Lech Poznań z pewnością może się cieszyć – zaraz podpisze kontrakt z najlepszym dostępnym wyborem na polskim rynku trenerskim. Działacze w końcu pokażą kibicom, że zrobili w danym momencie wszystko, by drużyna osiągała dobre wyniki. Pytanie, jak ten ruch należy oceniać, patrząc tylko na Adama Nawałkę? Czy on zalicza jednak delikatny zjazd, czy po prostu decyduje się na najrozsądniejsze rozwiązanie?
W kontekście selekcjonera długo mówiło się bowiem o kierunku chińskim. Nawałka miał finansowo do wygrania jeszcze więcej niż w Poznaniu, ponieważ nawet najsłabsze tamtejsze kluby są w stanie zaoferować w przeliczeniu około 50 tysięcy złotych miesięcznie. Zresztą – patrząc na największy sukces Nawałki, czyli Euro 2016 – to taką drogę obrał inny przedstawiciel rewelacji tego turnieju. Chris Coleman, ówczesny selekcjoner Walii, prowadzi dziś Hebei China Fortune, czyli ligowego średniaka z aspiracjami. Nawałka miał prawo więc wierzyć, że załapie się na podobną półkę, jednocześnie inkasując jeszcze więcej niż wspomniane 50 tysięcy.
I tak naprawdę dla nowego szkoleniowca Lecha to był jedyny realny kierunek wyjazdu. Chiny i szeroko pojęty Wschód – tam pewnie chętnie zainwestowaliby w człowieka, który z co najwyżej solidną reprezentacją notował dobre wyniki. Natomiast plotki mówiące o Europie – głównie Włoszech – należało od razu włożyć między bajki. Najsilniejsze ligi – poza Premier League – stawiają w większości na swoich trenerów, ewentualnie posiłkując się myślą szkoleniową z uznanych futbolowo krajów. My, co oczywiste, takim nie jesteśmy. Znów wróćmy do Euro 2016 – innego ćwierćfinalistę, Islandię, prowadził Lars Lagerback, w piłkarskim świecie trener znany o wiele lepiej niż Nawałka. Czy dostał jakąś mega intratną propozycję? No, nie, dziś prowadzi kadrę Norwegii, która, tak na marginesie, była w ogromnym kryzysie i dopiero teraz zaczyna się podnosić.
Czy więc Nawałka miał realne szansę na zatrudnienie w silnej zachodniej lidze? Nie.
Przeszkadzał też fakt, że Nawałka jako piłkarz również nie zrobił furory na arenie międzynarodowej. Zawodnikiem był znakomitym, lecz jego piłkarską drogę wyhamowały kontuzje i PRL-owskie przepisy, całą karierę były selekcjoner spędził więc właściwie w Wiśle, tylko pod koniec zaliczając polonijny klub w USA. Gdyby jako zawodnik spędzał czas na przykładowych włoskich boiskach, potem jako trener poparł to takimi, a nie innymi wynikami reprezentacji, miałby większe szansę na angaż. A tak: trudno było o czymkolwiek poważnie rozmawiać, ewentualny angaż w Italii pozostawał w kategoriach pobożnych życzeń.
I nie ma co się obrażać, martwić, że kolejny nasz selekcjoner nie wzbudza zainteresowania możniejszych tego świata. To jak najbardziej normalne – jeśli na trenerkę postawi generacja Piszczka, Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, wówczas doczekamy się pewnie szkoleniowców w Bundeslidze. A co do Nawałki: za dobre pieniądze będzie prowadził klub, z którym swoje nazwisko może jeszcze bardziej podbudować. Na przykład przez pokazanie się w Europie. Znów: nie musi mu to dać mu przepustki na Zachód, ale taki scenariusz brzmi dużo sensowniej.
Fot. FotoPyk