W ostatnich latach rzadko zdarzało się, żeby Legia nie walczyła do samego końca o mistrzostwo Polski. Częściej jest pod prądem niż gra o worek pomarańczy i uścisk dłoni prezesa. Zazwyczaj ze swojej winy, gdy seryjnie traci punkty, a później stratę musi odrabiać. Dość powiedzieć, że choć wygrała ligę cztery razy w ostatnich pięciu sezonach, to tylko raz jej zwycięstwo było pewne, odniesione ze znaczną przewagą.
Tym razem wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że legionistom może powinąć się noga. Powody? Lechia, która – biorąc pod uwagę wyniki po 23 kolejkach – jest najlepszym liderem od czasów powstania ESA 37 i sama Legia, która znajduje się w najgorszej sytuacji, odkąd wspomnianą reformę wprowadzono.
Rzućmy okiem, jak wyglądali warszawianie po 23 kolejkach i na koniec każdego z pięciu ostatnich sezonów.
2013/14: po 23 kolejkach: 1. miejsce, 6 punktów przewagi nad wiceliderem. Po 37 kolejkach: 1. miejsce, 10 punktów przewagi nad wiceliderem.
2014/15: po 23 kolejkach: 1. miejsce, 5 punktów przewagi nad wiceliderem. Po 37 kolejach: 2. miejsce, punkt straty do lidera.
2015/16: po 23 kolejach: 2. miejsce, punkt straty do lidera. Po 37 kolejkach: 1. miejsce, 3 punkty przewagi nad wiceliderem.
2016/17: po 23 kolejkach: 4. miejsce, 7 punktów straty do lidera. Po 37 kolejkach: 1. miejsce, 2 punkty przewagi nad wiceliderem.
2017/18: po 23 kolejkach: 2. miejsce, 2 punkty straty do lidera. Po 37 kolejkach: 1. miejsce, 2 punkty przewagi nad wiceliderem.
2018/19: po 23 kolejkach: 2, miejsce, 7 punktów straty do lidera. Po 37 kolejkach: ?
Znamienne, że Legia choć zdobywała mistrzostwo Polski w trzech ostatnich sezonach, to w żadnym z nich nie prowadziła po 23 kolejkach, czyli po okresie, który mamy za sobą w obecnych rozgrywkach. Tym razem jest podobnie, ale też tym razem Legia jest w najgorszej sytuacji od lat, a lider z Gdańska – w najlepszej.
Oczywiście, w oczy rzuca się sezon 2016/17, który – na pierwszy rzut oka – wydaje się niemal identyczny do obecnego.
Sytuacja wtedy:
90minut.pl
Sytuacja teraz:
Jakkolwiek spojrzeć – wtedy siedem punktów straty do Lechii, teraz siedem punktów straty do Lechii. Pamiętajmy jednak, że po pierwsze mieliśmy wówczas podział punktów, po drugie – Legia szybko rozpoczęła marsz w górę tabeli, wygrywając pięć następnych spotkań przy jednoczesnej zapaści lidera.
Oczywiście, Legia teraz również może wygrać pięć kolejnych spotkań, ale kolejna zapaść Lechii jest w tym sezonie mniej oczywista, a na pewno byłaby niespodzianką. Sezon 2016/17 względem obecnego nie różni się wyłącznie podziałem punktów, takie przedstawienie sytuacji byłoby drastycznym pójściem na skróty.
Wtedy Lechia straciła 27 bramek, teraz może pochwalić się najlepszą obroną w lidze (18 goli straconych). Często nie przekonuje, można powiedzieć, że ma farta, ale przecież jak coś się powtarza, to już nie jest to fart. Lechia cechuje się wyrachowaniem – niby można jej zarzucić, że nie gra nic szczególnego, ale postawą w defensywie, solidnością i skutecznością w ataku wygrywa mecze, które słabsze drużyny by co najwyżej zremisowały. Gdańszczanie mają rozsądnego trenera, utrzymali skład, za chwilę powinien wyleczyć się Haraslin, a historia również za nimi przemawia. Nikt w czasach ESA 37 nie miał tak dużej przewagi nad wiceliderem. W sezonie 2013/14 po 23 kolejkach 6-punktową przewagę miała Legia, a żeby znaleźć kogoś, kto przebił Lechię, trzeba cofnąć się do czasu przed reformą. Do 2008 roku, gdy Wisła Kraków miała 12 punktów więcej niż wicelider.
Oczywiście zarówno tamta Legia, jak i tamta Wisła sięgnęły po mistrzostwo Polski.
Fot. FotoPyk