Sami nie wiemy, co nas właściwie podkusiło, by dzień po wielopoziomowej kompromitacji z Kolumbią wysłuchać, co na ten temat mają do powiedzenia selekcjoner Adam Nawałka i kapitan Robert Lewandowski. Jeśli mielibyśmy omówić konferencję w jednym zdaniu, raczej zdołalibyśmy przekazać cały sens. Otóż Adam Nawałka uważa, że wszystko było okej, tylko na ten moment nasz poziom to mniej więcej Arabia Saudyjska łamane na Maroko, natomiast Robert Lewandowski uważa, że on był okej, ale poziom jego kolegów to mniej więcej Arabia Saudyjska łamane na Maroko.
Tak, kurwa, kapitan reprezentacji wyszedł i stwierdził, że jesteśmy dziadami (nie on), nie umiemy grać w piłkę (poza nim) i powinniśmy się cieszyć, że nie oklepała nas Irlandia Północna dwa lata temu. Co gorsza, wydaje się, że z taką oceną zgadza się mniej więcej trener, przekonujący o różnicy umiejętności, której nie dało się zasypać.
Kapitan tego okrętu, który sam zaliczył trzeci z rzędu fatalny turniej, ani razu nie potrafiąc wziąć odpowiedzialności za drużynę, wybrał drogę grillowania kolegów. “Lewy” stwierdził w skrócie, że kapitan jest zajebisty, ale majtkowie nie potrafią pływać, łajba przecieka a generalnie to my na tym turnieju znaleźliśmy się przez przypadek. – Na mistrzostwach nie zdobywa się punktów bieganiem czy chęciami a umiejętnościami – zagaił, wprawiając w osłupienie Islandczyków, którzy zaczęli zastanawiać się, czy nie okradli Argentyńczyków z ich prawowitej własności, bo przecież jakkolwiek spojrzeć – Sigurdsson Messiego umiejętnościami nie przewyższa.
Potem dodał, że właściwie, to na więcej nie mogliśmy liczyć. Co z tego, że o awans grają cały czas Irańczycy, przygotowujący się do mundialu na klepisku, co z tego, że Rosjanie Czerczesowa po kilku latach wyłapywania w plecy wszystkiego, co było do wyłapania, teraz wygrywają grupę. Nas po prostu na więcej nie było stać. O ile tę opinię da się jeszcze jakoś uzasadnić, jeśli porównamy nasz skład z rywalami grupowymi, o tyle wypowiedzi Lewandowskiego były jasne – już awans na mistrzostwa to był jakiś cud i zrządzenie losu. Robert strasznie się rozgniewał, bo przecież już wcześniej sugerował, że jesteśmy leszczami i wcale nie zapowiadał, że to będzie jego turniej życia. Ogólnie, uproszczając nieco historię, stwierdził, że byliśmy gównem, jesteśmy gównem i będziemy gównem, a jeśli coś kiedykolwiek osiągnęliśmy lub osiągniemy, to przypadkowo.
Kapitan reprezentacji, lider drużyny, opoka, oparcie i wzór dla kolegów, stwierdza, że niestety, koledzy to właściwie się nadają do pchania karuzeli bądź tarcia chrzanu i tylko dzięki układowi planet udało im się wyrwać z podwórkowych kopanin. Sami się zastanawiamy, jak to musieli odebrać piłkarze Napoli, Borussii Dortmund, AS Monaco czy Sampdorii, gdy ich kapitan stwierdził, że żaden z nich nie posiada umiejętności, żaden z nich nie umie grać w piłkę i żaden z nich nie może nawet myśleć o pokonaniu reprezentacji, w której broni bramkarz z ligi gwinejskiej.
Takie podejście jest o tyle dziwne, że właśnie trwa turniej turniej do bólu taktyczny, gdzie maskowanie braku umiejętności to nadrzędny cel każdego selekcjonera – łącznie z senegalskim, który pozornie wbrew logice nie korzysta z usług Keity Balde mimo, że ten w oczywisty sposób przerasta umiejętnościami wielu kolegów ze składu. Trwa turniej pełen niespodzianek, gdzie odbijający się od najsilniejszych klubów Meksykanie wiozą Niemców, a dream team z najlepszej ligi świata nie potrafi wjechać w pole karne Iranu.
Domyślamy się, że Lewandowski jako kapitan Iranu zrezygnowałby z gry w kadrze, bo skoro nie pasują mu Zieliński, Bereszyński czy Krychowiak, to przecież z tymi pasterzami z pustyni nie usiadłby nawet do stołu.
Z takim podejściem zastanawiamy się nad eliminacjami do kolejnego turnieju, bo wydaje się, że kapitan reprezentacji szacuje jej moc gdzieś na okolice remisu z Mołdawią i bohaterskiej walki z Łotwą. W innych przypadkach stoimy na straconej pozycji, bo niestety, koledzy za nim nie nadążają.
Co ciekawe – znaleźliśmy podobne wypowiedzi Cristiano Ronaldo z czasów, gdy towarzyszyli mu m.in. Coentrao czy Pepe z Realu Madryt oraz Nani z Manchesteru United. Ronaldo narzekał wtedy, że jego drużyna jest ograniczona i nigdy nie będzie faworytem. Działo się to w 2014 roku. Dwa lata później Ronaldo przestał narzekać na towarzystwo, tylko zabrał ten cały kramik do finału Mistrzostw Europy.
Ktoś złośliwy mógłby napisać, że przez lata dorósł do roli inspirującego lidera, a nie osamotnionego i niezrozumianego artysty otoczonego wianuszkiem nieutalentowanych leszczy. W przeciwieństwie do innego europejskiego napastnika, który nadal jest w tej drugiej kreacji.
Robert, oddaj po prostu tę opaskę kapitana, bo przecież i tak nikt cię w tej drużynie już traktować poważnie nie będzie – nikt, kto ceni swoje umiejętności nieco wyżej, niż poziom gówna, do którego je sprowadziłeś.
Aha, na konferencję przybył też trener. Ten, który swoimi rozpaczliwymi decyzjami taktycznymi i personalnymi zawalił ostatnie kilka miesięcy. Stracił czas testując ustawienie, które nie wyszło nam ani razu w kilku próbach. Czas, który mógł przeznaczyć na szukanie godnych zastępców dla zmagających się z problemami zdrowotnymi podstawowych zawodników. Wrzucając wahadłowego na stronę, gdzie grali Cuadrado i Arias popełnił właściwie seppuku. Przed Senegalem, właściwie w ostatniej chwili zaczął mieszać, i ze składem, i z ustawieniem. Wyszedł trener, którego decyzje co do Kamila Glika nie tyle trudno zrozumieć – bo to banał, nie rozumie jej nikt – ale nawet wyjaśnić. Wyszedł trener, który się pogubił i widział to każdy, kto obserwował jak z grupy zgranych wojowników robi się przypadkowa zbieranina totalnie nierozumiejąca, czego trener właściwie od niej wymaga.
I tenże właśnie trener stwierdził, że właściwie to wszystko było okej. Oczywiście rozwlekł to w swoim stylu na przygotowanie motoryczne, fizyczne oraz tzw. mental, ale generalnie – błędów albo nie zauważył, albo nie chciał ich zauważyć. Gdy w końcu któryś z dziennikarzy przypomniał, że jego taktyczny chaos wypunktował wczoraj nawet Maciej Rybus, Nawałka stwierdził, że to chyba słowny lapsus. Jak w tym kawale z brodą, Rybus chciał powiedzieć “podaj nam sól”, a powiedział: “zmarnowałeś nam najlepsze pół roku życia”.
A szczyt i tak zdobył, mówiąc, że po MŚ oddaje się do dyspozycji zarządu PZPN. No super, i tak przecież kończy mu się kontrakt. Nie spodziewaliśmy się takiego heroizmu.
Fot. FotoPyk