Polskie kluby w europejskich pucharach nie zachwycają od lat, dlatego jakakolwiek kompromitacja nie powinna nas już dziwić. I faktycznie jeśli Górnik dostanie dziś w mordę i odpadnie, to może nie skoczymy z mostu, ale na pewno mocno posmutniejemy. W końcu mowa o drużynie, która jako jedna z nielicznych dawała nam w poprzednim sezonie trochę rozrywki. Oczywiście pozmieniało się tam wiele, ale to nie zmienia faktu, że podopieczni Brosza w zasadzie nie mają prawa odpaść z eliminacji do kwalifikacji do repesaży, zwanych też 1. rundą eliminacyjną Ligi Europy. Nie na takim poziomie i nie z takim rywalem.
Cholera jasna, Górnik zmierzy się dziś z ostatnią drużyną ligi mołdawskiej. Zaria Balti jest tak słaba, że w 14 spotkaniach wygrała tylko jeden raz. W ostatnich pięciu ligowych spotkaniach straciła 15 bramek! Naprawdę nie powinniśmy mieć żadnych obaw, że jakikolwiek polski klub z ekstraklasy dostanie od nich w cymbał, a tymczasem Mołdawianie wpadli do Zabrza i prawie wywalczyli bezbramkowy remis. Gdyby nie bramka Angulo, już tydzień temu mówilibyśmy o kompromitacji, bo jak można nie wygrać z leszczami, którzy w lidze mołdawskiej robią co najwyżej za Sandecję Nowy Sącz? Ba, czerwona latarnia ligi mołdawskiej na pierwszy mecz przyjechała autobusem, bo klubu nie stać na samolot. Trzasnęli prawie 1000 kilometrów autokarem! Przecież ten mecz w Zabrzu powinien skończyć się nie tyle co zdecydowaną wygraną gospodarzy, a wręcz upokorzeniem przeciwnika.
Jak już wspomnieliśmy, Górnik nie jest tą samą drużyną co w poprzednim sezonie, bo w klubie już nie ma Kurzawy, Kądziora, Wieteski i Bochniewicza. Rzecz jasna odejście tych zawodników jest stratą wielką, ale znów – nie na tyle dużą, by nie wygrać dwumeczu z mołdawskimi ogórkami. Nawet Maciej Ambrosiewicz jako skrzydłowy powinien sobie radzić, a widzieliśmy tydzień temu, że było kiepsko. Generalnie oba skrzydła Górnika były wyjątkowo słabiutkie, bo Ryczkowski w debiucie również rozczarował. Doskonale wiemy, że to już nie jest duet Kądzior-Kurzawa, ale na tle tak nędznej drużyny miałby prawo wyróżnić się nawet Hildeberto. I to nie tylko wagą. Od Ambrosiewicza i Ryczkowskiego naprawdę nie oczekiwaliśmy wiele, bo tylko przyzwoitości, a otrzymaliśmy wielkie nic. Zresztą – poza Angulo i kilkoma pomagierami – większość piłkarzy z Zabrza zagrała tak, jakby myślami była jeszcze w Złotych Piaskach.
Dlatego bez szukania kwadratowych jaj, nadzieję przed dzisiejszym meczem pokładamy głównie w doświadczonym Hiszpanie. Oczywiście doświadczonym nie na poziomie europejskich pucharów, bo przed pierwszym meczem z Zarią jego kariera w Europie ograniczała się do 25 minut w barwach Athletiku Bilbao przeciwko Parmie w październiku 2004, ale taki brak obycia bardzo łatwo obrócić na korzyść zawodnika. Skoro już Angulo zdobywa swoje szczyty w wieku przedemerytalnym, to tym bardziej powinno mu zależeć, by pokazać się również poza krajowym podwórkiem.
Osobna kwestia to Marcin Brosz. Wierzymy, że jest w stanie tak załatać dziury, by ta zabrzańska przygoda potrwała przynajmniej do momentu, w którym do gry wejdą drużyny, których nazw nie musimy sprawdzać w Google. Kto, jeśli nie on? Kiedyś przeżył rozczarowanie, gdy jego Piastowi nie udało się przejść Karabachu Agdam, który jeszcze nie uchodził za tak poważną drużynę jak dzisiaj. Ale wiemy też, że tamten Brosz i ten dzisiejszy to w zasadzie dwie różne osoby. I nawet nie pytajcie, którą wersję wolimy.
Panowie, awans jest obowiązkiem i nawet nie zaprzątajmy sobie głowy szukaniem wymówek.
Fot. Newspix.pl