W ostatnim tygodniu mówiło się o tym meczu głównie w kontekście zagrożenia ewentualnej fety, strachu przez bandziorami i jeszcze kilku innych sprawach, które z czystą, sportową rywalizacją mają niewiele wspólnego. A przecież – cholera! – to przede wszystkim ten mecz zadecyduje o tym, kto dziś zostanie mistrzem Polski. Sezon jest jaki jest, od kilku miesięcy wydłubujemy sobie oczy tępymi narzędziami, ale nie zmienia to faktu, że dziś przy Bułgarskiej napisze się historia.
Przed starciem Lecha z Legią zadano już tysiąc pytań:
– czy ewentualna feta mistrzowska Legii odbędzie się w Poznaniu?
– czy kibice gości zostaną wpuszczeni na sektor?
– czy kibice Lecha zbojkotują to spotkanie?
– czy policji i ochronie uda się zabezpieczyć mecz?
– czy gospodarze wniosą na stadion swój ogromny asortyment rac?
Szukamy, szukamy i nie widzimy jednak tego najważniejszego pytania – kto zostanie mistrzem Polski? Kwestia rozstrzygnięcia losów tytułu przeszła może nie niezauważona, ale mimo wszystko truchta sobie gdzieś bocznym torem. A przecież tu chodzi o wpis w prawej rubryce na 90minut! Dziś dowiemy się, kto będzie mógł się najmocniej napinać przez następny rok. No i – co najważniejsze – poznamy zespół, który skompromituje się w eliminacjach Ligi Mistrzów z mistrzem bułgarskiego obwodu Tyrgowiszte.
Żarty na bok. Spójrzmy prawdzie w oczy – może ten sezon jest do dupy, może i mistrzostwo powinno zostać przydzielone w masowej konfrontacji papier-kamień-nożyce, ale za piętnaście lat nikt nie będzie pamiętał o tym, czy Legia zdobyła tytuł psim swędem, czy Jagiellonia wyciągnęła mistrzostwo z paczki Lay’sów. Nie chcemy zabrzmieć jak Tomasz Hajto w “Orłach Harnasia”, ale napiszmy to wprost – dzisiaj rozstrzygną się bardzo ważne rzeczy.
Zerkamy w typy bukmacherskie na mecz Lecha z Legią i widzimy, że goście wcale nie są faworytem tego starcia. Kurs 2,60 na Lecha przy 2,85 na Legię w Totolotku zasiewa w naszych głowach lekkie zwątpienie. Natomiast Legia – jak w grze komputerowej – ma dziś dwa życia. Nawet jeśli wyrżnie się w Poznaniu, to i tak pomocną dłoń może jej podać Wisła Płock zdobywając jakiekolwiek punkty w Białymstoku. Legia ma komfort. I doświadczenie w stawianiu tego ostatniego kroku.
Doświadczenie, które okazuje się w ostatnich latach kluczowe. Gdy niedoceniani goście z Białegostoku są o krok od tytułu, w ich głowach zaczyna się mentalny paraliż, przez co już po raz trzeci mogą na ostatniej prostej wyrżnąć się i pozostać z pustymi rękoma, zgodnie z przepowiednią Wojciecha Hadaja o tym, że “nigdy nie będą mistrzami”. Lech? Tutaj głowy pracują jeszcze gorzej, czego świadectwem nie tylko wywrotki w rozstrzygających meczach w lidze, ale też wtopy pucharowe czy europucharowe. “Kolejorz” w momencie podkręcenia presji zazwyczaj wymięka.
Z tej trójki Legia jest drużyną, która jest najbardziej pewna swego. Nawet na trzecim miejscu, ze sporą stratą do liderów, idzie przez ligę z pewnością siebie, która niebezpiecznie zbliża się momentami do pychy i arogancji. Ale to podejście – jesteśmy Legia i nam się wszystko należy! – w końcowym rozrachunku opłaca się bardziej, niż białostocka skromność czy poznańskie wyciszenie. Można miesiącami rozpatrywać, czy kpiący uśmiech Arkadiusza Malarza wydaje się sympatyczniejszy od smutnego zacięcia na twarzy Macieja Gajosa, ale nie ma wątpliwości, kto lepiej radzi sobie w wielkich meczach. Legia może się wykładać w Niecieczy, na meczach z Sandecją czy Piastem, ale gdy już idzie moment próby – zawodzi rzadko.
Szukamy argumentów za tym, by to jednak w Lechu upatrywać faworyta tego meczu i z tych poszukiwań wracamy z pustymi rękoma. Kolejorz w rundzie finałowej gra po prostu tragicznie. U siebie przegrał wszystkie mecze, Górnikowi czy Jagiellonii nie rzucił nawet poważnego wyzwania. Sypie się tak solidna do tej pory obrona, w ofensywie brakuje liderów, Darko Jevtić snuje się po boisku. Od tego stadionu cuchnie oczekiwaniem na posezonowy reset – przyjdzie nowy trener, szatnia zostanie przewietrzona i może za rok…? Lecha napędzać może tylko chęć zrobienia psikusa Legii, ale nie chcę nam się wierzyć, że po tylu kopach w tyłek, jakie przyjęli lechici w tym roku, będą na tyle zdeterminowani, by grać na nosie komuś innemu.
Kasper Hamalainen znów strzeli gola Lechowi? LV Bet płaci 3,8
W Poznaniu z przytupem ten sezon chcą pożegnać głównie kibice. Na trybunach będzie się działo – to pewne, ale sami jesteśmy ciekawi w którą stronę to wszystko pójdzie. Czy będzie doping dla Lecha, który zatka uszy i oślepi oczy? Czy jednak race na boisko, przerywanie meczu co kilka minut i wielki środkowy palec pokazany zarządowi? Wydaje się, że bardziej prawdopodobna jest ta druga opcja. Widzieliśmy, co działo się podczas meczu z Jagiellonią, gdy wprost domagano się dymisji prezesa, gdy piłkarzom kazano wypierdalać i gdy omal nie połamano płotu odgradzającego trybuny od boiska. Dzisiaj spodziewamy się tego samego tylko tak z pięć razy mocniej.
Policja i służby ochrony też się tego obawiają, bo w tym tygodniu wiele osób wjeżdżających na stadionowy parking musiało przejść kontrolę. Przeszukiwanie samochodów nie ominęło też piłkarzy. A wszystko przez to, że poznańscy fani chcą wnieść na trybuny kilka ton (tak, tak, to nie pomyłka) środków pirotechnicznych. Sami możecie sobie wyobrazić co się będzie działo, jeśli na stadionie pojawi się choćby połowa z przygotowanego asortymentu.
Kibiców z Poznania nie ugłaska nawet ogłoszenie, że nowym trenerem Lecha będzie Ivan Djurdjević. Być może z Serbem na ławce wieszczylibyśmy Kolejorzowi większe szanse w tym starciu, ale Djuka swoją misję rozpocznie dopiero od przyszłego sezonu.
To na pewno będzie mecz sezonu. Ale pytanie – czy ze względu na widowisko, które stworzą nam piłkarze obu ekip? Czy z uwagi na to, co się będzie działo na trybunach i jak długo po tym spotkaniu będziemy o tym mówić?
fot. FotoPyk/400mm.pl