Co tam Liga Mistrzów, co tam Liga Europy. We wtorek, środę i czwartek liczyło się tylko jedno – odliczanie minut do startu 9. kolejki ekstraklasy. I wreszcie doczekaliśmy się, bo już dziś wieczorem Arka podejmie Zagłębie (18:00), a Lech Koronę (20:30). Ujmijmy to tak – jeżeli w Gdyni i Poznaniu gospodarze zagrają tak, jak w swoich poprzednich starciach na tych stadionach, wysoki poziom mamy gwarantowany. Co nas zastanawia przed tymi meczami?
Czy Lech wreszcie zacznie uciekać?
Niby starcia Lecha z Koroną mają to do siebie, że kiedy odbywają się w Kielcach, zazwyczaj są zacięte i nieprzewidywalne (bilans 2-3-3), natomiast kiedy odbywają się w Poznaniu, zazwyczaj kończą się gładkimi zwycięstwami Lecha (bilans 7-2-0). Ale też to nie przeciwnicy pokroju Korony mogą dziś oddziaływać na psychikę Lecha, ale sytuacja w lidze. Przed tygodniem Kolejorz grał swój mecz niemal na samym końcu, wiedząc już, że Wisła, Jagiellonia, Zagłębie i Legia zgodnie potraciły punkty. Jasne, mecz w Szczecinie nigdy nie jest spacerkiem, ale też Kolejorz nie wyglądał na drużynę, która była mentalnie gotowa wykorzystać nadarzającą się szansę i odskoczyć rywalom w tabeli. I, jak pamiętamy, to się ostatecznie nie wydarzyło.
W tej kolejce sytuacja się odwróci, bo Lech zagra na początku, chociaż i tak tuż po Zagłębiu. Fakty są jednak takie, że dobrym wynikiem może spowodować dodatkową presję dla grających później Legii, która zaliczy debiut pod nowym szkoleniowcem oraz Jagiellonii, która pojedzie na ciężki teren do Gdańska. Jak uczy historia z zeszłego sezonu, to właśnie walka z tymi zespołami może być dla Lecha najistotniejsza. Jakie problemy Bjelica może napotkać z Koroną? Przede wszystkim takie, jakie sam sobie może wygenerować. Mały kłopot może być z lewą obroną po kontuzji Kostewycza, gdzie wystąpić mogą mający jakieś doświadczenie na tej pozycji Gumny, Dilaver lub może w końcu De Marco. Z kolei czerwień i zawieszenie Gajosa poskutkuje powrotem do znanego i lubianego duetu Trałka-Tetteh w środku pola, z którym jednak w Poznaniu nie mają najlepszych wspomnień. No i wreszcie najważniejsze pytanie – jak po stosunkowo długiej pauzie w klubie zaprezentuje się Makuszewski? Jeżeli ponownie będzie motorem napędowym drużyny, Lech raczej może być spokojny o wynik.
Czy Korona wreszcie będzie skuteczna?
Zeszłotygodniowe starcie z Sandecją powinno zakończyć się pogromem i właściwie sami wciąż nie rozumiemy, dlaczego tak się nie stało. Trochę gościom pomógł sędzia, który nie dał kielczanom karnego i nie wyrzucił z boiska Brzyskiego, ale nawet pomimo tego powinni oni zniszczyć swojego przeciwnika. Kiełb, Gardawski, Górski, Soriano i przede wszystkim Możdżeń – oni z Sandecją marnowali sytuacje na potęgę. Korona wygrała więc w najniższym możliwym stosunku 1:0 (bo raz udało się trafić Soriano), ale był to wynik zupełnie nieoddający przebiegu gry. W Poznaniu najprawdopodobniej będzie zupełnie inny mecz, gdzie – żeby myśleć o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej – trzeba będzie wykorzystać każdą okazję pod bramką Putnockiego. A z tym może być problem, bo dotychczasowy bilans strzelecki Korony na wyjedzie to ledwie jeden gol. Cała nadzieja, że Kiełb i Możdżeń będą mieli nieco lepiej ustawione celowniki, zwłaszcza że akurat oni mają w Poznaniu coś do udowodnienia.
Czy Arka wyszła już zza zakrętu?
Początek sezonu gdynian był naprawdę udany, i nawet można w to wpisać odpadnięcie w dramatycznych okolicznościach z FC Midtjylland. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zdobyli przecież Superpuchar, pokonali pierwsza przeszkodę w Pucharze Polski i nie przegrali pięciu pierwszych meczów w lidze. Później jednak ewidentnie zaczęło brakować im paliwa, bo w dwóch ostatnich meczach przed przerwą na kadrę zgodnie zebrali po 0:3 i nawet można było zgadywać, że na drużynę zaczął już działać legendarny pucharowy pocałunek śmierci.
Kiedy jednak przyszła przerwa reprezentacyjna, Ojrzyński i spółka wykorzystali ją w najlepszy możliwy sposób. A przynajmniej na to wskazuje zeszłotygodniowy mecz z Wisłą Kraków. Ależ gdynianie byli napompowani i ależ się to oglądało! W świetnej formie była przede wszystkim ofensywa zespołu, bo błyszczeli Sambea, Nalepa, Piesio, Siemaszko i wchodzący z ławki Jurado. To była Arka w najlepszym wydaniu, jaką zapamiętaliśmy z najlepszych meczów już pod wodzą obecnego szkoleniowca. Jeżeli, podobnie jak na początku sezonu, nie będzie to jedynie chwilowa zwyżka formy, Zagłębie Lubin może mieć w Gdyni poważne kłopoty.
Czy Zagłębie wyjdzie zza zakrętu?
Po bardzo optymistycznym początku sezonu Zagłębie i jego świetnie funkcjonujące 3-5-2 nieco się zacięli. Porażka z bardzo przeciętną Legią i domowy remis z bardzo przeciętną Wisłą Płock to z pewnością nie są wyniki, jak na drużynę, która walczy o najwyższe cele. Tak naprawdę lubinianie – jako zespół – muszą dorównać do poziomu, jaki od początku sezonu prezentuje Jakub Świerczok. Napastnik Zagłębia czuje się w ekstraklasie jak juniorach strzelił pięć goli w ośmiu meczach i jest chyba najlepszym przykładem na to, jak niewiele dzieli ekstraklasę od rozgrywek I ligi. Poza nim swój poziom trzymają też wahadłowi Dziwniel i Czerwiński (kolejny dowód na małą różnicę poziomów), a także – o dziwo – zdecydowanie najlepszy ze środkowych obrońców, Kopacz (jeszcze kolejny dowód). Jeżeli całe Zagłębie osiągnie stabilną, wysoką formę prezentowaną przez piłkarzy sprowadzonych z I ligi, przynajmniej na chwilę wskoczy dziś na pozycję lidera.
Fot. FotoPyK