Reklama

Ustaw Ligę: w poszukiwaniu prezesa idealnego

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 lipca 2014, 20:10 • 5 min czytania 0 komentarzy

Minęło już 10 lat od momentu kiedy po raz pierwszy zagrałem w grę tego typu, a ona dalej mnie kręci i zaskakuje. Kiedy debiutowałem, wysyłało się pocztą kupony do Gazety Wyborczej, a tworząc skład bazowałem na szczeniackich odczuciach i na tym, co przeczytałem w Bravo Sport. Jak się zapewne domyślacie, nie był to najlepszy materiał do analiz tego typu. Wielkich szans na sukces nie miałem, z reguły traciłem tylko – i tak mizerne już – kieszonkowe na Wyborczą, której nikt w moim domu nie czytał, ale właśnie wtedy połknąłem bakcyla i trzyma mnie do dziś.

Ustaw Ligę: w poszukiwaniu prezesa idealnego

W erze internetowych menedżerów nie opuściłem żadnej edycji, doświadczenie mam więc całkiem spore, sukcesy na koncie – w postaci realnej gotówki – również, lecz za eksperta w tej dziedzinie wcale się nie uważam. Bo czy można być ekspertem w grze, która bazuje na Ekstraklasie – rozgrywkach, których wyniki często są bardziej przypadkowe niż liczby Dużego Lotka wskazywane przez maszynę losującą?

Oczywiście, że nie. Kto twierdzi inaczej ma w sobie coś Jurija Szatałowa, a mianowicie: jest mitomanem. Można jedynie próbować i ja taką próbę właśnie podejmuję. Na podstawie własnych doświadczeń, a także rozmów ze zwycięzcami ostatniej edycji Ustaw Ligę, postanowiłem odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście ważne pytanie: jaki powinien być prezes idealny, skrojony w sam raz na miarę zwycięstwa w naszej zabawie?

Po pierwsze: cierpliwy jak Arsene Wenger

Oczywiście nie życzę wam, abyście na sukces musieli czekać – podobnie jak menedżer Kanonierów – aż dziewięć lat, ale powiedzmy sobie szczerze: bez cierpliwości, która nie jest przecież najmocniejszą stroną ludzi w polskiej piłce, w Ustaw Ligę ani rusz.

Reklama

Z własnego doświadczenia wiem, że nie ma nic gorszego od zniechęcenia się po pierwszych dwóch-trzech nie do końca udanych kolejkach. Inauguracja rozgrywek jest często bardziej nieprzewidywalna niż dawne filmy Davida Finchera. Oczywiście najłatwiej jest olać grę, w której już po dwóch seriach spotkań czołówka odjeżdża ci tak daleko, że ledwie ją dostrzegasz, ale niestety – to rozwiązanie dla leszczy. Na długim dystansie (a w tej rundzie będzie to aż 19 kolejek), wszystko jest do nadrobienia. U mnie to już tradycja, że zaczynam od wyniku poniżej trzydziestu punktów, a po drugiej kręcę się w okolicach sześćdziesięciu oczek. Moi rywale już od dawna balują za wirtualne miliony od sponsorów, a ja ledwo wiążę koniec z końcem, jednak prędzej czy później udaje mi się doczłapać do przyzwoitej lokaty.

W Ustaw Ligę jest o to jeszcze łatwiej, gdyż rozbudowany system bonusów, który jest próbą jak najbardziej doskonałego przełożenia wydarzeń boiskowych na punktację, pozwala nadrabiać nawet największe straty.

Po drugie: systematyczny jak…Weszło!

No niestety, jeśli chcecie się liczyć w naszej rozgrywce musicie poświęcić trochę czasu na doglądanie swojej drużyny. Nie trzeba od razu rujnować swojego harmonogramu dnia, zaniedbywać rodzinę i znajomych, ale bardzo ważne jest, by systematycznie znajdować chociaż kilkanaście minut przed każdą kolejką i poświęcić je na analizę. Najbardziej wytrawni gracze, a znam kilku takich, którzy nie traktują tych rozgrywek w kategoriach zabawy, poświęcają na przygotowanie od kilku do kilkunastu godzin monitorując wszystko, co w Ekstraklasie się dzieje. Są przy tym systematyczni… zupełnie jak Weszło, które analizuje polską ligę kolejka po kolejce, spotkanie po spotkaniu. Tak już mamy, że polska liga nie ma dla nas większych tajemnic, tak więc regularne czytanie naszych pomeczowych tekstów, a także pozostałych, na pewno wam nie zaszkodzi w grze.

Nie będę ukrywał, że znam też kilku świrów. Słyszałem o bazie danych, którą stworzono pod kątem internetowych menedżerów, obejmującą osiągi piłkarzy z kilku ostatnich sezonów, a także o próbach rozkminiania gry za pomocą rachunku prawdopodobieństwa (albo innych skomplikowanych obliczeń), ale to czarny szlak dla zawodowców, tam się nie pchajcie, bo sobie nogi połamiecie.

Po trzecie: myśli drużynowo i długofalowo

Reklama

Mówią o tym wszyscy zwycięzcy, z którymi miałem okazję rozmawiać. Każdy – jak jeden mąż – zaczyna przede wszystkim od obstawiania drużyn, które w ich mniemaniu będą wygrywać, a dopiero potem wybiera odpowiednich wykonawców. W rezultacie w jedenastce znajdują się przedstawiciele z maksymalnie 4-5 wyselekcjonowanych przez nich ekip Ekstraklasy. Co równie ważne, zwracają oni również uwagę, by taki wybór drużyny wybiegał lekko w przyszłość. Niektórzy analizują terminarz np. pięć kolejek do przodu, pilnując w dodatku, by nie doszło do bezpośredniego starcia drużyn, które wybrali.

Przykładowo: obserwując tendencję w drużynach, które zakładacie, można stwierdzić, że większość obstawia bardzo dobry początek sezonu Lechii i Lecha. Nie brakuje drużyn, w których jest sześciu zawodników z obu ekip. Na początku ma to – moim zdaniem – sens, ale trzeba pamiętać, że już w czwartej kolejce dojdzie do bezpośredniego spotkania tych dwóch drużyn i do tej pory wypadałoby tak przemodelować skład, by potem nie nabijać sobie niepotrzebnie punktów minusowych.

Jeśli mówimy o wytrawnych graczach, to naprawdę ciężko znaleźć tam jakiegoś Franka Smudę, który wszystko robiłby na nos.

Po czwarte: nie idzie na łatwiznę

A to oznacza, że próbuje zaskoczyć innych graczy jakimś autorskim pomysłem. Umówmy się, w późniejszej fazie gry, gdy w ruch idą już wszystkie pieniądze od sponsorów, wszystkie drużyny wyglądają bardzo podobnie. Prezesi skupiają się wokół puli 40-50 – często najdroższych – piłkarzy i to z pomiędzy nich dokonują selekcji. Tymczasem warto zaglądać w dolne rejony cennika i wytypować piłkarza, który może być odkryciem. W zeszłym roku kimś takim okazał się chociażby Dawid Kownacki, który kosztował marne pół miliona. W początkowej fazie miało go niewielu graczy i właśnie dzięki małej popularności tego chłopaka (przy dobrym punktowaniu) zyskali sporo pozycji.

Osobiście zawsze w swojej drużynie znajduje miejsce dla zawodnika kosztującego mniej niż półtorej miliona. Z reguły jest to piłkarz z drużyny jednego z beniaminków Ekstraklasy, bo mam tę przewagę, że dość uważnie śledzę rozgrywki I ligi i wiem, kto może zaskoczyć. W tym roku również mam swój typ, ale wprowadzę go do gry dopiero od drugiej kolejki. Nazwiska rzecz jasna nie zdradzę.

***

To tyle. Na koniec chciałem podzielić się z wami moją drużyną, ale na razie nie ma to większego sensu, gdyż do piątku wprowadzę jeszcze milion poprawek. W dodatku jutro i pojutrze czekają nas pierwsze mecze polskich drużyn w europejskich pucharach, które oczywiście warto śledzić w kontekście konkursu.

Mateusz Rokuszewski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...