Kilka dni temu pisaliśmy o wzroście popularności, jaki zanotowały konta Lechii Gdańsk w serwisach społecznościowych, odkąd zawodnikiem klubu został Egy Manuala Vikri. Okazuje się jednak, że nowi kibice rodem z Indonezji to nie tylko cyferki, lajki i subskrypcje. Przede wszystkim to potężna grupa zagorzałych fanów, która zażarcie walczy o swój klub i nikomu nie odpuszczą. Są jak bulterier, jak wściekły pies, jak Tommy Lee Jones w ściganym. Rodacy Egy’ego właśnie przeprowadzili inwazję na Poznań i wrzucają zdjęcia lechitów z dorysowanymi kutasami.
Fani z Indonezji swój brutalny atak przepuścili za pomocą internetu, głównie na Instagramie i Facebooku. Oczywiście nie bez przyczyny. To po prostu ich odwet za transparent w języku indonezyjskim, który kibice Lecha wywiesili podczas wczorajszego mecz z Lechią. Obraźliwy zresztą, co najlepiej tłumaczy, dlaczego w szeregach zamiejscowego oddziału bojówkarzy gdańskiego klubu doszło do przegrupowania i tak zdecydowanego natarcia.
Dalszy przebieg wydarzeń był prosty do przewidzenia. Konta Lecha w mediach społecznościowych wykręcają zapewne najlepsze wyniki w historii. Dla przykładu – instagramowe zdjęcie, na którym piłkarze Bjelicy fetują zwycięstwo na Lechią, uzbierało prawie 120 tys. komentarzy. To sprzed tygodnia wrzucone po wygranej z Jagiellonią – z biedą dobiło do 322. Treści? No cóż, Indonezyjczycy raczej się nie ceregielą. Kibicom Lecha zarzucają rasizm, wyzywają ich od najgorszych i po prostu zrównują z gównem, co oczywiście wyrażają przy pomocy niezawodnej w takich sytuacjach ikony emoji.
Ciekawie jest także na Facebooku. Oczywiście pomeczowy wpis na profilu Lecha deklasuje wcześniejsze, jeśli chodzi o liczbę komentarzy, polubień i innych reakcji, ale najlepsze rzeczy dzieją się dopiero w środku. Okazuje się bowiem, że wierni fani Lechii i Egy’ego obsługi programów graficznych uczyli się prawdopodobnie u tego samego speca, co ceniony w Polsce artysta Angel Perez Garcia. W ich pracach widać podobny kunszt oraz nowoczesny sznyt, które uzupełniają głębia i moc przekazu. Sami zresztą zobaczcie.
Wnioski? Może i Lech był w piątek lepszy od Lechii, może sportowo ją upokorzył i obnażył wszystkie braki. Rozegraną na Facebooku i Instagramie dogrywkę gdański klub rozstrzygnął jednak na swoją korzyść. Tam dominacja była zresztą dużo większa niż na boisku. A to wszystko dzięki wsparciu tysięcy indonezyjskich ultrasów.
Inna sprawa, że w Poznaniu nikt z tego powodu rozpaczać nie będzie, w końcu zasięgi, trendy i inne wskaźniki wykonują dla Lecha niezłą robotę. O to zresztą zadbano już przede meczem. I nie chodzi nam wcale o kibicowski transparent, a o marketing ze strony klubu, który we wszystkich mediach społecznościowych z odpowiednim wyprzedzeniem zamieścił krótki wpis w języku indonezyjskim. Biorąc pod uwagę szał, jaki dzieję się na kanałach Lechii – efekt tego prostego zabiegu był murowany. Dla pozostałych zespołów występujących w Ekstraklasie to naprawdę niezła wskazówka.
A tak swoją drogą. W Gdańsku powinni chyba mieć się na baczności, bo indonezyjska armia najemna coraz baczniej przygląda się temu, co dzieje się w klubie. Na cenzurowanym znalazł się już trener Piotr Stokowiec, którego praca ewidentnie nie przemawia do wymagających kibiców. Raptem dwa mecze wystarczyły, by w necie odpalono akcję #StokowiecOut i prawdę mówiąc, nie wiemy, czy dla sympatycznego szkoleniowca jest jeszcze jakiś ratunek. On jest jeden, a internetowych bojówkarzy w Indonezji setki tysięcy.
Jak tak dalej pójdzie, a Lechia nie zacznie nagle wygrywać, to piłkarze i działacze też znajdą się na cenzurowanym. Kto wie, może dożyjemy nawet czasów, gdy z dalekiej Indonezji potoczy się gromkie „Lechia to my, a nie wy!”.
Ale już tak serio – wciąż nie dowierzamy, że gdzieś w Azji siedzi sobie kilka tysięcy osób, których porażka Lechii (klubu, w którym być może za pół roku zagra ich rodak) wkurzyła na tyle, by przeprowadzić kilkugodzinny rajd na media społecznościowe rywala gdańszczan. Widzieliśmy już różne akcje w social mediach, ale Indonezyjczycy przenoszą ekstraklasową bekę na inny poziom. Nie możemy się doczekać ich kolejnych wyczynów.