Tydzień temu Lubin po raz czwarty gościł u siebie drużyny z całej Europy podczas dorocznego KGHM Cup. Dla Akademii Piłkarskiej Zagłębia to była szansa, żeby sprawdzić swoich wychowanków z drużyny u-15 na tle renomowanych klubów, a przy okazji – czegoś nowego się nauczyć. Chociaż sporo w Lubinie wiedzą już teraz. Była okazja, żeby trochę pogadać o funkcjonowaniu lubińskiej akademii. Działają w niej ludzie o naprawdę wielkiej pasji do pracy z młodzieżą, prawdziwe piłkarskie świry, więc o pojawienie się nowego Piotra Zielińskiego – którego niestrudzenie w Zagłębiu poszukują – możemy być całkiem spokojni.
*
Ostatecznie Zagłębie zajęło piąte miejsce w turnieju. Jest miejsce na niedosyt, czy nie o wynik tu chodziło?
Emil Nowakowski (trener przygotowania technicznego w Akademii): Są różne opinie trenerów. Szczególnie w Centralnej Lidze Juniorów, gdzie toczy się już walka o konkretne cele, wynik staje się ważny i jest integralną częścią procesu szkoleniowego. Jednak ja uważam, że zawodnicy w wieku dziecięcym, czy juniorskim powinni być potraktowani zadaniowo. Mecz powinien być przedłużeniem treningu, a piłkarz powinien wykonywać konkretne zadania, wyznaczone przez trenera na swojej pozycji. Dryblingu powinno być… Może nie jak najwięcej, ale każdy zawodnik powinien z tego elementu często korzystać.
Na wysokim poziomie, co obserwuję jeżdżąc na turnieje u-10, u-12, nie da się wszystkiego zrobić w sposób wyłącznie indywidualny. To może się wydawać niepoważne, ale naprawdę, jeżeli chodzi o te topowe akademie, poziom przygotowania taktycznego dziesięciolatków jest olbrzymi. Graliśmy z Juventusem… To już jest w ogóle inna bajka. Chłopcy świetnie się przesuwają, zawężają pole gry. I właśnie wtedy, gdzieś przed szesnastką, decydująca jest suma indywidualnych zdolności kilku graczy. Dlatego trzeba w mądry sposób stymulować chłopaków, żeby w odpowiednich okolicznościach wykorzystywali odpowiednie środki. Kiedy się uratować dryblingiem, kiedy zagrać klepkę, kiedy po trójkącie. To jest już rola trenera, żeby odpowiednio potencjał zawodników wykorzystał.
KGHM Cup to świetne pole porównawcze, jak zawodnicy z dobrych klubów europejskich – nie topowych, ale dobrych – wyglądają na naszym tle. Jak wyglądamy pod względem indywidualnym, jak wyglądamy pod względem organizacji całego zespołu. Wynik jest dopiero pochodną pracy naszej akademii. My staramy się w pierwszej kolejności podnosić jakość indywidualną zawodników, ale oczywiście im lepiej będą chłopcy grać indywidualnie, tym lepiej wygląda cały zespół.
Krzysztof Paluszek (dyrektor Akademii; na głównym zdjęciu): Turniej z roku na rok rośnie w siłę. My rzecz jasna znamy swoje miejsce w szeregu i taka rywalizacja wyznacza nam punkt, w którym w tej chwili się znajdujemy. Mamy tutaj bardzo mocne zespoły. Nie jest to światowa czołówka, ale solidne kluby europejskie, które wyróżniają się w swoich krajach, jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży. Myślę, że nasi zawodnicy poziomem nie odbiegają już od Europy. Gdy coś jest nie tak, to traktujemy to jako wskazówkę, jeżeli chodzi o dalsze szkolenie indywidualne, pod kątem naszych zawodników. Ja jestem trzeci rok w klubie, kontynuuję pracę Richarda Grootscholtena, który budował podwaliny tej akademii. Myślę, że ciągłość jest zachowana, bo ja też jestem zwolennikiem ofensywnego stylu w nauczaniu zawodników. Celowo dobieramy na turnieje zespoły, które grają w taki sam sposób. Otwartą piłkę, nie murując się, nie grając z kontry.
Daję sobie jeszcze okres dwóch, trzech lat, kiedy nasza praca rzeczywiście zacznie się zazębiać i zaczniemy wykonywać założony cel, czyli produkowanie zawodników zdolnych do regularnej gry w pierwszym zespole. Proces szkolenia młodzieży musi się odbywać na kilku etapach. Cały czas powtarzamy, że kontynuujemy to, co zostało zapoczątkowane przez Grootscholtena, ale też z roku na rok, między innymi dzięki turniejom takim jak KGHM Cup, dokładamy coś nowego od siebie i rozwijamy się. Są to nowe elementy infrastruktury, którą mamy najlepszą w Polsce. Dokładamy też kolejne cegiełki sportowe. Nie jesteśmy jeszcze na końcu drogi, tylko gdzieś w połowie. To pokazuje też poziom chłopaków, którzy do nas przychodzą, przede wszystkim tych najmłodszych grup – poziom tam jest coraz wyższy, co obserwujemy podczas występów na turniejach w Polsce i Europie. Nie odstajemy wyraźnie w żadnej kategorii wiekowej na etapie dziecięcym.
Piotr Stańko (trener drużyny u-15): Jeżeli byśmy nie myśleli o zwycięstwie, no to moglibyśmy w ogóle na mecz nie wychodzić. Jednak wiadomo, że równie ważnym czynnikiem jest dla nas styl gry. Przy dobrej grze, a przy złym wyniku – jak na przykład przeciwko Evertonowi, który zdominowaliśmy, a ostatecznie pechowo przegraliśmy – też mamy powody do zadowolenia. Chłopcy wcale nie byli załamani taką porażką, bo zdawali sobie sprawę, że byli zespołem lepszym. I dlatego w kolejnym meczu, pomimo dużego zmęczenia, zrealizowaliśmy nasze cele i udało się wygrać. W Polsce ciągle patrzymy na zachód i chcemy grać jak kluby zachodnie, ale, choćby na podstawie tego meczu z Anglikami, naprawdę widać, że nie ma powodu do kompleksów.
Z racji korzeni naszej akademii, bliższe nam jest podejście holenderskie niż angielskie, czyli większą wagę przykładamy do stylu gry, niż końcowego rezultatu. Zależy nam na tym, żeby chłopcy się przede wszystkim rozwijali – nie chcemy wyniku na teraz. Chcemy, żeby jak najwięcej z tych chłopców zadebiutowało w pierwszej drużynie Zagłębia w przyszłości. Mieliśmy dyrektora z Holandii, więc cała koncepcja technicznego futbolu holenderskiego jest nam bardzo bliska. Przede wszystkim pod taki profil prowadzimy selekcję zawodników. Chcemy mieć jak najwięcej chłopaków pokroju Piotrka Zielińskiego.
Jeżeli chodzi o chłopców, których mieliśmy okazję obserwować podczas KGHM Cup – ilu z nich zdradza potencjał na miarę pierwszej drużyny Zagłębia? Mnie w oko wpadł numer 10, czyli Patryk Kusztal.
Nowakowski: Rocznik 2003 na pewno jest zdolny. Nie lubię słowa utalentowany. Dla mnie talent to jest pracowitość – jak ktoś jest na tyle pracowity, żeby swoje zdolności rozwijać, to wtedy dopiero ma prawdziwy talent. Tutaj mamy kilku ciekawych zawodników. W ofensywie, w środkowej linii. Są powoływani do kadry i wszystko teraz zależy od nich, jak się będą rozwijać. Ja pracowałem z nimi tylko kilka razy, teraz będę miał z nimi więcej treningów. Uważam niestety, że są tu duże rezerwy. Nie powiem, że braki, ale duże rezerwy, niewykorzystane w przeszłości, w wieku dziecięcym. My teraz jesteśmy od tego, żeby te parametry podnosić i wyprowadzić ich na wyższy poziom.
Wierzę w to, że tych zawodników na najwyższym poziomie pojawi się niebawem więcej, ale ważny jest też taki efekt, żeby ta średnia klasa piłkarzy w polskiej lidze była na dużo wyższym poziomie, niż jest obecnie. Chodzi o to, żeby średni poziom polskiego ligowca nie był aż tak… średni. Najlepiej to widać czytając wasze relacje z meczów, które czasami przeglądam. Bardzo mi się niektóre – nawet szydercze – komentarze podobają. Trochę przerysowują, jednak bardzo celnie punktują.
Paluszek: To jest wiek piętnastu lat, bardzo burzliwy. Trzeba na to patrzeć pod wieloma aspektami, także biorąc pod uwagę sprawy socjalne. Chłopcy się zakochują, zmieniają swoje zapatrywania na życie, więc trudno wyrokować. Zakładam, że co najmniej sześciu chłopaków z tego rocznika ma duże predyspozycje, żeby zadebiutować kiedyś w pierwszym zespole.
Stańko: Patryk Kusztal to jest taki typ zawodnika, o jakich nam chodzi. Wiadomo oczywiście, że to jest perełka i nie każdy będzie miał takie możliwości – Patryk może grać na różnych pozycjach, jest powoływany do reprezentacji Polski. Jednak właśnie tego rodzaju piłkarzy staramy się u nas wychowywać. Oczywiście nie ma takiej opcji, żeby wszystkich naszych chłopców nauczyć takiej techniki i takiego panowania nad piłką, jakie ma Piotrek Zieliński. To jest dla nas idealny przykład, żeby stawiać jako wzór do naśladowania. To inspiracja dla całej akademii. Był zawodnikiem wolno dojrzewającym, ale miał technikę, miał dynamikę, miał instynkt. Otrzymał wsparcie i to zaprocentowało.
My zawsze czekamy na tych wolniej dojrzewających chłopców. Na przykład Rafał Dzidek – nie ma póki co warunków fizycznych, ale obserwujemy jego inteligencję w grze i mamy przekonanie, że ten chłopiec może bardzo daleko zajść. Przede wszystkim nie możemy takich wolniej dojrzewających zawodników odstawić, zrezygnować z nich. Oni będą przegrywać pojedynki w obronie, pojedynki siłowe, pojedynki główkowe. Ale dla nas najważniejsze jest to, że jeżeli chłopak ma technikę, inteligencję, do tego dojdzie motoryka – to nie mamy prawa go gdzieś odsunąć czy zaszufladkować.
Niektóre kluby rzeczywiście przywiozły do Polski wyselekcjonowaną grupę chłopców wyrośniętych, świetnie przygotowanych motorycznie, w innych drużynach jest sporo zawodników, którzy wyglądają jeszcze po prostu jak dzieci. Jak duże to wyzwanie dla akademii, żeby tych wolniej dojrzewających zawodników przeprowadzić w stronę profesjonalnego futbolu?
Paluszek: Są dwa bardzo trudne momenty w karierze młodego piłkarza. Jednym z nich jest oczywiście przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej, ale pierwszy taki moment, to przejście z piłki 9-osobowej na 11-osobową. Przypada to akurat na okres dojrzewania, czyli taki czas, kiedy trzeba szczególnie wnikliwie przyglądać się zawodnikom. U nas w Polsce była kiedyś tendencja, żeby dobierać zespoły – nawet w piłce dziecięcej – tylko na bazie możliwości fizycznych i motorycznych. Teraz my – jako trenerzy – dorośliśmy już do tego, żeby zwracać szczególną uwagę na tych chłopców późno dojrzewających.
Mamy nawet w KGHM Cup przykłady zawodników, którzy mają prawie 190 cm wzrostu, a inni nie mają nawet 160 cm. Weźmy choćby Slavię Praga, gdzie zawsze zwraca się wielką uwagę na przygotowanie motoryczne. Chłopcy świetnie wyglądają, bardzo dobrze biegają, są pod tym kątem dobierani. To samo jest w lidze angielskiej, ale Holendrzy już mają na to inny pomysł i też widać tę różnicę, jak tylko się spojrzy na drużyny Slavii, Evertonu, czy na przykład Nijmegen. My jesteśmy cierpliwi, czekamy na tych, którzy dojrzewają wolniej, ponieważ ich proces decyzyjny na boisku zwiastuje, iż po prostu warto trochę dłużej zaczekać. Mamy wiele przykładów, że to się opłaciło. Trener Dorna, który obserwuje wielu naszych zawodników, także podkreśla, że PZPN będzie promował pomysł, aby robić oddzielne reprezentacje dla zawodników późno dojrzewających. Będzie dla nich zorganizowany także mecz międzypaństwowy z jakąś inną federacją, która już ten model wprowadziła. Działają tak Belgowie, będący przecież znakomitym przykładem dobrego szkolenia.
Nowakowski: Różnimy się tym od topowych drużyn, jeżeli chodzi o akademie pierwszej kategorii z Anglii, Niemiec, czy Włoch, że oni znacznie przewyższają nas jakością całej grupy. Mają po prostu więcej zawodników na równym, dobrym poziomie. My pracujemy z określonym materiałem, tych wyjątkowo utalentowanych chłopców jest troszkę mniej. To znaczy, że oni wcześniej zaczynają, lepiej szkolą w klubach amatorskich i później tych najlepszych wyciągają do siebie.
Szkolenie od najmłodszych lat – co udowadnia choćby belgijski Genk – jest tam na najwyższym poziomie, we współpracy z klubami amatorskimi, satelickimi. Graliśmy z Genk na dwa zespoły – tylko nasza pierwsza dziesiątka rywalizowała na w miarę równym poziomie. Druga nie miała już żadnych szans. W Polsce jak mówimy trenerom o Genku, to oni z Belgii znają tylko Anderlecht. Byliśmy zresztą niedawno na stażu w Brukseli – tam zaczynają dobry proces szkoleniowy już z pięciolatkami. Z naciskiem na technikę. Zwracają uwagę na umiejętności dryblingu, na jakość prowadzenia piłki już w tym wieku.
Wy kiedy kończycie z dzieciakami zabawę, a zaczynacie w miarę poważne trenowanie?
Nowakowski: Jest w naszej akademii trzech trenerów, którzy zajmują się techniką fundamentalną. Podzieleni jesteśmy według kategorii wiekowych – trener Kwiatkowski pracuje z najmłodszymi, trener Rutkowski trenuje z grupą szkolną, a ja odpowiadam za chłopaków w wieku licealnym i drużyny juniorów. Mogę powiedzieć, że trener Kwiatkowski zaczyna już teraz działać z sześciolatkami i nawet po meczach towarzyskich, dwóch na dwóch, trzech na trzech, widać, że ta praca nad prowadzeniem piłki, dryblowaniem – procentuje. Widać to na tle drużyn, które nad tym tyle nie pracują. Już w tym wieku – a mówimy o sześciolatkach – chłopcy potrafią wykorzystać te wyćwiczone umiejętności, wygrać starcie jeden na jednego.
Istnieje coś takiego jak wypracowana improwizacja. Jeżeli od najmłodszych lat wykonamy pewną bazę techniczną, to chłopcy będą mogli na tej podstawie improwizować w dowolny sposób w przyszłości. Będą reagowali w automatyczny sposób na różne boiskowe sytuacje, wykorzystując instynktownie konkretne umiejętności, w zależności od boiskowej sytuacji. Naszym głównym celem jest uczyć zawodników maksymalnej wszechstronności, żeby w trudnych sytuacjach na murawie ich indywidualne możliwości były decydujące.
Paluszek: Taki mamy model przyjęty w klubie, że w tym roku zaczynamy rocznikiem 2010. Natomiast jest też grupa eksperymentalna, gdzie trener Stanisław Kwiatkowski, specjalista od techniki fundamentalnej, zaczął pracę z dzieciakami z rocznika 2012 i 2013. Według mojej obserwacji, ten eksperyment się bardzo dobrze sprawdza, trener wybrał sobie po kilku takich zawodników i cały czas poszukuje kolejnych, tych najbardziej uzdolnionych ruchowo. Ale to są jednak pięciolatkowie. Wymagają nieustannej uwagi i nie jesteśmy w stanie zrobić tutaj treningu takiego, jak z, powiedzmy, dziesięciolatkami. To musi być mała grupa. Trener rozegrał już kilka meczów – no, umownie, bo to oczywiście zwykła zabawa trzech na trzech, ale jednak na bramki – i ta formuła naprawdę świetnie się sprawdza. Im więcej kontaktu z piłką, pracy nad koordynacją , im szybciej zaczniemy tych chłopców kształtować, tym większy będziemy mieli w nich potencjał gdy osiągną siedemnaście, osiemnaście lat.
Jeżeli chłopak – dajmy na to – siedemnastoletni ma znakomite predyspozycje motoryczne, ale braki techniczne, to da się jeszcze coś w tym drugim elemencie nadrobić?
Nowakowski: Bardzo ciężko już cokolwiek tutaj poprawić. Możemy próbować, podnieść go na nieco wyższy poziom, ale to już za późno na coś więcej. Jak dzisiaj patrzymy na rozwój naszych jedenastolatków i porównujemy ich do dzisiejszych szesnastolatków, to, w kwestii przygotowania technicznego, często ci młodsi potrafią już robić podobne rzeczy, co starsze roczniki. Ci starsi braków już nigdy nie nadrobią, nie będą mieli naturalności we krwi, nie będą mieli niezależności i jakości technicznej.
My chcemy po prostu wychowywać chłopaków najlepiej jak możemy, ale to też zależy od predyspozycji. Konkretnych elementów możemy nauczyć wszystkich – zwodów, dryblingów. Ale jak on to potem przełoży na grę? Jeden będzie miał smykałkę i będzie świetnie rozpoznawał dane sytuacje, inny nie. Technika jest po to, żeby lepiej podejmować boiskowe decyzje. Jeżeli zawodnik nie musi się zastanawiać, co z piłką zrobić, kiedy już ją dostaje, to te decyzje łatwiej mu przychodzą, bo jest w nich odważniejszy.
Paluszek: Wiadomo, że nie wszyscy młodzi zawodnicy się przebiją na wysokim poziomie, ale dla większości z nich też w piłce jest miejsce. Współpracujemy z klubami z III czy IV ligi i tam ci mniej uzdolnieni zawodnicy znajdują sobie bezpieczną przystań. W przyszłym tygodniu robimy dla czterech najstarszych grup juniorskich szkolenie sędziowskie. I też ci chłopcy, którzy gdzieś tam się nie przebiją, będą mogli spróbować sił w innej roli, ale pozostać przy futbolu. Ze swojego doświadczenia oceniam, że najlepsi sędziowie to tacy, którzy wywodzą się właśnie z grup juniorskich, którzy przeszli dziesięcioletni proces szkolenia, którzy czują grę. To są najlepsi kandydaci na arbitrów.
U nas nie ma żadnego problemu, żeby uzdolnionego juniora przekazać do pierwszej drużyny. Przykład – Bartek Slisz, który rozegrał już kilka meczów w Ekstraklasie. Ale gdyby ktoś przeanalizował jego występy, to on tylko w tym sezonie grał w Ekstraklasie, w III lidze, ale również w CLJ. Sam się przebił, swoją pracą, postawą na boisku. Kolejnych kilku chłopaków puka do drzwi trenera Lewandowskiego, ale oni nie idą tam za zasługi, tylko po prostu wyróżniają się zarówno w Centralnej Lidze, jak i grając w drugim zespole. Chłopcy z rocznika 2000 już trenują z pierwszym zespołem, żeby to poczuć, żeby do tego dojrzeć.
Dużo nam pomogły działania PZPN w postaci Centralnych Lig. Teraz – na przestrzeni ostatniego roku – możemy stwierdzić, że Centralna Liga Juniorów to naprawdę dobra formuła. Szykuje się kolejny krok do przodu, czyli jedna, połączona, bardzo silna liga u-19. Jestem spokojny o nasz rozwój, kiedy będziemy rywalizować regularnie z Legią, Jagiellonią, Koroną i tymi zespołami, z którymi rzadko się spotykamy, będąc w zachodniej części Polski. To też nam coś pokaże. Aczkolwiek nasz klub jest zwolennikiem tego, żeby CLJ była obniżona tylko do poziomu u-18. Wtedy naturalnie chłopcy mogliby przechodzić do gry w drugich zespołach. To tam młodzi zawodnicy muszą nabierać siły fizycznej, która w polskiej lidze jest po prostu niezbędna. To jest problem w polskiej lidze, gdzie cały czas dominuje siła, a nie przygotowanie techniczne.
Podkreślam jedną rzecz – problem polskiej piłki młodzieżowej został rozwiązany na poziomie Centralnej Ligi Juniorów, ale wciąż nierozwiązaną kwestią są drugie zespoły. Ten bardzo ważny etap, czyli przejście z wieku juniora do seniora, nie odbywa się w Polsce w sposób płynny. Myślę, że dobrym wzorem jest tych kilka zespołów, które mają swoją drugą drużynę w III lidze. Chłopcy mają dzięki temu dalszą drogę, bo przecież bardzo rzadko się zdarza, żeby osiemnastolatek trafił do zespołu na poziomie Ekstraklasy. Czasem potrzeba trochę więcej czasu, a druga drużyna to szansa, żeby zachować ciągłość w profesjonalnej grze w piłkę. Są przykłady krajów zachodnich, gdzie funkcjonuje liga rezerw i być może to jest rozwiązanie, które powinniśmy zaadoptować w polskich warunkach.
Jak trudna jest praca z młodymi zawodnikami z punktu widzenia mentalności? Są kłopoty wychowawcze?
Stańko: Czasy się zmieniły. Chłopcy są świadomi, choć cały czas wymagają pracy mentalnej. Zawsze, kiedy gramy w Polsce przeciwko zespołom o mniejszej renomie, to musimy przygotowywać naszych zawodników na to, że przeciwko Zagłębiu każdy będzie chciał zaprezentować się jak najlepiej i za wszelką cenę wygrać. To też jest ciężkie dla chłopaków, żeby cały czas podnosić sobie poprzeczkę, żeby nigdy nie osiadać na laurach. Jednak jeżeli zachód nam ucieka, to nie na etapie piętnastolatków, tylko dopiero później. Póki co nie mamy się czego wstydzić na tle innych europejskich krajów.
Niestety są zawodnicy, którzy dostają pierwszy kontrakt i to już im wystarcza. Biorą udział w treningach zespołowych i wydaje im się, ze to już wszystko, co muszą robić. Tymczasem główna część pracy odbywa się indywidualnie. Jeżeli zawodnicy nie pracują nad sobą pomiędzy treningami, to szybko stracą dystans do rówieśników z zachodu. Kiedy tam jeździmy na staże i obserwacje, to siłownia, kształtowanie swoich indywidualnych cech, są na początku dziennym. U nas to szwankuje. Są chłopcy w treningu i meczu, których trzeba bez przerwy kształtować, długo z nimi rozmawiać. Ale to jest po prostu nasza rola.
Przede wszystkim, jak się patrzy na Polaków, którzy rzeczywiście coś w dużych klubach osiągnęli, to oni głównie nadrabiają tam braki w przygotowaniu fizycznym i motoryce. Widać, jak Lewandowski czy Linetty wyglądali wyjeżdżając z Polski, a jak wyglądają teraz. To jest też nasz duży problem, że mamy technicznych chłopaków, ale tam się spotykają z inną intensywnością. My przecież wcale nie mamy gorszych warunków do pracy. To jest kwestia mentalna, nad którą trzeba nieustannie pracować. Rozmawiam o tym z rodzicami, działa psycholog i widać, że to procentuje. Czasami na treningach musimy nawet chłopaków stopować, żeby nie dali z siebie aż zbyt wiele.
Nowakowski: Kierunek wyznaczają ci najlepsi w kraju. Coraz więcej zawodników wyjeżdża w młodym wieku, trenują w bardzo dobrych warunkach i wiedzą, jak mały odsetek z nich utrzyma się na tym naprawdę najwyższym poziomie. Są zdolni, więc muszą być na tyle odpowiedzialni, żeby stale się rozwijać i bez ustanku gonić perfekcję. Warunki mają ku temu świetne, trenerzy w akademii starają się takie podejście w nich rozbudzać, ale to oni muszą bardziej chcieć niż my. Możemy tylko pomagać. Oni sami muszą pracować, a w wieku osiemnastu, dziewiętnastu lat jeszcze wcisnąć gaz do dechy i podwoić wysiłki.
Problemem polskiego systemu szkolenia jest to, że nie produkujemy zawodników stricte technicznych. Robimy wiele staży dla trenerów, dzielimy się wiedzą maksymalnie, jak możemy – chcemy jak największą liczbę trenerów zainspirować naszym podejściem. Wierzymy, że robimy dużo dobrych rzeczy dla polskiej piłki. Może nie wszystkie są najlepsze, ale chcemy to przełożyć w makroskali. Żeby więcej trenerów uwierzyło w nasze myślenie i wychowywało zawodników typu Piotr Zieliński, czy nawet Bartosz Kapustka, który się gdzieś ostatnio zagubił. Robert Lewandowski gdzieś tam wbrew polskiemu systemowi szkolenia został jednym z najlepszych zawodników na świecie, ale pewnie przede wszystkim dzięki jego indywidualnej pracowitości i szczęściu, bo spotykał na swojej drodze najlepszych trenerów w Europie – Kloppa i Guardiolę.
Piotrek Zieliński na pewno jest takim zawodnikiem, który wyznacza standardy techniczne dla naszej akademii. Zawodnik, który potrafi grać obiema nogami, ma przegląd pola, umie uderzyć z dystansu, umie dryblować, ma smykałkę do gry kombinacyjnej. To jest przykład zawodnika, na którym należy się wzorować. Próbki swoich umiejętności pokazywał już tutaj, u nas. Już wtedy był bardzo dobry, a we Włoszech pewne jego indywidualne parametry po prostu podnieśli. Możesz mieć umiejętności techniczne na najwyższym poziomie, ale jak nie będziesz miał bazy fizycznej i mentalnej, to trudno wytrzymać te obciążenia. Nie wytrzymał tego Rafał Wolski, a Zieliński się w tych aspektach rozwinął, więc w Serie A cały czas gra.
Rodzice – przeszkadzają, czy pomagają w rozwoju karier swoich pociech? Wzbudzają niezdrową presję?
Paluszek: To jest jeden z tematów, które poruszamy przy kształceniu trenerów. W pracy naszej akademii wspomaga nas dwóch psychologów – to są ludzie, którzy gwarantują nam bezpośrednie wsparcie. Spotkania z rodzicami, które odbywają się w okresie jesienno-zimowym, są właśnie w obecności psychologów, którzy pokazują rodzicom jak powinni się zachowywać, jak kształtować młodego piłkarza. Poprzez właściwą dietę, poprzez właściwie odżywianie się, odpoczynek, regenerację. Ale przede wszystkim przygotowujemy rodziców do właściwego kibicowania. Tłumaczymy im, że te wszystkie dziecięce zawody nie odbywają się po to, żeby udowadniać kto jest lepszy, tylko żeby pokazać, iż ruch sam w sobie jest dla dzieci najważniejszych.
Myślę, że teraz rodzice nam nie przeszkadzają, tylko pomagają. Zachęcamy, żeby nas wspomagali, żeby wspierali swoich podopiecznych, ale nie wykonywali ruchów, które będą powodowały ciśnienie na wynik. Rodzic jest bardzo ważnym elementem w szkoleniu, musi być postrzegany jako partner, ale z drugiej strony nie może nam wchodzić na głowę. Każdy musi wiedzieć, gdzieś jest granica. Skoro powierzyli nam swoich synów, to muszą zaufać, że przygotujemy ich zarówno do roli piłkarza, jak i do roli człowieka w społeczeństwie.
Ostatecznie nikogo do nas nie ściągamy na siłę – zawsze na początek zapraszamy rodziców, trenerów, przedstawiamy system pracy w naszej akademii, nasz styl gry. Trzeba pamiętać, że nie mówimy już dzisiaj na temat selekcji piętnastolatków. Obserwujemy w całej Polsce zawodników ośmioletnich, zapraszamy ich do siebie na eventy, turnieje, wyjazdy zagraniczne. Zakładaliśmy kilka lat temu, że będziemy się opierać na zawodnikach wyłącznie z Dolnego Śląska, ale nasz skauting idzie bardzo mocno do przodu – z jednej strony mamy zawodników z Podkarpacia, z drugiej – z Koszalina.
Stańko: Nie ma większych problemów z rodzicami. Myślę, że u chłopaków po porażkach rodzi się raczej sportowa złość, a nie presja czy frustracja. Trochę inaczej się oczywiście schodzi z boiska po porażce w meczu, w którym było się wyraźnie gorszą drużyną, a co innego, gdy wynik jest negatywny, ale gra była dobra. Jeżeli chłopcy czują, że byli lepsi, to na pewno w następnym meczu wyjdą ze zdwojoną determinacją. Po porażce z Evertonem pierwsza myśl była taka, żeby jeszcze raz na nich trafić i wziąć rewanż, bo niedosyt pozostał.
Na pewno bardziej niż rodziców, możemy się obawiać wpływu skautów zagranicznych. W Polsce nie mamy o co się martwić – warunki są doskonałe, bo nikt nic lepszego od nas nie zaproponuje. Jednak wiadomo, że chłopaków ciągnie. Jeżeli usłyszą takie nazwy jak Everton, Liverpool, czy Manchester United, to od razu oczy im się świecą. Ale muszą myśleć przede wszystkim o swoim rozwoju. Często jest tak, że zawodnicy bardzo wcześnie wyjeżdżają na zachód, a potem po kilku latach wracają i poszukują odbudowy.
Trener Stokowiec i trener Lewandowski – coś różni ich podejście do współpracy z akademią?
Paluszek: Stokowiec i Lewandowski są trenerami młodego pokolenia. To są czterdziestolatkowie, z otwartymi głowami, z doświadczeniem popartym dobrą karierą zawodniczą. Oni zwracają uwagę na cały ogrom pracy, jaki się odbywa w klubie. Obaj trenerzy bywali na meczach, nie tylko drugiego zespołu, ale i roczników juniorskich. Nie ma z tym żadnego problemu, bo jesteśmy tutaj w jednym miejscu, więc wszystkie informacje przepływają na bieżąco. Ja się z tego bardzo cieszę, bo jeżeli jest duże zainteresowanie sztabu pierwszego zespołu, to nasza praca w akademii tym bardziej jest dla nas przyjemnością.
Idealnie by było, gdyby pierwsza drużyna i sekcje juniorskie grały mniej więcej takim samym stylem. Natomiast zdajemy sobie sprawę, że to bardzo trudne. Trener pierwszego zespołu nie ma do dyspozycji wyłącznie wychowanków, więc musi dostosować taktykę, system gry do materiału ludzkiego, jaki w zespole zastał. Trzeba dobierać taktykę do przeciwnika, stylu gry, to wszystko jest w jakiś sposób uwarunkowane. Natomiast my w akademii mamy swoje zasady, swoje sposoby przygotowywania zawodników.
Stańko: Wydaje mi się, że obaj trenerzy bardzo się angażują w życie akademii. Dostaję dużo pytań o chłopaków, są częste obserwacje. Od czasu spadku, klub wyraźnie postawił na młodzież. Ja sam jestem wychowankiem Zagłębia, zresztą mam w sobie sportowe geny, bo tata także grał w Ekstraklasie. Chciałbym, żeby w pierwszej drużynie grało jak najwięcej wychowanków, najchętniej właśnie stąd, z Lubina.
Celem akademii jest zasilanie pierwszego zespołu utalentowanymi zawodnikami i walka o najwyższe cele w lidze, czy sprzedaż piłkarzy za dobre pieniądze, jeszcze zanim oni zdążą realnie wpłynąć na grę Zagłębia w Ekstraklasie?
Nowakowski: Pierwsza drużyna Zagłębia ma być tylko przystankiem w rozwoju naszych zawodników. Ja wierzę, że jeżeli zawodnik ma pasję, jest pracowity, kocha piłkę nożną – może rozwijać się zawsze, cały czas. Moim celem jest kreowanie zawodników ofensywnych. Jestem wyznawcą piłki pięknej, widowiskowej. Chciałbym, żebyśmy mogli chwalić się wychowankami bardzo ofensywnymi, których uda się transferować do dobrych drużyn europejskich. Na przykład do Genk, a może i lepszych.
Odpowiedzią na przeciętność polskiego ligowca musi być szkolenie w makroskali. Żeby takich klubów jak Pogoń, Legia, Lech, my – żeby tych akademii na najwyższym poziomie było coraz więcej, żebyśmy na chłopaków nie patrzyli tylko przez pryzmat wyniku, ale rozwoju indywidualnego. Nawet w wieku osiemnastu lat wynik nie jest najważniejszy. Wisła wygrała ostatnio z Cracovią 10:0 w finale mistrzostwo Polski, a ilu zawodników gra w pierwszym zespole? Środowisko, drużyna, musi pomóc indywidualnościom, żeby wyeksponować je i dostarczyć do pierwszej drużyny. Przygotowanych jak najlepiej pod względem: motoryki, choć ona się jeszcze będzie później rozwijała, mentalności, żeby być ambitnym, pracowitym, czasami bezczelnym na boisku, odważnym. No i pod względem techniki.
Oczywiście, jest to dla nas także pole do rywalizacji z innymi akademiami. Lech mógł wychować takich zawodników, których potem sprzedał za duże pieniądze, to każdy się pyta – dlaczego nie my? Gdzie popełniamy błąd? Lech – uczciwie mówiąc – robi to chyba najdłużej w Polsce, ale to są dla wszystkich przykłady na to, jak można dawać chłopakom szansę gry w pierwszy zespole, a później transferować ich za dobre pieniądze i przeznaczać zyski na kolejne inwestycje w rozwój akademii.
Paluszek: Sukces sportowy i sprzedaż zawodników nie muszą się nawzajem wykluczać. Piłkarze, który dopływają do pierwszego zespołu, a mam nadzieję, że będą dopływać coraz szerszą ławą, podnoszą poziom sportowy, a także stanowią źródło finansowania klubu. Sprzedaż zawodników wychowanych w akademii stanowi po prostu zysk i taki sposób funkcjonowania sprawdza się w największych klubach czy to z Portugalii, czy Holandii, Belgii.
Polityka klubu, strategia, to wszystko się zmieniło w Zagłębiu na przestrzeni ostatnich lat, czyli od momentu spadku i awansu. Mamy przykłady zawodników wyszkolonych u nas od A do Z, jak choćby Filip Jagiełło czy Paweł Żyra. Podobnie jak przykłady zawodników, których ściągaliśmy do klubu już w wieku juniora – tak jak Jarosława Jacha, sprzedanego później do Crystal Palace za duże pieniądze. Problemem na pewno jest selekcja. Takie kraje jak Belgia czy Holandia mają bardzo mały obszar i zdecydowanie łatwiej jest im się przemieszać, jeżeli chodzi o organizację rozgrywek. U nas specyfika jest dość mocno związana z liczebnością naszego kraju i jego obszarem.
Myślę, że dzisiaj akademia jest oczkiem w głowie naszego głównego sponsora, jest duży nacisk na rozwój naszych struktur. To pokazują nawet przykłady transferów – gdy jakiś zawodnik poszedł do klubu zagranicznego, środki były przeznaczane na dalszy rozwój akademii. Planujemy budowę boiska piaszczystego, centrum odnowy biologicznej. Główny sponsor, czyli KGHM, mocno w to wszystko inwestuje i nie ma mowy o oszczędnościach. Chodzi też o to, żeby nasza drużyna, poprzez większą rolę odgrywaną przez wychowanków, była naprawdę związana z całym zagłębiem miedziowym. Dopiero to pozwala się ludziom naprawdę z klubem integrować i utożsamiać.
*
Everton, Cardiff, Nijmegen – oto, jak się szkoli na zachodzie
*
Michał Kołkowski