Reklama

Czasami mam wrażenie, że tą ligą rządzą oczekiwania

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2017, 09:41 • 4 min czytania 62 komentarzy

Kumpel z liceum – taki dwójkowy – miał bardzo łatwy sposób, by wprawić powracających z wywiadówki rodziców w dobry nastrój.

Czasami mam wrażenie, że tą ligą rządzą oczekiwania

– Tydzień przed wywiadówką mówię im, że będę miał sześć baniek. Gdy przed wyjściem pytają mówię, że jednak osiem.

– Ale przecież masz trzy.

– No właśnie. I wtedy wracają ze szkoły cali w skowronkach: synek, ale to szybko poprawiłeś! No, wziąłeś się za siebie! Zuch! Tak trzymać!

Jego luźna atmosfera w domu zależała od zbudowania w rodzicach odpowiednich oczekiwań. Rodzice oczekiwali kataklizmu, a była tylko lekka burza. Taka, przy której w domach nie wyłącza się nawet telewizorów. Tak naprawdę zawsze, doprawdy zawsze, nasze zadowolenie zależy od oczekiwań. Wchodzisz do zapyziałej knajpy i dostajesz dobrego steka – jesteś wniebowzięty. Idziesz do ekskluzywnej i dostajesz tego samego dobrego steka – jesteś rozczarowany. Tylko dobry stek? Zaraz, zaraz, chyba miało być coś ekstra? A stek przecież taki sam.

Reklama

Oczekiwania. Naszym życiem rządzą oczekiwania. To przez oczekiwania mocno promowane filmy uważamy za padlinę, gdy są po prostu średnie. To przez oczekiwania zawodzimy się, gdy słuchamy niezłej płyty zapowiadanej od pięciu lat. To przez oczekiwania mamy niespecjalnie dobre wspomnienia z meczami Legii z Lechem.

Oczekiwania. Często odnoszę wrażenie, że oczekiwania potrafią też zrobić wynik w Ekstraklasie.

Gdy Kiko Ramirez przychodził do Wisły, piłkarze spodziewali się, że przyjdzie do nich amator, którego doświadczenie trenerskie kończy się na wbijaniu pachołków w murawę. I mieli do tego pełne prawo: nie było żadnych (żadnych!) przesłanek by twierdzić, że to gość na miarę Ekstraklasy. Nawet gdy chcieli o nim coś poczytać, internet po udzieleniu kilku podstawowych informacji odmawiał dalszej współpracy. Nawet gdy chcieli o niego podpytać, nikt go nie znał, nawet ich kumple z Hiszpanii. Gdy chcieli spojrzeć kogo trenował, znów nie znali nikogo, tym razem nawet nie ze słyszenia. Wiedzieli, że będzie ich trenował jakiś Hiszpan wytrzaśnięty z hiszpańskich osiedli, ale poza tym – nie wiedzieli o nim nic. I czekali… rozmawiali… zarażali się swoimi wątpliwościami… Zanim zdążyli poznać trenera już zawyrokowali: – Nie, Stefan, to pieprznie.

A potem przychodzi trener, który zaczyna trenować w sposób normalny. Nikogo nie czaruje warsztatem, ale też nikt nie pomyśli, że to amator. Trener jak trener. Zwykły. Taki jak każdy. I nawet da się z nim dogadać, i nie odwala żadnych krzywych akcji. Po prostu jest z nim OK. Ani dobrze, ani źle. OK.

A miało być do dupy.

Podobna sytuacja była latem w Koronie Kielce. Piłkarze mogli nabrać wątpliwości przed przyjściem Gino Lettieriego (bilansem 21 porażek, 5 remisów i 2 zwycięstw autorytetu raczej nie zbudował) i co więcej – zostały one spotęgowane po pierwszych dwóch dniach pracy trenera i podejściu pt. “co wy mi tu Polaczki jedne będziecie podskakiwać”. Nie chcemy przytaczać tych historii ponownie, bo to bez sensu. Fakt jest jednak faktem: trener po dwóch dniach stracił szatnię, co należy uznać za ewenement. I po tych dwóch dniach… spasował. Zmienił swoje podejście. Nagle można było z nim pogadać. Wysłuchał. Nagle nawet czasami pochwalił. Nagle okazało się, że o futbolu ma jakieś pojęcie. Okazało się, że z tym Lettierim może być  OK. Ani dobrze, ani źle. OK.

Reklama

A miało być jak?

Czasem odnoszę wrażenie, że średni trenerzy potrafią jechać przez kilka miesięcy na efekcie pierwszego wrażenia głównie przez to, że cały światek spisał ich już na straty. Wszyscy pomyśleli o nich, że są najgorsi – a oni jednak są tylko tacy sobie. Próbuję czasem wejść w głowę piłkarza i myślę sobie, że tak to właśnie działa. Zawodnik najpierw wyrabia sobie pewne oczekiwania i zgodnie z pozyskaną wiedzą skreśla trenera, a potem przekonuje się, że chyba pochopnie – i zmienia nastawienie o 180 stopni. A gdy dodatkowo wszyscy dookoła twierdzą, że w drużynie jest tak czy owak – zawierza trenerowi jeszcze mocniej, by pokazać wszystkim, w jak dużym są błędzie. Spirala się nakręca, a bliska więź na linii trener – zawodnik to w naszej lidze pewny sposób na sukces. Jakie oczekiwania mieli piłkarze Korony, gdy obejmował ich trener z drugiej ligi (Ojrzyński)? Pewnie niewielkie. A potem okazało się, że to kumaty facet, trenować potrafi, i do tańca, i do różańca. Pewnie nie drugi Ancelotti, pewnie nawet nie drugi Probierz, ale poszli za nim. Bo nie mieli żadnych oczekiwań.

Działa to też w drugą stronę. Być może w Pogoni Szczecin piłkarze spodziewali się trenera-magika, a dostali po prostu solidnego fachowca, i dlatego póki co wygląda to jak wygląda. Może w Cracovii stwierdzili na samym starcie, że z takim trenerem jak Probierz zajadą daleko, a potem okazało się, że to po prostu normalny trener. Nie wiem tego, ale czasami mam wrażenie, że kluczowe w tej lidze są oczekiwania. I być może to dlatego Korona Kielce, która co roku ma spadać, zawsze wnosi do ligi sporo kolorytu. Także na boisku. A może nawet przede wszystkim.

Nie należy brać jednak tych rozważań zbyt poważnie, bo dojdziemy do chorego wniosku, że bardziej opłaca się zatrudnić trenera słabego niż dobrego. A tak chyba nie jest. Nie jest, prawda?

JB

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
11
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?

Paweł Paczul
61
Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?
Ekstraklasa

Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Kamil Gapiński
84
Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Komentarze

62 komentarzy

Loading...