Kolejne cztery kolejki wyglądają dla Zagłębia Sosnowiec trochę jak droga krzyżowa. I to raczej z tymi stacjami o upadku i wycieraniem upoconej twarzy. Bo porażce z Piastem na beniaminka czeka seria starć z zespołami, które celują w górną ósemkę. Inauguracyjne spotkanie z ekipą Waldemara Fornalika zdaje się sugerować, by kibice z Sosnowca uzbroili się w potrójne dawki nervosolu i by w pokoju zorganizowali sobie ołtarzyk z Dariuszem Dudkiem.
Wiemy, że szkoleniowiec Zagłębia był bliski zostania komandosem (służył w 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej), ale w Ekstraklasie chodzi o dobrą grę w piłkę, a nie zrzucanie się ze spadochronu za linię frontu. Zadanie, które postawiono przed nim w tym sezonie, jest jednak równie trudne, co zaskoczenie wroga zrzutem powietrznym. Utrzymać Zagłębie ze składem, który teoretycznie nie powinien gwarantować utrzymania.
Bo już mecz z Piastem obnażył kilka braków klubu, który wrócił na najwyższy szczebel po dekadzie tułania się po niższych ligach. Przede wszystkim tej ekipie brakuje doświadczenia – cała kadra na poziomie Ekstraklasy rozegrała ponad 500 spotkań, ale ponad cztery setki nabija trio Polczak-Nowak-Babiarz. I o ile Nowak miejsca w pierwszym składzie jest pewny, o tyle Babiarz już niekoniecznie. A Polczak – to też wnosimy po tym spotkaniu z gliwiczanami – długo pewnie tego miejsca nie utrzyma.
Ponadto Zagłębiu brakuje jakości na bokach obrony. Puchacz i Wrzesiński to młodzi, obiecujący piłkarze, ale jeśli chcesz się ze spokojem utrzymać, to stawiasz na jakość, a nie młodość. Puchacz lepiej radzi sobie w ofensywie, a w defensywie – przynajmniej w poniedziałek – było kiepsko. Bezlitośnie miotał nim Mak, kilkukrotnie zgubił krycie przy ataku pozycyjnym i generalnie pokazał to, co wiedzieliśmy – że już w I lidze i w rezerwach Lecha lepiej radził sobie w ataku aniżeli w destrukcji. Wrzesiński? Wybiegany, szybki, ale też mający problemy w grze jeden na jeden. Zagłębie ściągnęło ostatnio Michaela Heinlotha, który pokopał z Paderborn na poziomie Bundesligi, a ostatnio grał w NEC Nijmegen. I wydaje się, że to może być gość, który realnie wzmocni prawą stronę sosnowieckiej defensywy.
W pomocy poza wspomnianym Nowakiem i Babiarzem są ambitni młodzieżowcy – Rzonca i Milewski – ale znów powtórzymy to, co przy Puchaczu i Wrzesińskim. Czyli chęci są, ale jakości brakuje. Do Sosnowca trafili Mello z Ruchu Chorzów (gość bardziej do rotacji niż do pierwszego składu), Vokić (jeden z najsłabszych na boisku z Piastem) i… to właściwie tyle.
Jedynie formacja ataku wygląda dość solidnie. Z tego Sanogo będą ludzie, Lewicki na poziomie I ligi też kilka goli strzelił, Torunarigha póki co pozostaje w cieniu ojca. Ale wydaje nam się, że sam Sanogo wystarczy, by sieknąć w tej lidze ponad dziesięć goli, a to już wystarczy, by myśleć o utrzymaniu.
Gorzej będzie, jeśli Dudek nie dostanie nikogo nowego do pomocy i żadnego solidnego defensora. Wtedy będzie musiał już całkiem poważnie wyciągnąć z szafy spadochron, bagnet i karabin. Innych sposobności ku temu, by to Zagłębie przeżyło ten sezonu bez stanów zawałowych, jakoś nie widzimy. Szczególnie, że Piast wydawał się najłatwiejszą przeszkodą spośród tych, które czekają Zagłębie w najbliższych kolejkach. Bo później będzie już tylko trudniej: Zagłębie Lubin (wyjazd), Pogoń Szczecin (dom), Lech Poznań (wyjazd), Legia Warszawa (dom).
To może być jeden z tych powrotów, które kończą się stanami depresyjnymi. Fajnie, że Sosnowiec znów gra na najwyższym szczeblu, że mają zaangażowany w klub ludzi, że mają niezłe zaplecze treningowe, ale za tym wszystkim musi iść jakość na boisku. A odnosimy wrażenie, że tego dziś Zagłębiu po prostu brakuje.
fot. screen z gry Medal of Honor: Allied Assault