Reklama

Mamy najlepsze życie, ale dlaczego zaglądasz mi w koszyk?

redakcja

Autor:redakcja

08 września 2019, 12:49 • 27 min czytania 0 komentarzy

Życie piłkarza to pod wieloma względami bajka, ale to też mierzenie się z oczekiwaniami kibiców, szereg stojących na drodze pokus, ludzie, którzy zaglądają do koszyka w supermarkecie. 

Mamy najlepsze życie, ale dlaczego zaglądasz mi w koszyk?

Kiedyś będąc na zakupach wziąłem do koszyka normalne jedzenie, do tego chipsy i czekoladę. Na drugi dzień bierze mnie na bok dietetyk: 

– Piotrek, kolega cię widział na zakupach. Spojrzał ci do koszyka. 

– Co, jeszcze raz? 

– No spojrzał ci do koszyka. Wszystko dobrze wyglądało. Tylko te czipsy… I czekolada… 

Reklama

– Przecież ja mam córkę i żonę. Myślisz, że ja to wszystko kupuję dla siebie? 

Gdy potem kupowałem w sklepie coś niezdrowego, to od razu rozglądałem się, czy nikt nie podgląda mi koszyka.

Z Piotrkiem Parzyszkiem umówiliśmy się, by zrobić wywiad o tym, jaka piłka jest naprawdę. Rozmawiamy o psychozie, w jakiej żyją piłkarze, których kibice chcą przyłapać na jedzeniu fast fooda. O kasynie, w którym zdarzało się zostawić prawie całą pensję. O gejach, którzy mieliby w szatni piłkarskiej niezwykle ciężko. O wyzywających kibicach. O rozmowach motywacyjnych. O kobietach, przez które sypią się kariery. O inwestorach i menedżerach, którzy chcą na tobie zarobić. Blaski i cienie zawodu piłkarza oczami samego piłkarza. Zapraszamy. 

***

Kiedy ostatnio jadłeś kebaba? 

Nie pamiętam. Ale ostatnio po meczu z ŁKS-em jadłem McDoland’s.

Reklama

Nie przeszkodziło ci to w przygotowaniu się do następnego meczu? 

Jak sobie na coś pozwalam, to zawsze po meczu. 

Nie sądzisz, że powinieneś się teraz z tego – jak ostatnio Mickey van der Hart, który został przyłapany na kebabie – wytłumaczyć? 

To polska choroba. Ostatnio kolega wysłał mi zdjęcie Serrarensa, który siedział w McDonald’s. Ktoś wrzucił je na Twittera z opisem “no siema”. I tak się zastanawiam: to piłkarz nie może zjeść McDolands’a, bo ktoś robi zdjęcia z ukrycia? 

Jeszcze 1,5 roku temu do głowy by mi nie przyszło, że w Polsce tak się na to patrzy. Nigdy wcześniej nie widziałem takich scen, a byłem w wielu krajach. Słyszałem, że van der Hart musiał się jeszcze wytłumaczyć, że jadł tego kebaba, bo brat do niego przyjechał i chcieli gdzieś wyjść. Przepraszam, ale ja bym się nigdy z czegoś takiego nie tłumaczył. 

To co byś powiedział, gdybyś stał się bohaterem takiej gównoburzy? 

A co was to obchodzi, że jem kebaba? Jak chcę zjeść kebab, to jem sobie kebab. Van Der Harta pamiętam z szatni Zwolle. Odżywiał się profesjonalnie, ale jak czasami po meczu wjechały burgery, to jadł ze wszystkimi. 

Uzupełnienie węglowodanów, tak samo jak pizza po meczu. 

Czasem widzę, że ludzie płaczą, jak zobaczą, że piłkarz wypił jednego browara. 

Nie masz wrażenia, że piłkarze żyją w psychozie? Boją się wyjść na miasto, bo ktoś może ich zauważyć, zadzwonić do klubu, zrobić zdjęcie? 

Są ostrożni, to na pewno. Od czasu do czasu wychodzimy z chłopakami na normalną kolację i pijemy przy niej po piwie czy wino. Zwykle wychodzimy, gdy jest przerwa na kadrę i mamy chwilę luzu. Jednego razu jakiś psychol siedział przy stoliku obok i robił nam zdjęcia z ukrycia. Jeden z chłopaków nie wytrzymał i podszedł do niego:

– Chcesz sobie zrobić zdjęcie? To zrób z nami. 

Zrobiło mu się głupio, od razu wstał i sobie poszedł. Najśmieszniejsze, że był wtedy z dziewczyną. 

Fajna randka, robić piłkarzom zdjęcia z ukrycia. 

Niepojęte. I potem afera: piłkarze piją. Zgadzam się, to psychoza. 

Słyszałem ostatnio historię, jak piłkarze jednej z czołowych drużyn wychodzili od czasu do czasu na Ligę Mistrzów do knajpy. Bali się, że ktoś przyłapie ich na piciu piwa do tego stopnia, że prosili o przelewanie go do papierowych kubków na kawę. Siedzieli przy stoliku w ośmiu chłopa i z boku wyglądało to tak, jakby każdy z nich pił dużą kawę. I tak ryzykowali, bo ktoś mógł zrobić zdjęcie i napisać, że kawa wypłukuje magnez. No i to wieczorna pora, więc pewnie nie będą mogli spać. 

Ja ci mówię, Kuba, to jest chore. Jeden z chłopaków grających we Włoszech opowiadał na kadrze, że u nich dzień przed meczem drużyna je razem obiad, a do obiadu można wziąć winko. Ktoś chce sobie zapalić – to pali. Nie musi się ukrywać. Wyobrażam sobie, jaka byłaby reakcja u nas, gdyby ktoś został przyłapany z papierosem. 

– Paaaaaaaliiiiiiiiiiii?!?!?!?!?!?!

No koniec by był. 

Piłkarze żyją w psychozie do tego stopnia, że gdy Kosta Runjaić w pierwszym tygodniu pracy zabrał drużynę dzień przed meczem do hotelowej restauracji i spytał “komu piwo, komu wino?”, każdy myślał, że to wypustka. 

Też słyszałem tę historię. I to coś złego? Po piwku lepiej się śpi. Ja tego nie robię, bo nie potrzebuję. Ale rozumiem, że to normalne.

Spotkałeś się zagranicą z przyzwoleniem trenerów na rzeczy, od których nasz Twitter by wybuchł? 

Zdarzało się, że trenerzy wychodzili z nami na miasto i po wygranej piliśmy razem. W De Graafschap mieliśmy jubileusz i umówiliśmy się z trenerem, że niezależnie od wyniku wychodzimy razem na miasto. Przegraliśmy, ale i tak wyszliśmy. Tylko jeden kibic się doczepił, a tak to tańczyliśmy z kibicami, piliśmy z nimi. Jeśli robisz to po meczu, w Holandii jest luz. 

Zresztą po meczach kilku piłkarzy było delegowanych do tego, by się bawić z kibicami i sponsorami. Dwójka szła na pierwsze piętro loży VIP, kolejna na drugie piętro. Było tam piwko, coś do jedzenia. Bywało, że piłkarz o piątej rano zamykał stadion pijąc z kibicami i sponsorami. Dzięki temu wszyscy mogli złapać zupełnie inne relacje. Był luz. Tak się robi atmosferę. Jak cały czas wszystko jest na sztywno, jest inaczej. Jak już kibice wypili trochę pod młynem, sami mówili: 

– Trzymaj piwko. 

I obojętnie, czy wygrałeś, czy przegrałeś. Zawsze byli z tobą. Wiadomo, że przed meczem skupiasz się już na meczu, ale jak wychodzisz w niedzielę, wszystko jest OK. Grałem na przykład z bramkarzem, który osiem lat był dwójką w Anderlechcie. Miał taki rytuał: przed meczem zawsze musiał zjeść kebaba i frytki. Robił to co tydzień, a osiem lat spędził w Anderlechcie.

Może dlatego był tylko drugim? 

Na pierwszego nie miał umiejętności, ale na drugiego był idealny. Miał super życie. Przeszkadzało mu? Nie. Jak ktoś ma swoje przyzwyczajenia, to niech to robi. Nie musisz zmieniać chłopaka, bo gdzieś są inne standardy. Ostatnio z Bartkiem Rymaniakiem rozmawialiśmy o tym w pokoju, że najlepiej jakbyś przed meczem położył się o 22 spać. Tak nie jest. Rób to, co ci pasuje. To ty się przygotowujesz. Może Parzyszek chce do drugiej czytać książkę, zjeść dwa batony i wtedy czuje się lepiej? A Rymaniak może woli iść spać o tej 22? Chodzi tylko o to, żebyś wszedł następnego dnia na twój optymalny poziom. Moim zdaniem jak ktoś ci czegoś zabrania, skutek jest odwrotny. Jak ktoś ci na coś nie pozwala, zrobisz to. Jeśli Runjaić mówi, że można wypić piwko przed meczem, nagle stwierdzisz: a w sumie to nie chce mi się. A jak kategorycznie ci czegoś zabrania, weźmiesz na obozie osiem piw do torby i wypijesz w pokoju. Jak byliśmy młodzi też chcieliśmy robić rzeczy, które były zakazane. Właśnie dlatego, że nie mogliśmy. A jak już mogliśmy, nie czuliśmy tej adrenaliny.

PLOCK 27.10.2018 MECZ 13. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - PIAST GLIWICE ALEKSANDAR SEDLAR JAKUB CZERWINSKI PIOTR PARZYSZEK TOMASZ JODLOWIEC FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Wchodząc do McDonald’s rozglądasz się, czy ktoś ci nie robi zdjęcia z ukrycia?

Zawsze mogę się chronić, że to dla mojej córki. Kiedyś będąc na zakupach wziąłem do koszyka normalne jedzenie, do tego chipsy i czekoladę. Na drugi dzień bierze mnie na bok dietetyk: 

– Piotrek, kolega cię widział na zakupach. Spojrzał ci do koszyka. 

– Co, jeszcze raz? 

– No spojrzał ci do koszyka. Wszystko dobrze wyglądało. Tylko te czipsy… I czekolada… 

– Przecież ja mam córkę i żonę. Myślisz, że ja to wszystko kupuję dla siebie? 

Zaczął się tłumaczyć, że tak tylko spytał, ale po co w ogóle zaczynać temat? I co to ma w ogóle być, że ktoś zagląda mi w koszyk, a potem dzwoni do klubu i opowiada, co do niego zapakowałem? Gdy potem kupowałem w sklepie coś niezdrowego, to od razu rozglądałem się, czy nikt nie podgląda mi koszyka. 

Czyli jednak też wpadłeś w psychozę. 

No, jest to psychoza. Ale żeby była jasność: znacznie więcej jest pozytywnych reakcji. Ostatnio byłem z żoną w szpitalu. Badania, czekamy na korytarzu. Pani obsługująca nas wiedziała kim jestem, więc zagadała.

– Piotrek, brameczki teraz będą? 

– No, pierwsza już była. 

– Ale musisz strzelać więcej! Musisz strzelać więcej!

I to mi się podoba. Normalne podejście. Wiedzą, kim jesteś i w normalny sposób do ciebie podchodzą. Bez spinania się i dziwnych sytuacji. Spotykanie takich ludzi to przyjemność. Są też tacy, którzy mówią ci na ulicy “łeeeee, strzel w końcu jakąś bramkę”.

Odbyłeś już rozmowę motywacyjną z kibicami? 

Tak, dwa razy zagranicą.

Czułeś się zmotywowany?

W Belgii graliśmy o awans do ekstraklasy. Mieliśmy pierwsze miejsce, sześć meczów i dziesięć punktów przewagi. Przegraliśmy cztery mecze z z rzędu, przewaga stopniała do czterech punktów. Kibice się wkurwili. Czekali na nas po meczu w 10-15 osób pod naszymi samochodami. Zrobiło się nieprzyjemnie. 

– Spokojnie, jeszcze duża przewaga – próbowaliśmy uspokajać.  

– Wiemy, ale chcemy was tym zmotywować. 

– To, że czekacie na nas pod naszymi samochodami o pierwszej w nocy, to nie jest dla nas motywacja. 

Chłopaki i tak już cali chodzą w nerwach, że nam się nie udało, a wy tutaj stoicie najebani i mówicie, co musimy zrobić? Jedyne co możemy zrobić, to za tydzień spróbować od nowa. Tydzień później zrobiliśmy awans. Druga rozmowa była w Holandii, wtedy ją rozumiałem. Spadliśmy do drugiej ligi, najgorszy sezon w historii klubu. Pierwsze siedem meczów, pięć punktów. Trochę się paliło. Zwolnili trenera, który był legendą klubu. Kibice protestowali. My już wiedzieliśmy, że trzeba było go zwolnić, bo nie miał wizji, ale nie byliśmy tacy, że będziemy napierdalać na trenera i robić mu pod górkę, bo to my jesteśmy na boisku, to my bierzemy odpowiedzialność za wynik. Przyszedł nowy trener i prawie dostaliśmy się do baraży o awans. Wtedy rozmowy z kibicami były bardziej po to, by ich uspokoić. Przeżyliśmy ten sezon i skończyło się dobrze, bo w następnym sezonie zrobili awans.

Kibice Piasta śpiewają dla mnie, bardzo ich lubię, ale tylko tych, którzy zachowują się normalnie, bo zawsze pięciu-sześciu się trafi. Jak źle gramy, zawsze można krytykować, ale nie wyzywać tak, jak ludzie wyzywają. Po co przychodzisz na stadion, skoro wyzywasz? Dużo szacunku mam dla całej reszty, która zawsze nas wspiera. W Holandii byłem ulubieńcem kibiców. 

Śpiewali nawet dla ciebie piosenkę. 

Niejedną. W Belgii to samo miałem. Jak przyszedłem do Zwolle, zrobili po polsku oprawę dla mojej chorej mamy. Napis: “Walcz dalej mama Piotra”. W Holandii inaczej podchodzą do piłkarzy. Ogólnie młyny w Polsce są bardzo fajne. Na Legii jest świetna atmosfera. Nawet na Lechii – mało kibiców jak na taki stadion, ale i tak było głośno. Wisła Kraków to atmosfera top. Dla takich rzeczy się gra w piłkę, choć jak gwiżdżą, to nie jest przyjemnie. Trzeba sobie z tym radzić. 

Często spotykasz się z podejściem “przegraliście, bo wam się nie chciało”? 

Ludzie to lubią. Uwielbiają. W innych krajach nie widziałem, by aż tak przypierdalali się do chłopaków. Przepraszam, ale do takich kibiców to ja szacunku nie mam. Jak można się tak czepiać chłopaków, którzy oddają zdrowie na boisku? Robią codziennie wszystko, by w weekend zagrać jak najlepiej. I tak ich potem wyzywać?

Ostatnio dostałem wiadomość od kibica Piasta. Taka w stylu, wiesz: “kurwa, leniwy chuju, nie chce ci się biegać, jak nie chcesz tu być to wypierdalaj do Górnika”. O co mu chodzi i co ja mam mieć do Górnika? Chciałem mu odpisać, by nie grał szefa, ale szkoda sił. Ten sam kibic dwa miesiące temu mówił, że jestem najlepszym piłkarzem, bo strzeliłem bramkę na wagę mistrzostwa Polski. Siedzisz w domu za komputerem i jedyne co możesz zrobić, to przypierdolić piłkarzom. Szacunek, naprawdę. Brawa dla ciebie, że w ogóle znalazłeś na to czas, bo jakieś życie chyba masz. Albo nie masz? Od momentu tamtej wiadomości przestałem czytać, co się pisze w internecie. Nic mnie to już nie obchodzi. 

Aleksandar Vuković – było to jeszcze w czasach, gdy mówił w mediach rozsądne rzeczy – miał kiedyś takie podejście: jak ktoś chce mnie wyzywać na trybunie, to proszę bardzo, może dzięki temu będzie miły dla żony, ulży sobie, w domu będzie spokojniejszy. 

Może tak być, ale co oni z tego mają? Spojrzałem na zdjęcie człowieka, który do mnie napisał. Myślę, że ma 55 lat. I ty jesteś, człowieku, dumny z tego, co napisałeś? Wyłączysz komputer i powiesz żonie “ale napisałem”? Pokażesz synowi, wnuczce? 

Dochodzi do absurdalnych sytuacji. Nigdy nie słyszałem, by kibice wyzywali ludzi tak, jak na ŁKS-ie. Zostałem zmieniony i siedząc na ławce słyszałem, jak dzieciaki mające po 12 lat wyzywali trenera od nie wiadomo jakich. Gdy schodziliśmy z boiska, jakiś facet darł się: 

– Zwalcie sobie kurwa konia!!!

Jeden z chłopaków odpowiedział mu tylko: – Zaraz zwalimy. 

Wszyscy nas wyzywali. W Holandii jeden może by się dowalił, a drugi by mu powiedział, żeby się zamknął. Ludzie są świadomi tego, że piłkarz oddaje zdrowie. W każdym momencie może coś się zdarzyć. Robimy, co kochamy, ale zawsze jest ryzyko złamania albo wejścia głowa w głowę, po którym możesz stracić przytomność. Większość jest świadoma, ale wielu o tym nie myśli. Nawet jak leżysz na boisku, ktoś dalej cię wyzywa. Po co? Wiem, że w piłce raz jesteś Bogiem, raz śmieciem. Rozumiem to nawet. Jako napastnik strzelasz i jesteś ważny, tydzień później spudłujesz i już się nie nadajesz. Akceptuję to, takie jest życie napastnika. Ale ja wiem sam, jak zagrałem. Często patrzę w lustro w domu i sam sobie mówię:

– Dzisiaj było dobrze.

Albo: – Dzisiaj był dramat. 

Ja to wiem. Ale są chłopaki, którzy tego nie wiedzą. Myślą, że zagrali dobry mecz, a mecz był fatalny, będą czytali potem te komentarze i się frustrowali. Musisz być świadomy tego, co się dzieje. Nie chcę cały czas o tym mówić. To jedyne rzeczy, które mnie w Polsce denerwują. Moim zdaniem kibice mają za mało szacunku do piłkarzy. Piłkarze też czasami się wyzywają na boisku, ale po meczu jest koniec, zostawiamy to na boisku.

Jak wyglądają sprzeczki pomiędzy piłkarzami? 

Mówi się na boisku wszystko. Jedyne czego nie byłbym w stanie powiedzieć, to coś w stylu “ty małpo” do ciemnoskórego zawodnika. Inne rzeczy mówię. Też czasami myślę “mogłem tego nie powiedzieć”, a za chwilę słyszę, co ten do mnie mówi i myślę sobie: “dobrze, że to powiedziałem”. W ostatnich latach grałem tyle meczów, że te sprzeczki nie są mi już potrzebne. Dziś normalnie rozmawiam z obrońcami w trakcie meczu, na luzie.

Konflikty boiskowe nigdy się nie przekładają na normalne życie? 

Gdy byłem młody, raz pokłóciłem się z jednym piłkarzem. Chłopak się położył, krzyczał i nagle wstał, więc zacząłem się śmiać. Potem po meczu chciał wraz z kolegami bić się przed szatnią. Bo ja się zaśmiałem, to musimy się bić? 

Jak się zakończyło?

Powiedziałem “to chodź”, inni zawodnicy nas zatrzymali i koniec. Nic ciekawego. 

Ty jako jeden z nielicznych w ankiecie “Weszło z butami” zadeklarowałeś, że broniłbyś bardziej Furmana niż Romańczuka. 

Bo ja takich afer nie lubię. Wyzywasz się na boisku i tam to zostawiasz. Możesz się podzielić z chłopakami w szatni, ale skarżyć się do kierownika? No proszę. Co on powiedział? 

Romańczuk twierdzi, że został nazwany banderowcem. 

I to coś ciekawego? Dla mnie to nic. Dla mnie to taka sama sytuacja jak ktoś cię wyzwie w szkole i od razu idziesz do pani. Ile masz lat? Romańczuk ma żonę? Dziecko? 

Nie wiem. 

Jeśli ma, powinien być dojrzały i wiedzieć, że lepiej odpuścić. 

Z drugiej strony to słowo kojarzące się ze zbrodniami, rozumiem, że mógł poczuć się urażony. 

A Romańczuk mu nic nie odpowiedział?

Powiedział, że Furman to rudy chuj. 

To Furman też mógł się obrazić. Za rasizm. I też pójść do dziennikarzy, że ktoś nazywa go rudym. I afera też by się zrobiła. 

WARSZAWA 04.05.2019 MECZ 34. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - PIAST GLIWICE 0:1 PIOTR PARZYSZEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak często piłkarze obrażają się na krytykę w mediach? 

Zależy jaką. Czytałem waszą krytykę. 

Zakładam, że się nie obraziłeś, skoro polajkowałeś ankietę, w której zostałeś nominowany przez Weszłopolskich do dzbana kolejki.

Nie chodzi już nawet o dzbana. Zabolało mnie tylko jedno – gdy na początku nie grałem w Piaście, a wy już mnie oceniliście. Wchodziłem z ławki, ale nic nie mogłem z tym zrobić, że Papen grał lepiej ode mnie. Potem mnie krytykowano, że Parzyszek nic nie pokazuje. Najtrudniejsze dla piłkarza to wchodzić z ławki. Mecz ustalony, 2:0, wchodzisz niby na atak, ale bardziej żeby bronić. Trzy miesiące później czytałem, że jestem najlepszym polskim napastnikiem w Ekstraklasie. 

Ostatnio byłem krytykowany za to, że nie strzelam. I to rozumiem. Przecież to prawda, fakty. Krzysztof Brommer napisał, że karabin się zaciął. I tak było, mam powiedzieć, że się nie zaciął? Widziałem też, że liczyli mi minuty bez strzelonej bramki. I to też rozumiem.

W “Przeglądzie Sportowym” czytałem z kolei, że gdyby tylko Piast miał takiego napastnika jak Wilczek, walczyłby o mistrzostwo. Na czym bazują? Są już pewni, że gdyby Wilczek tu grał, nagle strzeliłby 30 bramek? 

Pisanie po wodzie.

Bo kiedyś strzelał, to teraz na pewno też strzeliłby tyle samo. A inna taktyka, inny trener, inny zespół, wszystko. Więc po co to piszecie? Żeby mieć coś do pisania? Po paru miesiącach się okazało, że jednak było mistrzostwo. Żeby było śmieszniej, ten artykuł powstał po meczu, w którym dałem bramkę i asystę. 

Co się myśli, gdy się lajkuje wpis, pod którym ktoś wybiera cię na dzbana kolejki? 

Śmiałem się. Na Twitterze zawsze chodzi ta ankieta, patrzę: a tu ja! Ale co, taka prawda. Strzelam bramkę na 2:0, jest po meczu. Nie strzeliłem, było 1:1. Miałem los meczu w rękach, zwłaszcza że to sytuacja 1000% Nie trafiłem normalnie w piłkę, zgwałciłem ją. 

Co zrobiłeś? 

Zgwałciłem.

Co to znaczy? 

Jakbym walnął normalnie, byłaby bramka. Piłka miała iść wprost, a ja ją zgwałciłem i poszła w lewo. Bo bezpiecznie strzelałem. Mój błąd, wiedziałem, co źle zrobiłem. Było na mnie i po meczu też tak to czułem.  

W Lidze Minus rozmawialiście na początku sezonu o tym, że w lidze nie ma napastników. Chłopaki pokazali mi to, gdy wracaliśmy z meczu. A ja zaśmiałem się: mają rację!

Ale pamiętajcie, że nagrody odbiera się zawsze na koniec sezonu! 

Piłkarze mają dystans? 

Myślę, że wielu ma, ale tego nie pokazują. Jestem świadomy, co umiem, a czego nie. Ludzie komentują: Parzyszek wolny. To prawda, nie jestem szybki. Albo że drewniany.

Prawda?

Czasami tak. Ale na szczęście czasami też chwalą, że biega, że walczy. To, że ja taki jestem, wynika z faktu, że mąż mojej mamy zawsze mnie krytykował. Jak wygrywaliśmy 3:0 i trzy bramki były moje, zawsze mówił, co robiłem źle. 

Czemu nie cztery?

Czemu nie podałeś? Czemu to? Zawsze się denerwowałem. Z czasem uświadomiłem sobie: bardzo dobrze, że tak było. Znałem chłopaków, którzy mieli odwrotnie. Grali fatalny mecz, a potem w autobusie słyszeli:

– Kochanie, jesteś najlepszy, ale zagrałeś, oby tak dalej. 

Oni też tak myśleli. A potem im się nie układało, bo nie mieli wyrobionej żadnej samokrytyki. Ostatnio na treningu nie strzeliłem 2-3 piłek, bo zacząłem się kiwać. Było fatalnie i to mnie wkurwia. Jak chcesz być dobry, cały trening musi być dobry, a nie tylko pierwsza część. Może zbyt bardzo siebie krytykuję, ale tak się już nauczyłem, że zawsze może być lepiej. 

Dlaczego piłkarze nie zaakceptowaliby geja w szatni? 

Nie wiem, czy by nie zaakceptowali. Chyba nie chodzi o akceptację, a o to, że musiałby mierzyć się z falą żartów. Jeśli jakiś gej byłby psychicznie na tyle wytrzymały, żeby te żarty znieść i samemu się z nich śmiać, byłby zaakceptowany na sto procent. Że co, że niby będzie patrzył cały czas na innych pod prysznicem? Daj spokój. 

Takie jest wyobrażenie. 

Ja się wychowałem w kraju, gdzie tolerancja do gejów jest duża.

Dlatego cię o to pytam.

Wszyscy wiemy, jaka jest szatnia piłkarska. Tyle żartów. To jest trudne. Chłopak, który wejdzie do szatni i jest z tym otwarty, będzie zaakceptowany. Ale on też musiałby zaakceptować szyderę. Nie wiem, czy byłby psychicznie wystarczająco silny. Raz OK, drugi OK, ale to będzie trwać. 

Jeszcze do tego kibice twojej drużyny, kibice przeciwników…

To jest trudne, ale myślę, że nie dla szatni, a dla tego konkretnego piłkarza. Dlatego jeszcze nikt się nie przyznał. Boją się. 

Spotkałeś się w zachodnich ligach z gejem w szatni? 

Nie. 

O kimś się mówiło? 

Nie. Jak wyjdziesz z tym, możesz dojść do punktu, że chcesz się zabić. Bo psychicznie tego nie zniesiesz. Ludzie mówią, że to choroba. Przepraszam, to nie jest choroba. Czasami się zdarza, że masz takie uczucia. Nie możesz tego uniknąć. 

Piłka to miejsce, w którym można zawrzeć prawdziwą przyjaźń? 

Tak i nie. Tak, bo dużo spędzasz czasu z chłopakami, ufasz im, mówicie sobie dużo rzeczy. Z drugiej strony w świecie piłkarskim jest tak, że jak ktoś może na tobie zarobić, to chętnie to zrobi. Nie wiesz, komu możesz ufać. Mam wielu kolegów, z którymi cały czas trzymam kontakt, ale nigdy nie wiesz, jak to będzie po karierze. 

Piłkarz musi selekcjonować ludzi? Badać, kto ma jakie intencje? 

Pojawiają się wokół ciebie inwestorzy, menedżerowie i musisz z nimi uważać. Na koniec dnia wszyscy chcą na tobie zarobić. Trudno zaufać w takim świecie. Ja mam menedżera od czterech lat i mu ufam, bo każdy transfer był dobry, z kontraktów jestem zadowolony. Wcześniej miałem dwóch takich, że moja córka by lepsze rzeczy załatwiła niż oni. Co chwilę słyszałem o jakimś klubie, ale nic z tego nie wynikało. W końcu zadzwoniłem do jednego klubu sam i usłyszałem, że tego agenta w ogóle nie znają. Musisz to samemu przejść, żeby dojść do właściwej osoby, której możesz ufać. 

Jak ocenić czy dana osoba ma dobre intencje? Jak zaufałeś obecnemu menedżerowi? 

Dzwonili do mnie, gdy pracowałem z innym menedżerem. Mówili, że mają dobre intencje, ale nie chciałem się znowu decydować. Oni cały czas dzwonili. Jak skończył mi się kontrakt z agentem, od razu o tym wiedzieli. Czułem, że im zależy. Umówiłem się z nimi tak, żeby dzwonili tylko wtedy, jak mają jakiś konkret. Zainteresowanie to, wiesz, każdy jest niby zainteresowany. Dobrze się teraz przyjaźnimy. A jak dostanę telefon od jakiegoś innego menedżera, który podobno coś dla mnie ma, wysyłam tylko numer mojego agenta. W tym świecie poznałem już wszystkie sytuacje i wierz mi: wszyscy chcą zarobić. 

Udało się komuś kiedyś zarobić na tobie? 

W takim sensie nie, wszystkie kontrakty były OK. Przez jednego menedżera straciłem tylko kilka tysięcy euro. W Polsce płacisz podatki automatycznie, w Danii trzeba było wypełniać formularze, wysyłać listy. Miało to być zapisane w umowie z klubem, a nagle po dwóch latach dostałem list, że muszę zapłacić 5800 funtów.

Widziałeś kiedyś układy pomiędzy klubem a menedżerami? 

W klubie, w którym się wychowałem, jeden menago ściągnął pięciu piłkarzy, bo dobrze się trzymał z dyrektorem sportowym. A ci piłkarze nic nie dawali. Cała piątka odeszła. Takie rzeczy są na porządku dziennym. Trener ma tego samego menedżera co piłkarz, dostanie 10% od zarobku, jeśli ten będzie regularnie grał. Tak się dzieje, jestem o tym przekonany. Każdy może mieć jakiś interes. 

O właścicielu Charltonu powiedziałeś kiedyś, że robił sobie z klubu monopoly.

I robi cały czas. Ma cztery kluby – Carl Zeiss Jena, Ujpest, Sint-Truidense i Charlton, kiedyś jeszcze Standard Liege. I sobie stawia pionki. Tego damy tutaj, tego tutaj, a ten jak nie chce grać, to idzie tutaj. Chce sprzedać ten Chartlon, ale nikt nie chce od niego kupić. Teraz znalazł dobrego trenera, który awansował do Championship, ale miał moment, gdy prawie spadł do League One. Kibice protestują i chcą go wyrzucić. Myśli tylko o tym, jak zarobić kasę, a nie o piłce. Nie chce rozwiązać kontraktu piłkarza, bo będzie kosztowało. Woli dać go do innego klubu, w którym i tak trzeba płacić za pensję zawodnika. Miałem tak samo, powiedział bym szedł do Sint-Truidense, bo chce zrobić tam awans do ekstraklasy, a ja będę dostawał te same pieniądze. Mogłem iść wtedy do Eredivisie, ale nie chciał mnie puścić. Ale na szczęście to daleko za mną. 

Jak się uwolniłeś? 

Słyszałem historie chłopaków, którzy przychodzą do prezydenta rozwiązać kontrakt, a on mówi “idź stąd, nie mogę na ciebie patrzeć, wypierdolimy cię do drugiej drużyny i będziesz tam grał dwa lata”. Zero szacunku. Żeby rozwiązać kontrakt, musiałem się zrzec sporej części. Ale w tamtym momencie szczęście rodziny było ważniejsze niż kasa. 

Zgodzisz się, że największym problemem piłki są ludzie, którzy zarządzają? 

Chyba tak. Ludzie zawsze myślą o pieniądzach, a nie o tym, jak piłkarze mają poukładane życie, jaki wpływ mają te ruchy na rodzinę. Nawet nie patrzą na to, że komuś np. urodziło się dziecko. Jakbym wiedział, że taki jest ten świat, nie grałbym w piłkę. Zarabiać, zarabiać, zarabiać. To nie jest ludzkie. 

WARSZAWA 04.05.2019 MECZ 34. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - PIAST GLIWICE 0:1 MARKO VESOVIC PIOTR PARZYSZEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

W wywiadzie dla oficjalnej strony Piasta powiedziałeś: “Spotkałem dużo takich, którzy mieli wielokrotnie większy talent piłkarski ode mnie, ale zarówno ich tryb życia jak i skomplikowane relacje z kobietami spowodowały, że daleko nie zaszli”. Potem dodałeś, że twoja żona nie jest typową kobietą piłkarza. Co masz na myśli mówiąc “typowa kobieta piłkarza”?

Louis Vuitton i Gucci to dwie najważniejsze sprawy w życiu. Nie będę ukrywał, moja żona też ma różne torby, ale ona tego nie wystawia na Instagram. Nie musi pokazywać całemu światu, że ma tak dobrze. Dostaje to ode mnie, bo ją szanuję i myślę, że na to zasługuje. Zawsze mi pomaga, zawsze dla mnie jest. Urodziła moje pierwsze dziecko, jest w ciąży z drugim. Stereotypowa kobieta piłkarza pokazuje na każdym meczu “mój kochany piłkarz, powodzenia”. Fajnie, ale co tydzień robić coś takiego? 

Celebrytka. 

Ona staje wtedy ważniejsza niż on. A tak nie jest. Dobra kobieta musi być w cieniu. Jak robi swoje interesy, karierę, to oczywiście też musi się eksponować, to zupełnie inny świat. Moja by poleciała ze mną do Azerbejdżanu, jakby tylko było trzeba. I to w ciąży i z córką na rękach. Znam chłopaków, którym się nie poukładało. Chłopak myślał, że to miłość życia i się załamał. Sześć lat razem, nagle jesteś sam i co? Zaczyna się kasyno, picie. A talent? Wielu takich widziałem, naprawdę. Zawsze szkoda takich piłkarzy. Wielu powtarza, że jeśli talent nie chce ciężko pracować, to sama ciężka praca zawsze wygrywa. Dlatego jestem przekonany, że dotarłem do piłki profesjonalnej, bo zawsze ciężko pracowałem. W akademii zawsze mówili: patrz na siebie, bo z tej drużyny może grać w piłkę jeden albo dwóch. U nas był wyjątek, bo siedmiu czy ośmiu doszło do profesjonalnej piłki. 

Z kobietami jest jak z inwestorami? Też piłkarz musi dokonywać ostrej selekcji? 

Ja mam to szczęście, że poznałem moją jak jeszcze nie grałem w poważną piłkę. Nie chciałbym teraz poznawać żony czy dziewczyny, bo wiem, jak jest. Wiele kobiet twierdzi, że życie piłkarza na pewno wiąże się z milionami. Tak nie jest, nie każdy piłkarz zarabia miliony. To nie jest takie życie, jak się wydaje. Nigdy nie wiesz, czy kochają ciebie, czy twoje pieniądze. 

Dowiesz się, jak znajdziesz się na zakręcie. 

Jak masz kontuzję albo nie masz klubu. Albo odchodzisz gdzieś, gdzie ona nie chce iść.

W jakich okolicznościach poznałeś swoją małżonkę? 

Miałem 18 lat. Pracowała na stacji benzynowej. Miałem już jakiś kontrakt, w klubie dostaliśmy kartę do tankowania. Pojechałem zatankować, a ona mówi:

– Znowu przegraliście?

– Ale ja nawet jeszcze nie gram!

– A ja nie wiem, w ogóle się nie znam na tej piłce.

Zaczęliśmy rozmawiać, tak się potoczyło. Miałem wtedy jeszcze dziewczynę. Zerwałem z nią, żeby być teraz z moją żoną.

Jak mówić żonie co pół roku “kochanie, musimy się przeprowadzić”?

Moja jest już specjalistką od przeprowadzek.

Widziałem materiał na PiastTV, w którym mówiła, że ma już w telefonie wypisaną skrupulatnie listę rzeczy, które trzeba załatwić przy przeprowadzce. 

Nie lubię jej tego mówić, ale jak pojawiają się jakieś konkrety, to muszę. Jest już przyzwyczajona. W ostatnich latach mieliśmy ten komfort, że mogliśmy się na to przygotować. Strzeliłem 25 bramek w De Graafschap, to wiedziałem, że jestem gotowy na zmianę klubu. W Zwolle z kolei miałem nie po drodze z trenerem, nie chciałem z nim współpracować, musiałem odejść. Teraz jestem w momencie, w którym nie muszę nic zmieniać. Jakby coś się pojawiło, jak pod koniec okna z Frosinone, byłaby to kompletnie inna sytuacja.

Nie zawsze tak jest, idąc do Danii musiałeś zmienić klub świeżo po narodzinach córki. 

I żona i tak ze mną pojechała. W nocy, samochodem, dziecko miało trzy tygodnie. Miesiąc siedzieliśmy z córką w hotelu. Dla niej męczące jest tylko załatwianie, a do reszty – jak mówi – zawsze się dostosuje. Przychodząc do Polski bałem się tylko, jak córka na to zareaguje, ale ona powiedziała tylko “tato, będzie dobrze”. I jest bardzo dobrze. Na początku płakała jak szła do przedszkola, a teraz płacze, jak ją odbieramy. Mówi już po polsku.

Nie boicie się, że się udusicie we własnym sosie? Żona Holenderka jeździ za tobą wszędzie, rezygnując ze swojej części swojego życia, realizowania się w czymś, ale i wielu przyjaźni, swojej rodziny.

Nie, bo nam jest najlepiej jak jesteśmy razem. Gdy ostatnio wyleciała na tydzień do Holandii z córką, nie wiedziałem, co robić. Początkowo myślałem: spoko, odpocznę. Wróciłem z lotniska i przez godzinę siedziałem na kanapie, bo nie wiedziałem, co teraz. Umówiłem się z chłopakami wieczorem, a na drugi dzień po treningu znowu: trzy razy włączyłem telewizor, ale trzy razy się wyłączył, bo nic na nim nie robiłem, tylko siedziałem na telefonie. Bez nich nie wiedziałbym, co robić w tym życiu. Nie mam pojęcia, co robią kawalerzy w moim wieku. Netflixa znają już chyba na pamięć. Często spotykam się z chłopakami, żona też ma swoje koleżanki, nie ma w ogóle problemu. Jak mam trudny czas, to moja wie, że powinienem iść się rozerwać z chłopakami. Widzi, jak się wkurzam, jak przeklinam. To nie jest łatwe.

PLOCK 27.10.2018 MECZ 13. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - PIAST GLIWICE PIOTR PARZYSZEK MATEUSZ MAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Trafiłeś kiedyś do szatni, w której nie było piłkarza uzależnionego od hazardu? 

Nie. 

Z czego się to bierze? 

Musiałbym przemyśleć, tego sam nie wiem. Sam kiedyś trochę w to wpadłem. Jeździłem do kasyna na początku swojej kariery w Holandii. Nie wiem, czy to przez znudzenie, czy potrzebę adrenaliny. Piłkarze kojarzą się z kasynem i nieprzypadkowo. To takie piłkarskie, tak samo jak posiadanie wielu kobiet. Próbujemy to ukrywać, ale tak jest, taka prawda. Zarabiasz więcej niż inni, więc możesz pójść. Ale to też ma chorą drugą stronę. Znam chłopaków, którzy stracili tyle kasy, że szkoda o tym w ogóle gadać. To choroba. Sam też to czułem. Czasami wciąż czuję. Nawet jak przestałeś w to grać, chęć zawsze jest. Mam żonę, która mnie trzyma. Ale mam też czasami ochotę. I nawet nie chodzi o wydanie kasy, a o to, żeby pograć, poczuć adrenalinę. 

Ale jak zagrasz za 30 złotych, to nie czujesz adrenaliny, skoro wiesz, ile zarabiasz. 

Myślisz sobie: co to jest 10 euro? I tak wchodzisz w grę. Grałem kiedyś z jednym chłopakiem. Pokazywał mi, że dostał 250 tysięcy euro zaległej pensji. Miał spłacić mieszkanie. Odszedłem z klubu, parę miesięcy później zdzwoniliśmy się na święta. 

– Jak tam, spłaciłeś mieszkanie?

– Piotrek, nie możesz mówić mojej, bo jest teraz w ciąży. Wszystko straciłem. 

Jednego wieczora? 

Przez okres trzech miesięcy, gdy jej nie było. 

Spirala – myślał, że pójdzie następnym razem i się odegra.

To jest ta choroba. Jak raz wygrałeś, myślisz zawsze, że drugi raz też wygrasz. To tak nie działa. Kasyno zawsze wygrywa. Jak byłem młodszy, przekonałem się o tym. Rok temu ten chłopak podpisał nowy kontrakt i menedżer załatwia mu sprawy finansowe, pensja trafia na jego konto. Żona chyba się dowiedziała, co i jak. 

Mądry ruch. 

Nawet bardzo. Ma dwójkę dzieci. Jak jesteś sam i niszczysz sobie życie, to twój problem. Ale tu chodzi o przyszłość twoich dzieci.

Ile przegrałeś w kasynie? 

Jako 18-latek prawie przegrałem jednego wieczora prawie całą pensję pensję. Zarabiałem wtedy 1300 euro. Byłem już razem z moją obecną żoną. Ona też lubi grać, ale wie, kiedy skończyć. Przegrałem już 1200, zagrałem za ostatnie sto i wygrałem 400 euro. Gdy wychodziliśmy, powiedziałem, że chcę założyć sobie zakaz na kasyno. 

Nie złamałeś go? 

Nie. Później wyjechałem do Anglii, gdzie byłem w kasynie raz. W Belgii chodziliśmy razem z żoną. Ale to już było inaczej: wybieraliśmy kwotę i spokojnie graliśmy za nią, ani centa więcej. 

Niecodzienne randki macie, prawie jak ten co zdjęcia robi. 

No, było fajnie. Ona jeszcze wtedy była w ciąży, więc wszyscy pierwszeństwo dawali przy stołach! W Polsce nie byłem ani razu. 

Na jakie największe głupoty wydają piłkarze? 

Nie wiem, zależy od człowieka. Słyszałem, że czasami piłkarze zarabiają 30 tysięcy euro, a biorą kredyt na dom o wartości dwóch milionów euro. To trzeba być głupkiem. 

Dom przynajmniej tak łatwo nie stanieje. 

Ale dwa miliony euro! 

Ty na co głupiego wydajesz? 

Mam dużą kolekcję butów. Kilka par kosztuje kilkanaście razy więcej, niż normalne buty ze sklepu. Wpadłem kiedyś w spiralę: kupowałem buty, buty, buty. Mam pięć par tego samego modelu, inne kolory. 

Chodzisz w tych butach? 

Tak, tak, nie za dużo, ale chodzę. Żona też miała dwie pary, ale niewygodne, to sprzedała. Jak już coś kupuję, to buty i torby dla żony. Poza tym żyjemy normalnie. Teraz sporo idzie na dziecko.

Żałowałeś kiedyś jakichś zakupów?

Nigdy nie żałuję rzeczy, które kupuje, skoro kupowałem z pełną świadomością. Byłem pewny, że tego chcę. A jak się znudziło, to sprzedawałem. 

Jest w szatni piłkarskiej pęd, że skoro ten ma takie buty, ten takie ciuchy, młody chce mieć to samo? 

Oczywiście. Patrząc na chłopaków też marzyłem za butami. W Anglii dostałem lepszy kontrakt, kupiłem i co teraz? Nic się nie zmienia, tylko tyle, że ludzie się na ulicy na ciebie bardziej patrzą. Przekonałem się, że to co masz jest ważne dla ciebie, a nie dla innych. Nie muszę pokazywać, co mam.

Wrócisz jeszcze kiedyś do Holandii? 

Nie. 

A czego Polak mógłby się nauczyć od Holendra? 

Podejścia do życia? W Polsce wielu jest sztywnych, smutnych ludzi. I ja też jestem w sumie w tym wywiadzie smutny, więc będę powtarzał – jeśli masz dach i jedzenie, masz więcej niż 80% ludzi z całego świata. Ludzie w Polsce lubią narzekać, a przecież mają wszystko. Moje narzekanie nie ma nic wspólnego z faktem, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Marzyłem o tym. Mam pieniądze, jestem zdrowy, zarabiam. Czasami narzekam, ale wszystko to akceptuję. Taki jest świat, nie zdziwi mnie już niczym. Jak ludzie będą myśleć “co on pierdoli”, to niech sobie tak myślą. To tylko moje zdanie, o którym mówię, bo wiele osób nie widzi tej drugiej strony. Piłka też jest męcząca i wcale nie jest tak łatwo, jak wszyscy myślą. Ale koniec narzekania, żyjemy dobrze. Mamy najlepsze życie.  

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK / newspix.pl

Najnowsze

Cały na biało

Komentarze

0 komentarzy

Loading...