40 dni, tyle czasu minęło od ostatniej ligowej kolejki zeszłego sezonu, i tyle czasu musieliśmy egzystować bez naszego największego nałogu – ekstraklasy. Z jednej strony to wcale nie tak długo, ale z drugiej – dla wielu od zakończenia naszej rodzimej Bundesligi upłynęła już cała wieczność. W międzyczasie patrzyliśmy na eliminacje mundialu, młodzieżowe Euro, Puchar Konfederacji, mecze towarzyskie, Superpuchar czy początek europejskich rozgrywek, ale dopiero dziś przyjmiemy podwójną dawkę najsilniejszego i najbardziej zmieniającego ludzką psychikę środka. Dziś bowiem wreszcie rusza ekstraklasa, czyli najlepsza liga w swoim rodzaju. Wisła Płock zagra z Lechią, a Pogoń podejmie Wisłę Kraków.
Dziś jest też taki dzień, kiedy można patrzyć na naszą piłkę z dziecięcą naiwnością. Od ostatnich ligowych zmagań upłynęło na tyle dużo czasu, że spokojnie można było zapomnieć o tych wszystkich niedoskonałościach i ograniczeniach naszych kopaczy. W okresie przygotowawczym, kiedy za często nie ogląda się ligowców w akcji, stosunkowo najłatwiej popuścić wodze wyobraźni. Co więcej, można nawet wmówić sobie, że przez przerwę w rozgrywkach nasi piłkarze – poprzez pracę w pocie czoła – wskoczyli na wyższy poziom, rozwinęli się piłkarsko i wreszcie będą grać na miarę oczekiwań. Do pierwszego kopnięcia piłki wszystko jest przecież możliwe.
Nie zapominajmy też o transferach oraz zmianach na stołkach trenerskich. Przykładowi kibice Lecha mogą się dziś zastanawiać, ilu kozaków znajdzie się w tłumie sprowadzonych piłkarzy, których póki co bardzo ostrożnie wprowadza do zespołu Nenad Bjelica. Kibice Cracovii mogą analizować, jak mocno na piłkarzy wpłynie Michał Probierz, i jak szybko będą widoczne efekty jego pracy. W kontekście Legii można rozważać, czy Sadiku i Hildeberto zbliżą się do poziomu prezentowanego przez Vadisa oraz czy Krzysztof Mączyński zbliży się do swojego poziomu z reprezentacji. A najpiękniejsze jest to, że przed pierwszym gwizdkiem wciąż można się łudzić, że odpowiedzi na te wszystkie pytania będą pozytywne. Później być może nastąpi brutalne zderzenie z rzeczywistością, ale – no właśnie – z naciskiem na być może. A być może jakimś cudem rzeczywistość okaże się inna, lepsza. Na tym właśnie polega całe piękno przerwy pomiędzy sezonami.
Dzisiaj o 18 wszystkie oczy będą skierowane na Płock, gdzie miejscowa Wisła zagra z Lechią. I właściwie można czuć coś w rodzaju deja vu, bo dokładnie rok i jeden dzień temu przywitaliśmy ligę na tym samym stadionie, i z tymi samymi drużynami. Tym razem jednak gospodarzy nie poprowadzi Marcin Kaczmarek, który w przedziwnych okolicznościach rozstał się z klubem tuż przed startem nowego sezonu. Lechia z kolei przyjedzie do Płocka bez pięciu ważnych zawodników, którzy przed 40 dniami zagrali z Legią w Warszawie – Borysiuka, Sławczewa, Peszki, Wolskiego i Vitorii. W zeszłym roku skończyło się sensacyjnym 2:1 dla Wisły i jedno od tego czasu się nie zmieniło – powtórka z rozrywki znów byłaby sensacją. Ale oczywiście – jak to w piłce – wszystko jest przecież możliwe, zwłaszcza w kontekście formy piłkarzy Nowaka prezentowanej poza Gdańskiem…
Z kolei o 20:30 swój debiut na ławce trenerskiej Pogoni zaliczy Maciej Skorża, i to w meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi, z którym święcił największe sukcesy w karierze. W Pogoni zadebiutuje też ściągnięty prosto z Wisły Łukasz Załuska, więc o Portowcach wreszcie będzie można powiedzieć, że będą grali z bramkarzem. No i jesteśmy przy tym cholernie ciekawi, jak tych, mających niemały potencjał piłkarzy poukładał w okresie przygotowawczym Skorża. Inna sprawa, że Wisła to także niewiadoma, bo ciężko przewidzieć, jak będzie się prezentować bez Mączyńskiego, i z wieloma ściągniętymi obcokrajowcami. Ale też Kiko Ramirez już pół roku temu udowodnił, że ma oko do piłkarzy i przede wszystkim potrafi do nich dotrzeć.
Dwa mecze i mnóstwo dodatkowych smaczków. Nowe rozdanie, w którym wszystko może się zmienić – kto inny może bić i kto inny może być bity. A przy tym wciąż dominuje nadzieja, że obejrzymy dwa dobre mecze i utwierdzimy się w przekonaniu, że warto było niecierpliwie czekać przez te 40 długich dni. Tak czy inaczej – ekstraklaso, naprawdę cieszymy się że wróciłaś!
Fot. FotoPyK