Wiem, że w Polsce na piłce znają się wszyscy, wiem, że Polska to czterdzieści milionów selekcjonerów. Nic jednak na to nie poradzę: stoję równiutko w tym szeregu, jestem dziś najmądrzejszy. I uważam Roberta Lewandowskiego za odkrycie meczu.
Słuchajcie, przecież wszyscy wiedzieliśmy, że to się skończy golem Krzysztofa Piątka. Gdy trafił, nawet nie mrugnęła mi powieka – spełnił się najbardziej przewidywalny scenariusz. Oczywiście byłoby odrobinę bardziej przewidywalnie, gdyby trafił dupą w okienko, ale powiedzmy sobie szczerze, że było takiego uderzenia całkiem blisko. Jak by się uparł, tak też mógłby strzelić: miał czas, miejsce, wpadłoby.
Rozbawiło mnie, jak czytałem kilka tygodni temu wywiad z Gennaro Gattuso, który stwierdzał, że na treningach w sumie Krzychu za bardzo się nie wyróżnia. To możliwe. Bo na treningu ciężko jest sprzedać tą umiejętność, która stanowi największy skarb Piątka:
Umiejętność znalezienia się we właściwym miejscu o właściwym czasie.
Zawsze.
Jasne, że Piątek strzelił w tym sezonie kilka kapitalnych bramek, których nie powstydziłby się Zlatan czy inny – a co tam, niech ma na zachętę! – Baggio. Ale dla mnie firmowym strzałem Piątka jest trafienie z kajaka, z dwóch metrów – gdzieś tam sięgnął dużym palcem i wpadło. Innym razem stał gdzie trzeba, odbiło się i w sieci. Jest kwestią czasu, kiedy Piątek w reprezentacji Polski strzeli ważną bramkę z klasycznego “bolca”.
Oczywiście, że wszyscy uwielbiamy tych wszystkich magików, którzy potrafią przedryblować trzech, potem przerzucić piłkę nad ostatnim stoperem, a jeszcze gola strzelić raboną. Ja także uważam, że FIFA powinna zakazać Ricardo Quaresmie kończenie kariery. Ale inna oczywistość:
Proza futbolu to wcale nie piękne akcje, proza futbolu to zabłąkane wrzutki, przed których wykonaniem skrzydłowy nawet się nie rozejrzał. Proza futbolu to nieprzygotowane strzały, proza futbolu to przebitki i zamieszanie w polu karnym.
Krzysztof Piątek jest królem takich sytuacji, dlatego ma tyle bramek.
Robert Lewandowski moim zdaniem zawsze miał inklinacje do tego, żeby grać w reprezentacji niżej. Więcej: szukał tego, chętnie cofając się po piłkę nawet w okolicę linii środkowej. Problem polegał na tym, że wtedy nie mieliśmy piłkarza klasy międzynarodowej w polu karnym, bo na formę Arka Milika należy spuścić zasłonę milczenia. Teraz jednak ten problem przestał istnieć. Jestem przekonany, że nasze optymalne ustawienie to Lewandowski, nieco cofnięty, a Piątek przed nim. Przy sytuacji, w której Krzychu wyszedł sam na sam najlepiej widzieliśmy jak dobrze to może funkcjonować. Więcej: przecież Lewandowski dzisiaj od początku jakby sam chciał się zareklamować do takiej roli, rzucając no look passy, szukając rozegrania, wyglądając, moim zdaniem, najlepiej od dawna.
Nie strzelił gola, licznik bije?
A niech bije: dziś Piątek skradł mu kapitalną asystę, a Lewy miał też asystę w Italii i z Portugalią. Ma komu dogrywać, to niech dogrywa. Kadra nie potrzebuje już Lewego-supermana, który weźmie strzelecko zespół na plecy. Dla mnie to wręcz normalne, że w takim wieku, przy takim doświadczeniu, Robert będzie grał głębiej, gdzie absolutnie się nadaje.
Lewy jest to piłkarz, który całą karierę pokazywał, że jest głodny rozwoju. To podsyca w nim ogień. Jestem dziwnie przekonany, że możliwość gry na ciut innej pozycji, gdzie są inne wymagania i inny styl, to dla niego wyzwanie, które tylko wyzwoli w nim dodatkową determinację, rozpali żar.
Mit wszech czasów – Lewy i Piątek grają zbyt podobnie, by wystąpić razem. Od razu trąciło mi to mychą, po dzisiejszym meczu mam tylko nadzieję, że podobnie będzie uważał selekcjoner, szczególnie, że Zielu na lewej pomocy wyglądał świetnie.
Leszek Milewski
Fot. FotoPyK