Prezes Legii Bogusław Leśnodorski zaskoczył pół Polski, gdy wyznał, że piłkarze są przepłacani i że przydałoby się wprowadzenie w naszym kraju „salary cap”, co zatrzymałoby ten chory wyścig na budżety. Zaskakujące było przede wszystkim to, że te słowa wypowiedział właśnie Leśnodorski, czyli prezes płacący zdecydowanie najwyższe pieniądze w lidze. Sam pomysł z „salary cap” jest oczywiście dobry, ale powiedzmy sobie szczerze: to się nigdy nie wydarzy. Ot, gadanie dla gadania.
Jest natomiast jeden prosty sposób, by trochę nasz futbol znormalizować. Skopiować inne rozwiązanie z MLS: publikować informacje o zarobkach zawodników. Jeden szybki, banalny ruch. Lista płac dostępna w internecie.
Powiecie: a co za różnica, czy będzie wiadomo, kto ile zarabia? I zaraz ktoś dorzuci: nie powinno się ludziom zaglądać do portfeli!
Otóż przeczuwamy, że gdyby zarobki wszystkich piłkarzy były jawne – jak to się dzieje w USA – sytuacja powoli by się stabilizowała. Dzisiaj działacze klubowi nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Często wydają pieniądze publiczne (czyli te wszystkie dotacje miejskie) lekką ręką, tu dziesięć tysięcy, tam czterdzieści, tam osiemdziesiąt. Gdyby wiedzieli, że za moment będą musieli wszystkie parafowane umowy upublicznić, ręka by im zadrżała. Zaczęliby się zastanawiać: czy będę w stanie wytłumaczyć ten wydatek? Czy będę potrafił przekonująco uargumentować wysokość tej i tej pensji?
Taka publiczna lista płac zmuszałaby do refleksji, ale też do odpowiedzialności. Finansowe patologie futbolu mielibyśmy podane na tacy. Widzieliśmy, które kluby funkcjonują na zdrowych zasadach, a gdzie ktoś kręci lody i wykonuje dziwne operacje finansowe. Umowy publiczne siłą rzeczy wymuszałyby na prezesach klubu rozwagę.
Jakie są natomiast minusy?
Jak dla nas – nie ma żadnych. Jeden czy drugi piłkarz może być niezadowolony, ale cóż: skoro mogą w ten sposób żyć zawodnicy w MLS, to mogą też w naszej ekstraklasie. Nic im się nie stanie.
Nie w pierwszym sezonie, nie w drugim i nie w trzecim, ale z czasem zarobki w futbolu stałyby się bardziej logiczne. Najlepsi mieliby najwięcej, najgorsi – najmniej. Dzisiejsze tajne kontrakty sprawiają, że często pensja nie idzie w parze z wartością sportową. A opowiadał nam też jeden z byłych prezesów klubu ekstraklasy o piłkarzu, który otwartym tekstem zaproponował mu: proszę mi dać 50 tysięcy złotych (suma mogła być inna, wyższa, już dobrze nie pamiętamy), a ja panu będę co miesiąc oddawał 10 tysięcy. Jest to proceder, który na pewno istniał i przy poufności umów istnieć będzie dalej. Zawsze będą cwani piłkarze i chciwi działacze.
Ten tekst to nie są z naszej strony mrzonki, fantazjowanie. To naprawdę powinno zostać wprowadzone. Tylko ktoś się musi odważyć. Halo, Ekstraklasa SA? Jesteście tam? Panie Biszof? Panie Wandzel?