Tylko jeden klub w Anglii sprzedał w ostatnich pięciu latach zawodników za więcej niż pół miliarda funtów. Londyńska Chelsea. Niemal 100 milionów mniej z tytułu transferów wychodzących zarobił Liverpool, ponad 200 milionów mniej Southampton, reszta jest daleko w tyle – i to zarówno jeśli chodzi o przychód ze sprzedaży piłkarzy, jak i trofea.
Tym, co daje klubowi ze Stamford Bridge przewagę nad przeciwnikami jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach system wypożyczeń. Czy w ten sposób The Blues psują rynek? A może rozumieją go po prostu lepiej niż inni?
W czasach obowiązywania Finansowego Fair Play Chelsea jest jednym z niewielu klubów z topu, których działalność nie została szczególnie ograniczona. Wychudzona kadra PSG, do złudzenia przypominająca Real Madryt czasów „zidanes y pavones”, to właśnie pokłosie FFP i próby zmieszczenia się w wytycznych europejskiej federacji. Ogromne problemy – w których rozwiązaniu miał nie do końca legalnie pomagać Gianni Infantino – z Financial Fair Play miał też Manchester City, któremu po ujawnieniu sprawy miało grozić nawet wykluczenie z rozgrywek Ligi Mistrzów.
W hiszpańskim dzienniku „AS” przy okazji transferu Brahima Diaza do Realu Madryt pojawiło się zestawienie zawodników, którzy rozegrali niewiele meczów w Manchesterze City (najwięcej – Kelechi Iheanacho, 20), a na których The Citizens zarobili więcej niż godnie.
Chelsea w ostatnich latach robiła dokładnie to samo. Zawodników grających mało lub wcale sprzedawała za naprawdę konkretne pieniądze, często z kilkudziesięciokrotną przebitką względem tego, co trzeba było za nich wcześniej zapłacić. Gael Kakuta kosztował Sevillę 54 razy więcej niż zapłacili za niego The Blues, choć oczywiście spotkały ich z tego powodu nieprzyjemności – dwa okienka zakazu transferowego zniósł dopiero Sportowy Sąd Arbitrażowy w Lozannie. Za Nathana Ake Bournemouth musiało zapłacić ponad 28 razy więcej niż klub z Londynu dał Feyenoordowi. Thorgan Hazard odszedł za sumę szesnastokrotnie wyższą niż kwota transferu do Chelsea, choć nawet nie zadebiutował w koszulce zespołu ze Stamford Bridge.
***
Zawodnicy z maksimum 20 występami dla Chelsea sprzedani w ostatnich 5 latach:
Romelu Lukaku – 15 meczów w Chelsea – sprzedany za 31,82 mln funtów do Evertonu (kupiony za 13,5)
Nathan Ake – 17 meczów w Chelsea – sprzedany za 20,5 mln funtów do Bournemouth (kupiony za 0,72)
Bertrand Traore – 16 meczów w Chelsea – sprzedany za 9 mln funtów do Lyonu (kwota zakupu nieznana)
Papy Djilobodji – 1 mecz w Chelsea – sprzedany za 8,55 mln funtów do Sunderlandu (kupiony za 3,15 mln)
Thorgan Hazard – 0 meczów w Chelsea – sprzedany za 7,2 mln funtów do Borussii Moenchengladbach (kupiony za 0,45 mln)
Christian Atsu – 0 meczów w Chelsea – sprzedany za 6,75 mln funtów do Newcastle (kupiony za 2,7 mln)
Patrick Bamford – 0 meczów w Chelsea – sprzedany za 6,21 mln funtów do Middlesbrough (kupiony za 1,62 mln)
Nathaniel Chalobah – 15 meczów w Chelsea – sprzedany za 5,67 mln funtów do Watfordu (wzięty za darmo)
Gael Kakuta – 16 meczów w Chelsea – sprzedany za 5,4 mln funtów do Sevilli (kupiony za 0,1 mln)
Patrick van Aanholt – 8 meczów w Chelsea – sprzedany za 1,71 mln funtów do Sunderlandu (kupiony za 0,27 mln)
***
Każdy z nich był po drodze wypożyczony do innego klubu – krajowego, zagranicznego, albo i tu, i tu. 35 graczy dwa sezony temu, 38 w poprzednich rozgrywkach, 40 obecnie. Takie liczby muszą robić wrażenie, gdy mowa o zawodnikach wypożyczonych z jednego klubu.
Zrobią też pewnie wrażenie sumy, za jakie kilku z nich opuści Chelsea, przyciągając zainteresowanie innych klubów swoją grą na wypożyczeniu. Taki Tammy Abraham ma za około 18 milionów funtów przejść już wkrótce do Wolverhampton, co najmniej kilkanaście milionów powinno się udać wyciągnąć za Michy’ego Batshuayia.
Pełna lista wypożyczonych zawodników Chelsea wygląda następująco (w nawiasie klub, a także wycena wg Transfermarkt):
Bramkarze: Nathan Baxter (Yeovil Town, brak wyceny), Eduardo (Vitesse, 0,9 mln), Bradley Collins (Burton Albion, brak wyceny), Jared Thompson (Warrenpoint Town FC, brak wyceny)
Obrońcy: Baba Rahman (Schalke, 4,5 mln), Jake Clarke-Salter (Vitesse, 1,8 mln), Michael Hector (Sheffield Wednesday, 2,7 mln), Tomas Kalas (Bristol City, 3,6 mln), Todd Kane (Hull City, 0,9 mln), Matt Miazga (Nantes, 2,7 mln), Kurt Zouma (Everton, 18 mln), Kenneth Omeruo (Leganes, 2,7 mln), Trevor Chalobah (Ipswich Town, 0,9 mln), Dujon Sterling (Coventry City, brak wyceny), Reece James (Sunderland, 0,675 mln), Jay Dasilva (Bristol City, 0,45 mln), Ola Aina (Torino, 5,85 mln), Fikayo Tomori (Derby County, 2,25 mln), Fankaty Dabo (Sparta Rotterdam, 0,54 mln)
Pomocnicy: Lewis Baker (Leeds United, 4,95 mln), Bekanty Victorien Angban (Metz, 1,13 mln), Kenedy (Newcastle, 9 mln), Nathan (Atl. Mineiro, 0,9 mln), Josimar Quintero (Lleida, 0,09 mln), Danilo Pantić (Partizan, 1,8 mln), Mario Pasalić (Atalanta, 6,3 mln), Jacob Maddox (Cheltenham Town, brak wyceny), Kasey Palmer (Blackburn, 1,35 mln), Mason Mount (Derby, 3,6 mln), Tiemoue Bakayoko (AC Milan, 27 mln), Charly Musonda (Vitesse, 2,7 mln), Kylian Hazard (Cercle Brugge, 0,63 mln)
Napastnicy: Christian Pulisić (Borussia Dortmund, 45 mln), Jhoao Rodriguez (Tenerife, 0,5 mln), Michy Batshuayi (Valencia, 27 mln), Izzy Brown (Leeds United, 4,5 mln), Tammy Abraham (Aston Villa, 10 mln)
Oczywiście do wycen Transfermarktu podchodzić trzeba z większym dystansem niż Komisja Licencyjna PZPN, ale dają one pewną orientację w tym, jaką wartość mają w tym momencie gracze wypożyczeni z Chelsea. Nie licząc Christiana Pulisicia, który od lata ma być ważnym piłkarzem pierwszej drużyny i został wypożyczony do Dortmundu, by dograł sezon w Niemczech, łącznie ci zawodnicy są wycenieni na 150 milionów funtów. A przecież – jak wspomniałem – za Abrahama Wolves mają wyłożyć dwa razy więcej niż jego transfermarktowa cena. Wątpliwe też, by taki Mason Mount, który przecież ma za sobą już nawet pierwsze powołanie do reprezentacji, miał kosztować zaledwie 3,6 miliona w brytyjskiej walucie – jeśli oczywiście The Blues zdecydują się go komuś oddać na stałe.
Dla Chelsea to piekielnie dochodowy biznes, nie można pominąć go przy analizie powodów, dla których klub w ciągu dziewięciu lat podwoił swoje przychody.
Sprzedaż zawodników stanowiła bowiem 16% przychodów odnotowanych w latach 2011-2018 przez klub ze Stamford Bridge.
Jest to tym istotniejsze, że Chelsea ze względu na relatywnie mały stadion nie jest w stanie iść w konkury z Arsenalem i Manchesterem United w kwestii przychodów z dnia meczowego.
Ogrywanie piłkarzy bez szans na grę w pierwszej drużynie to też dla klubu szansa na zdobycie świetnej karty przetargowej w negocjacjach. Skoro Tammy Abraham ma na koncie 16 goli po połówce sezonu, to dlaczego miałby kosztować potencjalnego kupca znacznie mniej niż latem Fulham kosztował Aleksandar Mitrović z 12 wiosennymi bramkami w Championship?
Biznes biznesem, ale to wszystko wywołuje oczywiście również kontrowersje – bo zawodnicy to nie towar do wypolerowania i sprzedania, tylko ludzie z krwi i kości. Otwarcie w rozmowie z Daily Mail mówił o tym kilkanaście miesięcy temu Lucas Piazon.
– Mam dość przeprowadzek. Jedno, dwa, trzy wypożyczenia i to chyba wystarczy. Czas, żebym został gdzieś dłużej niż rok. Jeśli w klubie wiedzą, że zostaniesz tam, cokolwiek się stanie, patrzą na ciebie inaczej niż na zawodnika wypożyczonego.
To, na co zwraca uwagę Brazylijczyk, to faktyczny problem. Młodego człowieka rzuca się po świecie jak worek z ziemniakami. Piazon to przykład najbardziej hardcore’owy – 24-latek grał już w hiszpańskiej Maladze, holenderskim Vitesse Arnhem, niemieckim Eintrachcie Frankfurt, a na miejscu – w Reading i ostatnio w Fulham. Doliczając do tego przeprowadzkę z Sao Paulo do Londynu, po przyjeździe do Europy sześć i pół roku temu, napastnik zmieniał miejsce zamieszkania sześć razy.
Lucas Piazon (w środku), obok Ryan Bertrand i Pierre-Emile Hojbjerg z Southampton
Nie jest na szczęście tak, że takich zawodników Chelsea zostawia samym sobie. Pieczę nad nimi sprawuje Eddie Newton, trener oddelegowany właśnie do zajmowania się wypożyczonymi graczami. Zarządzający grupą dwóch trenerów, czterech analityków, medykiem i trenerem przygotowania fizycznego. Piłkarze mają swoją grupę na WhatsApp, gdzie trenerzy wrzucają regularnie klipy z ich najlepszych występów. Patrick Bamford stwierdził wręcz, że aktywność na grupie jest tak duża, że bardzo mocno cierpi na tym bateria w jego telefonie.
Najlepszym przykładem, że piłkarze nie są traktowani jak towar jest jednak przypadek Izzy’ego Browna opisywany przez Matta Lawa z The Telegraph. W poprzednim sezonie napastnik był wypożyczony do Brighton, w styczniu zerwał więzadła w kolanie. Chelsea skróciła jego wypożyczenie, chłopak dostał najlepszą możliwą opiekę medyczną w Cobham. Jasnym było jednak, że nie wykuruje się na początek sezonu, a tym samym, gdy już dojdzie do siebie będzie skazany na grę w zespole U-23. Co zrobili The Blues? Zaproponowali Leeds United układ, w ramach którego będą płacić wynagrodzenie Browna tak długo, aż ten będzie gotowy, by znaleźć się w kadrze meczowej. Piłkarz tymczasem złapał już kontakt z kolegami z drużyny, miał okazję ćwiczyć pod okiem Bielsy i jego wejście do zespołu ma szansę przebiec dużo bardziej gładko.
Wcześniej z kolei Brown miał problemy, by grać w Vitesse Arnhem. Wtedy Newton regularnie rozmawiał z piłkarzem, perswadując mu, że powinien zabrać się do ciężkiej pracy zamiast polegać wyłącznie na renomie, jaką daje status zawodnika Chelsea. To też powód, dla którego The Blues nigdy nie wysyłają do jednego klubu więcej niż trzech zawodników – by ci musieli wychodzić z ciepłego kurwidołka, znanego też wśród coachów motywacyjnych jako strefa komfortu.
I nawet Piazon zmienił zdanie, bo w niedawnej rozmowie ze Sky Sports stwierdził, że system działa dużo lepiej, że trenerzy kontaktują się z zawodnikami zdecydowanie częściej. Że ogólne poczucie przynależności do klubu macierzystego jest dzięki temu dużo silniejsze.
FIFA zdecydowała jednak, że – cytując klasyka – urwie londyńskiej kurze złote jaja. W lutym ma przyklepać decyzję, że od sezonu 2020/21 będzie można mieć tylko kilku zawodników powyżej wieku 21 lub 23 lat wypożyczonych z klubu poza granice kraju, w trosce o to, by wypożyczenia służyły ogrywaniu młodych graczy, a nie podbijaniu ich wartości w taki sposób, w jaki robi to między innymi właśnie Chelsea.
Jak bardzo zaboli to The Blues? Tego dowiemy się w okolicach 2021 roku, kiedy to będziemy mądrzejsi o doświadczenie pierwszego sezonu z nowymi zasadami odnośnie wypożyczeń. Czasu, by obmyślić nowe rozwiązanie stworzone do promowania zawodników pozyskanych za młodu lub wychowanków klubowej akademii, jest całkiem sporo.
Przykład Calluma Hudsona-Odoi, który za moment ma przejść do Bayernu za 35 miliony funtów pokazuje zresztą, że w międzyczasie, obok zdobywania trofeów (w ostatniej dekadzie The Blues wygrali dwa europejskie puchary i trzy mistrzostwa Anglii) i opracowania systemu wypożyczeń – Chelsea zadbała także o to, by klubowa akademia była w stanie taśmowo wypuszczać naprawdę dobrych piłkarzy. W przypadku skrzydłowego nawet wypożyczenie i większa liczba minut w dorosłej piłce nie były potrzebne, by nakłonić mistrza Niemiec do bardzo głębokiego nurka ręką w kieszeń.
A to, czy zasadne jest oddawanie do Bayernu swojego człowieka i braniegościa na tę samą pozycję prawie dwa razy drożej z Borussii Dortmund (w tym sezonie w tej Borussii rezerwowego) – to już materiał na nieco inną historię…
SZYMON PODSTUFKA
fot. NewsPix.pl