Z obowiązujących obecnie u nas trendów, czyli sprowadzania rundę w rundę wagonów przeciętnych obcokrajowców, ostatnio wyłamywały się dwie ekipy – Górnik Zabrze oraz Wisła Płock. Ci pierwsi byli oczywiście przykładem super-pozytywnym, bo oprócz znaczącego udziału Polaków w składzie zgadzały się też wyniki. Trzeba jednak powiedzieć, że po cichu również płocczanie zaczęli wykonywać dobrą robotę, między innymi bezlitośnie obijając w ostatnim meczu właśnie Górnika. Tak naprawdę jednak podopieczni Jerzego Brzęczka w pięciu ostatnich meczach cztery razy wygrali i raz zremisowali, co stanowi najlepszą serię w całej lidze. No i niepostrzeżenie “przeciętna” Wisła doszła w tabeli do “rewelacyjnego” Górnika na odległość tylko trzech punktów.
Zaczęliśmy ten tekst od polskich zawodników, bo naprawdę podoba nam się sposób budowania drużyny w Płocku. Jasne, miniony weekend upłynął pod znakiem kręcenia beki z jednego z najświeższych nabytków Nafciarzy, czyli Thomasa Dähne, ale też podskórnie czujemy, że ten gość nie będzie aż tak cienki, jak to pokazał na inaugurację. W Wiśle może się podobać przede wszystkim to, że mocno stawia na młodych (względnie) Polaków. Raz, wreszcie dają pograć odchowanym za granicą, papierowym talentom, jak Łasicki czy Zawada. Dwa, promują własne wynalazki, jak Reca czy wcześniej Szymiński. Trzy, próbują odbudować wciąż jeszcze młodych piłkarzy, którym nie do końca powiodło się w innych ekstraklasowych klubach, jak Dźwigała oraz Szymański. I cztery, nie mają problemu ze stawianiem na młodzieżowców wypożyczonych z innych klubów, którzy z meczu na mecz rosną – co widać na przykładzie Konrada Michalaka.
Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że całość ma ręce i nogi na boisku. Obecnie bowiem w Płocku wygląda to tak, że – odpuszczając już nieszczęsnemu bramkarzowi i skupiając się na graczach z pola – widzimy fajną mieszankę rutyny z młodością. Z jednej strony mających naprawdę niemałe umiejętności, jak i oczywiście swoje ograniczenia, Furmana, Stilicia czy Merebaszwilego. A z drugiej całą plejadę zawodników, którzy mogą się od nich czegoś nauczyć. Z pewnością jednak czuć od tej drużyny pozytywną energię, co widać chociażby po linii ataku, z którą dotychczas w Płocku mieli mnóstwo problemów. No bo skoro nawet Kante strzelił ostatnio dwa gole, to znaczy, że Wiśle zaczyna przyświecać znana i lubiana maksyma: impossible is nothing.
Rzecz jasna nie chwalimy Nafciarzy tylko po jednym wiosennym meczu, bo – tak jak w przypadku Pogoni – na starcie rundy obejrzeliśmy nawiązanie do zwyżki formy z końcówki roku. Seria płocczan rozpoczęła się od stuknięcia Arki u siebie, która na przełomie listopada i grudnia złapała wiatr w żagle i była naprawdę wymagającym przeciwnikiem. Dalej były między innymi wygrana na trudnym terenie w Krakowie przy Reymonta oraz wygrana na jeszcze trudniejszym terenie w Warszawie przy Łazienkowskiej. No i oczywiście nie można też lekceważyć ostatniego zaaplikowania czterech goli rewelacji bieżącego sezonu, Górnikowi Zabrze.
Dziś, po serii teoretycznie bardzo trudnych gier, wiślacy wskoczyli na 6. miejsce w tabeli i mają ledwie cztery punkty straty do miejsca na pudle. Celem numer jeden jest jednak zapewnienie sobie gry w czołowej ósemce, choć obecnie bardziej zasadne wydaje się pytanie nie o to, czy to się stanie, ale kiedy. Teraz bowiem przed podopiecznymi Jerzego Brzęczka domowe starcie z Zagłębiem, które zaczęło od porażki u siebie, oraz trzy kolejne spotkania z przedstawicielami dolnej połówki tabeli – Pogonią, Cracovią i Bruk-Betem. W porównaniu z meczami z Wisłą Kraków, Legią i Górnikiem, wygląda to o wiele bardziej przyjaźnie, chociaż oczywiście pamiętamy o nieprzewidywalności naszej ekstraklasy i rozumiemy, że może być zupełnie odwrotnie.
Tak czy inaczej, po drużynie, która w październiku i listopadzie przegrała cztery mecze z rzędu zdaje się nie być już śladu. Przeciwnie, dziś mamy pozytywną mieszankę młodości i doświadczenia, która może namącić w czubie tabeli. I pewnie napisalibyśmy, że namąci, gdyby nie Dähne i Kiełpin, którzy lubują się w prezentowaniu przeciwnikom goli. Tyle że jesienią obsada bramki była jednym z wielu problemów płocczan, a wiosną wydaje się już być jednym z nielicznych.
Fot. FotoPyK