Wyjątkowa to niedziela, bo z rzadka dostajemy w ten dzień ekstraklasę w tak dużej dawce. Po trzech sobotnich meczach, czas na aż trzy niedzielne. Na starcie Pogoni, która z osła przesiadła się na kucyka, z Zagłębiem, które dzięki Kubie Świerczokowi znów wróciło do galopu. Na „wiślackie derby”, w których stary, dobry znajomy spróbuje pozbawić kolejnych punktów osłabioną w obronie Białą Gwiazdę. A także na mecz, który może przybliżyć Nenada Bjelicę do zachowania posady, mimo że ten po pierwszym gwizdku nie będzie mógł dowodzić swoimi wojskami z wysokości murawy. Pogoń – Zagłębie. Wisła Kraków – Wisła Płock. Lech – Cracovia. Zaczynamy!
Jak głośno Pogoń zapuka w dno od spodu…
… i czy ktoś w końcu otworzy? Generalnie wyciąganie ręki do szczecinian to w tym sezonie himalaje altruizmu (frajerstwa?), bo oni zwykle nie potrafią pomóc samym sobie. Z Jagiellonią statystycznie miażdżyli rywali. Posiadaniem piłki, celnymi strzałami, dokładnymi podaniami, przebiegniętymi kilometrami. Łukasz Zwoliński grał na tyle dobrze, że powinien (!) mieć ze dwie asysty. A jednak z przodu zagrali na zero, zmarnowali wszystko, co się tylko dało. Z jednej strony trzeba z tego meczu wysnuć wniosek optymistyczny, bo Pogoń potrafi wziąć w ręce boiskowe wydarzenia i stworzyć sobie realne szanse na pokonanie bramkarza rywali. Może Kosta Runjaić nie zmienił osła w wierzchowca, ale przesiadką na kucyka da się to już spokojnie nazwać. Z drugiej – wniosek pesymistyczny jest taki, że nawet dając rywalowi piłkę na zaledwie 30% czasu aktywnej gry, potrafią dostać w czapę, a te trzymane w dłoniach boiskowe wydarzenia wypuścić i roztrzaskać o asfalt.
Czy Świerczok przeskoczy ustawioną przez siebie poprzeczkę?
Trzy gole w dziesięć minut to nie rekord Guinnessa na miarę pięciu bramek w dziewięć minut, ale nadal spore osiągnięcie. Szczególnie, że mówimy o zawodniku, który nie tak dawno nosił głowę w chmurach, a samoocenę wysyłał w kosmos, przesiadując na ławce Górnika Łęczna. W Zagłębiu wreszcie regularnie pokazuje, że jakieś tam podstawy ku wierze w swoje umiejętności miał.
Pierwszego hat-tricka w sezonie już zaliczył. Dwa lata temu w Łęcznej zanotował jednego, w minionych rozgrywkach dla GKS-u Tychy zapakował dwa – czy teraz, mając przed sobą ponad pół sezonu, pójdzie o krok dalej? Pytanie, które dziś najbardziej nurtuje kibiców Zagłębia, to jednak przede wszystkim to, czy rozstrzela się jak w minionych rozgrywkach po hat-tricku ze Zniczem (6 goli w 4 kolejnych meczach), czy może zablokuje jak po analogicznym wyczynie z Kluczborkiem (4 mecze bez gola)?
A, coś nam podpowiada, że kibice Pogoni chyba też mogą być zainteresowani poznaniem odpowiedzi.
Czy stary znajomy okaże się katem Wisły?
Semir Stilić długo nie łapał w Wiśle Płock odpowiedniego rytmu, miał spore problemy ze wskoczeniem do jedenastki, a udało się to dopiero dwie kolejki temu. Od razu skończyło się golem z Lechem i utrzymanym miejscem w składzie na Arkę. Kiedy to Bośniak wraz z kolegami dał prawdziwy koncert. On sam rozdzielał piłki, przyspieszał akcje, widać było, że w małej grze, w klepkach odnajduje się jak mało kto. Dziś zaś wraca na Reymonta, gdzie podczas pierwszego pobytu zachwycał, a za drugim razem – mocno rozczarował. Wraca w formie, która nakazuje myśleć, że może przypomnieć o sobie z tych zdecydowanie lepszych wiślackich czasów.
Co zrobić, gdy tyły przeciekają?
Wisła Kraków strzeliła w ostatnich dwóch meczach pięć bramek i skoro żadnego z nich nie wygrała, oznaczać to może tylko jedno. Że jej defensywa w tych meczach była dziurawa jak sito. Swoje robi brak Ivana Gonzaleza, na domiar złego dziś za kartki pauzuje też Arkadiusz Głowacki, który przeciwko Górnikowi wyleciał z boiska z dwiema żółtymi. Po raz pierwszy od czterech sezonów. Osobna kwestia to problemy w środku pola, gdzie nie ma… Pola. Pola Lloncha, ale i Frana Veleza – sami nie wiemy, którego brakuje bardziej, a mocno prawdopodobne, że po prostu: któregokolwiek z nich.
Kłopoty w tyłach są o tyle niepokojące, że na sześć wcześniejszych meczów, Wisła w czterech zachowała czyste konto, a w dwóch straciła tylko po golu, w okresie od 11 do 16 serii gier tracąc w ogóle najmniej bramek w lidze. To przełożyło się bezpośrednio na dorobek punktowy (11 pkt na 18 możliwych, lepsze w tym czasie były tylko Legia i Korona). Jeśli więc Wisła chce wrócić do regularnego powiększania najważniejszego dorobku, tutaj należy szukać jednego z niezbędnych składników.
Czy Lechowi łatwiej bez Bjelicy na ławce?
Swoją historię zawieszeń Chorwat zaczął pisać w marcu, kiedy wtargnął na murawę, by wygarnąć Sławomirowi Peszce, co myśli o jego postawie fair play. Komisja Ligi ukarała go jednym meczem zawieszenia, drużynę w Gdyni musiał poprowadzić Rene Poms.
Efekt? 4:1 dla Lecha.
Ponownie zawieszony Bjelica został na dwa pierwsze październikowe mecze – z Legią i Jagiellonią. Wtedy z kolei mocno atakował decyzje Pawła Gila i reagował na nie zdecydowanie zbyt żywiołowo.
Efekt? 3:0 z Legią, 1:1 wywiezione z Białegostoku.
7 punktów na 9 możliwych w meczach z mistrzem, wicemistrzem i zdobywcą krajowego pucharu. Bez Bjelicy na ławce – jak się okazuje – wcale nie jest tak źle.
Czy Probierz podleje ziarno niepewności?
W środku tygodnia „Przegląd Sportowy” donosił, że władze Lecha usunęły znad głowy Bjelicy parasol ochronny, a ewaluacja jego pracy może zostać przeprowadzona znacznie wcześniej, niż po sezonie. Cracovia Michała Probiera zaś, po słabym początku sezonu, zdecydowanie nie jest dziś wymarzonym rywalem do tego, by piłkarze Lecha zagrali dla swojego trenera. Fajnie ostatnimi czasy wygląda Drewniak, który i w ofensywie jest groźny, i w defensywie potrafi rozgrywającemu rywali utrudnić życie (patrz mecz z Koroną i wyłączenie Możdżenia). Porządnie prezentuje się Wójcicki. Jak zawsze groźny jest Piątek. Bardzo przyzwoicie wygląda też Javi Hernandez, po którym widać, że złapał zgranie z napastnikiem Pasów. Nie ma przypadku w tym, że zespół z Krakowa przegrał tylko 1 z ostatnich 8 meczów.
Czy piłkarzy Cracovii stać więc na to, by spuścić deszcz na Lecha Bjelicy, który podleje ziarno niepewności zasadzone przez ostatnie wyniki i styl ich osiągania? Zdecydowanie tak.