Gdy Bartek Szczęśniak, prowadzący programu Liga Minus, wieszczył przed sezonem spadek Wisły Kraków, kibice Białej Gwiazdy nieomal zlinczowali go na Twitterze. Wskazywano, że na tle konkurencji krakowski klub ma naprawdę silną kadrę, bardzo porządnego trenera oraz oczywiście wsparcie rzeszy fanatyków, które czyni ze stadionu przy Reymonta niezdobytą twierdzę. Po pierwszych kilku meczach – a zwłaszcza po obiciu wówczas chwalonego ŁKS-u – zapanował triumfalizm.
Na mecz z Jagiellonią w szóstej kolejce Wisła jechała po zwycięstwo, a w jego konsekwencji – miejsce na podium. Niesamowite rzeczy wyczyniał Vukan Savicević, kolejną, bodajże siódmą młodość łapał Paweł Brożek, Błaszczykowski dochodzący do siebie po kontuzji od razu załatwił dwa gole z ŁKS-em. Wydawało się, że ten skład ma szansę powalczyć z każdą drużyną w lidze, a te z dołu – jak ŁKS czy Arkę – będzie sobie bezlitośnie oklepywał.
Niestety dla wiślaków – potem nadszedł moment weryfikacji. Co gorsza, moment weryfikacji, który dało się przewidzieć.
WISŁA U SIEBIE NIE JEST FAWORYTEM MECZU Z PIASTEM. ETOTO ZA JEJ WYGRANĄ PŁACI PO KURSIE 2,95
Wisła Kraków wygląda bowiem naprawdę nieźle, jeśli weźmiemy do ręki jedenaście nazwisk, ustawimy sobie na kartce papieru i porównamy z jedenastkami Arki, Korony, ŁKS-u czy Rakowa Częstochowa. Problem polega na tym, że za nazwiskami stoją ludzie, często grubo po trzydziestce, albo z bogatą historią medyczną, którzy wprawdzie nadal potrafią zrobić różnicę na murawie, ale już nie w kilku meczach z rzędu.
Z zewnątrz można byłoby ocenić – w Wiśle od początku sezonu jest szpital, dlatego wyniki wyglądają tak, jak wyglądają. Wystarczy rzut oka choćby na linię defensywy z ostatniego meczu z Lechem. Boguski (!), Wasilewski, Janicki, Grabowski, w przerwie pojawił się Szot. Z przodu od pierwszej minuty Zdybowicz, później podmieniony przez Drzazgę. Kurczę, przecież to jest Zagłębie Sosnowiec sprzed roku, albo ŁKS z okresu siódmej porażki z rzędu. Ten demontaż był widoczny nawet przy spoglądaniu na nazwiska na ławce rezerwowych – zazwyczaj zapełnione młodzieżą, oczekującą na debiut w Ekstraklasie.
Ale problem polega na tym, że ten szpital dało się w pewnym stopniu przewidzieć. Przy szybkiej grze, jaką chciałaby prezentować Wisła Kraków, stawianie na ludzi urodzonych w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych brzmi jak droga do kalectwa. Urazy zresztą gnębiły Brożka czy Błaszczykowskiego już wcześniej, właściwie od początku było wiadomo, że ich nadmierne eksploatowanie może się skończyć kontuzjami. Jak tu jednak oszczędzać tych doświadczonych asów, jeśli młodzieżowe zastępstwo totalnie nie dojeżdża do ich poziomu? Sam Brożek ma więcej bramek, niż cała reszta Wisły razem wzięta. Błaszczykowski ma drugą najwyższą średnią not w drużynie. Najwięcej asyst ma Mak, którego urazy hamowały praktycznie przez całą karierę.
Trudno nie odczuwać w tej sytuacji współczucia, bo Wisła tak naprawdę od początku stała przed wyborami tragicznymi, gdzie każda decyzja wydaje się zła.
Budować szerszy skład, z wartościowymi zmiennikami na ławce? To przecież kolejne wydane złotówki, których w Wiśle za wiele nie ma. Oszczędniej korzystać z usług doświadczonych piłkarzy? Wtedy sytuacja punktowa mogłaby być jeszcze gorsza. Opóźnić powrót do składu po urazach, by uniknąć ewentualnego odnowienia? Jak, skoro co mecz Maciej Stolarczyk rzeźbi jedenastkę z naprawdę bardzo ograniczonego materiału? Ostatnio trzeba było się posiłkować Boguskim na prawej obronie, teraz, w obliczu urazu Bashy i kartek Savicevicia, wyzwaniem staje się zestawienie drugiej linii w jakikolwiek logiczny sposób.
PIAST WYGRA W KRAKOWIE? KURS 2,55 W ETOTO. REMIS – 3,55
No dobra, ale wróćmy do pytania: czy Wisła Kraków faktycznie może spaść? Aktualnie ma jedenaście punktów, zaledwie cztery przewagi nad ostatnim w tabeli ŁKS-em. Wydaje się, że zimą trudno oczekiwać jakiejś transferowej ofensywy, która pozwoliłaby na sprawne łatanie dziur po urazach czy kartkach. Atmosfera zaczyna trochę siadać, bo Wisła ostatni mecz wygrała jeszcze w sierpniu, a po drodze przegrała trzy mecze z rzędu w tym derby. Zdaje się, że kluczowy staje się początek listopada, gdy wiślacy zmierzą się najpierw z Rakowem Częstochowa, a następnie z Arką Gdynia. To moment, w którym będzie można zawyrokować – kryzys był chwilowy, wynikał z urazów, bądź… Cóż, Wisła dołącza do tej czwórki typowanej do walki o utrzymanie, którą tworzą beniaminkowie oraz Arka z Koroną.
Najgorsza dla wiślaków jest świadomość, że o ile w Łodzi czy Częstochowie grają po prostu o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, w Krakowie stawką jest życie. Mówią o tym właściwie wprost ludzie z klubu, którzy od miesięcy stają na głowie, by wyprowadzić klub na prostą. Bez pieniędzy z Canal+ ta szalenie trudna misja stanie się właściwie misją niemożliwą do realizacji.
Fot. 400mm.pl