13 goli, 12 asyst, 6 kluczowych podań. Pewne trzymanie kierownicy i poprowadzenie Cracovii wprost do europejskich pucharów. No i te mniej lub bardziej donośne głosy, które musiały docierać do Nawałki: powołaj tego człowieka, bo przecież na nadmiar kreatywnych pomocników nie narzekamy. Tak wyglądał sezon 2015/16 w wykonaniu Mateusza Cetnarskiego i wszystko wskazuje na to, że – nawet pomimo braku szansy od selekcjonera – będzie o nim opowiadał swoim wnukom. A dzisiejsze dokonania najpewniej taktowanie przemilczy.
To dość brutalny zjazd. Może nie rzucać się aż tak w oczy przez poprzedni – nazwijmy to – przejściowy sezon, ale dziś Cetnarskiego trudno nazywać nawet ligowym szarakiem. Już sam rzut oka na to, jakim zaufaniem trenerów Sandecji cieszy się “Cetnar”, mówi sporo. Szczególnie ostatnie miesiące wyglądają beznadziejnie.
Mówimy o Sandecji, która zdecydowanie nie narzeka na tłok wśród gości, których chociaż podejrzewalibyśmy o kreatywność. Sandecji, w której za wirtuoza uchodzić może Wojciech Trochim. Sandecji, której miał być silnym punktem i się odbudować, bo “gdzie, jeśli nie u beniaminka?”. Tymczasem – choć palce odmawiają posłuszeństwa, gdy wklepujemy te słowa – zdecydowanie większym wzmocnieniem z Cracovii okazał się Tomasz Brzyski.
Po meczu ze Śląskiem, w którym Cetnarski wyglądał tak, jakby miał 39 lat a nie 29, nie ma wyboru – po raz drugi wrzucamy zawodnika Sandecji do jedenastki badziewiaków. Dopiero po raz drugi? Patrz powyżej – trenerzy chyba czuli, że to może skończyć się źle, więc ograniczali mu dostęp do murawy.
Jakie ma towarzystwo? Nie ma Gricia, który stał się już stałym bywalcem, ale to dlatego, że mecz ze Śląskiem przesiedział na ławce, jest za to Trochim. A gdy dodamy Augusto i Rierę, to od razu widać, gdzie byliśmy świadkami najbardziej paździerzowego spotkania w tej ultrapaździerzowej kolejce. Ale i w hicie ekstraklasy biła po oczach nieudolność Jędrzejczyka, a także słaba forma Kostewycza. I o rękę chodzi nam tu nawet w mniejszym stopniu niż o postawę w trakcie całego meczu. W zasadzie tylko przy pozycji bramkarza musieliśmy pogłówkować dłużej. Nikt niczego spektakularnie nie zawalił, ale Peskovicia ocenialiśmy jednak stopień niżej niż pozostałych. Poza tym Słowak miał to szczęście, że gdy popełniał błąd, najbliżej był Maciej Jankowski.
Tak słaba kolejka oczywiście odbiła się na komforcie wyboru kozaków. Jak dobrze, że w gazie jest Jagiellonia! Dzięki niej – a konkretnie Frankowskiemu, Mitroviciowi i Guilherme – szycie stało się zdecydowanie łatwiejsze. Jeśli chodzi o resztę, to ujmiemy to tak – gdyby mecze stały na nieco lepszym, normalnym poziomie, to Chrzanowski, Możdżeń, Radut czy Krzysztof Piątek byliby gdzieś w trzeciej dziesiątce naszej listy. Ale skoro już wyróżnili się na beznadziejnym tle, to gratulujemy.
Fot. FotoPyK