Dawid bijący Goliata w piłce zdarza się dość często. Skład oparty na wychowankach w piłce zdarza się dość często. Nie jest niczym niezwykłym nagłe przebudzenie 30-letniego gościa, który wcześniej odbijał się od poważnego futbolu. Co jakiś czas zdarza się, że nawet w Lidze Mistrzów dochodzi do sensacyjnego wyniku dwumeczu.
Ale takie rzeczy jak najwyższej jakości Ajax Amsterdam, ucieleśnienie snów romantyków futbolu, zdarzają się raz na 25 lat.
Wiecie, co najmocniej przykuwa uwagę po prawie 25 latach od triumfu Ajaksu Amsterdam w Lidze Mistrzów? Nie, nie to, że w ostatnich latach, podobnie jak wtedy, przez ich kadrę przewinęli się Blind czy Kluivert. Nie to, że na boisku biegali obecni działacze, van der Sar czy Overmars. Nie to, że większość z nich to Holendrzy, że pół składu od dziecka obijało piłkę o amsterdamski beton. Nie to, że piłkarze wyglądali jak Holandia w pigułce, dwóch z Surinamu, biali, czarni, Nigeryjczyk, dwóch w dredach, bliźnięta wymuskane jak dzieciaki odebrane wprost z tenisowego kortu czy tam innych panczenów, nie wiem, czym się zajmuje holenderska klasa średnia.
Uwagę przykuwają numery. Bramkarz, 1. W obronie 2, 3, 4 i 5. Środek 6 i 8, na dziesiątce numer dziesięć, na skrzydłach 7 i 11, w napadzie dziewiątka.
Ideał. Wzorzec.
Gdy myślę o klubie idealnym, widzę go mniej więcej tak: większość wychowanków, takich chłopaków z ulic mojego miasta. Ofensywna gra oparta na krótkich podaniach i sztuczkach technicznych. Siódemka i jedenastka to finezyjni goście, którzy potrafią bezczelnie objechać obrońcę – o, tak jak Neres dzisiaj na przykład. Dziesiątka widzi na boisku wszystko, jak Tadić przy tej rulecie, która służyła wyłącznie wypracowaniu sobie pozycji do podania. No strasznie szkoda, że de Jong ma taki wysoki numer, mam nadzieję, że do finału Ajax zdąży to załatwić. Ach, te same wzory koszulek przez lata, to bardzo ważne. Jako łodzianin dodam, że bardzo sympatycznie w tym moim klubie idealnym prezentowałyby się barwy biało-czerwono-białe.
Real po trzech triumfach w Lidze Mistrzów z rzędu mógł odpaść z każdym, mógł po swojemu, dopiero w półfinale, po twardej walce. Mógł się skompromitować z jakąś Romą czy innym Tottenhamem. Ale nie, trafił akurat na Ajax, tak jakby cały nowoczesny, wymuskany, obrzydliwie bogaty futbol trafił na jakiś koszmar sprzed lat. Jakby milioner, który dorobił się na wysiudaniu wspólnika z interesu, spotkał go w ciemnej uliczce, w jego naturalnym środowisku. Bo czy w gruncie rzeczy tak nie wygląda dzisiejsza piłka? Okej, rzut oka na transfery Ajaksu wyzbywa złudzeń, to nie jest gromadka gołodupców, ale i tak – to inna finansowa liga niż Real. Real, Barcelona, Manchester City żyją z ludzi, których dostarczają takie kluby jak amsterdamska legenda szkolenia (oczywiście amsterdamska legenda szkolenia coraz częściej żyje ze ściąganych do siebie Milików czy Ziyechów, ale nie psujmy w taki wieczór narracji).
Stary futbol reprezentowany w głównej mierze przez de Ligta i de Jonga, absolwentów drużyny Jong Ajax, spotyka się z nowym futbolem, reprezentowanym przez wiecznie nabzdyczonego Garetha Bale’a.
I jedzie z nim jak z furą gnoju. Na nowym albumie OSTRa jest kawałek, w którym ucieleśnienie rapu narzeka na aktualną kondycję tej muzyki, na ludzi, którzy chcą ją zabić, zniszczyć, przetopić na sztabki złota. Przed tym meczem Ajax był jak rap – między innymi ustami Overmarsa przemawiał, że obecny rynek nie pozwala im rozwinąć skrzydeł, że są zmuszeni do sprzedaży swoich gwiazd, bo nie wytrzymują wyścigu zbrojeń. Że biznes zabija to, co było w tej grze najpiękniejsze, że wspomniany Walijczyk zarabia jak cała ich drużyna, że trudno im wejść na poziom sprzed dwóch dekad, bo rozkupuje się ich największe skarby tuż po ukończeniu przez nich wieku juniora.
Czy można sobie wymarzyć lepsze okoliczności do poskromienia zdobywcy trzech tytułów Ligi Mistrzów z rzędu?
Nie wiem, gdzie skończy ten Ajax, być może już w kolejnej rundzie rozstanie się z Europą, a następnym razem swoje największe diamenty w Lidze Mistrzów zobaczy już w koszulkach innych drużyn. Wiem jedno: dziś przeżyliśmy wyjątkowo romantyczny wieczór, w którym chłopaki z amsterdamskich osiedli (i 30-letni Serb, kupiony za 50 milionów złotych, ale mówiłem, nie psujmy narracji!) ogolili wyleniałego, grubego kocura.
Tylko żeby te numery zmniejszyli.
JO