Prezes Boniek już taki jest: gdyby opinia publiczna domagała się trenera polskiego, ściągnąłby zagranicznego, gdyby chciano bruneta z wąsem, on wybrałby łysego bez wąsa. No, a skoro chciano kogoś spoza Polski, to Boniek wybrał osobę mieszkająca w okolicach jej serca. I można nazywać ten upór wręcz dziecinnym, ale nie jest powiedziane, że prezes nie zagra wszystkim na nosie po raz kolejny.
Brzęczek zbiera po swojej nominacji chyba jeszcze większą krytykę niż Nawałka, co mnie w sumie dziwi, bo przecież trudno powiedzieć, że Nawałka przystępował do pracy selekcjonera jako wzór cnót tego stanowiska. Co prawda zdobył mistrzostwo z Wisłą, ale było to w czasach prehistorycznych, co prawda zbudował sensowną konstrukcję w Górniku, ale z drugiej strony można mu zarzucać klęskę w Lubinie. Jeśli decydowano się na polskiego trenera, nie ma siły: zawsze idzie się do czegoś przypieprzyć. Michał Probierz mógłby chwalić się wicemistrzostwem, ale zaraz ktoś wygarnąłby mu kazachski eurowpierdol. Taki jest to światek, umeblowany biedotą i marnością naszej piłki.
Polski selekcjoner musi na wstępie prezentować inny zestaw argumentów i według mnie Brzęczek ubogi w te argumenty akurat nie jest. Przede wszystkim rozumie, czym jest reprezentacja, jak bardzo różni się praca w niej od pracy w klubie. Był przecież kapitanem kadry A, wcześniej nosząc opaskę w zespole Wójcika – Brzęczek był tam przedłużeniem nogi, ręki i głowy Wójta. Może nie grał najlepiej w piłkę, za gwiazdę robił w końcu król strzelców Juskowiak, ale zdecydowanie w szatni posłuch miał. To po pierwsze, a po drugie warto pamiętać, że Brzęczek już dziś tej reprezentacji był tak naprawdę blisko. Na pewno wielokrotnie rozmawiał z Błaszczykowskim o tym, co dzieje się na zgrupowaniach i choć jego pojęcie o kadrze jest nieco skrzywione przez optykę Kuby, to jednak Brzęczek nie wchodzi na nieznajomego konia. Do pierwszych odwiedzin szatni będzie przygotowany, być może lepiej niż ktokolwiek inny.
Skoro już wspomniałem o Błaszczykowskim: moim zdaniem powinien zwołać konferencję prasową, ogłosić zakończenie reprezentacyjnej kariery i pożegnać się w którymś meczu Ligi Narodów. Naturalnie pamiętam, że Błaszczykowski wcześniej mówił o tym, że kariery w kadrze nigdy nie skończy, ale tak już jest życie skonstruowane: toczy się dynamicznie. Sam piłkarz nie spodziewał się, że za jego czynnej kariery wujek dostanie stołek selekcjonera. Wyjście pomocnika z kadry akurat w tym momencie byłoby więc eleganckie, godne, bo naprawdę za dużo niedomówień z jego ciągłą obecnością w kadrze mogłoby się wkrótce pojawić. A poza tym: czy Błaszczykowski może jeszcze coś tej reprezentacji dać sportowo? Wątpliwe.
Ba, ja go dopisuję do listy, na której widzę piłkarzy, z których Brzęczek powinien zrezygnować obowiązkowo. Obok Kuby są Cionek, Peszko, Jędrzejczyk i Piszczek. Pierwszemu trzeba podziękować za nic, drugiemu za atmosferę (czyli za nic), trzeciemu za udane Euro, natomiast czwartemu już tak na poważnie, za lata solidnego grania. Jednak mundial pokazał, że 33-letni Piszczek prochu nie wymyśli, a co dopiero Piszczek 35-letni. Łukasz stoi w połowie lasu i już jest tam ciemno, więc pchać się z nim przez kolejne dwa lata, by słońce przebiło się na jeden-dwa udane mecze? No, kompletnie bez sensu.
Co natomiast z opaską kapitana? Powinna zostać u Lewandowskiego, bezwzględnie. Oczywiście, jeśli Robert nie zmieni swojego nastawienia, mentalność tej drużyny dalej będzie ciągnął rozklekotany trabant, ale przesiadka na rower z przebitą oponą to też średnia opcja. Bo kto miałby tę rolę przejąć? Chyba nie Krychowiak, ostatnio niepoważny jako piłkarz i człowiek. Glik? Gość w wieku 30 lat pozwala płynąć plotkom, które mówią o jego końcu w kadrze. Niepoważne i dalekie od kapitańskiej postawy. To co, może ktoś z młodzieży? Ziel… Pieprzyć to, nie chce mi się nawet żartować w ten sposób.
Cóż, przed Brzęczkiem stoi więc sporo wyzwań, ale też nie przesadzajmy: burdel to zostawiał Smuda, po Nawałce trzeba wynieść tylko śmieci. Dajmy więc Brzęczkowi popracować, a jeśli worek mu pęknie i śmieci zapaskudzą spodnie, dopiero wtedy przyjdzie czas krytyki.