1/8 Ligi Europy, to było coś. Szczególnie za sprawą pojedynku Milanu z Arsenalem, dwóch podupadłych klubów, które jednak zapewniły nam w czwartkowe wieczory całkiem niezłą rozrywkę. Sporo emocji dostarczyły nam również Zenitu z Lipskiem czy też CSKA z Lyonem. No i nie obyło się bez niespodzianek, jak choćby w przypadku awansu Salzburga kosztem Borussii Dortmund. Dziś odbyło się losowanie ćwierćfinałów, a wyszło ono tak:
Pierwsze co rzuca nam się w oczy, to brak jakichkolwiek szlagierów. Z jednej strony szkoda, że na przykład Atletico nie trafiło na Arsenal, bo mielibyśmy kolejny interesujący dwumecz praktycznie z kategorii “must watch”. Z drugiej – przedwczesne finały to też nie jest coś co uwielbiamy. Ot, kwestia gustu.
Spójrzmy więc na to losowanie inaczej – jest w tym zestawieniu potencjał na parę niespodzianek. Na papierze stawialibyśmy chociażby Lazio ponad Salzburg, ale czy nie uważaliśmy podobnie już w poprzedniej rundzie, kiedy Austriacy trafili na Borussię Dortmund? Większość z nas i was na pewno, a tu proszę, ekipa prowadzona przez Marco Rose utarła nosy silniejszych rywali. I to oczywiście bez żadnych gwiazd w składzie, więc dlaczego scenariusz miałby się nie powtórzyć? Czy nie sądziliśmy także, że CSKA Moskwa potknie się już na Lyonie?
Może lepiej przestać wyrokować, a przewidywanie wyników zostawimy chociażby wróżbitom. Bo choć ćwierćfinały Ligi Europy nie są “napakowane” niczym pociągi w Indiach, to nie znaczy, iż w czwartki nie będzie warto zasiąść przed telewizorem. Weźmy pod lupę na przykład Lazio ze świetnym Ciro Immobile (34 gole w 37 meczach), któremu dogrywa Sergiej Milinković-Savić. Już teraz mówi się, że latem ktoś wyłoży za niego kilkadziesiąt baniek (raczej bliżej 60 niż 20) i bynajmniej nie to spowodobane wybujałymi żądaniami Rzymian.
Atletico także pokazało już, iż traktuje te rozgrywki poważnie, choć przeciwników nie miało z najwyżej półki. Ekipa Simeone najpierw rozjechała Kopenhagę, a potem sprawiła, że Lokomotiv wyglądał przy niej jak plastikowa ciuchcia, i to bez baterii. Sporting też nie wygląda na mocarza, więc nie zdziwilibyśmy się, gdyby Rojiblancos z Antoinem Griezmannem znów zaproponowali nam dwa godne podziwu spektakle. Jakkolwiek spojrzeć, są faworytami w wyścigu o to trofeum. Podobnie zresztą jak Arsenal, który marzy o powrocie do Champions League. A że TOP 4 w Premier League już Kanonierom uciekło, to Arsene Wenger rzuca wszystkie siły właśnie na Ligę Europy. No i świetnie,bo to oznacza, iż Ozil, Mkhitaryan czy Ramsey zapewnią nam jeszcze trochę emocji w czwartki.
Trochę żałujemy natomiast, że Lipsk nie trafił na Salzburg, wszak bylibyśmy niemal bratobójczego pojedynku dwóch klubów spod jednej bandery. Precedens, a więc tym samym znalazłoby się pewnie parę ciekawych historii do opowiedzenia. No ale cóż, wszystkiego mieć nie można. Chciałoby się sparafrazować – “hitów nie ma, ale i tak jest przywoicie”. Nie sądzicie?