Reklama

Do Serie A mogę trafić później. MLS to dziś najlepsza opcja

redakcja

Autor:redakcja

10 stycznia 2020, 11:59 • 22 min czytania 0 komentarzy

To do Adama Buksy należy póki co tytuł bohatera najgłośniejszego zimowego transferu. A skoro tak, postanowiliśmy poznać szerzej tło przenosin do New England Revolution. Czy zgodnie z panującym stereotypem Buksa czuje się 24-letnim emerytem? Dlaczego wybrał MLS mimo zainteresowania włoskich klubów? Jak zbudował go Kosta Runjaić? Dlaczego atutem Bostonu jest sto uniwersytetów i czy przebije popularnością innego Polaka z tego miasta, Mariusza Maksa Kolonko?

Do Serie A mogę trafić później. MLS to dziś najlepsza opcja

Mogłem iść do Serie A, bo miałem zapytania i oferty. Jeszcze w początkowej fazie, natomiast myślę, że gdybym poczekał i nic niespodziewanego by się nie wydarzyło, mógłbym tam trafić już w tym okienku. Nie uważam, by była to lepsza opcja. Mogę to zrobić inaczej. Strzelać gole, asystować i rozwijać się grając w MLS a ewentualne drzwi do Europy otworzą się jeszcze szerzej – opowiada o swoim planie na karierę były piłkarz Pogoni Szczecin. Zapraszamy.

***

Mam wrażenie, że trafiłeś najlepiej jak się da – pod kątem sportowym, życiowym i finansowym.

W zasadzie wszystko ująłeś w jednym zdaniu.

Reklama

Życie pokaże, co zastanę na miejscu i jak będzie przebiegał sezon, ale na ten moment uważam, że lepiej nie mogłem wybrać. Udaję się do Stanów pełen optymizmu. Zainteresowanie New England Revolution pojawiło się jakieś dwa miesiące temu, ale do samego zainteresowania z zasady wielkiej wagi nie przywiązuję, bo takich sygnałów miałem już wiele, chociażby w lecie, gdy było sporo pogłosek. Nauczyłem się już z tym żyć i nie zaprzątałem sobie tym głowy, szczególnie w trakcie sezonu. 

Tym razem jednak szybko pojawiły się konkrety.

New England Revolution było bardzo zdeterminowane. Kontaktowali się ze mną trenerzy i szef skautów. Byłem jednak w trakcie sezonu, więc całą sprawę pilotował mój agent Przemek Pańtak z FMG Management. Ja, będąc już w Stanach, dostałem informację od sztabu szkoleniowego, że obserwowali mnie od dłuższego czasu, przylatywali na mecze, oglądali. Z czasem to zainteresowanie było na tyle duże, że zacząłem dokładniej sprawdzać klub, jego historię, a także całą ligę. Uznałem, że to może być naprawdę fajne miejsce do rozwoju, bo nie uważam, że każde miejsce w Stanach jest dobre.

Mówisz o klubach czy o życiu?

O klubach i życiu. Stany są ogromnym państwem, bardzo oddalonym od Polski, ale Boston jest akurat wysunięty na wschód, podróż nie jest aż tak długa. Zajmuje około dziewięć-dziesięć godzin, czyli tyle, ile jechałem ze Szczecina do Krakowa pociągiem. Revolution? Mają świetnego trenera, Bruce’a Arenę i kapitalną bazę treningową. Stadion co prawda jest zbudowany z myślą o NFL, ale robi wrażenie. Każdy klub w MLS ma swoją specyfikę i uważam, że nie każdy byłby dobrym miejscem do rozwoju, natomiast potencjał, ambicje i możliwości New England są bardzo duże. Liga, jak wielokrotnie opisywaliście, bardzo szybko się rozwija i będzie z roku na rok rosła.

A mimo to funkcjonuje wokół niej wiele stereotypów i chciałbym je z tobą skonfrontować. Pierwszy, najpopularniejszy – MLS to liga dla emerytów. Czujesz się 24-letnim emerytem?

Reklama

Trzeba spojrzeć na fakty – w ostatnim sezonie średnia wieku poszczególnych zespołów wahała się pomiędzy 24 a 27. Nie widziałem, by zawodnicy w wieku 24 lat kończyli kariery. MLS ruszyła w 1996 roku i potrzebowała promocji. Umówmy się – żaden młody zawodnik chcący się rozwijać i grać w Europie, nie pójdzie do świeżo utworzonej ligi. Duże ryzyko, po co miałby to robić? Potrzebowali więc topowych nazwisk, które wypromują ligę i mieli na nie środki. Dziś filozofia sprowadzania zawodników się zmienia, liga zaczyna mieć swoją uznaną markę. 

Obecnie nie ma w MLS w zasadzie żadnej naprawdę wielkiej gwiazdy.

Jest Carlos Vela, Nani w Orlando.

To wciąż nie jest top topów.

Thierry Henry jest trenerem Montrealu, naszego pierwszego rywala. Ja bym się nie obraził, gdyby takie gwiazdy były w lidze. Uczyć się od nich to wielka sprawa. Ibrahimović pojechał do MLS i teraz podpisał kontrakt w Milanie. W Los Angeles strzelił ponad 30 goli, był niekwestionowaną gwiazdą, a mimo to i tak nie został królem strzelców. Poziom jest bardzo wysoki i będzie coraz wyższy. Powstają stadiony typowo piłkarskie. Tylko sześć drużyn w całej stawce dzieli stadiony z bejsbolem albo NFL. Baza kibiców, stadiony – to dziś już klasa światowa. Emeryci? Spójrzmy na fakty i zadajmy kłam temu stereotypowi. Nie ma z czym dyskutować, tylko pokazać tabelki i dyskusji nie ma. Uważam, że to bardzo fajny kierunek na ten moment i absolutnie nie zamyka mi drogi do Europy.

No właśnie, drugi stereotyp – jak już pojedziesz do MLS, to zamkniesz sobie drogę do Europy, bo poważne ligi nie cenią MLS.

To dość absurdalna teoria, bo tutaj ponownie możemy spojrzeć na listę transferów z MLS do Europy w ostatnich paru latach. Zawodnicy trafiali za grube miliony dolarów do m.in. Newcastle, Bayernu Monachium, Manchesteru City czy Villareal.  Na mecze przychodzi dużo więcej ludzi, jest wielu skautów, medialnie liga jest bardzo rozwinięta. To nie jest zaścianek, to nie Syberia czy chińska prowincja. Wtedy można powiedzieć, że jest ryzyko.

SZCZECIN 23.11.2019 MECZ 16. KOLEJKA PKO EKSTRAKLASA SEZON 2019/20: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSAW ADAM BUKSA PILKARZE POGONI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Do Europy zawsze można wrócić, jeśli gwarantujesz poziom i robisz postęp. Stać mnie na to, żeby grać w topowych ligach europejskich. Można się zastanowić, czy pójście np. do Włoch zimą byłoby na pewno lepsze niż pójście do MLS. Docelowo liga włoska jest lepsza, to oczywiste. Ale czy w tym momencie byłaby dla mnie lepsza? Można się sprzeczać. Jedni będą mieli swoją rację, inni swoją. Natomiast ja uważam, że oferta z Revolution w porównaniu z innymi zapytaniami była jedynym racjonalnym wyborem.

Załóżmy, że idziesz do Włoch. Nie wiem, czy byłbyś gotowy na to, by wejść w nią z marszu. Mogłoby się okazać, że sobie nie radzisz, a potem odbudowa, wizja powrotu do kraju, szukanie wypożyczeń. W MLS masz większą szansę, że ciągle będziesz się rozwijał i wciąż podnosił swoją wartość.

Trzeba pamiętać, że polska liga jest w czwartej dziesiątce lig w Europie. Takie są fakty, a lubię rozmawiać o faktach. Przejście z Ekstraklasy do ligi top5 jest bardzo ryzykowne. Oczywiście, pochwalam takie ruchy, bo kariera zawodnika jest krótka i każdy chce osiągnąć jak najwięcej. Ale czy kariera danego zawodnika rozwinie się najlepiej, kiedy pójdzie od razu do ligi z top5? Nie zawsze. Widać po przykładach chłopaków, którzy byli na Euro U-21 i poszli do Włoch. W większości nie grają regularnie, pojawiają się tematy wypożyczeń. Ktoś mi może wmawiać, że potrzebny jest rok na aklimatyzację i tak dalej. Tylko dlaczego ja mam tracić rok na aklimatyzację mając za chwilę 24 lata? Idę do Stanów jako designated player, dostaję numer 9, mam być podstawowym napastnikiem, od którego się wymaga goli. Oczekiwania wobec mnie są duże i mi się to podoba. To presja, na którą pracowałem i którą zawsze chciałem mieć.

Idąc do Włoch, do średniaka Serie A, gdzie poziom jest bardzo wysoki, nikt mi gry nie zagwarantuje. Oczywiście nie zagwarantuje mi jej też nikt w Stanach, ale łatwo sprawdzić, że szanse na nią mam dużo większe. A do Serie A mogę trafić później i to za lepsze pieniądze, bo MLS stoi dużo wyżej niż Ekstraklasa. Liga włoska jest specyficzna, jest po paru zawodników na każdą pozycję, potrzeba czasu na przyswojenie całej strategii, naukę taktyki. Uważam, że nie jest to dla mnie teraz optymalna opcja. Mogę zrobić to inaczej. Strzelać gole, asystować i rozwijać się grając w MLS a ewentualne drzwi do Europy otworzą się jeszcze szerzej.

Czujesz, że jeszcze nie jesteś do końca gotowy na top5 i potrzebujesz pomostu?

Pytanie co znaczy być gotowym, bo na to składa się wiele czynników. Uważam, że mam potencjał na to, by regularnie w takich ligach grać. W przypadku transferu do New England Revolution najważniejszym czynnikiem był klub,  liga na drugim miejscu. Mogłem iść również do wspomnianej Serie A, bo miałem zapytania i oferty. Jeszcze w początkowej fazie, natomiast myślę, że gdybym poczekał i nic niespodziewanego by się nie wydarzyło, mógłbym tam trafić już w tym okienku. Nie uważam, by była to lepsza opcja. Wiązałoby się to z dużo większym ryzykiem niż to, co zrobiłem teraz. Docelowo oczywiście chciałbym grać w ligach top5, to moje marzenie i uważam, że jestem w stanie je spełnić. Mam na to jeszcze czas. Dziś jestem w bardzo dobrym wieku i miejscu do rozwoju. W mojej opinii mam dużo większe szanse na zaistnienie w top5 idąc jako skuteczny napastnik z MLS niż z Ekstraklasy.

Masz wrażenie, że wielu twoich kolegów po fachu wpada w pułapkę pierwszej oferty z dobrego zespołu? Działają na zasadzie: “skoro jest propozycja, to idę, bo nie wiem czy kiedyś będzie następna”. Ty bardzo świadomie podchodzisz do planowania swojej kariery.

Rozumiem takie podejście, ja również teraz przechodzę transfer i to dla mnie też wielkie wydarzenie. Jestem jednak przeciwnikiem generalizowania w kwestii transferów. Każdy przypadek jest inny. Na koniec każda zmiana miejsca niesie ze sobą ryzyko, ale kariera jest krótka, więc to naturalne, że młody chłopak chce się piąć coraz wyżej.

Dochodzi do tego inny aspekt – rozwój na konkretnej pozycji. Byłem we Włoszech przez rok i miałem okazję obserwować, jak pracuje się tam z zawodnikami. Pracują bardzo dobrze z obrońcami, defensywnymi pomocnikami, nawet ze skrzydłowymi. Napastnicy? Inna sprawa, dużo zależy od trenera, natomiast nie zawsze napastnik jest centralną postacią zespołu. Często jest jednym z pionków w całym układzie taktycznym, pełni często rolę pierwszego obrońcy.

Skonfrontujmy jeszcze jeden stereotyp – z MLS dalej do reprezentacji.

Mógłbym na ten temat się wypowiedzieć, gdybym miał dwadzieścia meczów w reprezentacji i odgrywał w niej ważną rolę. A wiadomo, że nie zagrałem żadnego meczu, byłem na jednym zgrupowaniu. Potencjalnie trafiam do lepszej ligi, więc jeśli będę strzelał więcej goli niż w Ekstraklasie albo nawet tyle samo, choć cele mam dużo wyższe, to dlaczego miałbym być dalej od reprezentacji? To lepsza liga, więc o bramki wcale łatwiej nie będzie. Ale wiadomo jaka jest konkurencja w linii ataku naszej kadry. Na ten moment reprezentacja to odległe marzenie. Z drugiej strony piłka ma to do siebie, że nieraz kilka meczów może całkowicie wszystko zmienić. Jeśli chodzi o MLS, to może być dalej do kadry ale jedynie o te parę godzin lotu samolotem.

Jaki był twój najdłuższy wyjazd w Szczecinie?

Kraków albo Kielce. Dziewięć godzin, z korkami dziesięć.

Można odpowiedzieć sobie na pytanie, czy poniedziałkowy lot samolotem na piątkowy mecz zaszkodzi formie bardziej niż tak samo długa jazda autokarem dzień przed meczem.

Wsiadając w biznes klasę w samolocie transatlantyckim można się przespać i nie czuć zmęczenia. Nie widzę żadnego problemu.

PLOCK 15.03.2019 MECZ 26. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - POGON SZCZECIN SEBASTIAN KOWALCZYK ADAM BUKSA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak przyjąłeś to, że nie udało ci się odejść latem? Pogoń była w zasadzie pogodzona z twoim odejściem.

Na spokojnie, bo Pogoń to bardzo dobre miejsce. Natomiast  pogłoski transferowe były irytujące, nie wpływały dobrze i na mnie, i na drużynę. Nie ukrywam – liczyłem na to, że uda się dopiąć transfer w lecie. Przez trzy miesiące pojawiało się sporo tematów, ale nic konkretnego nie wpłynęło. Tak w piłce bywa i nie ma co się na to obrażać. Po zakończonym okienku odciąłem to, co było i starałem się dać jeszcze więcej argumentów na boisku. Wiedziałem, że jeśli ktoś był już zainteresowany, to po moich dobrych występach pojawi się jeszcze większe zainteresowanie i do transferu w końcu dojdzie. Myślenie o transferze nie doprowadzi do transferu. Nie lubiłem nawet rozmawiać o tym temacie.

Któryś z letnich tematów był blisko realizacji?

Wiedziałem o zainteresowaniu Bragi, były tematy włoskie, przewijało się Championship. Akurat w przypadku tej ligi moje zdanie było decydujące i uważam, że to nie był dla mnie dobry kierunek, więc odmówiłem.

Pogoń to obecnie najbardziej uzależniona od jednego zawodnika drużyna w lidze. Brałeś udział przy połowie bramek. Gra się nie posypie?

Na pewno nie. Nie ma zawodnika nie do zastąpienia, chyba że jesteś Messim czy Ronaldo. Pogoń ma mocny i wyrównany skład. Nie wiem czy dołączy do Pogoni nowy napastnik, bo to decyzje sztabu szkoleniowego i włodarzy klubu, natomiast Pogoń była przygotowana na moje odejście już latem. Przyszedł Michalis Manias i jeżeli dostanie więcej minut i nabierze więcej pewności siebie – będzie strzelał bramki. Wiem to po sobie – w Zagłębiu czy Lechii ciężko było mi wejść na wyższy poziom grając tylko epizody. Szczególnie, że napastnikowi potrzebne są centymetry, ułamki sekund, rzadko ma piłkę przy nodze, a jak już ją dostaje – zazwyczaj musi zamienić akcje na gola. Trzeba mieć dużo pewności, luzu i rytmu meczowego. Jeśli to dostanie – będzie strzelał.

Został już okrzyknięty niewypałem, ale trzeba spojrzeć na perspektywę samego zawodnika – przychodzisz jako pierwszy napastnik, twój konkurent niespodziewanie zostaje, nagle nie dostajesz szans, ciężko ci o każdą minutę…

Nie można określić go niewypałem, skoro nikt mu jeszcze nie podpalił lontu. Zdrowo ze sobą rywalizowaliśmy. Broniłem się liczbami, więc nie było potrzeby zmieniać napastnika. Trzeba dać mu pięć-sześć meczów i wtedy oceniać. Ocena na podstawie 200 minut jest zbyt powierzchowna.

Dziś rozmawiamy po grubym transferze, ale do Pogoni, która była wówczas ostatnią drużyną w tabeli, przyszedłeś z trybun w Zagłębiu. Brzmi jak ostatnia deska ratunku, by jeszcze coś w Ekstraklasie znaczyć.

Dokładnie tak. Zdawałem sobie sprawę, że mogę mieć problem ze znalezieniem klubu w Ekstraklasie, skoro ostatnie mecze spędziłem na trybunach. Najgorsza z możliwych sytuacji. A wiedziałem, że w Lubinie się już na pewno nie rozwinę i nic dobrego dla mnie się tam nie wydarzy. Chciałem odejść. Zgłosiła się Pogoń, która była w trudnej sytuacji, ale miała nowego trenera, który zrobił bardzo dobre pierwsze wrażenie na zawodnikach. Wiedziałem, że jest tam gość, który zna się na rzeczy i może mi dać nowe piłkarskie życie. Zdawałem sobie też sprawę, że wśród sympatyków Pogoni nie będzie to dobrze przyjęty transfer. Oczekiwali doświadczonego napastnika, który będzie  gwarantem goli. Byłem przekonany, że jeśli dostanę zaufanie trenera i prawdziwą szansę, której nie dostałem przez 3,5 roku w Lechii i Zagłębiu, będę strzelał.

Pół roku było na tyle przekonujące, że Pogoń mnie wykupiła i z miesiąca na miesiąc szedłem w górę. Niewątpliwa jest w tym wszystkim zasługa trenera Runjaicia, który postawił na mnie – według niektórych – wbrew logice. Za to jestem mu bardzo wdzięczny. Przed przyjściem do Szczecina miałem ośmiu trenerów w trzy lata i szansę otrzymałem tylko od trenera Brzęczka. Zahamowała mnie wtedy kontuzja stawu skokowego.

Runjaić ma bardzo dobrą opinię wśród zawodników. Za jaką cechę ty go najbardziej szanujesz?

Co mi się w nim najbardziej podoba – potrafi ocenić potencjał zawodnika i wydobyć z niego maksimum. Jest przy tym szczery. Jeśli uznawał, że dany zawodnik nie jest w stanie przejść pewnego poziomu, po prostu mu dziękował. Trzeba było dać kopniaka – dawał kopniaka. Trzeba było pochwalić – chwalił. Otwarcie mówił przy wszystkich: – Ty masz potencjał na to i na to, liczę, że go wydobędziesz.

Przykłady można wymieniać – Lasza Dwali, Kuba Piotrowski, Sebastian Walukiewicz, ja. W głównej mierze to jego zasługa, że potrafił nas rozwinąć.

I co usłyszałeś? Na co masz potencjał?

Na top5 lig w Europie.

Już podczas pierwszego wypożyczenia?

Tak. Trener mówił, że potrzebuję regularnej gry i pracy indywidualnej.

Zgodzisz się, że potrafisz zrobić z niczego, ale z drugiej strony tracisz na tym, że czasami szukasz strzału na siłę, zamiast zagrać piłkę z kolegami?

To prawda. Często jak nie mam piłki, bo gra toczy się pod naszą bramką albo jestem odcięty od podań, to jak już ją dostaję, pierwszą myślą jest strzał. Dla nabrania pewności siebie. Nie zawsze to jest dobre i nie ukrywam, że czasami mogłem podejmować lepsze decyzje. Ale to też element rozwoju.

Z drugiej strony – gdyby nie takie podejście, gola ze Śląskiem byś pewnie nie strzelił.

Dokładnie. To była bardzo spontaniczna decyzja. Dwie minuty wcześniej zdobyłem nieuznaną bramkę też z prawej nogi i czułem się mocny. No i wyszło. Bywały mecze, chociażby z Arką Gdynia, gdy strzeliłem dwie nieoczywiste bramki z dystansu. Bardzo spontaniczne decyzje, bez zbędnego planowania. Czasami też były momenty, gdy uderzałem z dystansu mając wolnego partnera do zagrania. To były moje błędy i to element, który na pewno muszę poprawić – wizja gry, wyczucie.

Zawsze miałeś tak dobrą słabszą nogę?

Od najmłodszych lat trenowałem z tatą prawą nogę. Zawodnicy z topu grają obiema nogami, z jedną jesteś ograniczony. Strzał ze Śląskiem to oczywiście coś ekstra, ale wciąż są rezerwy.

BOLONIA 22.06.2019 MECZ GRUPA A MISTRZOSTWA EUROPY U-21 W PILCE NOZNEJ 2019: HISZPANIA - POLSKA --- 2019 UEFA EUROPEAN UNDER-21 CHAMPIONSHIP MATCH IN BOLOGNA: SPAIN - POLAND ADAM BUKSA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Rozmawiamy o wyjeździe do nieoczywistej ligi, a słyszałem, że jesteś z niezwykle wąskiego grona piłkarzy, których partnerka ucieszyłaby się słysząc, że musi przeprowadzić się za drugą połową do Chin.

Niezupełnie – Ola mieszkała w Chinach, ale specjalnie jej do gustu nie przypadły. Ma licencjat ze studiów wschodnich o rozszerzonym rosyjskim i chińskim. Dalej już nie poszła w tym kierunku, studiuje e-biznes na SGH w Warszawie. W zasadzie studiowała, bo wyjazd do Stanów dość mocno pokrzyżował jej plany. Będzie musiała się rozstać z SGH i kontynuować naukę na miejscu, wszystko sobie poukładać. Ale to inteligentna dziewczyna, więc da sobie radę, a ja jej ze wszystkim pomogę, jak ona mi w piłce.

Jak to się stało, że wylądowała w biurze prasowym Pogoni na praktykach?

Jej koleżanki odbywały praktyki w kawiarniach, bankach, różnych instytucjach. Akurat były wakacje i przyjechała do mnie, a Pogoń poszukiwała kogoś takiego jak ona. Krzysiek Ufland, nasz rzecznik prasowy, wyszedł z inicjatywą. Ola pozytywnie do tego podeszła. Tym bardziej, że jechałem na okres przygotowawczy, więc dzięki temu miała co robić. Miesiąc w Pogoni, fajne doświadczenie.

Generalnie panuje o was bardzo dobra opinia – ciekawi świata, o szerokich horyzontach.

Podróżować na pewno lubimy, często wybieraliśmy nieoczywiste kierunki. Byłem u Oli w Chinach, latem byliśmy na Wyspach Zielonego Przylądka, ostatnio w Gambii. Szerokie horyzonty? Cóż, to bardzo ogólne stwierdzenie. Ola zajmuje się studiami, aktualnie robi kursy na instruktora narciarskiego, interesuje się modą i wieloma innymi rzeczami. Ja? Ukończyłem dobrą szkołę średnią w Krakowie, więc jak między rundami widzimy się na spotkaniach klasowych, to o piłce rozmawiamy bardzo mało. Kończyłem klasę ekonomiczno-biznesową w “Nowodworku” (jedno z najbardziej prestiżowych liceów w Krakowie – red.), w tym kierunku też planuję się dokształcać i zrobić studia. Konkretnie jeszcze o tym nie myślałem, bo ostatnio było intensywnie i miałem na głowie inne rzeczy. Mam schowane w szafie papiery i użyję ich, jak będzie taka okazja.

Czym zajmują się twoi koledzy?

Rozjechali się po całej Europie. Parę osób kończy studia w Londynie, Manchesterze, studiują w Holandii, są na erasmusach. Mam paru znajomych, którzy robią fajne rzeczy na płaszczyznach, o których na co dzień nie jest tak głośno jak o sporcie. Ale to jest fajne, bo kariera piłkarza trwa krótko. Drugie tyle życia, jak się uda to więcej, niekoniecznie musi być związane z piłką. Cieszę się, że mam możliwości i znajomości, by funkcjonować w tym środowisku po karierze.

Dobrze się obudować takimi ludźmi, zwłaszcza pod kątem przyszłych inwestycji.

Dokładnie tak, ale przede wszystkim ja do tego potrzebuję większej wiedzy, bo największe zaufanie zawsze będę miał do siebie. Znajomi będący bardzo inteligentnymi ludźmi, potrafiącymi poruszać się w świecie biznesu, to na pewno wartość dodana i niespotykana. Jeśli prześledzisz historię piłkarzy, kończą głównie szkoły sportowe, bo to coś, co teoretycznie nie blokuje rozwoju młodego zawodnika. Mówię “teoretycznie”, bo wiem, że jest taki stereotyp, że szkoła przeszkadza w piłce.

A przeszkadza?

Nie, absolutnie. To wszystko da się pogodzić – kwestia chęci i rozplanowania. Fajnie spojrzeć na to też od drugiej strony, że nie samą piłką człowiek żyje. Natomiast ja jestem w takim momencie, gdy piłka jest dla mnie zdecydowanie numerem jeden, bo wchodzę właśnie w decydującą fazę swojej kariery.

Jesteś najlepszym dowodem na to, że nauka jednak się przydaje. Wielu piłkarzy nie wykorzystuje swojego potencjału między innymi przez to, że niekoniecznie potrafią się odnaleźć w innej lidze życiowo. Patrząc na twój pierwszy wywiad w Stanach Zjednoczonych, są powody by twierdzić, że sobie tam poradzisz.

Boston jest świetnym miejscem do tego, by rozwijać się również poza boiskiem. Będę mieszkał w mieście historycznym, klimat w nim jest podobny do polskiego, język znam, ludzie są bardzo pomocni. Miasto uniwersyteckie, jest ich ponad sto, więc równie dobrze mogę się rozwijać na paru innych płaszczyznach.

Planujesz?

Na studia dzienne będzie ciężko się zdecydować –  czas mi to uniemożliwia. Ale zaoczne? Kto wie. Mam mocne papiery, więc póki człowiek jest młody, chciałbym to wykorzystać. Opcji jest tak dużo, że może się uda.

Słyszałem, że nie do końca lubiłeś uczyć się języków.

Jak byłem młodym chłopcem, a naukę angielskiego zacząłem w wieku sześciu lat, z wielką niechęcią przystępowałem do nauki. Dla mnie to było cholernie nudne. Najchętniej siedziałbym na podwórku i kopał piłkę. Troszkę byłem przymuszany przez rodziców. Był to w pewnym sensie warunek – najpierw lekcje, potem zabawa z piłką.

Nie ma to jak odpowiedni bat.

Nie miałem wyjścia! Z czasem zauważałem, jak bardzo potrzebna jest nauka i ile daje. Już sam chodziłem na lekcje i samemu się dużo uczyłem. Do angielskiego doszedł niemiecki, a potem wyjazd do Włoch, a więc i włoski.

Nie miałeś poczucia, że tracisz trochę młodości?

Nie ma co przesadzać, to tylko trzy czy cztery godziny w tygodniu korepetycji.

Ale generalnie byłeś z tych dzieciaków, które są zdyscyplinowane przez rodziców.

Szkoły odpuszczać nie mogłem, ale od gimnazjum już sam nie chciałem. Nikt mnie nie musiał pilnować. Od gimnazjum moi rodzice nie chodzili już nawet na zebrania.

W ogóle?

Mama była może raz. Nie było potrzeby. Nie sprawiałem problemów poza sporadycznymi występkami, ale to nic szczególnego. Dyscyplina była kwestią podstawówki, żeby zaszczepić pracę w codzienne życie.

Dyscyplina zaprowadziła cię do prestiżowego liceum numer I w Krakowie. Pierwszą klasę zacząłeś jako piłkarz Wisły, drugą jako zawodnik Novary Calcio, trzecią… jako gracz Lechii Gdańsk. Trochę szalony tryb.

Gdy sobie o tym myślę z perspektywy czasu, to mam duży szacunek do siebie, że się wszystko udało pogodzić. Było to bardzo trudne. Z kolei matura jest wszędzie taka sama – to sztuka, żeby nie zdać jej na 30%.

Ale ty akurat zdałeś ją bardzo dobrze.

Dopiero pod koniec pierwszej klasy liceum zacząłem grać w Młodej Ekstraklasie w Wiśle, wcześniej moja przygoda była mocno amatorska. W zasadzie nie liczyłem, że będę grał kiedykolwiek w piłkę. Taka też była opinia lekarza. Usłyszałem, że moje kolana nie dadzą rady i powinienem skupić się raczej na czymś innym. No więc się skupiłem, stąd szkoła niesportowa. Przez dwa lata nie grałem w piłkę.

Z perspektywy czasu cieszę się, że los mnie tak potraktował, bo da mi to inne możliwości. Po wyjeździe do Włoch nie chciałem rezygnować ze szkoły, bo dostać się do niej jest bardzo ciężko. Dogadałem się z dyrektorem po wszelkich pozwoleniach od kuratorium, że mogę mieć indywidualny tok nauczania przez Skype. Nauczyciele ze szkoły nie mieli na to czasu, więc rodzice prywatnie musieli opłacać mi lekcje z matematyki, polskiego i geografii. Angielski znałem na tyle dobrze, że sobie z nim poradziłem bez korepetycji. Na koniec roku szkolnego przyjeżdżałem do szkoły na tydzień, by zdać codziennie po dwa-trzy przedmioty.

I właśnie to było najtrudniejsze, a nie matura. Takich przedmiotów jak historia, chemia czy fizyka nie miałem na co dzień, uczyłem się sam z książek przed egzaminami. Duże wyzwanie. Zwłaszcza, że zdawałem je ustnie i pisemnie przed komisją złożoną z dyrektora szkoły, pani z kuratorium i pani prowadzącej dany przedmiot. Zdałem wszystko. W kuratorium mówili, że drugiego takiego przypadku nie było. Szaleństwo, ale się udało.

SZCZECIN 20.09.2019 EKSTRA TALENT POGON SZCZECIN --- POGON SZCZECIN EXTRA TALENT DZIECI ADAM BUKSA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

W piłce byłeś trochę ambicją swoich rodziców czy sam się garnąłeś?

Przyszło naturalnie. Mama wypisała mnie z przedszkola, bo nie mogłem tam kopać piłki i wiecznie stwarzałem problemy. Kazali mi śpiewać w chórze, co było dla mnie największym cierpieniem. Z sąsiadem graliśmy od rana do wieczora. Jak rodzice zobaczyli, że chyba mam jakiś talent, zaczęli mi pomagać i wspierać. Sam nalegałem. Piłka mnie bawiła, a wsparcie od rodziców było wręcz kluczowe w tak krytycznych sytuacjach jak kontuzje. Nikt mi przecież nie finansował leczenia, nogi same się też nie wyleczyły. Bez tego bym dziś nie grał.

Jako 11-latek przeprowadziłeś się wraz z mamą i bratem do Klagenfurtu, by tam rozwijać się w austriackiej w akademii. Fakt, że rodzina była gotowa na takie poświęcenie, ma swoją wymowę.

Austria słynie z bardzo dobrego szkolenia. Roczniki od U-15 do U-19 są piekielnie mocne. Wpadłem w oko na turnieju Future Cup rozgrywanym przed Euro 2008. Zaproponowali, że mógłbym wprowadzić się do rodziny zastępczej albo internatu. Miałem jedenaście lat – nie byłoby to zbyt mądre, gdybym w tak młodym wieku żył na własną rękę. Uznaliśmy, że to na tyle dobry krok dla rozwoju, że mama z Olkiem pojadą ze mną, a tata i siostry zostaną na miejscu. Zwłaszcza, że w Krakowie nie było zbyt dobrych warunków do rozwoju.

W Krakowie?

Teraz szkółki są na dużo wyższym poziomie. Brat rozwijał się w Wiśle Kraków – niby różnica tylko siedmiu lat, a jest przepaść. Wtedy Wisła nie miała żadnej bazy szkoleniowej, było jedno boisko w opłakanym stanie. Nie było to na pewno dobre miejsce do rozwoju. Cracovia? Zawsze byłem związany z Wisłą. Inne kluby jak Garbarnia nie były profesjonalnie zorganizowane. Rodził się problem: co zrobić? Wynajęliśmy więc mieszkanie w Klagenfurcie, mama się nami opiekowała, nauczyłem się niemieckiego w szkole, Olek chodził do przedszkola i robił furorę w szkółce. Po roku chcieli mnie wziąć do akademii pod pierwszy zespół, ale klub nie miał już dobrej kondycji finansowej, pojawiały się problemy i uznaliśmy, że wrócimy do Polski, gdzie zacznę gimnazjum. Zbiegło się to z moją kontuzją, przez którą byłem wykluczony na dwa lata.

Jakich twoich błędów nie popełni Olek?

Czerpie ode mnie w kwestii przygotowania do wysiłku na poziomie seniorskim. Prewencja przedtreningowa, wzmacnianie się – to nie była powszechna wiedza. Robiliśmy tylko podstawowe ćwiczenia rozciągające. Rollery? W ogóle nie były popularne. Olek robi treningi, które nie są związane z piłką, ale pomagają w tym, by nie mieć kontuzji i by nie potrzeba było tego słynnego czasu na aklimatyzację w pierwszym zespole. Szybko urosłem w jeden rok, co przysporzyło mi problemów natury koordynacyjnej. Olek chodził na taekwondo, by je wyeliminować. Ma zielony pas. Nie ma problemów z kontuzjami i jak na swój wiek jest bardzo dobrze zbudowany. Mógł to u siebie zaszczepić bazując na moich złych doświadczeniach – i to zrobił, bo bardzo ambitnie podchodzi do swoich obowiązków.

Post udostępniony przez  Adam Buksa (@adambuksaa)

Na koniec rozstrzygnijmy dwie najważniejsze kwestie – nie uwalił cię ten krokodyl?

Nie, choć bałem się jak cholera! Nic złego się nie stało, bo to były wegetariańskie krokodyle.

Wegetariańskie krokodyle?!

Karmi się je rybami, więc nie reagują na ludzi. Gambijscy przewodnicy tłumaczyli nam, że krokodyl wyczuwa krew z bardzo dużej odległości. Ale akurat krokodyle z tego parku nawet nie reagują na ludzi, mięso ludzkie im nie smakuje. Mogłem go dotknąć, zrobić zdjęcie, ale potem i tak schowałem się za drzewo, krokodyl to krokodyl, choćby wegetariański (śmiech).

Ludzie z New England Revolution mogli się przerazić: kontrakt podpisał i już szaleje!

Albo pomyśleć sobie, że zostałem twarzą Lacoste!

Musiałbyś jeszcze trochę zyskać na popularności. No właśnie – przebijesz popularnością innego Polaka z Bostonu, Mariusza Maksa Kolonko?

Aaa, właśnie, Mariusz Max Kolonko, Boston Massachusetts! Myślę, że nie mam na to szans. Bardzo znana, szanowana postać, będąca przez wiele lat w polskim dziennikarstwie. Niejednokrotnie oglądałem jego kanał na YouTube. Chciałbym kiedyś go spotkać i pogadać. Byłaby to na pewno mega sprawa.

To co, teraz na pożegnanie będziesz mówił “Adam Buksa, Boston Massachusetts”?

Może tak być!

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK / 400mm.pl

Najnowsze

Cały na biało

Komentarze

0 komentarzy

Loading...