzeleckie Alana Shearera, więc oczekują wiele, tymczasem teraz w koszulce ich klubu biega chłopak, który po prostu nie trafia do siatki. – W Premier League wszyscy obrońcy są wielcy i silni, tak samo jak Jo. W Bundeslidze jego przewaga fizyczna nad rywalami robiła większe wrażenie – spostrzegł Bruce.
Cóż, może coś w tym jest. Tak czy owak – Joelinton ostatniego i jedynego gola w ligowych rozgrywkach zdobył w sierpniu, gdy udało mu się pokonać bramkarza Tottenhamu.
Od tego czasu – kompletna posucha. A przecież Bruce wystawia Brazylijczyka właściwie w każdym meczu ligowym. Za każdym razem na szpicy, często dając mu pełne dziewięćdziesiąt minut zaufania. Ale Joelinton nie potrafi się przełamać. Według współczynnika spodziewanych bramek, powinien mieć już w tym sezonie na koncie cztery trafienia. Oczywiście to tylko pewna ciekawostka statystyczna, do której nie ma co przywiązywać wielkiej wagi, ale też o czymś świadczy. Zawodnik Newcastle nie tylko rzadko trafia do siatki, on też rzadko dochodzi do naprawdę dogodnych sytuacji bramkowych.
Wymowny był mecz z Wolverhampton, zremisowany przez „Sroki” 1:1. Joelinton nie oddał w tym spotkaniu ani jednego strzału, choć spędził na boisku przeszło osiemdziesiąt minut. Wyjątkową wściekłość wśród kibiców wywołał natomiast kosztowny snajper podczas starcia z Leicester City, gdy w wyjątkowo widowiskowy sposób spartaczył stuprocentową sytuację.
Ostatecznie „Sroki” przerżnęły to spotkanie aż 0:3.
– Mam nadzieję, że nie zrozumiał tych przyśpiewek, że nie zasługuje na noszenie dziewiątki w Newcastle – wyznał zafrasowany Bruce. – Nie powinien się teraz nad sobą użalać. Jedyna droga dla niego to zwiesić głowę i jeszcze mocniej pracować na treningach.
Inna sprawa, że trudno właściwie odgadnąć, czego w Newcastle się spodziewano po Brazylijczyku. On już w Hoffenheim nie miał przecież wizerunku napastnika, który z chirurgiczną precyzją potrafi wykorzystać każdą nadarzającą się okazję bramkową. Jeszcze wcześniej Joelinton występował na austriackich boiskach, gdzie w ogóle nie pełnił roli wysuniętego napastnika, operował raczej za plecami wyżej ustawionego kolegi z ataku, czasami nawet pojawiał się na skrzydle. – Czy on naprawdę jest dziewiątką? – zastanawiał się Mick Quinn na łamach The Newcastle Chronicle. – Zawsze sądziłem, że napastnik musi mieć w sobie pewną formę zaczepności. Głód i pragnienie, żeby zrobić na boisku wszystko, by dostać piłkę i wsadzić ją do siatki. Joelinton nie ma tej mentalności. Wygląda na człowieka załamanego krytyką, chyba się poddał.
To jednak nie koniec problemów Newcastle, jeżeli chodzi o bramkostrzelność. Ostatecznie nie tylko Joelinton miał tam odpowiadać za zdobywanie goli, choć rzecz jasna większość uwagi skupia się właśnie na nim z uwagi na kwotę transferu. Ale rozczarowują też inni.
Yoshinori Muto – siedem występów w Premier League, zero goli. Na dodatek kłopoty z kontuzjami.
Dwight Gale – dziewięć występów w Premier League, zero goli. Też nękany urazami.
Andy Carroll – trzynaście występów w Premier League, zero goli. Również (!) ostatnio kontuzjowany. Choć angielski dryblas ma chociaż na koncie cztery asysty, lepszy rydz niż nic.
Generalnie – katastrofa. A na tym wciąż nie koniec. Drugim wielkim transferem gotówkowym podczas letniego okienka transferowego było ściągnięcie do Newcastle z ligi francuskiej błyskotliwego Allana Saint-Maximina. 22-letni skrzydłowy też zawodzi i też zmaga się z kontuzjami. Jak dotąd w Premier League drogę do siatki znalazł raz. Jeżeli chodzi o ofensywnych zawodników, poziom elementarnej przyzwoitości trzyma jedynie
Najskuteczniejszym zawodnikiem „Srok” w lidze jest natomiast 27-letni Jonjo Shelvey. Defensywny pomocnik w piętnastu występach ligowych zdobył pięć goli. Poza wymienionymi, do siatki w Premie League trafiali dla Newcastle:
(obrońca, dwa gole), Jetro Willems (obrońca, dwa gole), (obrońca, dwa gole), (obrońca, dwa gole), (pomocnik, dwa gole), (obrońca, dwa gole), (pomocnik, jeden gol), (obrońca, jeden gol), (obrońca, jeden gol).Bez bramki na koncie pozostaje między innymi Christian Atsu – skrzydłowy, zwykle traktowany przez Bruce’a jako joker.
Wygląda to wręcz kuriozalnie. Praktycznie wszyscy obrońcy zdążyli już ustrzelić w tym sezonie ligowym dla Newcastle jakąś brameczkę, tymczasem napastnicy i skrzydłowy cierpią. Kiedy przed trzema dniami „Sroki” w doliczonym czasie gry odrobiły dwubramkową stratę do Evertonu i wyrwały przeciwnikom remis z gardła, sprawy w swoje ręce wziął wspomniany Florian Lejeune – stoper wypuszczony desperacko do boju na końcówkę spotkania. Joelinton zjechał do bazy na kwadrans przed końcem spotkania. Bruce nawet się nie łudził, że z Brazylijczykiem na murawie uda się coś ukłuć.
Pytanie – czy bez skutecznej dziewiątki uda się ekipie Bruce’a utrzymać na powierzchni? W końcowej fazie sezonu każda spartaczona sytuacja stuprocentowa może się okazać niezwykle kosztowa, tymczasem Joelinton nie wygląda na gościa, który ma się wkrótce rozkręcić. Choć dziesięć dni temu, w rewanżowej konfrontacji z Rochdale udało mu się w końcu trafić do siatki. Ale – po pierwsze – był to gol na 4:0, spotkanie od dawna rozstrzygnięte. Po drugie – trudno wyciągać daleko idące wnioski na podstawie konfrontacji z trzecioligowcem.
– Ten gol go zmienił – zapewnia jednak Bruce. – Widzę różnicę w jego podejściu. Stał się bardziej śmiały.
Zobaczymy zatem, czy śmiałość przełoży się na skuteczność.
fot. NewsPix.pl