Mam pomysł na uzdrowienie polskiej ligi. W każdym meczu jednego gola obowiązkowo powinien strzelać młodzieżowiec. Każdy faul na młodzieżowcu powinien kończyć się czerwoną kartką. Strzały oddawane przez młodzieżowców powinny być bronione tylko lewą ręką. Przede wszystkim jednak kapitanem powinien być zawodnik maksymalnie czternastoletni, żeby szybko uczył się odpowiedzialności.
Jeśli chodzi o gole, to będzie po jeden, czyli sprawiedliwie – nikt nie straci, a zarazem wyeliminuje się nudne 0:0. Kto wystawi do strzelania tego samego dzieciaka, będzie miał w szeregach młodocianego bombardiera, a takiego sprzedać za kilka milionów nietrudno. Kto wystawi do strzelania młodego golkipera, będzie mógł wypromować nowego Chilaverta i sprzedać go do Chile za kontenerowiec molibdenu.
Zakaz fauli na młodzieżowcach sprawi, że piłkarze zyskają pewność siebie na boisku. Zwiększa się ich szansa na gole i asysty, co znowu podniesie ich wartość w oczach zagranicznych kontrahentów (można rozważyć zapis, według którego na meczu z frekwencją od sześciu skautów wzwyż młodzieżowca nie wolno dotknąć). Wiele wspaniale zapowiadających się karier zostało złamanych u ich zarania przez kontuzje, teraz, jeśli piłkarz nie zabije się o własne nogi lub kretowisko, talenty zostaną cudownie uratowane. Co najważniejsze jednak, jako że młodzieżowca nie będzie można faulować, starsi koledzy chętniej podadzą mu piłkę, więc nie będzie płakał mamie w rękaw, że dostał podań za mało, dzięki czemu mama młodego piłkarza nie będzie chodzić w mokrej bluzce i się nie przeziębi.
Dzięki temu, że strzały młodzieżowców będą bronione tylko jedną ręką, sensowne będzie podejmowanie ryzyka z dystansu. Jak często w dzisiejszych czasach młody zawodnik jest linczowany, gdy tylko spróbuje uderzyć z daleka, jak często jego uderzenie z koła środkowego kończy się fiaskiem. Tak będzie miał możliwość wyrobienia w sobie właściwych automatyzmów.
Trudno wręcz przecenić jakie walory szkoleniowe będzie miała konieczność wystawienia czternastoletniego kapitana. Stary wyga, który z niejednego pieca chleb jadł, który doświadczeniem potrafi wygrać pojedynek boiskowy, a czasem wygra go koledze podpowiedzią? Czterdziestoletni Łukasz Surma, którego wiedzę w Ruchu młodzi chłopcy chłonęli, a on służył im radą boiskową i życiową? Przereklamowane. Jeśli czternastolatek nauczy się dowodzić zespołem, to takie doświadczenie będzie procentować przez wszystkie kolejne lata kariery, nawet jeśli już w roli trzydziestoletniego giermka, któremu kapitan kazał rozwiązać pracę domową o prostopadłościanach.
Ktoś będzie narzekał, że taki zawodnik i tak będzie musiał kiedyś zderzyć się z futbolem, w którym nie jest forowany. No cóż, jeśli sobie nie poradzi, to znaczy, że jest za słaby i w jego miejsce szansę otrzyma nowy młody talent. Jeśli nikt sobie nie będzie radził, to co nam szkodzi zainwestować w nigeryjski system szkolenia i przy każdym klubie założyć biuro przebijania blach? Zdolnych młodzieżowców będzie zawsze na pęczki, nawet tych z wnukami.
***
Karola Klimczaka szanuję bardzo i uważam, że powierzenie mu roli prezesa Ekstraklasy to strzał w dziesiątkę. Mam nadzieję, że niebawem będzie okazja usiąść we dwójkę i porozmawiać o jego pomysłach na ligę. Wątpię, bym taką rozmową się zawiódł.
Ale choćbyśmy rozmawiali dziesięć lat, do przymusu gry młodzieżowcem w Ekstraklasie mnie nie przekona.
Rozumiem, że proponuje to w pewnej perspektywie czasowej, czyli nie od jutra, ani nawet od pojutrza. Rozumiem, że jest z Lecha, czyli klubu, który mógłby wprowadzić taki system bez żadnej szkody dla jakości, a więc pokazuje, że da się. Rozumiem, że jakby więcej klubów poszło drogą Kolejorza odbyłoby się to z korzyścią dla polskiej piłki.
Ale przecież Lechowi aby dojść do takiego poziomu przymus nie był potrzebny, a wyłącznie rozsądek.
I tak żyjemy w czasach baby footballu, gdzie byle nastolatek, który potrafi trzy razy prosto kopnąć piłkę, jest wart więcej niż gotowy do gry na wysokim poziomie 26-latek. Vinicius, piłkarz z garścią meczów w seniorach, idący za kilkadziesiąt milionów do Realu jest najlepszym dowodem.
Być może jest jakiś rozsądek w tym, że będą prezesem – powiedzmy – Feyenoordu miałbym więcej zaufania do swojej akademii, niż do akademii – strzelam – Górnika Łęczna, w konsekwencji wolałbym, aby rozwijał się u mnie.
Ale nie zmienia to faktu, że młodzi piłkarze i tak nigdy w historii futbolu nie mieli lepiej, a my za chwilę – moim zdaniem – możemy przegiąć. Zawsze było tak, że młody musiał długo czekać na szansę. Podczas chrztu dostawał po tyłku. Potem dostawał garba od noszenia sprzętu. Na początku był zachwycony, jeśli ktokolwiek coś do niego powiedział. Tylko najlepsi z najlepszych od młodych lat rządzili na murawach. Teraz bez względu na umiejętności młody jest z miejsca cenniejszy, bo on jest obietnicą dużych pieniędzy, a stary już nie. Opłaca się grać młodym, na starym już wiele nie zarobisz. Nosi sprzęt już mało gdzie, w większości miejsc chucha się na niego i dmucha. To wszystko jest dostatecznie dużym wyzwaniem dla charakteru człowieka na początku życiowej drogi. O sodówkę przy takich warunkach nietrudno. A co dopiero przy inflacji kontraktów młodych graczy, którzy będą nadążali poziomem? Ich zarobki szybowałyby błyskawicznie w górę, nawet za ligową przeciętność.
Wprowadzić obowiązek gry młodzieżowcem to poszczuć na siebie szatnię. Może w Lechu przez najbliższe dziesięć lat nie będzie takiego problemu, bo juniorzy w naturalny sposób wygrywają rywalizację, ale w wielu innych ekipach bankowo. Gra młody, nie dlatego, że jest dobry, ale dlatego, że musi. Wypadnie przez kontuzję? To wchodzi inny, o dwie klasy gorszy od rywala, ale z metryką, która nie grozi walkowerem. Zaczyna się chora żonglerka, w której trener musi przede wszystkim maskować niedostatek jakości swojego juniora.
Taki zawodnik ma się na boisku uczyć? Czy to naprawdę takie kształcące – dostać miejsce w składzie w prezencie, bo trzeba? O ile bardziej satysfakcjonujące i motywujące jest, gdy je by po prostu wyszarpał? Potem młody nagle skończy 22 lata i w wielu przypadkach wyleci z hukiem.
Oczywiście, że chcę jak najwięcej młodych Polaków w ligowych jedenastkach, oczywiście, że śmieszy mnie ściąganie trzeciorzędnych piłkarskich komiwojażerów zza granicy. Oczywiście, że Klimczak ma rację mówiąc “PS”: – Jesteśmy ligą, przed którą nie ma innego sposobu wspinania się w rankingach jak poprzez szkolenie i promowanie młodzieży. To jedyna droga, bo u nas nie ma oligarchów czy petrodolarów. (…) Postawmy na szkolenie i tu szukajmy wielkiej szansy i przewagi konkurencyjnej.
Ale nie uważam, by zmuszanie do gry młodymi tworzyło zdrowe środowisko rozwoju, szczególnie w najwyższej klasie rozgrywkowej kraju. Cieplarniane warunki też mogą zniszczyć talent, tak samo jak brak szans, kontuzja, zbyt wielka konkurencja.
Wszyscy widzieli ile Lech zarobił ostatnio na transferach, zapewniam. Dla wszystkich to inspirujący przykład, każdy chciałby zrobić podobnie. To nie czasy Bogusława Cupiała, który otwarcie olewał w Wiśle wychowywanie graczy, bo przecież i tak podkupi ich Zachód. Okej, podkupi, ale za uczciwą kwotę, którą można zainwestować. Każdy to rozumie. Szczególnie tej jesieni, przy znakomitych wynikach Górnika Zabrze, względnie przy młodym Niezgodzie, dystansującym drogich rywali w barwach mistrza Polski. Akademie powstają w całej Polsce, najlepsze kluby kładą coraz większy nacisk na szkolenie, lawina dawno ruszyła.
Rozumiem, że próg między piłką juniorską a seniorską jest trudny do przekroczenia i potrzebne są pomysły na pomost. To jednak tylko tworzenie kolejnego progu.
Proponowany system nie rozwiązuje problemów.
Zastępuje stare problemy nowymi.
Leszek Milewski
Napisz autorowi, że powinien zrobić miejsce młodszym redaktorom