CO PONIEDZIAŁEK, PAWEŁ ZARZECZNY PODSUMOWUJE TYDZIEŁƒ. Kiedyś znalazłem się w straszliwych tarapatach. Potrzebowałem szybko pieniędzy, na kaucję, żeby nie wylądować w więzieniu, i na adwokata, takie tam. Ale akurat spłukałem się na jakąś zajebistą furę, sportowe volvo. Więc rozsyłam po znajomych esemesy – możesz coś pożyczyć? Furę sprzedam, oddam… Takie teksty posłałem do wielu bogatych przyjaciół (tak myślałem, przyjaciół). Nie odpisał nikt. Poza jednym. Młodziutki chłopak, biedny, na dorobku… Odpisałâ€¦ “Mogę pożyczyć 40 tysięcy. Ale dopiero wieczorem”. Dopiero wieczorem… Bo był w pracy…
I w jednej chwili, dla mnie, wypłacił wszystkie oszczędności. Właściwie wyrzucając je przez okno. Bo ja byłem powszechnie skreślony.
I to był Krzyś Stanowski.
Tak, mój najlepszy uczeń. Od pierwszej chwili.
*
No więc mam niby opisywać swoje cotygodniowe wrażenia, raczej dzienniki, bo każda godzina inne ma futbolowe skojarzenia. Futbolowe – o to Krzyś poprosił. Pierwsze z brzegu – Lampard. Nie zagra na Euro, kontuzja… No to są jaja, po prostu starocie oszczędzają siły dla klubów, z których żyją, dlatego to nasze EURO będzie pewnie we w miarę silnych składach już ostatnim. Ten Lampard (IQ 150, dlatego tak się szybko zmył na wakacje) przypomina mi historię sprzed lat. Gramy z Anglią na Wembley, tamci przez kontuzje padają jak muchy, właściwie murowana “dwójka”, więc raz w życiu stawiam u buka, chyba 50 funtów (zamiast seksu na Soho na przykład), na ekipę Wójcika, Ale dzień wcześniej gra młodzieżówka Janasa. Na odprawie jego asystent Skorża uspokaja zawodników: Anglia słaba, a taki Lampard na przykład, cecha szczególna, nie ma lewej nogi…
No, może i faktycznie nie ma lewej i nigdy nie miał. Ale akurat z lewej walnął nam dwie, przegraliśmy piątką, Wójcik się po tym blamażu posrał i wystawił na Wembley siedmiu obrońców, oczywiście w plecy… W tamtym meczu mieliśmy szansę w pierwszych minutach, wychodziła kontra trzy na jednego (czyli na bramkarza), ale Trzeciak (była taka parodia piłkarza) strzelił, a właściwie poturlał do niego piłkę już z… połówki. Ktoś z nas rzucił zdanie, nawiązujące do słynnej oceny Tomaszewskiego: “Człowiek, który zatrzymał Anglię”, no więc w wersji z Trzeciakiem brzmiała tak: “Człowiek, który rozśmieszył Anglię”.
Co gorsza ten człowiek ośmieszył siebie kolejny raz, kasując z Legii Roberta Lewandowskiego. Ale nad Mirosławem poznęcam się jeszcze niejeden raz, gdyż zbrodnie przeciw futbolowi (i mnie) są nieprzedawnione.
*
Ł»ebyście hejterzy nie myśleli, że myślę tylko o przeszłości… Właśnie zaplanowałem sobie wypad do Stanów, Chyba 25 lipca do Filadelfii na mecz reprezentacji MLS (Z Henrym, Beckhamem, to tacy tamtejsi Lewandowscy), którą poprowadzi mój kumpel od lat Piotrek Nowak, ksywka “Mały”), przeciwko… najlepszej na świecie, now, Chelsea Londyn. Z Lampardem, of course. A trzy dni później machnę się do Vegas, ale nie na ruletę, tylko… zagra tam Real Madryt. Trochę mnie ta eskapada wykończy, ale obejrzeć dwie najlepsze ekipy planety, warto (niestety, piwo w Stanach jest dziadowskie, podobnie jak prezydent chyba). Ale zapowiada się ciekawiej niż wszystkie mecze Podbeskidzia od chwili założenia klubu. A dlaczego nie lubię Podbeskidzia? Bo nie.
*
Podobno 57 procent Polaków nie interesuje się piłka nożną – z dumą obwieściły pracownie badania opinii publicznej, te co się zawsze mylą we wszelkich sondażach. Ale niech tam, 57 procent jest przeciw. Otóż moja pierwsza reakcja – a cóż w tym dziwnego? Przecież 99 procent Polaków nie interesuje się kompletnie niczym. Poza miską. Niczym poza robieniem kupy i kopulacją. Literatura na ten temat jest tak bogata, że nie chce mi się was nawet dołować. Ale wniosek – ci, którzy interesują się piłką, przynajmniej interesują się czymkolwiek.
*
Miałem coś wspomnieć o Campbellu. No więc jedno słowo – cymbał. Nie po to mój wujek walczył w samolotach o Anglię, żeby byle kmiotek stamtąd mógł teraz mnie obrażać. No więc jeżeli nadarzy się okazja, to masz w cymbał. Poza tym czy z Polski wraca się w trumnach? Jak ktoś zna historię, to w trumnach wraca się do Polski. Niedawno brat mojego kumpla, z Wysp, inżynier zabity na budowie. Ten kumpel jest znanym komentatorem piłkarskim i do dziś nie może pojąć, czemu brytyjska policja nie znalazła sprawców i ich nie osądziła. Może Sol Campbell tym by się zajął?
Ale chodzi mi o coś innego. Ł»e świat nie jest czarno-biały.
*
Hyatt. Tam jest baza naszych kadrowiczów na EURO. Mam fajne skojarzenia, bo w tym dokładnie miejscu było moje szkolne boisko, podstawówki nr 98. To znaczy mieliśmy boisko w Morskim Oku, ale piaszczyste, o rozmiarach do piłki ręcznej. Wiec nauczyciel prowadzał nas tam gdzie Hyatt, na ogromny trawnik wielkości Camp Nou, gdzie kopaliśmy od rana do wieczora, rzecz jasna nie robiąc karier, ale spełniając marzenia.
Ci współcześni chłopcy dziś dostają na starcie, tak jak Wolski, marmury i złote klamki. Z takich pieszczochów nic dobrego nie wyrośnie. Idę o zakład.
Aha, a ten nauczyciel, nazywał się Szafarkiewicz, każdego ucznia który ośmielił się spóźnić na mecz lał skakanką. I raz ja się spóźniam, a on, z pianą na ustach, zaraz po laniu: “To ty się smarku spóźniłeś? A ja dziś jechałem do pracy płonącym tramwajem! I krzyczałem: Szybciej! Bo tam dzieci na mnie czekają!”.
Z tego boiska miałem kwadrans na Legię, przez Łazienki, a tam Deyna. Wystarczyło przejść przez dziurę w płocie. Byłem skazany na futbol.
*
Muszę się uderzyć w piersi. Zamiast pójść na mecz z Andorą, wybrałem wizytę w radiu TOK FM, bo… był dwugodzinny program o słynnej “Złotej Jedenastce”, czyli Węgrach z początku lat 50. Aż się zdziwiłem, że ktoś grzebie w takich archiwaliach, ale były to wspomnienia cudne, trzech studentów z Krakowa przygotowało kapitalny reportaż z przeszłości (oczywiście nie omieszkałem ich zjechać, że laurka, dla zasady), no i… nagle prowadząca puściła może dziesięciominutową wypowiedź Romana Kołtonia. O Niemcach, mistrzach świata 1954, tych którzy Węgrów zdemolowali sprawiając największą bodaj sensację w dziejach futbolu… No więc Kołtoń opowiedział tak wiele fascynujących historii, nie tylko o piłkarzach przecież, ale choćby o produkcji telewizorów Telefunken, o odradzaniu się niemieckiej dumy, no w ogóle był to wykład na poziomie uniwersyteckim, ale takim dla doktorantów. Nabrałem do niego szacunku. Tak, to jest człowiek, który jednak wie o czym mówi.
A co do tych Węgrów i Niemców, czemu byli najlepsi, rzekłem tak: w wojnę nikt inny nie grał w piłkę. Anglia? Na sześć lat zawieszone rozgrywki, ze strachu przed bombardowaniami. Więc tamci, spadkobiercy nazi, grali z resztą świata jak z przedszkolakami. I tyle.
*
Na koniec – kupuję wczoraj browar, jak wszędzie w Warszawie ktoś mnie pozdrawia. No i taki kurdupel podchodzi, Panie Pawle, tra ta ta ta, ja jestem z Teddy Boys (i ściąga koszulę i prezentuje na dowód przynależności tatuaż na piersi).
– To już biorą do was takich z wagi lekkiej? – pytam z naturalną szyderąâ€¦
– Waga może lekka, ale noga wysoko chodzi! – i morda mu się śmieje…
No i tak pogadaliśmy chwilę o tak zwanej subkulturze, o Staruchu, o Muranowie, ale o tym następnym razem, i tak się rozpisałem, no, ale to dla Stanka, synka…
*
Aha, jak ktoś chciałby coś ode mnie, albo naubliżać, albo pochwalić – szkoda prądu. Ja mam taką postawę, jak niegdyś mój idol (wow, ilu ich jest, legion), Paul Gascoigne. Przed meczem Anglia – Norwegia na Wembley podszedł do niego reporter zagranicznej telewizji, no, taki Przemek Babiarz. I elegancko pyta: – Panie Gascoigne, czy nie chciałby pan, przed meczem, powiedzieć czegoś norweskim kibicom?
Na to Gazza: – Oczywiście.
– No to prosimy…
– No to odpierdolcie się ode mnie!