Galácticos. Kultowa wręcz drużyna, która na początku XXI wieku naprawdę rozbudzała wyobraźnię. Nagle kolejni piłkarscy idole dzieciaków z całego świata pojawiają się na tym samym stadionie, wkładają takie same, śnieżnobiałe stroje i ustawiają się do wspólnego zdjęcia, wyszczerzeni w uśmiechu i zgromadzeni ciasno wokół jowialnego jegomościa, prężącego się dumnie w perfekcyjnie skrojonym garniturze. Jak tu nie zwariować na punkcie takiej ekipy? Florentino Perez szybko udowodnił, że w biznesie futbolowym porusza się równie sprawnie, co w branży budowlanej. Swoją reputację potwierdził zresztą potem w 2009 roku, potwierdza ją także i teraz. Kurz po transferze Edena Hazarda już opadł, co stanowi dobrą okazję, żeby zebrać dokonania transferowe Realu Madryt do kupy i podsumować je spójnym zestawieniem, obejmującym czas od 1999 roku aż do dnia dzisiejszego.
A zatem – bite dwadzieścia lat transferowego szaleństwa Królewskich.
Zaczniemy tuż przed tym, gdy stery na Estadio Santiago Bernabeu chwycił mocną ręką wspomniany Perez. Sezon 1999/2000 jest ostatnim, gdy pieczę nad klubem trzymał Lorenzo Sanz. Już wtedy sporo się zresztą w Madrycie działo, jeżeli chodzi o przebojowe ruchy na rynku, choć nikt nie mógł się spodziewać, że to dopiero cisza przed potężną burzą z piorunami. Kolejne lata to już festiwal transferowych przebojów Pereza, przerwany na krótko, gdy klubem w latach 2006 – 2009 zarządzali Ramon Calderon i Vicente Boluda. Na ten okres też rzucimy okiem.
Przegląd obejmuje wszystkie transfery przychodzące dokonane przez Królewskich w latach 1999 – 2019, a przy okazji dla każdego roku wyselekcjonowaliśmy – naszym zdaniem – najważniejszy dla Realu zakup. Co braliśmy pod uwagę przy wyborze? Na pewno swoją rolę odgrywał wymiar – nazwijmy to – marketingowy, żeby nie powiedzieć – propagandowy danego transferu. Wiadomo, że niektóre ruchy prezesów Realu, zresztą z Perezem na czele, na dłuższą metę nie do końca obroniły się sportowo, ale na docenienie w tego rodzaju zestawieniu i tak zasługują, choćby ze względu na wzbudzane zainteresowanie i znaczenie prestiżowe. Jednak w pierwszej kolejności interesowało nas, jak długo ostatecznie dany zawodnik w Madrycie zabawił, jak wiele w barwach Królewskich osiągnął i jak mocne piętno odcisnął swoimi indywidualnymi dokonaniami na sukcesach całej drużyny. Krótko mówiąc – aspekt medialny transferu miał pewne znacznie, lecz znacznie bardziej liczyło się to, co piłkarz ostatecznie na Estadio Santiago Bernabeu ugrał. Jakie wspomnienie po sobie pozostawił.
A jeżeli danemu zawodnikowi udało się zaistnieć na obu płaszczyznach, czyli narobił szumu i na dodatek wydatnie pomógł w uzupełnieniu klubowej gabloty – cóż, tym lepiej dla niego. Ruszamy.
1999. MICHEL SALGADO (1999 – 2009; 6 milionów euro)
Trochę niepozorny transfer i niepozorny zawodnik, a jednak – Michela Salgado należy szanować.
Do Madrytu trafił z Celty Vigo, która w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych dysponowała naprawdę ciekawą ekipą i kręciła sensacyjne wyniki w La Liga. Hiszpan nie spalił się w topowym klubie – już w sezonie 1999/2000 grał regularnie, a potem jeszcze przez wiele lat był podstawowym prawym obrońcą Królewskich. W sumie rozegrał dla Realu aż 371 meczów, zdobywając 5 goli i notując 25 asyst (wszystkie statystyki w tekście pochodzą z portalu Transfermarkt).
Steve McManaman nazwał kiedyś Hiszpana “autentycznym psychopatą”. 105 żółtych i 5 czerwonych kartek nie wzięło się z niczego, choć dorobek nie wygląda na szczególnie demoniczny. Sam Salgado był twardzielem, lecz nie uważał siebie nigdy za brutala: – Nie, nie jestem taki – zapewniał w rozmowie z Guardianem. – Pewnie Steve miał na myśli to, że byłem dla przeciwnika jak cierń w tyłku, nawet na treningu. Jeżeli zostajesz zawodnikiem Realu Madryt, czeka cię walka o pozycję w drużynie każdego dnia, na każdych zajęciach z zespołem. Dlatego zawsze zmuszałem się do maksymalnego wysiłku. I w tym sensie rzeczywiście byłem nie do zniesienia. (…) Zawsze pragnąłem zwyciężać. A najlepiej – zwyciężać w pięknym stylu – dodał w innej rozmowie.
Salgado wygrał z Realem cztery tytuły mistrzowskie w Hiszpanii, dwa Puchary Mistrzów i dołożył do tego jeszcze kilka mniej prestiżowych zdobyczy. W ekipie złożonej w dużej mierze z super-gwiazd światowego futbolu nie grał nigdy pierwszych skrzypiec, ale jego zajadłość i mocny charakter były wielką wartością tak na boisku, jak i w szatni. Stał się dobrym duchem zespołu. – Byłem jedynym zawodnikiem w szatni, który znał angielski. Dlatego to mnie przypadło zadanie niańczenia McManamana i Beckhama. David był bardzo samotny w Madrycie – jego żona ciągle podróżowała, więc dzwonił do mnie co wieczór i wyciągał na miasto. To z kolei doprowadzało moją żonę do furii! McManamana z kolei poznałem na moim pierwszym obozie przedsezonowym. Trafiliśmy do Madrytu w tym samym oknie transferowym. Pamiętam, to był mój pierwszy dzień w Realu. Trener powiedział: “Rozdzieliśmy pokoje, będziesz mieszkał z Anglikiem”. Pomyślałem tylko: “Boże, za jakie grzechy…”, ale Steve okazał się świetnym gościem.
Tacy ludzie jak Salgado byli wtedy szczególnie ważni dla rozbitej szatni Realu. Przed sezonem 1999/2000 sam Raul powiedział nawet w mediach: – Nasza drużyna pełna jest kłamstw, zdrad i poszeptywań. Żal mi takich zawodników jak Steve McManaman, którzy dopiero dołączają do klubu. Może im się wydaje, że trafiają do jednej z najlepszych drużyn na świecie? Jeżeli tak myślą, to są w błędzie.
***
Kto jeszcze w 1999 roku wylądował w Madrycie? Poza Salgado, warto wymienić także wspomnianego McManamana, który nie stał się nigdy wiodącą postacią zespołu na lata, ale kilka ważnych bramek zdobył i wejście do drużyny miał dość imponujące – wystarczy wspomnieć choćby jego spektakularne trafienie w finale Ligi Mistrzów z 2000 roku. Anglik często bywał też wartościowym jokerem.
Co najmniej na wzmiankę zasłużył również Ivan Helguera, który przez kilka ładnych lat na zupełnie niezłym poziomie reprezentował Real na środku obrony, ewentualnie na pozycji defensywnego pomocnika. Był traktowany trochę jak zapchajdziura, choć zasługiwał na zdecydowanie więcej respektu.
Poza tym? Mniejsze lub większe wtopy transferowe. Ściągnięty za 35 milionów euro Nicolas Anelka kompletnie się w Realu nie sprawdził i już w kolejnym oknie transferowym opuścił stolicę Hiszpanii, pozostawiając po sobie przede wszystkim wspomnienie licznych poza-boiskowych konfliktów i ekscesów. – W hiszpańskich gazetach pisano dokąd chodzę, gdzie bywam, gdzie robię zakupy. Ktoś mnie śledził i mówił, co kupuję. To było dla mnie dziwne i nie chciałem prowadzić tego typu życia – mówił w 2011 roku oficjalnemu portalowi Chelsea, co przetłumaczyli redaktorzy portalu realmadryt.pl. – To był trudny rok na boisku, ponieważ było mi ciężko poza nim. Nie mogłem być tym, kim chciałem, a gdy nie czuję się dobrze poza boiskiem, to nie czuję się też dobrze na boisku. Ponadto trudno mi było poczuć się częścią drużyny. Po pierwsze, nie potrafiłem mówić po hiszpańsku. To nie jest usprawiedliwienie, ale mentalność była bardzo odmienna od tej angielskiej. Dlatego właśnie przebywałem tam tylko rok. Wiedziałem, że to nie dla mnie. Ale mimo że było ciężko, sam koniec był dobrym momentem, bo wygraliśmy Ligę Mistrzów, a ja strzeliłem bramki w półfinałach. Ale to był trudny rok.
Poza Anelką, kompletnie nie wypalili tacy zawodnicy jak Perica Ognjenovic, Elvir Baljic, Albano Bizzarri. Na dłuższą metę nie sprawdził się także Geremi. Wyszło więc na to, że odpalili przede wszystkim ci, którzy kosztowali… najmniej.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 1999/2000): Nicolas Anelka (35 mln), Elvir Baljic (15.6 mln), Perica Ognjenovic (8 mln), Michel Salgado (6 mln), Geremi (5 mln), Ivan Helguera (2.5 mln), Steve McManaman (za darmo).
2000. LUIS FIGO (2000 – 2005; 60 milionów euro)
Symboliczny transfer, stanowiący pierwszy akcent galaktycznej ery Realu Madryt. Przenosiny Luisa Figo na Estadio Santiago Bernabeu prosto z Camp Nou do dzisiaj stanowią synonim futbolowej “zdrady”. Zwłaszcza, że Portugalczyk w 2000 roku naprawdę był u szczytu swoich piłkarskich możliwości – otrzymał nawet wtedy Złotą Piłkę, wyprzedzając Zidane’a, Szewczenkę i Henry’ego.
Czy Figo źle się czuł w Barcelonie? Niekoniecznie. Czy parł na transfer do innego klubu? Też nie. Figo w 2000 roku chciał po prostu więcej forsy. Oczekiwał takiej podwyżki zarobków, która była dla niego – tak mu się przynajmniej wydawało – poza zasięgiem w stolicy Katalonii, a którą Florentino Perez był w stanie zapłacić bez mrugnięcia okiem. Nowy prezes Królewskich traktował ściągnięcie portugalskiej super-gwiazdy do Madrytu jako punkt honoru, a pobicie przy okazji światowego rekordu transferowego miało stanowić dodatkowy symbol mocarstwowej pozycji jego Realu w świecie futbolu. – Uważałem, że w Barcelonie nie traktowano mnie uczciwie – powiedział Portugalczyk w rozmowie z FourFourTwo. – Nie byłem opłacany tak wysoko, jak na to zasługiwałem. To prawda, że kiedy już się porozumiałem z Realem, działacze Barcy jednak chcieli zapłacić mi tyle, ile żądałem. Była szansa, by odwołać transfer, ale stało się to za późno. Nie chciałem, żeby mój agent miał kłopoty i odszedłem do Madrytu. (…) Najpierw był moment gniewu. A potem… Potem wszystko stało się nagle rzeczywistością.
Cała saga z przenosinami Portugalczyka do Madrytu trwała miesiącami. Perez, kandydując jeszcze na urząd prezesa klubu, przeprowadził sondę wśród socios, pytając o zawodnika, którego najbardziej chcą zobaczyć w białym trykocie Realu. Głosowanie z dużą przewagą wygrał właśnie Luis Figo. – Pamiętam go jeszcze zanim trafił do Barcelony – wspominał Manolo Sanchis, legenda Królewskich, w rozmowie z Bleacher Report. – Grał wtedy w Sportingu i był jeszcze nastolatkiem. Nikt go nie znał. Przyjechał na Bernabeu i zrobił z nas miazgę. Zapytałem: “Kto to, u diabła, jest?”. Doprowadzał nas do szaleństwa. Niesamowity zawodnik, crack.
Obietnica Pereza była zatem jasna. “Jeżeli zawiodę i nie kupię Figo, zapłacę za was wszystkich składkę członkowską” – powiedział w obliczu 80 tysięcy słuchaczy. – To zapewnienie było jak trucizna – opowiadał Diego Torres z El Pais. – Obietnica Pereza idealnie trafiła w fantazję Madridistas o super-potędze. Zniszczenie Barcelony jednym przelewem? Nagle Lorenzo Sanz i jego Puchary Europy przestały się liczyć. Wszyscy mieli je w dupie. Kibice Realu nie chcieli Figo, bo tak bardz go uwielbiali. Chcieli go, żeby pokazać, że mogą go mieć, jeśli tylko zechcą.
Cały misterny plan się powiódł. Florentino został prezesem klubu, zrzucając ze stanowiska Sanza, choć ten dwa razy zatriumfował w Lidze Mistrzów. Figo i jego agent nie zdołali się już wykaraskać z zawartych umów, prezydent Barcelony miał związane ręce. Dokonało się.
Ostatecznie Portugalczyk w Realu osiągnął wiele, choć być może nie aż tak wiele, ile się po nim spodziewano. Dwa mistrzostwa kraju, Puchar Mistrzów, kilka gratisowych trofeów. W sumie 245 meczów dla Królewskich, 56 goli i 93 asysty. Plus kilka podarunków ze strony sympatyków Barcelony, między innymi legendarny już świński łeb. W Realu portugalski skrzydłowy był zawsze tym najmniej kochanym z galaktycznej paczki.
Ciekawie opisywał to zjawisko Leszek Orłowski w książce “Real Madryt. Królewska era Galacticos”: – Figo żalił się, że w wieku 32 lat został uznany za martwego piłkarsko oraz że nie zorganizowano mu żadnego pożegnania. Dlaczego Pérez w taki sposób potraktował swoje pierwsze dziecko, jeśli założyć, że wszyscy Los Galácticos to w pewnym sensie jego potomstwo? Otóż uważam, że jak dzieci traktował Zidane’a, Ronaldo i Beckhama, natomiast nigdy Figo. Nie przebierając w słowach, Portugalczyk był dla prezydenta dziwką. Pérez wziął go, wykorzystał, sowicie opłacił, po czym pozbył się bez sentymentów, gdy uznał, że nadszedł na to czas. Sądzę, że w głębi duszy ten przepojony ideami caballerismo (choć nie zawsze postępujący w zgodzie z nimi) człowiek pogardzał piłkarzem, gdyż ten dla pieniędzy wyrzekł się klubu, w którym go kochano. Brzydził się Figo. Nigdy już przecież nie powtórzył manewru z wykradzeniem gwiazdy Barcelonie, chyba nawet na poważnie nie próbował. Zrobił to raz, bo musiał.
***
Transfery w sezonie 2000/2001 to nie tylko słynny Figo. Do Madrytu trafił także Flavio Conceicao, jedna z gwiazd Deportivo La Coruna. To trochę zapomniany gracz, tymczasem Brazylijczyk był cenną postacią w drugiej linii Królewskich, gdy ci triumfowali w Lidze Mistrzów w 2002 roku. Wraz z nim do klubu trafił także Claude Makelele. Tego pana z pewnością nie trzeba nikomu przypominać – do dziś jego pochopną sprzedaż do Chelsea uznaje się za jeden z największych błędów Florentino Pereza. – Nie będzie nam go brakowało. Jest przeciętny technicznie, wolno biega, nie potrafi podaniem ominąć przeciwnika. Albo gra do tyłu, albo do boku – zapewniał Perez, gdy w francuski defensywny pomocnik opuszczał Real w 2003 roku, nie doczekawszy się podwyżki zarobków. Zinedine Zidane miał to wówczas skomentować: – Po co nam kolejna warstwa lakieru na Bentleyu, skoro wyciąga się z niego silnik?
– Makelele, Helguera i Salgado byli naszymi najlepszymi zawodnikami. Nikt jednak ich nie doceniał, a oni czuli, że to nie jest w porządku – pisał w swojej biografii Steve McManaman. – Gdziekolwiek się ruszaliśmy, musieliśmy ściskać ręce sponsorów i udawać zadowolonych. Na ścianach wisiały plakaty Galacticos. Nie było nawet wzmianki o tym, że Real to też dwudziestu innych zawodników. To było zaprzeczenie tego, jak powinno wyglądać budowanie jedności w zespole.
Wspomnieć trzeba też o Santiago Solarim, który w 2000 roku zamienił zdegradowane Atletico na Real i przez kilka lat był cennym zadaniowcem. Reszta zawodników na Estadio Santiago Bernabeu za wiele nie zwojowała.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2000/2001): Luis Figo (60 mln), Flavio Conceicao (25 mln), Claude Makelele (14 mln), Pedro Munitis (10.5 mln), Cesar Sanchez (6.25 mln), Santiago Solari (3.5 mln), Albert Celades (za darmo).
2001. ZINEDINE ZIDANE (2001 – 2006; 77.5 miliona euro)
– Niecierpliwie czekałem na tę chwilę – mówił Zizou w lipcu 2001 roku, komentując swoją przeprowadzkę do Madrytu. – Spędziłem w Juventusie pięć lat i sądzę, że nadszedł odpowiedni moment na zmianę otoczenia. Niedawno stwierdziłem, że pieniądze, jakie Real za mnie zapłacił są przytłaczające i nie czuję się wart aż takiej sumy. Wciąż tak uważam. To ogromna kwota. Jestem tego świadom i nie zmieniam zdania, ale teraz czeka mnie nowe wyzwanie. Potrzebowałem tego.
Na prezentacji Zinedine’a Zidane’a pojawiły się setki dziennikarzy z całego świata. Widowisko cieszyło się takim zainteresowaniem, że stacja Canal+ zdecydowała się zapłacić naprawdę niezłe pieniądze za prawa do transmisji powitalnej konferencji prasowej byłego zawodnika Juventusu. Korespondent The Independent relacjonował pieczołowicie: – Kelnerki chodziły między reporterami, częstując nas kanapkami z wędzonym łososiem. Kelnerzy przemykali w tłumie, niosąc tace z winami: czerwonym i białym. Brakowało tylko szampana. Najwyraźniej w klubie uznano, że cała operacja ściągnięcia Zidane’a do Madrytu kosztowała już dostatecznie dużo.
Najdroższego piłkarza świata powitały na Estadio Santiago Bernabeu nie tylko tabuny dziennikarzy, ale i tłumy rozanielonych kibiców. Trzeba powiedzieć, że francuski playmaker szybko dowiódł, iż był wart fortuny, jaką Real na niego wydał. Najpierw poprowadził Królewskich do triumfu w Lidze Mistrzów, w kolejnym sezonie zwyciężył wraz z Realem na krajowym podwórku. Potem było już trochę gorzej, brakowało trofeów, ale Zidane swoją grą i tak zapracował na status ikony. Piłkarz-symbol, uosobienie boiskowej elegancji. W sumie: 225 występów w koszulce Realu, 49 trafień. Zdecydowanie Francuz otrzymał ze strony trybun taką dawkę miłości, o jakiej Figo mógł tylko pomarzyć. Zresztą – Zizou odwzajemnił to uczucie. Estadio Santiago Bernabeu stało się jego drugim domem, Hiszpania drugą (czy w zasadzie – trzecią) ojczyzną.
Jego trenerska przygoda tylko dodaje smakowitości tamtemu transferowi – chyba nawet sam Perez się nie spodziewał, że ściągnięcie Zizou do Realu będzie aż tak ważnym momentem w dziejach klubu.
***
Kto oprócz Zizou trafił do Realu w 2001 roku? No cóż – właściwie to nikt. Przesunięto tylko paru wychowanków do pierwszej drużyny i to by było na tyle. Jeżeli chodzi o transfery gotówkowe, Real ograniczył się do genialnego Francuza.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2000/2001): Zinedine Zidane (77.5 mln).
2002. RONALDO (2002 – 2007; 45 milionów euro)
Czy bohatera mundialu mogło zabraknąć w talii Pereza? Oczywiście, że nie. Brazylijski super-talent wylądował w Madrycie niedługo po swoim genialnym występie na boiskach Korei i Japonii, gdy przypomniał całemu światu, że jeżeli jest zdrów, nikt nie może się z nim równać. W barwach Realu słynny Il Fenomeno oczywiście swoją klasę potwierdził – w sezonie 2002/2003 zdobył z Królewskimi mistrzowski tytuł w La Liga, rok później założył koronę króla strzelców hiszpańskiej ekstraklasy. Co prawda kłopoty ze zdrowiem i niezbyt profesjonalny tryb życia nie pozwoliły brazylijskiemu snajperowi długo cieszyć się doskonałą dyspozycją, ale – co błysnął, to jego. W sumie 177 meczów, 104 gole, 34 asysty.
Wokół transferu było sporo wątpliwości. Sceptyczni byli kibice, szatnia Realu także – wszystkim, oprócz zafiksowanego na punkcie kolekcjonowania gwiazd Pereza, wydawało się, że akurat w linii ataku nie potrzeba madryckiej drużynie żadnych dodatkowych armat, nawet tak potężnych. Jednak Brazylijczyk wiedział, jak przekonać do siebie malkontentów – strzelił gola już po 40 sekundach swojego debiutu w koszulce Realu. Doskonale wkomponował się do zespołu. Najpierw we współpracy z nim zakochał się Zidane, a reszta podążyła jego śladem.
Ci, którzy mieli nieco inne zdanie na ten temat i widzieli zespół w innym kształcie niż wymarzył sobie Perez – na przykład Vicente Del Bosque – prędko żegnali się z klubem. Bez sentymentów.
Real osiągnął z Ronaldo w składzie pewne – choć też nie tak znowu liczne – sukcesy na krajowym podwórku, lecz nie zdołał zatriumfować w Lidze Mistrzów. Aczkolwiek chyba najsłynniejszy występ Brazylijczyka w koszulce Królewskich miał miejsce właśnie w Champions League. Na dodatek był to mecz przegrany przez Real z Manchesterem United. – Byłem sfrustrowany. Siedziałem wtedy na ławce i nie mogłem uwierzyć, z jaką łatwością przychodzą Realowi kolejne bramki – wspominał Quinton Fortune. – Chciałem tylko wejść na boisko i uprzykrzyć trochę życie Zidane’owi, tak majestatycznie się prezentował. Cudownie się patrzyło na niego i na Ronaldo. Byłem wtedy tylko dzieciakiem. Bycie na jednym boisku z tyloma gwiazdami było dla mnie jak sen. Coś niewiarygodnego.
***
Poza jednym hitem – znów nie działo się w sumie wiele. Kilka powrotów z wypożyczeń, przesunięć wewnątrz struktur klubu. Nic specjalnego.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2002/2003): Ronaldo (45 mln).
2003. DAVID BECKHAM (2003 – 2007; 37.5 miliona euro)
Jeżeli chodzi o przenosiny Davida Beckhama do Realu Madryt, są dwie szkoły.
Według falenickiej – transfer okazał się kompletną pomyłką. Anglik totalnie zaburzył hierarchię wewnątrz zespołu i balans w składzie. W książce “Real Madryt. Strategia sukcesu” możemy przeczytać nawet wnioski z raportu Adama Galinskiego, który starał się naukowo udowodnić istnienie takiego zjawiska jak przesyt talentów w drużynie sportowej. – Galinsky pyta: „Czy widzieliście sytuację, w której wiele osób z zespołu było wobec siebie podejrzliwych i nie integrowało się zbyt dobrze?”. Generalnie, twierdzi Galinsky, lepiej nie budować zespołu na wzór All-Stars – w którym każdy zawodnik chce dostawać piłki, a żaden nie chce grać w obronie.
– „Jeśli jest zbyt wielu ludzi, którzy chcą być gwiazdami, koordynacja spada” – powiada Galinsky. Niestety – nie można przewidzieć, kiedy dany zespół dochodzi już do punktu nadmiernej kumulacji talentów. Większość zespołów potrzebuje ludzi o różnych umiejętnościach, by realizować różne zadania – na przykład drużyna koszykówki poza gwiazdami zdobywającymi mnóstwo punktów potrzebuje graczy, którzy potrafią zbierać piłki i bronić. Galinsky mówi: „Posiadanie zestawu umiejętności ma krytyczne znaczenie. (…) Tam, gdzie jest współzależność, potrzebna jest również specjalizacja”. Gdy zespół zbliża się do punktu nasycenia talentami, pojawia się sygnał ostrzegawczy: zbyt wielu członków zespołu konkuruje ze sobą o te same zadania, a inne zadania – te, które nie są w centrum uwagi – nie są wykonywane. Wielu menedżerów i członków drużyn osobiście obserwowało efekty nadmiaru talentów.
Jest też szkoła otwocka. Jej przedstawiciele dowodzą, że Beckham – owszem – nie zagwarantował Realowi spektakularnych sukcesów sportowych, ale zatrudnienie takiego giganta show-biznesu pozwoliło klubowi otworzyć się na nowe rynki, zaistnieć mocniej w świadomości mieszkańców Dalekiego Wschodu i Stanów Zjednoczonych. Czy Beckham w 2003 roku był lepszym zawodnikiem niż Raul, Zidane, Figo, Ronaldo albo Guti? Nie. Ale marketingowo przerastał cały ten gwiazdozbiór o dwie głowy. Jego losy interesowały odbiorców, którzy dotychczas z Realem Madryt nie mieli nic wspólnego.
Prawda chyba w tym przypadku leży gdzieś pośrodku.
David Beckham do Realu trafił w 2003 roku, rozegrał dla klubu łącznie 159 meczów, zdobył 20 goli i zanotował 48 asyst. Wygrał jedno mistrzostwo Hiszpanii, dorzucił do tego krajowy superpuchar. Trochę biednie, biorąc pod uwagę, jak gigantyczne były oczekiwania wobec niego i całej drużyny Królewskich w tamtym okresie. – Zamieniłem pomocnika podającego na kilka metrów na pomocnika zagrywającego na kilkadziesiąt – przechwalał się Perez wymianą Makelele na Anglika, choć tak naprawdę to on na tym interesie – przynajmniej sportowo – wyszedł stratny.
Pojęcie Galacticos stawało się coraz bardziej pejoratywne. Wkrótce sami zawodnicy znienawidzili ten pompatyczny tytuł.
– Nie pamiętam, kiedy ludzie zaczęli wciąż nas tak nazywać – wspominał Raul w rozmowie z Marcą. – Chyba właśnie wtedy, gdy trafił do nas Beckham, albo nawet trochę wcześniej. Nie wygraliśmy w tym składzie ani jednej Ligi Mistrzów. Ludzie pamiętają tę erę tylko dlatego, że Florentino Perez ciężko pracował, żeby uczynić Real Madryt klubem o globalnym zasięgu. To był świetny czas, cudownie się czułem grając z wielkimi zawodnikami. Ale prawda jest taka, że nie osiągnęliśmy wiele. David Beckham tylko raz wygrał ligę. I to już wtedy, gdy wiedział od Fabio Capello, że po sezonie odejdzie z klubu. Heroicznie wtedy wywalczyliśmy mistrzostwo. Ale to był już 2007 rok…
***
Jeżeli chodzi o pozostałe transfery – posucha. Beckham był jedynym poważnym wzmocnieniem Realu w sezonie 2003/04.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2003/2004): David Beckham (37.5 mln).
2004. MICHAEL OWEN (2004 – 2005; 12 milionów euro)
– Na początku trzeba było się przedstawić. Na konferencji pojawiło się przeszło pięćdziesięciu dziennikarzy – wspominał Michael Owen w swojej autobiografii. – Powiedziałem, że jestem zachwycony perspektywą występów z Ronaldo, Morientesem i Raulem. Oznajmiłem: “Ojciec zawsze mi opowiadał o wielkich napastnikach Realu, którzy grali w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Di Stefano i Puskas – duet niesamowitych snajperów. A obok nich Gento, najszybszy z całej ekipy, który nosił koszulkę z numerem jedenaście”. Moją koszulkę z jedenastką otrzymałem od samego Di Stefano. Przeszyły mnie dreszcze.
To z pewnością jeden z najdziwniejszych transferów Realu w tamtym okresie. Świadczący o tym, jak mocno degenerowała się z biegiem lat polityka transferowa klubu. Michael Owen trafił do Madrytu w okazyjnej cenie, fakt. Lecz tak naprawdę wylądował w zespole, który od początku w ogóle zawodnika o takiej specyfice nie potrzebował. Kwiatek do kożucha.
Królewscy mieli w tamtym czasie czterech zdobywców Złotej Piłki w składzie, lecz angielski napastnik nie cieszył się aż taką renomą jak pozostała trójka. Był “galaktyczny” trochę na siłę. Spędził w stolicy Hiszpanii tylko rok. Rozegrał dla Realu 45 meczów, zdobył 16 goli – wcale nie tak mało, biorąc pod uwagę, że często grywał ogony. Właściwie to trafiał do siatki bardzo regularnie i kiedy już dostawał szansę w gry w wyjściowej jedenastce, raczej jej nie marnował jakimiś katastrofalnymi występami. Ale to było o wiele za mało, żeby wywalczyć miejsce w galowym zestawieniu Królewskich na stałe. Tymczasem Liverpool, z którego Owen odszedł, w maju 2005 roku zatriumfował w Lidze Mistrzów.
– Nie zaprzeczam, że chciałbym mieć w swoim dorobku Puchar Europy. Jednak w momencie, gdy decydowałem się na przenosiny do Madrytu wszyscy byli przekonani, że złapałem życiową szansę, która może się już nie powtórzyć – klarował Owen. – Kiedy byliśmy na tournee w Stanach Zjednoczonych, zadzwonił mój agent. Powiedział, że jeśli tylko powiem słowo, to kupi mnie Real. Szczerze? Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy zamknąć w łazience i płakać. Biłem się z myślami. Zmieniałem zdanie tysiąc razy na godzinę. Szybko zdałem sobie jednak sprawę, że gdybym nie wykorzystał tej okazji, to wyrzucałbym sobie to do końca życia. To była przygoda, której nigdy nie zapomnę. Wkładanie tej sławnej, białej koszulki, gra na wspaniałym Santiago Bernabeu czy dzielenie szatni z tymi wielkimi gwiazdami było spełnieniem moich marzeń.
Cóż – może i było warto, choćby dla tej bramki w Klasyku?
***
Poza Owenem do Madrytu trafiło jeszcze trzech zawodników, ale w sumie żaden z nich nie sprawdził się w barwach Realu. Thomas Gravesen kompletnie się nie odnalazł w roli nowego Makelele i zasłynął głównie masakrowaniem nóg kolegów z zespołu na treningach i randkowaniem z gwiazdami branży porno. Wiecznie kontuzjowany Jonathan Woodgate to już z kolei niemal przysłowiowy przykład transferowej wpadki. Ściągnięto go do Madrytu wbrew wszelkim przesłankom, ignorując niepokojące reporty lekarzy.
Efekt? Kompromitacja klubu. Anglik praktycznie nie opuszczał gabinetów lekarskich. Nie sprawdził się resztą również w Madrycie solidny stoper, Walter Samuel. Królewscy rozpaczliwie poszukiwali twardziela, który weźmie za pysk linię defensywną zespołu i będzie stanowił fundament, na którym stanie stały zespół. Argentyńczyk nie zdążył sprostać tym oczekiwaniom – wyleciał po jednym sezonie.
Pepe powiedział później, chyba dość celnie: – Real Madryt był cmentarzyskiem znakomitych stoperów.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2004/2005): Walter Samuel (25 mln), Jonathan Woodgate (18.3 mln), Michael Owen (12 mln), Thomas Gravesen (3.4 mln).
2005. SERGIO RAMOS (2005 – ; 27 milionów euro)
Gdyby robić tego rodzaju zestawienie w 2005 roku, z pewnością palma pierwszeństwa należałaby do Robinho, który trafił do Realu Madryt w tym samym oknie transferowym co Sergio Ramos. Lecz z dzisiejszej perspektywy nie ma wątpliwości, że to obrońca ściągnięty z Sevilli był znacznie ważniejszym zakupem dla Realu.
Właściwie, to jednym z najważniejszych w całej historii klubu.
Sergio Ramosa można nie lubić – jest za co. Jednak jego osiągnięcia w barwach Realu po prostu zwalają z nóg. 606 meczów rozegranych dla klubu, do tego aż 84 (!) gole i 39 asyst. Oszałamiające dokonania, a do tego dochodzi jeszcze kolekcja pucharów. Cztery tytuły mistrzowskie, cztery zwycięstwa w Lidze Mistrzów, dwa Puchary Króla… Naprawdę, nie ma się o co do Ramosa przyczepić – tym bardziej, że często musiał sam brać sprawy w swoje ręce i w heroicznych okolicznościach zapewniać swojemu zespołowi ważne punkty i kluczowe zwycięstwa. Lider, kapitan, wódz. Zdecydowanie jedna z najważniejszych, najbardziej emblematycznych postaci dla Realu Madryt.
Aż dziw, że ten gość nie jest wychowankiem Los Blancos. Wygląda na faceta, który wręcz urodził się w koszulce Realu. W 2005 roku klub desperacko potrzebował nowego Fernando Hierro i on się nim stał. Nie od razu, ale dziś można już chyba z całą stanowczością stwierdzić, że Ramos wręcz przerósł starszego kolegę.
***
Jako się rzekło – w 2005 roku największe nadzieje kibice Realu pokładali nie w krewkim Ramosie, lecz niosącym za sobą pierwiastek boiskowej magii Robinho. 21-letni Brazylijczyk trafił do Europy jako ulubieniec narodu, gwiazda Santosu i reprezentacji kraju. Nie obyło się też bez namaszczenia przez Pele na nowego króla futbolu. W zasadzie wszyscy zadawali sobie tylko jedno pytanie: czy Robinho sięgnie po Złotą Piłkę od razu po przybyciu na Stary Kontynent, czy jednak trzeba będzie go trochę taktycznie poukładać, zanim zdominuje wszystkie plebiscyty i poprowadzi Real ku wielkim triumfom?
Początki były niezwykle obiecujące, lecz potem… coś się popsuło. Robinho nigdy nie zrobił postępów, które pozwoliłby mu na regularne i skuteczne występy w klubie z najściślejszego, europejskiego topu. Dryblował olśniewająco, ale poza tym – więcej było w jego grze braków niż mocnych stron. A totalna niesubordynacja jeżeli chodzi o pracę w defensywie doprowadzała bardziej doświadczonych partnerów do szewskiej pasji.
– Robinho zamienił piwnicę swojego domu w prywatny klub nocny – wspominał Royston Drenthe.
Kompletną wpadką okazało się zatrudnienie Antonio Cassano, podobnie jak walczącego z demonami uzależnień Cicinho. Trochę lepiej poradził sobie w hiszpańskiej stolicy Julio Baptista, ale również trudno go uznać za jakąś szczególnie istotną figurę w dziejach klubu.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2005/2006): Sergio Ramos (27 mln), Robinho (25 mln), Julio Baptista (20 mln), Antonio Cassano (5.50 mln), Carlos Diogo (5 mln), Cicinho (4 mln), Pablo Garcia (4 mln).
2006. MARCELO (2006 – ; 6.5 miliona euro)
486 występów w barwach Realu, 36 goli i 90 asyst. Do tego moc trofeów – cztery triumfy w Lidze Mistrzów, również cztery w lidze hiszpańskiej. Choć pewnie wielu sądziło, że zawodnik takiej klasy jak Roberto Carlos może być nie do zastąpienia przez długie lata, jego młodszy rodak szybko rozwiał wszelkie pesymistyczne wizje w tym względzie. Marcelo nie tylko wskoczył w buty słynnego kolegi, ale i w wielu elementach futbolowego rzemiosła po prostu Roberto Carlosa ewidentnie przerósł.
– Czy po zakończeniu kariery przebiję Roberto Carlosa? Tak naprawdę nie myślę o czymś takim. Gdy przychodziłem, wiele osób mówiło, że jestem następcą Roberto Carlosa. Ja zawsze odpowiadałem, że nie będzie drugiego Roberto Carlosa. Jest Marcelo i jest Roberto Carlos. Dla mnie zawsze Roberto Carlos będzie lepszy od Marcelo – powiedział skromnie młodszy z Brazylijczyków, cytowany przez realmadryt.pl. Z kolei Roberto Carlos nie martwi się, że został nieco przyćmiony: – Marcelo bardzo dobrze zaadaptował się do gry w Realu Madryt i reprezentacji Brazylii. Tworzy historię. Nie zmartwię się, jeśli będzie lepszym piłkarzem ode mnie. To fenomenalny zawodnik, dlatego jest uważany za najlepszego lewego obrońcę na świecie. Robi na boisku to, co każdy chciałby zrobić. Jest rewelacyjnym człowiekiem, dobrym chłopakiem. Wcześnie przyszedł do Madrytu i fantastycznie dojrzał. Teraz jest jednym z kapitanów Realu Madryt, co nie jest łatwym osiągnięciem. Niełatwo też tak długo zostać w tym klubie.
Marcelo miewał swoje mroczne momenty, lecz generalnie znacznie częściej na boisku olśniewał magicznymi sztuczkami i doskonałą postawą w ofensywie. Jego współpraca z Cristiano Ronaldo z lewej strony boiska stanowiła fundament sukcesów Królewskich w ostatniej dekadzie.
***
To było generalnie zupełnie przyzwoite okienko dla Realu. W drużynie wylądował choćby Ruud van Nistelrooy i, co tu dużo mówić, zrobił swoje. 96 występów w barwach Realu, 64 zdobyte bramki – klasowy dorobek. Holender w barwach Królewskich zdobył Trofeo Pichichi w 2007 roku, walnie się przyczyniając do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Rok później udało się Realowi obronić tytuł – Holender, choć miał sporo kłopotów z kontuzjami, znów regularnie zdobywał gole i dołożył sporą cegiełkę do kolejnego sukcesu na krajowej arenie.
Van Nistelrooy jako swój najważniejszy mecz rozegrany dla Realu wspomina rzecz jasna słynny dreszczowiec przeciwko Realowi Saragossa z sezonu 2006/07, gdy Los Blancos w zwariowanych okolicznościach doczłapali do mistrzostwa. Holender zdobył wyrównującego gola w samej końcówce spotkania, a równolegle Raul Tamudo w derbach Katalonii pogrążył Barcelonę, z którą Real bił się o mistrzostwo. – To był idiotyczny mecz! Decydująca kolejka dla losów sezonu, Real i Barcelona miały tyle samo punktów na koncie. Dwie minuty przed końcem meczu oni prowadzili z Espanyolem, a my przegrywaliśmy z Saragossą. Tragedia – wspominał Ruud w rozmowie z FourFourTwo. – Wtedy ja zdobyłem bramkę, a w tej samej chwili trafił także Espanyol. Kibice eksplodowali, znów byliśmy ex aequo. Tylko w takich momentach szaleństwa można naprawdę zrozumieć, jak wspaniałym sportem jest futbol. Dzielenie się takimi emocjami z ludźmi jest cudowne.
Do tego zdobywca Złotej Piłki, Fabio Cannavaro, który doprowadził do porządku wiecznie zdezorganizowany środek defensywy Królewskich. Gonzalo Higuain, autor 122 goli i 56 asyst w barwach Realu. Emerson i Mahamadou Diarra, co najmniej solidni defensywni pomocnicy. No i Fernando Gago, który powyżej pewnego poziomu nigdy nie podskoczył, ale i nie przynosił wstydu.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2006/2007): Mahamadou Diarra (26 mln), Fernando Gago (20.5 mln), Emerson (16 mln), Ruud van Nistelrooy (15 mln), Gonzalo Higuain (12 mln), Fabio Cannavaro (7 mln), Marcelo (6.5 mln), Jose Antonio Reyes (wypożyczenie).
2007. PEPE (2007 – 2017; 30 milionów euro)
Wielu – a może nawet większość – zapamięta go przede wszystkim ze względu na liczne momenty szaleństwa. Fakt – Pepe kilka razy kompletnie stracił na hiszpańskich boiskach głowę i traktował rywali w sposób po prostu bestialski. Jego napady furii brali pod lupę nawet lekarze, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tych skandalicznych wyczynów. Lecz nie można Pepe jednocześnie odmawiać piłkarskiej klasy, po prostu. 334 mecze dla ekipy z Estadio Santiago Bernabeu, 15 goli i 19 asyst. I – co ciekawe – wcale nie tak wiele kartek. 79 żółtych i sześć czerwonych kartoników to oczywiście sporo, lecz jak na środkowego obrońcę o reputacji boiskowego brutala, liczby te nie robią piorunującego wrażenia.
Gdyby Pepe trafił do Madrytu, otaczała go aura ogromnych wątpliwości. Wydawało się, że 30 baniek za tak surowego zawodnika to jednak lekka przesada i mocno przepłacony transfer. Tego rodzaju spekulacje jeszcze dodatkowo podsyciły niezbyt udane początki portugalskiego defensora w Madrycie. Jednak z dzisiejszej perspektywy już widać, że były to rozsądnie zainwestowane miliony.
Ostatecznie Pepe trzykrotnie ugrał z Realem Champions League, dorzucił też do tego trzy tytuły mistrza Hiszpanii i kilka krajowych pucharów. Miał swoje wzloty, miał swoje upadki. Grał mecze wielkie, notował też klopsy. Na pewno nie był bohaterem jednoznacznie pozytywnym, ale ostatecznie Królewskim zagwarantował o wiele więcej wrażeń dobrych niż złych.
***
Jeżeli chodzi o pozostałe transfery do klubu – bywało różnie. Królewscy mocno się nakręcili na Arjena Robbena, wykupując go z Chelsea za 35 milionów euro, lecz Holender nie rozkwitł w Madrycie do tego stopnia, by można było wokół niego budować drużynę z ambicjami na triumf w Champions League. Również Wesley Sneijder swoje najlepsze momenty w karierze miał dopiero przed sobą i na Estadio Santiago Bernabeu nie okazał się następcą Zidane’a.
Royston Drenthe? Kompletna wpadka. A reszta towarzystwa to po prostu uzupełnienia składu, a nie wiodący zawodnicy.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2007/2008): Arjen Robben (35 mln), Pepe (30 mln), Wesley Sneijder (27 mln), Royston Drenthe (14 mln), Gabriel Heinze (12 mln), Christoph Metzelder (za darmo), Javer Saviola (za darmo), Jerzy Dudek (za darmo).
2008. LASSANA DIARRA (2009 – 2012; 20 milionów euro)
Jeden z niewielu przypadków, gdy naprawdę nie było kogo wysunąć na piedestał. Lassana Diarra zagrał dla Realu Madryt 116 razy, zdobył jednego gola, dorzucił do dorobku sześć asyst. Lecz nigdy nie wzniósł się ponad szeroko rozumianą solidność. Bywał przydatny w środkowej strefie i to właściwie tyle. Na tle reszty towarzystwa francuski pomocnik wypada dość blado. Nie był to crack, raczej zadaniowiec. Twardy, nieustępliwy, wojowniczy, lecz w pewnych aspektach – zwyczajnie ograniczony.
***
Na pewno jednak Diarra lepiej odnalazł się na Estadio Santiago Bernabeu niż reszta zawodników ściągniętych w sezonie 2008/09. Klaas-Jan Huntelaar był napastnikiem zdecydowanie zbyt mocno ograniczonym technicznie, żeby sprostać wymaganiom surowej, madryckiej publiki. Trochę więcej obiecywano sobie po Rafaelu van der Vaarcie, ale i on szybko – po zaledwie dwóch sezonach – musiał zacząć poszukiwania nowego pracodawcy. Jose Mourinho powiedział mu wprost, że szykuje innych zawodników na jego miejsce.
– Moje pierwsze miesiące w Madrycie były dobre. Strzeliłem wiele bramek i rozegrałem dobre mecze, jednak później odeszło wielu zawodników i Holendrom było już później trudno. Real Madryt to wielki klub i musisz wygrywać trofeum w każdym sezonie. Byłem tam przez dwa lata. W drugim sezonie zdobyliśmy 96 punktów, ale wtedy Barcelona była najlepsza na świecie i to jest wielki problem. W Realu Madryt zawsze musisz coś wygrać. Jeśli ci się to nie udaje, odchodzisz – przyznał Holenderski pomocnik na łamach realmadryt.pl. – Mourinho jest bardzo dobrym trenerem. Potrafi być przytłaczający, ale wie, czego chce. Powiedział mi, że mają zamiar kupić Oezila i że dla mnie lepiej będzie, jeśli odejdę do Anglii albo do innego kraju.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2008/2009): Klas-Jan Huntelaar (27 mln), Lassana Diarra (20 mln), Rafael van der Vaart (15 mln), Ezequiel Garay (10 mln), Ruben de la Red (4.7 mln), Javi Garcia (4 mln), Julien Faubert (wypożyczenie).
2009. CRISTIANO RONALDO (2009 – 2018; 94 miliony euro)
W zasadzie aż głupio to w ogóle uzasadniać. Trafił do Realu Madryt jako najdroższy zawodnik na świecie i odcisnął na tym klubie naprawdę ogromne piętno. Ze swoją żądzą zwyciężania i nieustanym dążeniem do perfekcji idealnie wpisał się w madrycki krajobraz. Na przestrzeni lat spędzonych na Bernabeu CR7 kompletnie zdemolował księgę klubowych rekordów, wykreślają z niej kolejne legendy Królewskich i umieszczając swoje nazwisko w niezliczonych rubrykach. 450 bramek w 438 występach to rezultat po prostu oszałamiający – gdy Portugalczyk trafiał do Madrytu oczekiwania względem jego osoby były rzecz jasna naprawdę wygórowane, ale on i tak przekroczył swoimi dokonaniami wszelkie granice wyobraźni.
Cztery triumfy w Lidze Mistrzów, dwa mistrzostwa Hiszpanii i tyle kultowych występów w najważniejszych dla Realu meczach, że nie starczyłoby miejsca na stronie, żeby je wszystkie wynotować. Niekwestionowany numer jeden w 2009 roku, przy całym szacunku dla pozostałych gigantów futbolu, którzy muszą oglądać tu jego plecy.
Gdyby wybierać z całego grona najważniejszy dla realu transfer – CR7 musi wygrać każdy tego rodzaju ranking.
***
Trzeba powiedzieć, że Królewscy nieźle zaszumieli na rynku. Cristiano Ronaldo jest oczywiście nie do strącenia z piedestału, ale konkurencję miał groźną. Choć może nie aż tak, jak powinien – ostatecznie Kaka trafiał do Madrytu praktycznie jako równorzędny partner dla CR7. Tymczasem jego kariera w Hiszpanii przebiegła zupełnie bez echa – właściwie bezpłciowo. 67 milionów euro za zdobywcę Złotej Piłki to nie są jakieś oszałamiające pieniądze, ale z perspektywy czasu trzeba powiedzieć, że ta inwestycja się Realowi nie opłaciła.
– Mój drugi rok w Realu był jednocześnie najgorszym momentem w całej mojej karierze – wyznał Kaka na łamach dziennika Marca. – Musiałem poddać się operacji kolana, moje biodro było w fatalnym stanie… To był bardzo trudny moment, bo nie wiedziałem, w jakim stanie wrócę na boisko. Czułem ogromne bóle w kolanach i biodrze, a do tego do Realu przyszedł nowy trener. Innym ciężkim momentem było odejście z Realu i powrót do Milanu. Chciałem pojechać na mundial w 2014 roku. Odszedłem z Madrytu, bo z rozmowy z Ancelottim zrozumiałem, że nie dostanę za wielu szans. A ja chciałem rozegrać mundial ze swoim krajem. Pojechałem do Mediolanu i doznałem kontuzji w pierwszym meczu. To był ciężki cios.
Ostatecznie Kaka rozegrał dla Realu 120 spotkań, zdobywając 29 goli i notując 39 asyst. Bez dramatu, ale i bez szału. Rozczarowanie, co tu kryć.
Oprócz niego do Realu trafili też w tamtym okresie Xabi Alonso, który zdecydowanie sprawdził się w Madrycie jako cofnięty rozgrywający. No i rzecz jasna Karim Benzema. Francuz długie lata spędził jako giermek Cristiano Ronaldo, stąd w pewnym momencie stał się jednym z najbardziej niedocenianych zawodników na świecie, ale nie da się ukryć, że to absolutnie topowy napastnik i – przede wszystkim – piłkarz zdolny, by poświęcić osobiste ambicje na boisku dla dobra zespołu. 222 gole w 465 meczach, gablota pełna trofeów. Nie bez kozery kibice Realu podśpiewują często: “Nie rusz Karima bo zginiesz!”.
Na dokładkę – solidni Albiol i Arbeloa. Summa summarum – niesamowite łowy.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2009/2010): Cristiano Ronaldo (94 mln), Kaka (67 mln), Karim Benzema (35 mln), Xabi Alonso (34.5 mln), Raul Albiol (15 mln), Alvaro Negredo (5 mln), Esteban Granero (4 mln), Alvaro Arbeloa (4 mln).
2010. ANGEL DI MARIA (2010 – 2014; 33 miliony euro)
Kolejne ciekawe, choć już tym razem spokojniejsze okienko transferowe w wykonaniu tandemu Perez&Mourinho. Jako numer jeden polowania wypada wskazać Angela Di Marię, który walnie przyczynił się do triumfu Królewskich w finale Ligi Mistrzów 2014.
– Do momentu złożenia podpisu na kontrakcie w ogóle nie wierzyłem, że trafiam do Realu – opowiadał Di Maria. – Mój przyjaciel powiedział mi kiedyś: “zdajesz sobie w ogóle sprawę, gdzie będziesz grał?”. Poczułem wtedy wielką dumę, że trafiam na Bernabeu. Moja żona opowiedziała mi, że jeden z moich starych przyjaciół rozpłakał się, gdy zobaczył mnie na murawie tego wspaniałego stadionu. To są takie rzeczy, które odbiera się bardzo bezpośrednio. Wszyscy są ze mnie strasznie dumni. Dla nich staram się stale rozwijać.
Problemem argentyńskiego skrzydłowego było bez wątpienia ustabilizowanie dyspozycji na odpowiednio wysokim poziomie, ale nie da się ukryć, że do futbolu preferowanego przez wspomnianego Mourinho – czyli do gry opartej na błyskawicznych kontratakach – dynamiczny, genialny drybler taki jak Di Maria pasował jak ulał. Zwłaszcza, że Argentyńczyk nie stronił od walki o każdy centymetr boiska. – Dowiedziałem się od przyjaciela, że za każdym razem gdy pojawiam się na boisku, spotyka mnie aplauz. To bardzo miłe – czuję się wtedy doceniony za wszystkie poświęcenia, których dokonuję na boisku. Czasami nie wszystko mi się udaje, ale świadomość wsparcia sprawia, że chce się jeszcze raz spróbować. Ludzie ciężko pracują, żeby wydać pieniądze na bilety i składki członkowskie w klubie. Kiedy idą na stadion, chcą widzieć ducha walki. Ja mam zamiar im to gwarantować.
Ostatecznie Di Maria zagrał dla Realu 190 razy, notując 36 goli i 85 asyst. Miewał straszliwie wahania formy, ale generalnie sprawdził się w stolicy Hiszpanii. Odszedł w 2014 roku, będąc właściwie u szczytu formy i sławy – domagał się podwyżki od władz Królewskich, a te wolały skrzydłowego opędzlować z wielkim zyskiem do Manchesteru United.
***
Bardzo ważny element układanki stanowił też Mesut Oezil, ale Niemiec ostatecznie opuścił Madryt wraz z początkiem sezonu 2013/14 i nie zdążył zatriumfować z klubem w Lidze Mistrzów. Kibice i koledzy Mesuta mocno oponowali przeciwko tej decyzji. – Gdybym był prezesem Realu Madryt, Oezil byłby ostatni na liście zawodników, których mógłbym sprzedać – pieklił się Sergio Ramos. Na nic jednak zdały się protesty. Sam Jose Mourinho, wielki admirator talentu Oezila, sprawiał wrażenie zaskoczone takim obrotem spraw. Niemiec musiał się przedwcześnie pożegnać z Estadio Santiago Bernabeu.
Klub chciał zmieścić się w nieubłaganych limitach, jakie narzuca Finansowe Fair Play. Mourinho mógł się zarzekać, że Oezil to najlepsza dziesiątka na świecie, ale gdy w klubie rządził już Carlo Ancelotti, słowa Portugalczyka straciły na znaczeniu. Zaczęto też punktować wady pomocnika: nieskuteczność w kluczowych momentach sezonu, skłonność do człapania, pozorowanie gry w defensywie…
Jednak wróćmy do 2010 roku, gdy Oezil do Madrytu dopiero trafił. Poza nim – swoją przygodę z Realem rozpoczął też Sami Khedira i Ricardo Carvalho. Obaj przydatni, ale też nie wiodący.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2010/2011): Angel Di Maria (33 mln), Mesut Oezil (18 mln), Sami Khedira (14 mln), Pedro Leon (10 mln), Ricardo Carvalho (8 mln), Sergio Canales (6 mln), Emmanuel Adebayor (wypożyczenie).
2011. RAPHAEL VARANE (2011 – ; 10 milionów euro)
“O tym, że polecił go Zidane, wie już każdy polski noworodek. O tym, że zatrzymał Barcelonę – co drugi Janusz. Dziś Hiszpania ma jednego bohatera. Człowieka, który zatrzymał Messiego i przyćmił wszystkich w El Clasico. Człowieka, który wahał się, czy iść do Realu, bo uważał, że był za młody. Raphael Varane. 19-latek, który jest na ustach całej Hiszpanii. – Trzy miesiące temu Pablo Fernandez Longoria, renomowany skaut hiszpański pracujący w Atalancie powiedział, że Varane to najlepszy piłkarz do lat 20 na świecie. Słuchajcie, nie, że najlepszy stoper, ani najlepszy Francuz. Ogólnie najlepszy piłkarz na świecie! Ta opinia zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Wczoraj mogliśmy zrozumieć, o co mu chodziło – opowiada dziś na łamach „Marki” dziennikarz Axel Torres.
A jego koledzy po fachu dzielnie mu sekundują. „AS” dodaje, że Varane dał życie Realowi, „El Pais” nazywa go zakonnikiem, który nawet gdy ma czas wolny na zgrupowaniu, to nigdzie nie wychodzi, a „Marca”, która kiedyś nazywała go „Don Limpio („Pan czysty”) dziś twierdzi, że chłopak właśnie obronił swój doktorat. – Nie popełnił żadnego błędu i był cały czas elegancki. Wiele razy musiał wspierać nieporadnego Carvalho i wywiązał się z tego znakomicie – czytamy w madryckim dzienniku”.
Jeżeli zbierasz takie recenzje po występie w Klasyku, będąc w zasadzie nieopierzonym stoperem – to znak, że jesteś po prostu kozakiem.
– Varane trafił pod moje skrzydła w wieku trzynastu lat i jeśli mam być szczery, nie rokował specjalnie na przyszłość. Wiadomo, że nie był słaby, bo wybraliśmy go do 20 najlepszych chłopców z okręgu, ale nie wróżyliśmy mu spektakularnej kariery – opowiadał Joachim Marx, polski trener, mistrz olimpijski z 1972 roku. – To taki porządny, skromny chłopak, któremu wszędzie jest dobrze. W zasadzie nie można się do niczego przyczepić. Jak przeszedł do Realu, we Francji wszyscy pytali: „po co on tam idzie, przecież to za wysokie progi”. Jak widać, myliliśmy się.
Trzeba przyznać, że to była pomyłka sporego kalibru. Cztery Puchary Mistrzów, dwa mistrzostwa Hiszpanii. 276 meczów dla Realu, 12 goli, 6 asyst. A to wszystko w wieku 26 lat. Niebywała jest dynamika kariery Francuza.
***
Poza Varane’em – dość nędzne okienko. Sahin – wtopa. Altintop – turbo-wtopa. Fabio Coentrao – solidny, choć mimo wszystko przepłacony, na dodatek zdewastowany kontuzjami. Jeżeli chodzi o umiejętności gry w destrukcji, bywały okresy, gdy przerastał Marcelo o głowę, ale na dłuższą metę nie miał szans, by wygrać rywalizację z fantazyjnym Brazylijczykiem. No i Jose Callejon – niezły, nic ponadto.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2011/2012): Fabio Coentrao (30 mln), Nuri Sahin (10 mln), Raphael Varane (10 mln), Jose Callejon (5 mln), Hamit Altintop (za darmo).
2012. LUKA MODRIĆ (2012 – ; 35 milionów euro)
I pomyśleć, że na zakończenie sezonu 2012/13 został wybrany najgorszym transferem w La Liga.
Dzisiaj mówimy o laureacie Złotej Piłki i zawodniku, który stanowił madrycką odpowiedź na Andresa Iniestę. W sumie Chorwat rozegrał już dla Realu Madryt 303 spotkania, zdobywając w nich 17 goli i 47 asyst. Nie są to powalające liczby, ale też nie za umiejętności strzeleckie cenimy przecież Lukę. Choć jego przygoda z klubem rozpoczęła się rzeczywiście trochę niemrawo, to ostatecznie można ją uznać za udaną i to ze wszech miar. Cztery triumfy w Lidze Mistrzów, do tego mistrzostwo kraju. Absolutny sztos.
Co prawda jakiś czas temu Chorwat w wywiadach sugerował lekkie ubolewanie, że pożegnał się z Tottenhamem w nieładny sposób, ale nie ma się co oszukiwać – rozstanie ze Spurs wyszło mu na zdrowie. Podobnie jak i Realowi Madryt.
***
Poza tym – w zasadzie nic ciekawego, Diego Lopez do konkurencji na bramkę – dostał zresztą więcej szans między słupkami, niż zapewne oczekiwał – i wypożyczony Michael Essien do rotacji.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2012/2013): Luka Modrić (35 mln), Diego Lopez (3.5 mln), Michael Essien (wypożyczenie).
2013. GARETH BALE (2013 – ; 101 milionów euro)
Pytanie za sto punktów – czy przygodę Garetha Bale’a z Realem Madryt należy traktować jako rozczarowanie?
Trafił do Królewskich w aurze transferowej sensacji, jednak do pełnej satysfakcji zawsze czegoś brakowało. Przede wszystkim – zdrowia, bo kontuzje nie dają Walijczykowi spokoju nawet przez moment, regularnie wytrącając go z dobrej dyspozycji i zmuszając do mozolnego odbudowywania formy. Tak czy owak – Walijczyk to mimo wszystko najbardziej oczywisty wybór, jeżeli chodzi o transfer numer jeden sezonu 2013/14. Nawet jeżeli dzisiaj jest z Estadio Santiago Bernabeu niemalże siłą wypychany, Walijczyk wygrał z Realem mnóstwo trofeów, kilka razy będąc postacią numer jeden w kluczowych starciach. To on załatwił do reszty Lorisa Kariusa, to on pognębił Atletico w finale Ligi Mistrzów, to on rozpędził się do 250 km/h w finale Pucharu Króla, to on zdobył decydującą bramkę w półfinale Ligi Mistrzów z Manchesterem City, gdy Realowi w ogóle nie kleiła się gra.
Bale wystąpił w Realu 231 razy, zdobył 102 gole i dorzucił 64 asysty. Sięgnął po mistrzostwo kraju i cztery razy wygrał Champions League. Tu chyba nie trzeba już nic więcej dodawać.
***
Nieco w cieniu Walijczyka do Madrytu zawitało kilku innych, bardzo ważnych dla Królewskich zawodników. Kurtynę milczenia trzeba spuścić nad Asierem Illarramendim, który kompletnie się na Estadio Santiago Bernabeu nie odnalazł. Co innego jednak Casemiro – Brazylijczyk to bez wątpienia fundament, na którym opierała się cała mistrzowska konstrukcja Królewskich w ostatnich latach. Defensywny pomocnik przeszedł klasyczną drogę od pucybuta do futbolowego czempiona: – Moja rodzina nie miała domu, w którym moglibyśmy mieszkać. Zajmowaliśmy pokoik z łazienką u mojej cioci. Nigdy nie dostawałem zabawek, tak jak inne dzieciaki. Mama zawsze mówiła: “następnym razem ci kupię”, ale tera następny raz nigdy nie nadchodził. Teraz ja kupuję jej prezenty.
Oprócz Casemiro jest jeszcze Isco, ściągnięty za 30 milionów z Malagi. Na dokładkę Dani Carvajal, odkupiony z Bayeru Leverkusen, który szybko wyrósł w Realu na jednego z najlepszych prawych defensorów na świecie.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2013/2014): Gareth Bale (101 mln), Asier Illarramendi (32 mln), Isco (30 mln), Daniel Carvajal (6.5 mln), Casemiro (6 mln).
2014. TONI KROOS (2014 – ; 25 milionów euro)
James Rodriguez trafił do Madrytu w aurze bohatera mundialu, przyszłego zdobywcy Złotej Piłki, ulubieńca całej Kolumbii i okolic. Ale na swoją kolej w tej rubryce musi poczekać, ponieważ Pan Piłkarz Toni Kroos jest tutaj nie do szurnięcia. Niemiec jest równie spektakularny w swojej grze co jajecznica na śniadanie i porusza się po boisku tempem kulawego ślimaka, ale wszystko nadrabia perfekcyjnym wyszkoleniem technicznym i – przede wszystkim – genialnym pomyślunkiem.
James gra od niego zapewne piękniej, ale w Realu na pewnie nie grał od Kroosa lepiej.
Na razie Toni rozegrał dla Królewskich 233 spotkania, zdobywając 13 goli i notując 59 asyst – z czego oczywiście większość po stałych fragmentach gry. Kroos trzy razy wygrał z Los Blancos uszaty Puchar Mistrzów, dorzucił też do tego mistrzostwo Hiszpanii. Jeżeli chodzi o stosunek jakość-cena, Niemiec to jeden z najlepszych nabytków w najnowszej historii Realu. Strzał w dziesiątkę.
***
Pozostałe transfery? Na pewno wypada wyróżnić Keylora Navasa. Reprezentant Kostaryki często wyglądał na zawodnika trochę w Madrycie niekochanego, traktowanego po macoszemu, a jednak znosił to wszystko dzielnie i w najbardziej newralgicznych momentach sezonu stawał zwykle na wysokości zadania, wybraniając Realowi niejeden mecz w Lidze Mistrzów. No i ten nieszczęsny James – idealnie wpisujący się w wygaszoną już, galaktyczną strategię budowy drużyny.
Na dłuższą metę po prostu nie wypalił. Można złośliwie powiedzieć, że zgodnie z tradycją. Choć oczywiście przygody Kolumbijczyka z Realem nie można traktować w kategoriach jakiegoś kompletnego rozczarowania – swoje dla Realu strzelił i swoje z nim wygrał.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2014/2015): James Rodriguez (75 mln), Toni Kroos (25 mln), Lucas Silva (13 mln), Keylor Navas (10 mln), Chicharito (wypożyczenie).
2015. MARCOS ASENSIO (2015 – ; 3.5 miliona euro)
Marco Asensio – patrząc na kwotę – to transfer trochę niepozorny. Zresztą, sam zawodnik w ostatnich miesiącach jak gdyby zatrzymał się w rozwoju i już nie imponuje rozmachem w grze ofensywnej tak jak wówczas, gdy objawił się na światowej arenie, strzelając ważne i piękne gole dla Realu Madryt. Niemniej – w zestawieniu z konkurencją, Asensio bez wątpienia zasługuje na wyróżnienie.
To wciąż zaledwie 23-letni zawodnik, tymczasem ma już w dorobku 135 występów dla Realu, 27 goli i 17 asyst, a do tego garść drogocennych trofeów, z dwoma triumfami w Lidze Mistrzów i mistrzostwem kraju na czele. Swoją historię wciąż musi napisać, ma jeszcze na to czas. Choć ten powoli mu ucieka.
***
Mateo Kovacic i Danilo ściągnięci za olbrzymie pieniądze muszą chyba solidarnie zostać zakwalifikowani do grupy transferów chybionych. Za to na słowa uznania zasługuje bez wątpienia wzięty za grosze Lucas Vazquez, który stanowi bardzo wartościową opcję z ławki rezerwowych i zawsze potrafi jednym czy dwoma rajdami zrobić różnicę w końcówce wyrównanego spotkania.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2015/2016): Mateo Kovacic (38 mln), Danilo (31.5 mln), Kiko Casilla (6 mln), Jesus Vallejo (5 mln), Marco Asensio (3.5 mln), Lucas Vazquez (1 mln).
2016. ALVARO MORATA (2016 – 2017; 30 milionów euro)
Powrót Alvaro Moraty z Juventusu do Realu Madryt najlepiej można chyba przedstawić gifem z Simpsonów, przedstawiającym odwieszanie i zakładanie kapelusza. W sumie Morata zagrał już dla Realu 95 razy, zdobył 31 goli i dorzucił do tego 11 asyst. Nie jest to może piorunujący bilans, ale w sezonie 2016/17 Hiszpan doskonale sprawdzał się jako joker w talii Zinedine’a Zidana. Jego 15 goli walnie przyczyniło się do triumfu Królewskich w La Liga, co się w ostatnich latach tej drużynie jakość szczególnie często nie przytrafia. Do tego oczywiście Alvaro dorzucił też zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
Napastnik nie był jednak usatysfakcjonowany swoją rolą w zespole. – Nigdy nie powinienem był opuszczać Juventusu i Serie A – opowiedział Morata włoskim mediom. – Wróciłem do Realu, bo obligowały mnie do tego zapisy w kontraktach, ale rozczarowanie było ogromne. Wróciłem do punktu wyjścia. W klubie traktowano mnie jak dziecko, którym byłem przed dwoma sezonami spędzonymi w Turynie. A ja do Juventusu przyszedłem jako dziecko, ale odszedłem z niego jako prawdziwy piłkarz.
***
Poza tym – wyłącznie ruchy wewnątrz klubu.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2016/2017): Alvaro Morata (30 mln).
2017. DANI CEBALLOS (2017 – ; 16.5 miliona euro)
Bardzo ciche okienko Realu jeżeli chodzi o zakup zawodników, za co zresztą potem Królewscy mocno beknęli na dystansie całego sezonu, gdy Zinedine Zidane nie mógł już tak swobodnie jak wcześniej stosować swojego ulubionego systemu rotacji. Z duetu Dani Ceballos – Theo Hernandez jak na tę chwilę lepsze wrażenie zrobił w Realu Madryt ten pierwszy. Przede wszystkim dlatego, że Hernandez w sezonie 2017/18 niewiele grał, a potem wyleciał na wypożyczenie. Ceballos ma już nabitych 56 występów w pierwszej drużynie Realu, ustrzelił pięć goli i dokooptował do tego dwie asysty.
Trudno powiedzieć, jaka czego Daniego przyszłość. We wrześniu 2018 roku powiedział tak: – Zidane powinien tę sprawę wyjaśnić, nie ja. Nie dawał mu szans na grę. Pracowałem. Starałem się, żeby odsuwanie mnie od składu było dla niego trudną decyzją, ale w końcu nadchodzi taki moment, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że próbuje dokonać niemożliwego. Zdobyłem dwa gole, a w następnym meczu dostałem minutę gry. Gdyby Zidane nie odszedł z Realu, szukałbym drogi ucieczki. Był taki moment w trakcie sezonu, gdy Kroos i Modrić mieli kontuzje. Trener zmienił wtedy cały system gry, byle tylko dać szansę innym zawodnikom. To boli, piecze.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2017/2018): Theo Hernandez (24 mln), Dani Ceballos (16.5 mln).
2018. VINICIUS JUNIOR (2018 – ; 45 milionów euro)
Vinicius to oczywiście wciąż piłkarz-zagadka. Na dziesięć boiskowych decyzji do podjęcia, siedem razy wybiera źle, dwa razy fifty-fifty, a za dziesiątą próbą robi taką akcję bramkową, że klękajcie narody. Mimo to – wciąż nie ma pewności, że młody Brazylijczyk nie pójdzie drogą swojego rodaka, którego opisywaliśmy kilka akapitów wcześniej. Pewne podobieństwa do Robinho nasuwają się same. Ale są i różnice – Vinicius już teraz jest mocniejszy fizycznie niż jego starszy rodak, choć niebawem skończy dopiero 19 lat.
Trudno na razie ferować wyroki. Miniony sezon był totalnie dla Realu nieudany, ale kilka występów Viniciusa z pewnością stanowiło łyżkę miodu w tej beczce pełnej dziegciu. Na ten moment nastolatek wyciągnięty przez Real z Flamengo ma na swoim koncie 31 meczów dla Królewskich, 3 gole i 12 asyst. Bardzo przyzwoity start.
***
Lekkim rozczarowaniem trzeba nazwać występy Thibaut Courtois między słupkami bramki Realu. Belgijski golkiper miał być wreszcie tym gościem, który usadzi na ławce Keylora Navasa i zamuruje dostęp do bramki Los Blancos w taki sam sposób, jak robią to Jan Oblak w Atletico i Marc-Andre Ter Stegen w Barcelonie. Na razie jednak z tych ambitnych założeń niewiele wychodzi, a hiszpańskie media prześcigają się w spekulacjach o tym, że Zinedine Zidane nie chce już widzieć w bramce Realu ani Navasa, ani Courtois.
Kto dalej? Mariano Diaz ciągle się leczył, Alvaro Odriozola niewiele grał. Cóż – melodia przyszłości, o ile wypada tak pisać na temat 23-latka.
NAJWAŻNIEJSZE TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2018/2019): Vinicius Junior (45 mln), Thibaut Courtois (35 mln), Alvaro Odriozola (30 mln), Mariano Diaz (21.5 mln), Brahim Diaz (17 mln), Andrii Lunin (8.5 mln), Omar Mascarell (4 mln), Lucas Torro (1.75 mln).
2019. EDEN HAZARD? (2019 – ; 100 milionów euro)
Przy całej sympatii do pozostałych – wybór mógł być tylko jeden. Real Madryt kolejny raz w swojej najnowszej historii ściąga do siebie niekwestionowaną super-gwiazdę Premier League. I znów zanosi się na to, że będziemy mieli do czynienia z zawodnikiem, który odmieni oblicze madryckiego zespołu i będzie stanowił o jego sile przez kilka najbliższych lat. Eden Hazard jest w idealnym wieku, by osiągnąć szczyt swojej kariery – ma 28 lat, był już wybieranym najlepszym piłkarzem Ligue 1, Premier League, był już gwiazdą mundialu, wygrywał już w swojej karierze liczne trofea. Ale tego najcenniejszego wciąż nie ma w swojej kolekcji.
Militao, Jović, Rodrygo – to transfery pomyślane na jutro. Oczywiście ta pierwsza dwójka już teraz ma wysoko zawieszoną poprzeczkę, lecz obaj wciąż mają czas, żeby wejść w swój prime time. Hazard natomiast jest transferem na dziś.
NAJWAŻNIEJSZE JAK DOTĄD TRANSFERY DO KLUBU (sezon 2019/2020): Eden Hazard (100 mln), Luka Jović (60 mln), Eder Militao (50 mln), Ferland Mendy (48 mln), Rodrygo (45 mln).
MK
fot. newspix.pl, pinterest, realmadrid.com