Dyskusja o klasie trenerów jest trudna. Cholernie trudna. Nie widzimy tego, jak szkoleniowcy pracują na treningach, na ile ich założenia są realizowane przez piłkarzy, pod uwagę trzeba brać też fakt w jakim stopniu rozwijają swoich zawodników. Ale na koniec dnia ich robotę rozlicza się głównie przy pryzmat wyników. Gdy trener zostaje wezwany na dywanik, wówczas rzadko słyszy od prezesa hasła o konsekwencji pracy czy długofalowej wizji. Dostaje przed oczy tabelę z wynikami i albo się nią broni, albo nie. Dlatego uznaliśmy, że warto przyjrzeć się wynikom ekstraklasowych szkoleniowców przez ich kadencje. I doszliśmy do kilku naprawdę ciekawych spostrzeżeń.
Tabelki z wynikami poszczególnych trenerów znajdziecie na końcu tego tekstu, natomiast wybraliśmy kilka wątków wartych chociażby akapitu.
Legia Vukovicia nie punktuje jak drużyna na mistrzostwo
Generalnie w ostatnich sezonach zauważyliśmy pewną prawidłowość – jeśli twój zespół inkasuje średnio dwa punkty na mecz, wówczas możesz być niemal pewny tego, że na koniec sezonu będziesz świętować mistrzostwo kraju. Mówił zresztą o tym swego czasu Maciej Skorża, gdy jeszcze pracował w Lechu – że u niego kluczowym wyznacznikiem tego, czy zespół będzie się bił o majstra jest trzymanie się średniej dwóch oczek na spotkanie.
A że Legia ma aspiracje mistrzowskie, to siłą rzeczy kadencję Aleksandara Vukovicia trzeba odnosić do tej magicznej średniej. I jak jego zespół wygląda w tabeli za okres pracy Serba w Warszawie? Punktowo – 1,79 na mecz, drugie miejsce za Piastem w tym przedziale czasowym. Czyli do tej wymarzonej dwójki z przodu jeszcze trochę brakuje.
Probierz stworzył trzecią/czwartą siłę ligi
Leci nam właśnie trzeci sezon z Michałem Probierzem na ławce Cracovii. Pardon – obecnie już trenerem i wiceprezesem Michałem Probierzem. To już zatem taki moment, gdzie spokojnie można pokusić się o stwierdzenie, że mówimy o drużynie budowaną na modłę trenera – zbędnych piłkarzy zdążył się pozbyć, a miał też tyle okienek transferowych, że ściągnął takich, których chciał. Był moment kryzysowy, był moment sukcesu jakim był awans do eliminacji Ligi Europy. Ale jak to wygląda przekrojowo?
No wygląda tak, że za kadencji Probierza w Krakowie jego drużyna jest pod względem punktowym czwartą siłą ligi. W 88 meczach zdobyła 133 punkty, jedno oczko więcej ma w tym okresie Piast, wyraźnie przed “Pasami” jest tylko Jagiellonia i Legia. Nawet Lech czy Lechia punltowali gorzej od probierzówki. Oczywiście możemy (i robimy to!) narzekać na styl ekipy z Krakowa, bo momentami nie da się na to patrzeć, niemniej trzeba oddać trenerowi Cracovii, że jest skuteczny jak mało który szkoleniowiec w tej lidze.
Lech za Żurawia jednym z najgorszych w lidze
Tylko Arka Gdynia, Korona Kielce i Wisła Kraków za kadencji Dariusza Żurawia zebrały mniej punktów od Lecha. Zdajemy sobie sprawę, że Kolejorz grał w grupie mistrzowskiej, że sezon dogorywał z piłkarzami skreślonymi już w klubie, że teraz ma najwięcej młodzieży w składzie ze wszystkim ekstraklasowych ekip. Ale to nadal jest Lech Poznań, jedna z największych marek w lidze. Klub, który jeszcze nie tak dawno odbierał srebrne medale z przekąsem i niezadowoleniem, bo przecież liczono w Wielkopolsce na złoto.
Teraz za Żurawia w 24 meczach zebrał 31 punktów. 1,29 punktu na spotkanie. Powiemy tak – to nie jest średnia, która ustawia byłego piłkarza Hannoveru gdzieś między Skorżą a Bjelicą. Bardziej gdzieś między Nawałką a Djurdjeviciem. I oczywiście mamy gdzieś z tyłu głowy fakt, że ta drużyna jest dopiero w budowie, ale to wciąż z zespół z Gumnym, Jóźwiakiem, Jevticiem, Gytjaerem, teraz Puchaczem czy Satką. A punktów w okresie od początku kwietnia zebrał mniej od chociażby Górnika, Śląska czy Wisły Płock.
Łapy precz od Mamrota
Za każdym razem, gdy widzimy się lub dzwonimy do Ireneusza Mamrota, to gdzieś między wierszami musi wypłynąć wątek gorącego krzesła, na którym siedzi trener Jagi. On sam śmieje się nawet, że tyle razy dostał pytanie o możliwe zwolnienie, że chyba nagra sobie gotową odpowiedź na dyktafon i będzie ją puszczał przy każdej możliwej okazji. Przypuszczamy, że Mamrot częściej w swoim życiu słyszał pytanie “boi się pan, że prezes Kulesza zwolni pana z Jagiellonii?” niż “Irek, a wyniesiesz śmieci?”.
Tymczasem spójrzmy na fakty. Tylko jeden klub w Polsce za kadencji Mamrota punktuje lepiej od jego Jagiellonii i jest to znacznie bogatsza Legia Warszawa. Przewaga nad trzecim Piastem to aż trzynaście punktów. Jeszcze dalej jest Lechia, Lech, Cracovia czy Zagłębie. Do tego żaden inny klub nie strzelił więcej goli od ekipy z Białegostoku, zatem na brak efektowności też na Podlasiu narzekać nie mogą. Wiemy, że wicemistrzostwa rozbudziły apetyty i generalnie fajnie byłoby coś włożyć do gabloty. Natomiast trzeba oddać Mamrotowi to, że od trzech sezonów jego zespół trzyma równy, wysoki poziom.
Smyła bez efektu nowej miotły, Sevela poprawił punktowanie
Nie możemy już słuchać bujd o efekcie nowej miotły. Najczęściej zmiana trenera ma miejsce w dołku, w którym znajduje się drużyna i która siłą rzecz kiedyś z niego wychodzi, a średnia punktową po jakimś czasie wraca do punktu wyjścia. Niemniej po Koronie nie widać póki co żadnej świeżości, przewietrzenie gęstej atmosfery w szatni nie pomogło i chyba w klubie muszą dojść do jedynego słusznego wniosku – że mają po prostu słabą drużynę, z której żaden magik nic wielkiego nie wyciągnie. A trener Smyła nastąpił nogą na minę i już wie, że ją aktywował. Choć życzymy mu wszystkiego najlepszego, to jakoś nie wierzymy, że nagle nauczy Pacindę czy Djuranovicia atakować.
Lepiej to wygląda w Lubinie, gdzie Sevela poprawił nie tylko punktowanie, ale i grę Zagłębia. Napisalibyśmy, że tak po prostu się dzieje, gdy na stanowisku trenera zatrudniasz trenera, a nie speca od szkolenia. Ale nie jesteśmy złośliwi, więc nic nie napiszemy.
Wisła gra na tyle, na ile ją stać?
Śledząc wypowiedzi kibiców Wisły widzimy coraz więcej przeciwników Macieja Stolarczyka. Każdy oddaje mu szacunek za ciągnięcie Białej Gwiazdy w trudnym momencie, ale obserwujemy trend “dzięki Maciek, ale potrzeba nowego impulsu”. Z jednej strony – wyciągnął zespół z arcytrudnego momentu, gdy w klubie brakowało kasy na wszystko (i nadal na wiele rzeczy brakuje), ale z drugiej – punktami broni się coraz słabiej.
Sześć porażek z rzędu doprowadziło wiślaków do momentu, gdy gorzej za kadencji Stolarczyka punktowała tylko Korona i Arka oraz spadkowicze. Średnią punktową lepszą na ten moment ma z kolei Raków Częstochowa. Problem jest tylko taki, że jeśli nie Stolarczyk, to kto?
***
Aleksandar Vuković (średnia 1,79 punktu na mecz)
Waldemar Fornalik (średnia – 1,59)
Ireneusz Mamrot (średnia – 1,67)
Michał Probierz (średnia – 1,51)
Kosta Runjaic (średnia – 1,55)
Radosław Sobolewski (średnia – 2,18)
Vitezslav Lavicka (średnia – 1,61)
Piotr Stokowiec (średnia – 1,61)
Maciej Stolarczyk (średnia – 1,18)
Dariusz Żuraw (średnia – 1,29)
Martin Sevela (średnia – 1,66) i Mirosław Smyła (1,00)
Marek Papszun (średnia – 1,29) i Kazimierz Moskal (0,79)
Marcin Brosz (średnia – 1,39)
Aleksandar Rogić (średnia – 0,33)
fot. FotoPyk