Carlos L., pseudonim “Carlitos”. Zabójczo niebezpieczny dealer marzeń o technicznej grze, o celnych podaniach i kreatywnych dryblingach. Na koncie kilka zabójstw (Pogoń, Wisła Płock, Cracovia), dzisiaj do listy ofiar dopisał kolejną – zespół Piasta Gliwice. W pojedynkę przemyca na murawy Ekstraklasy do tej pory zakazane towary, takie jak sztuczki techniczne, udane kiwki oraz niesygnalizowane celne strzały z trudnych pozycji. Z uwagi na powyższe wnioskujemy o sądowy zakaz opuszczania kraju dla tego drania, przez którego Ekstraklasa wydaje się jeszcze bardziej zapyziała, niż jest w istocie.
No bo przyznajcie sami, jeśli przyjeżdża tu chłopak z hiszpańskich peryferii futbolu i okazuje się, że w pojedynkę ma na koncie tyle samo punktów, co aktualny mistrz Polski?
Hiperbola? Niekoniecznie. Spójrzmy na dorobek “punktowy” Carlitosa:
– gol i asysta z Pogonią Szczecin, wynik 2:1 -> 3 punkty
– gol z Wisłą Płock, wynik 1:0 -> 3 punkty
– 2 gole z Cracovią, wynik 2:1 -> 3 punkty
– gol z Lechią, wynik 1:1 -> 1 punkt
– 2 gole z Piastem Gliwice, wynik 2:0 -> 3 punkty
Jak byk stoi – 13 punktów zdobytych w pojedynkę, dokładnie tyle samo ma przed jutrzejszym meczem Legia Warszawa. Ale idźmy dalej, bo przecież Carlitos to nie tylko zwycięskie gole. Carlitos to też tego typu jazda.
OoO #WISPIA pic.twitter.com/B0B0YFbLlC
— Piłka & Nożna (@OwskiMateusz) 16 września 2017
Carlitos to też przyjęcie górnej piłki, przerzucenie jej nad głową Konczkowskiego i celne uderzenie z woleja pod poprzeczkę. I koledzy z drużyny (dziś może poza Małeckim i Wojtkowskim, aktywnymi i cennymi), i przeciwnicy to jedynie mniej lub bardziej udane tło pod jego boiskowe działania. Oczywiście, sam Carlitos też popełnia błędy, nie są to jeszcze występy na miarę noty 10 (w ubiegłym sezonie chyba tylko Szwoch i Bonin dali radę oczarować nas na tyle, by przyznać dyszkę). Nadal zdarzają mu się dryblingi w rywala (Sedlar) czy niedokładne podania (do Małeckiego), jednakże to i tak poziom kompletnie nieosiągalny dla piłkarzy drużyn ze środka tabeli. I mamy tu na myśli środek rozciągnięty gdzieś od 3. do 16. miejsca.
Hiszpan odciąga uwagę od bylejakości Wisły, która dzisiaj kompletnie nie miała sposobu na nieźle dysponowanego Sedlara i równie poprawnego Szmatułę. Imaz grał jak Brlek na kacu, Ze Manuel nawiązał do czasów brazylijskiej Pogoni Szczecin, gdy zawodników obecnych na murawie z profesjonalnymi piłkarzami łączyły tylko piłkarsko brzmiące nazwiska. Rozruszał wiślaków Wojtkowski, swoje dołożył też Sadlok, ale obrazkiem meczu pozostałyby mimo wszystko dobre odbiory gliwiczan i parady Szmatuły. Pozostałyby – gdyby nie końcówka. Najpierw drybling i bardzo dyskretny, ale jednak faul na Carlitosie. Poszkodowany uderza mocno, Szmatuła wprawdzie go wyczuł, ale piłka po rękawicach wpada do siatki. W doliczonym czasie gry Wojtkowski przytomnie rozciąga do zdobywcy pierwszej bramki, ten uderza – jak zwykle – celnie. Tym razem myli się doświadczony bramkarz Piasta. Myk, myk, 2:0. Trzy punkty zostają w Krakowie, mimo że nie znajdujemy już powoli synonimów, którymi można zastąpić przydomek “Carlitos”. Jednoosobowa armia. Obecny w każdej sytuacji, w której działo się cokolwiek dobrego.
Jego przeciwieństwo? Chyba Stojan Vranjes. Pomijając już ten powyższy gif, Stojan dwukrotnie pokazywał, jaki jest pomysł Piasta na ten mecz. Kontra czterech na czterech, Vranjes uderza z 30. metra. Kontra pięciu na czterech, Vranjes uderza z 35. metra. W tym momencie byliśmy przekonani, że za moment opadnie kurtyna.
Piast nie chciał dziś atakować i trzeba mu uczciwie przyznać, że to się udawało. Nie mieliśmy pewności, czy celem strzałów z dystansu jest stworzenie zagrożenia, czy jednak kopnięcie piłki jeszcze dalej od własnej bramki. Ale z drugiej strony – ta strategia nieomal dała im punkt. Tym “nieomal” był wspomniany już 432 razy w tym artykule hiszpański piłkarz Wisły.
Panie Carlitos. Zostań pan tu i przywieź rodzinę, nawet tę dalszą. Gorsza od Rugasevicia nie będzie.
[event_results 358484]